Przejdź do treści

Lech Ordon od aktorskich Perełek

Tomasz Miłkowski żegna Lecha Ordona na swoim blogu: http://takinawyk.dziennikarzerp.org.pl/lech-ordon-aktorskich-perelek/

W podwarszawskich Załuskach zmarł 21 października LECH ORDON (ur. 24 listopada 1928 w Poznaniu). Tak naprawdę sam nie wiedział, kiedy się urodził, bo podczas wojny ojciec zmienił mu datę urodzenia, aby w ten sposób uchronić syna przed niemieckim nakazem pracy. Nakazu nie uniknął, młody Lech pracował przy produkcji niemieckich myśliwców, ale zamieszanie z datą urodzin pozostało. Prawdopodobnie więc dożył 90. roku życia.

Należał do cenionych aktorów komediowych, chociaż zdarzały mu się role poważne i to grane z sukcesem jak groźny Schulz w „Niemcach” Leona Kruczkowskiego, telewizyjnym spektaklu Kazimierza Dejmka (1969). Ale jego żywiołem była komedia.

Obdarzony naturalną vis comica wzmacniał tę siłę biegłością warsztatową. Uważał się za ucznia Zelwerowicza i Schillera, cenił tzw. starą szkołę. Grywał zwykle role drugiego planu albo epizody, tworząc wspaniale tło dla głównych protagonistów. Czasem wychodził na czoło jak choćby w popularnym swego czasu cyklu telewizyjnych „Bajek dla dorosłych”, gdzie występował w roli Króla.

Zawsze budził żywiołową sympatię, doprowadzał publiczność do płaczu jako niezrównany Perełka z „Zemsty”. Życzliwy ludziom, uśmiechnięty, nie opuścił w swoim ukochanym Teatrze Polskim żadnej premiery. Widać było, że nie umie żyć bez teatru. Jeszcze 10 lat temu można było go spotkać jako aktora na scenie w tym teatrze. Zaczynał w Łodzi, ale od 1949 roku związał się z Warszawą, kolejno z Narodowym, Współczesnym, Ateneum i właśnie Polskim,

Chętnie brał udział w rozmaitych zdarzeniach wspierających Dom Aktora w Skolimowie, spotkaniach artystów, jak choćby w zorganizowanym przez Klub Krytyki Teatralnej przed 15 laty „Zlocie Hamletów” w warszawskim Domu Dziennikarza (21 października 2002, na zdjęciu z red. Zofią Sieradzką).

– Czego ja nie grałem! Poza rurą od pieca grałem chyba wszystko – mówił przed laty w rozmowie z Krzysztofem Lubczyńskim. Rzeczywiście zagrał bardzo wiele – w około 100 filmach, m.in. w „Żonie dla Australijczyka” czy „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”. Jego ostatnim filmem były „Listy do M” (2011). W teatrze wystąpił w ponad stu wcieleniach, kilkadziesiąt razy w teatrze telewizji i kilkaset razy w teatrze radiowym. Dorobek imponujący, któremu zawsze towarzyszyła życzliwość widzów. Marzył o zagraniu Colasa Breugnon z powieści Rolanda. Ale to marzenie się nie ziściło. Chociaż… był Colasem w życiu codziennym – zawsze pełen optymizmu i nadziei, już nie tak silnej po śmierci ukochanej żony. Brakować będzie jego wyrozumiałego uśmiechu.

– Niech pan napisze, że pierwsza rólkę Fredrowską zagrałem ponad 60 lat temu [to był Lokaj w „Panu Jowialskim” w reżyserii Henryka Szletyńskiego, 1947] – Perełka to mój dziesiąty Fredro. Ja jestem z Fredry – mówił do mnie zachwycony, że Jarosław Kilian obsadził go w swojej „Zemście” (2008).

Napisałem.

Tomasz Miłkowski

Leave a Reply