Przejdź do treści

Inna para butów

Tomasz Miłkowski o premierze musicalu „Kinky Boots” w Teatrze Dramatycznym m. st. Warszawy w reżyserii Eweliny Pietrowiak i… pielgrzymce Radia Maryja:

Przypadek sprawił, że w tym samym czasie, kiedy odbywała się w warszawskim Teatrze Dramatycznym premiera musicalu „Kinky Boots”, ruszyła pielgrzymka Rodzin Radia Maryja. Każda impreza w innych butach.

Nie wiem, w jakich butach podążali do celu pielgrzymi. Domyślam się, że powinny być wygodne, aby nie dorobić się bąbli albo i poważniejszych kontuzji. Butów jednak nie da się pominąć w przygotowaniach do wędrówki, tak jak butów nie mogą lekceważyć drag queen, bohaterki wspomnianego musicalu, jako narzędzia uprawianego przez nich zawodu. Rzecz jednak nie tyle w butach, ile w nieprzenikalności obu światów. Kiedy posłuchać słów, jakie płynęły podczas pielgrzymki z ust kaznodziei i zestawić je z przesłaniem musicalu, okaże się, że uczestników tych dwóch równoległych zdarzeń dzieli niemal wszystko. Jakby żyli w innych światach, w innych epokach, poruszali się w odmiennych i nieprzechodnich środowiskach. I choć porównywanie pielgrzymki ze spektaklem może wydać się ryzykowne, to ostatnimi laty stało się mniej ekstrawaganckie. Coraz częściej zdarzenia publiczne, uroczystości, także religijne są analizowane w kategoriach widowiskowych. Co więcej, często okazuje się, że to artyści lepiej odczytują potrzeby człowieka, jego niepokoje i nadzieje niż politycy, moraliści czy uczeni.

Z homilii jednego z dostojników Kościoła wygłoszonej w Częstochowie, dowiedzieć się można było, że wszystkiemu

winne są media

To one zawodzą, a zwłaszcza wymieniany z imienia TVN i im podobne. Sączą w duszę narodu jad, upowszechniają antywartości, szkodzą i zatruwają atmosferę. Ojciec Dyrektor dziwował się w swoim wystąpieniu, że są jeszcze i to nie tak znowu nieliczne spółki, i to państwowe, które tym złym mediom wciskają pieniądze na reklamy, a tym samym podtrzymują żywot narzędzi złych mocy. Pytał Dyrektor, jak to możliwe, żeby prezesi tych spółek tak lekkomyślnie obdarowywali złe media i sugerował, że może warto się tym prezesom przyjrzeć, może by ich zmienić, przypomnieć komu winni służyć: „Czy to jest dobrze? – pytał. – Czy to jest dobra zmiana? Kto to robi? Jak tacy są ci w tych spółkach szefowie, to trzeba ich zmienić” (cytuję za „Dziennikiem Zachodnim”).

Ten ton połajanki najwyraźniej udzielił się biskupowi kaliskiemu, który snuł opowieść o niebezpieczeństwie, czyhającym na polskie społeczeństwo, które powinno być jednolite (życie poczęte, małżeństwo, rodzina itp., ta sama co zwykle mantra), a nie podzielone, a tymczasem ulega złym wpływom, które roznieca

chory pluralizm

Biskup senior z diecezji kaliskiej Stanisław Napierała wskazywał więc na „chorych pluralistów”, także w świecie mediów: „pluralizm został zainfekowany ideologią liberalizmu, oderwano go bowiem od Stwórcy, od obiektywnych norm moralnych i etycznych, w imię pluralizmu zaczęto stawiać na równi zło z dobrem, kłamstwo z prawdą, piękno z brzydotą (…). Dzisiaj zło w najrozmaitszych formach i wynaturzeniach jest powszechnie akceptowane, jest zrównywane z dobrem i legalizowane, dlatego że przedstawiane jest właśnie jako przejaw pluralizmu”. A Ojciec Dyrektor komentował: „Jeden duch i jedno serce. Nie można dać się podzielić, a oni nas dzielą i dzielą. Pluralizm uprawiają, o którym mówił ks. bp Stanisław. Pluralizm wielki, dzielić i dzielić”.

Rzecz wielce osobliwa. Pluralizm odmieniany przez wszystkie przypadki był przecież w schyłkowych latach PRL podstawą zbliżenia demokratycznej opozycji i liberalnie zorientowanych działaczy partyjnych. Pluralizm – jako zaplecze ideowe – legł u podstaw budowy okrągłego stołu i porozumienia. Dzisiaj okazuje się, że nie tylko ten mebel stary, ale też idea zużyta niby wyżęta ścierka. Jak pokrętną i daleką drogę odbyła część byłej opozycji demokratycznej i dostojników Kościoła ongiś pluralizmowi sprzyjających, że dzisiaj zagrzewają do odrzucenia pluralizmu i to z towarzyszeniem listów gratulacyjno-dziękczynnych pana prezydenta i pani premier i w obecności połowy rządu, z aprobatą wysłuchującego tego typu refleksji.

Tak tedy w pielgrzymich butach pod Jasną Górą Rodziny Radia Maryja spotkały się, aby dekretować zamknięcie wspólnoty katolickiej na każdego innego, inaczej myślącego. Kto nie z nami, ten przeciwko nam, żadnych ustępstw, żadnego dialogu.

Zupełnie

inne buty

zakładają artyści Teatru Dramatycznego. Zakładają nie tylko podczas spektaklu, bo – co warte zauważenie – ekipa musicalu „Kinky Boots” wzięła udział w warszawskiej Paradzie Równości, dając wyraz swojej sympatii ze środowiskami LGBTQ i otwartości na każdego człowieka, który chce żyć wedle własnego wyboru. Pielgrzymka Rodzin Radia Maryja, mimo że odbywała się na świeżym powietrzu, niosła Polsce zaduch, musical „Kinky Boots”, mimo że wystawiany w murach teatru, tchnął świeżym powiewem, choć prawdę mówiąc, niczego nie odkrywał, o czym nie byłoby wiadomo. Tolerancja, otwarcie, swoboda myślenia i tworzenia to przecież kanon wartości podstawowych.

„To świetna historia – mówiła o tym musicalu jego reżyserka Ewelina Pietrowiak. – Nie jest to typowy romans, choć nie brakuje – w tle – historii miłosnych. To historia o tolerancji, akceptacji, o tym, że nie wolno nam oceniać człowieka, opierając się na powierzchownym jedynie wrażeniu. Czasami może się okazać, że przyjaciel to ktoś niespodziewany, kogo byśmy o tę przyjaźń nie podejrzewali”.

Scenariusz oparty jest na prawdziwej historii. Początkowo zainspirowała brytyjskiego reżysera Juliana Jarrolda, który 12 lat temu nakręcił na jej podstawie film, w Polsce pokazywany pod niezbyt fortunnym tytułem „Kozaczki z pieprzykiem”. Po kilku latach (2012) wróciła do niej topowa amerykańska wokalistka Cyndy Lauper (muzyka i słowa piosenek) i napisała swój pierwszy musical, który okazał się przebojem. Najlepszym tego potwierdzeniem jest 6 wyróżnień Tony za najlepszy broadwayowski spektakl muzyczny. Od tego czasu musical krąży po całym świecie, a teraz zawitał do Teatru Dramatycznego.

Historia nie jest skomplikowana. Charlie Price, namawiany przez ojca do przejęcia rodzinnej fabryki obuwia, wykręca się i wraz z narzeczoną zamierza szukać szczęścia w Londynie. Niespodziewana śmierć ojca sprawi, że staje oko w oko z kłopotami właściciela – okazuje się, że nikt już porządnych butów firmy „Price i syn” nie chce kupować. Zanosi się na bankructwo, ale dzięki przypadkowemu spotkaniu z Lolą, przebojową londyńską drag queen, odkrywa rynkową niszę. Postanawia produkować ekscentryczne, seksowne buty dla drag queen, a Lolę vel Simona nakłania, aby został/ła jego projektantką. Współpraca nie jest łatwa, prowincja reaguje na transwestytę jak to prowincja, a i sam Charlie nie jest wolny od uprzedzeń. A jednak Charlie i Simon potrafią odnaleźć się we wspólnej pracy i przyjaźni.

Wygląda to na powiastkę edukacyjną z morałem, ale dzięki błyskotliwym dialogom, muzyce i piosenkom to nieskrywane

pozytywne przesłanie

nie zamęcza dydaktyzmem. Więcej nawet – to przesłanie publiczność przyjmuje z ulgą, uwolniona wreszcie od natrętnej retoryki rozmaitej maści naprawiaczy świata, którzy wciąż pouczają i straszą ludzi odmiennie myślących. Finałowa piosenka, manifest wolności i samoakceptacji, łączy emocjonalnie scenę i widownię. A najważniejsze, że spektakl grany jest z porywającą energią i pełnym profesjonalnym przygotowaniem.

Na pierwszym planie błyszczy Krzysztof Szczepaniak, aktor obdarzony wieloma talentami, umiejętnie pielęgnowanymi pod skrzydłami Teatru Dramatycznego: wrodzonym poczuciem komizmu, bezbłędny ruchowo i wokalnie. Już samo jego wejście na scenę elektryzuje widownię, a potem każde pojawienie się obiecuje niespodzianki. Lola występuje z towarzyszeniem swoich Aniołków – to czwórka aktorów, niektórzy są jeszcze studentami Akademii Teatralnej (Kamil Mróz, Kamil Studnicki, Jakub Szyperski, Mirosław Woźniak) – którzy wcielają się w kwartet wokalno-taneczny drag – wszyscy z fenomenalnym wyczuciem formy i prawdy. Równie udane są role załogi firmy obuwniczej na czele z Mateuszem Weberem (Charlie), który przekonująco ukazuje duchowe rozterki bohatera, a w partiach wokalnych nie ustępuje Loli, i roztańczonym Mariuszem Drężkiem jako majstrem.

Idealne zgranie całego zespołu, partii wokalnych i tanecznych, precyzyjna scenografia świetlna, wykorzystanie przestrzeni, która płynnie zmienia charakter w zależności od drobnych detali – wszystko to sprawia, że mamy do czynienia z produkcją świetnie naoliwioną, działającą niezawodnie, która ma przynieść oczekiwany przez wszystkich finał. Popatrzcie: jednak im się udaje. Nie powinno, tyle było przeciwności, ale jednak to możliwe, jeśli tylko zdobędziesz się na to, aby zaakceptować kogoś innego od siebie. A to zupełnie inna para butów.

Tomasz Miłkowski

KINKY BOOTS na podstawie scenariusza Geoffa Deana i Tima Firtha do filmu „Kinky Boots”, wytwórni Miramax, autor libretta Harvey Fierstein, muzyka i słowa Cyndi Lauper, tłum. libretta i tekstów piosenek Michał Wojnarowski, reż. Ewelina Pietrowiak, scenografia Aleksandra Gąsior, choreografia Paulina Andrzejewska, kier. muz. Urszula Borkowska, przygot. wokalne Anna Grabowska, reż. świateł Łukasz Różewicz, kier. produkcji Ewa Słobodzianek, Teatr Dramatyczny, Scena im. Gustawa Holoubka, premiera 7 lipca 2017

Leave a Reply