Przejdź do treści

21. Festiwal Szekspirowski, czyli teatralna uczta nie tylko lubelskiej krytyczki

Anna Rzepa-Wertmann prezentuje program 21. Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku (28 lipca-6 sierpnia):

Część pierwsza: Światowe przysmaki dla wytrawnego teatromana

Najświętszy i najważniejszy czas dla każdego maniaka teatralnego: dziesięć dni pomiędzy ostatnim piątkiem lipca a pierwszą niedzielą sierpnia włącznie – innymi słowy Festiwal Szekspirowski! Tego roku od 28 lipca do 6 sierpnia wszystkie drogi tych, którzy w słowach Williama ze Stratford upon Avon szukają piękna i mądrości, już po raz 21. będą wiodły do antracytowego gmachu przy Bogusławskiego 1. Czasem w zupełnie inne miejsca, lecz zawsze w poszukiwaniu dobrego teatru, znakomitego aktorstwa, niezapomnianych spektakli.

Postanowiłam opowiedzieć Wam o tym, na co czekam, ostrzę sobie pióro, wrażliwość i wyobraźnię. Dlaczego warto tłuc się dziesięć godzin w pociągu z drugiego krańca Polski, po co cała ta rejterada? Anoć po to, by wspomnienia smakołyków i łakoci teatralno-scenicznych miały swoje miejsce w „Pałacu Pamięci”, były akumulatorami radości i dobrych wspomnień, gdy codzienność zacznie nas zbyt nachalnie stroić w stale, czernie i popiele Rzeczywistości! Zamierzam zaprosić was na teatralną ucztę, swoisty światowy festiwal smaków teatralnych.

Titus Andronicus po kantońsku

Dawno temu jedna z moich życiowo zawodowych mentorek, R.I.P. redaktor Krystyna Kotowicz, opowiadała nam szczawiom nowicjuszom o teatrze chińskim. Ze wszystkich sześciu chińskich urzędowych języków (Xiang, Min, Wu, Baihua, Mandarin i Canton*) zachwycała się właśnie kantońskim, nazywając go żywą ekspresją sceny i życia. Czekałam całe 15 lat, by móc przekonać się o prawdziwości tej opinii. W sobotę 28 lipca spełni się jedno z moich życiowych marzeń, na dodatek od razu w Master Class Version: „Titus Andronicus 2.0” w inscenizacji Tang Shu-wing Theatre Studio (na zdj.)! Czytając 1 czerwca zapowiedź „Macbeth.馬克白*, który gościnnie wystawiano na scenie TR Warszawa, lekko pozazdrościłam tym, którzy to zobaczą. Dobę później przyszła informacja: niezmanipulowany szkocki than, a chory na władzę, pomstę i ambicję rzymski wódz. Najkrwawszy i najbrutalniejszy dramat Willa miast jednego z trójcy ulubionych. No cóż, przyznam się bez bicia – lubię takie wyzwania! Poza tym Tang Shu-wing jako aktor, twórca, reżyser to dla mnie „terra incognita”. Nazywają go „Alchemikiem teatru minimalistycznego”.

Urodzony w Hongkongu pozostał mu wierny twórczo i prywatnie. Po skończeniu studiów teatralnych na paryskiej Université de la Sorbonne Nouvelle, dopełniwszy owe stażem scenicznym w paryskim Ecole de la Belle de Mai, Tang Shu-wing zadebiutował reżysersko dramatem Georga Buchnera „Woyzeck”. W 1992 wrócił do Domu i Ojczyzny, cztery lata później założył No Man’s Land Theatre Company. W roku 1997 zadebiutowali*„Three Women in Pearl River Delta(1997, w reżyserii Tang Shu- wing i Jima Chim)” – czarną komedią o dwóch wrogo usposobionych do siebie skazańców. Była to pierwsza część „Life and Death Trilogy” („Millenium Authopsy” oraz „My Murder Story”, obie premiery z roku 1999)*. Owe trzy spektakle szybko ugruntowały Jego pozycję jako teatralnego minimalisty. Skupionego na rytmie i melodyce tekstu, sile i emocji słowa, pracy z ciałem, energią i uczuciami. Język poprzez opowieść staje się nie tylko środkiem, lecz istotnym narzędziem, swoistym wrzecionem, za którego pomocą aktor snuje nić ze słów, rzucając ją później na widownię, szukając kontaktu, relacji, porozumienia, dialogu.

W 2009 roku No Man’s Land stała się Tang Shu-wing Theatre Studio. Niedługo potem w Hong Kongu premierę miał „Titus Andronicus 2.0”. Minimalistyczny teatralny majstersztyk na siedmioro aktorów, puściutką scenę, świetlne bliki. Wszystko zawarte w rytmie i melodyce języka, sile i natężeniu głosu, ekspresji i plastyce ciała – reszta to wyobraźnia, empatia i emocje widzów.

Nie jest „teatr popularny, prosty, łatwy, miły” – o nie! Stawia się na widza, dla którego spektakl jest przygodą intelektualną, przyczynkiem do zatrzymania się, wyłączenia się z codziennego pędu, hałasu, jazgotu, natłoku, namysłu, rozmów. Gdyby Alfred Hitchcock w jakiś sposób się zmaterializował, z miejsca stałby się zaprzysięgłym wielbicielem Tang Shu-winga. Jego metody na budowanie napięcia, plecenie słowno-energetyczno-emocyjnej sieci pomiędzy Sceną a Widownią.

Przy okazji premiery Tang Shu-wing powiedział w rozmowie z Yuxia Jiang słowa, które są esencją jego Teatru- niech będą one puentą mojej zachęty:

In working on theater, I have discovered that this art form is the most direct and total expression of all that a human being is,(…)The more I do theater, the more I become spiritual. I am clear that the purpose of life is self realization. Theater just confirms this belief”* .

Akiya Henry, czyli thanine Macbeth, jakiej kino jeszcze nie widziało…!

Na początku w sensie dosłownym był obraz, a raczej zdjęcie – niezwykłe, urokliwe, tajemnicze. Dwoje ludzi szekspirowską nocą wtulonych w siebie, szczęśliwych, zamotanych w pościel. Dookoła podłoga z pięknych surowych desek, całość zatopiona ( jak się okazało niedługo, nie było to bez znaczenia!) w północnym świetle przefiltrowanym przez kobaltowy filtr. Nic więcej, poza stylizowanym napisemMacbeth”, który, oczywiście, sprowokował teatralnofilmowe śledztwo krytyczki teatralnej, krytyka filmowego, przeszukania sieciowych baz danych, budząc ciekawość i dwa telefony. (Bowiem mowa tutaj o plakacie filmowym czyli – zwąc nowocześnie – movie poster). Dwadzieścia minut później wykrzyknęliśmy unisono „Monkman!” – tak oto rozwikłała się następna z moich przyszło-gdańskich niespodzianek.

Kit Monkman znany jest bardziej jako performer, autor instalacji, spec od komputerowych F/X-ów (dla niewtajemniczonych: efektów specjalnych), czasem scenarzysta. Od debiutu kinowego w czerwcu 2007 („The ChTristmas Miracle of Jonathan Toomey” w reżyserii Billa Clarka*), ma na koncie tylko 4 filmy. Ostatnim jak na razie jest „Mackbeth”, który przedpremierowo zostanie pokazany 30 lipca 2017 r. w Nurcie Głównym XXI Festiwalu Szekspirowskiego.

Stworzony wespół z trójką przyjaciół i współpracowników (Thomasem Mattinson, Judith Buchanan oraz Tomem Wexlerem; dwoje pierwszych jest też współscenarzystami), jest nietypową adaptacją w pełni wykorzystującą wszelkie możliwe „zabawki operatorsko-montażowe”. Po pierwszych londyńskich i nowojorskich pokazach przedpremierowych słynne butlowo–mszasto-zielone ekrany scenograficzne obrosły już niejaką legendą. Jakoż to GSP Studios reklamuje nowy film Kita Monkmana? Macbeth as you’ve never seen it before”; hmmm Kino podąża ściśle za postępem techniki i cyfryzacji, wręcz coraz ściślej współpracując z naukowcami i programistami. Niektórzy za tym przepadają – niżej podpisana nadal jednak woli to prawdziwe, z duszą, kamerą z taśmą, rzeczywistym planem i dekoracjami.

Jednak czekam na ten obraz i cieszę się wręcz jak dziecko na Gwiazdkę. Powodem jest owa przepiękna czarnoskóra aktorka z plakatu. Zwie się Akiya Henry, zjawiskowo-niebanalna uroda to

jeden z naprawdę wielu jej atutów. Silny, mocny, szeroko-skalowy: od gospelowego altu poprzez jazzy swing po operowy mezzosopran liryczny. Prezencja i spojrzenie właściwe „Hard Woman to Take”; takich damom raczej podpadać i w drogę wchodzić nie należy. Jak gdyby ktoś spolaryzował w jednej postaci młodsze wersje Meryl Streep i Ellen Barkin, doprawiwszy dzikością i charakterem Pantery zwanej Grace!

W kinie gości dość rzadko, wręcz sporadycznie, za to na scenach teatralnych…! Pozwolę sobie na małą wyliczankę: Bristol Old Vic, RSC, Shakespeare’s Globe, Royal National Theatre, NYMT, Yung Vic Theatre, Bush Theatre…

Moth, Hermia, Olivia, Valeria, Miranda czasem stająca się Antonio, Hero, od niedawna szalona Medea...* Niedługo do tej listy dołączy dumna, charakterna, nad-ambitna Lady Macbeth...

Święte Wiedźmy w sari wirujące w hipnotycznym rytmie ragi…

Jednego jestem pewna: nigdy dotychczas nie było mi dane przeżyć tak niezwykłego doświadczenia, jak balansowanie wrażliwością widza na pograniczu hipnotycznego skupienia, mistycyzmu, połączenia teatru i duchowości. Dokładnie taki jest „sposób na teatr” grupy teatralnej Kalyani Kalamandalam, działającej pod wodzą Santanu Das od 1995 roku we Wschodnim Bengalu.

Dawno, dawno temu nasz studencki pedagog – nieoceniony profesor Tomasz Strzembosz – wbijał nam do łepetyn (w zakresie zajęć z prasoznawstwa i analizy źródła historycznego!), iż słowa to nie tylko ciąg liter połączony w całość. To przede wszystkim ukryte wewnątrz sensy, podteksty, wrażenia, siła i energia. Jeśli mam do czynienia z tak egzotycznym językiem, jak bangla, trudno nie wziąć sobie tej nauki do serca i nie oprzeć się na analizie; ciekawe, co kryje się pomiędzy tymi urokliwymi literami podobnymi do wykwintnego ornamentu…?

Kalyani to nie tylko ich rodzinne miasto, lecz także bengalska forma imienia Parvati – hinduskiej bogini zmysłowości, piękna, obfitości i poświęcenia. Inne znaczenie Kalyani to melakarta raga – bodaj czy nie najważniejszej ragi w hinduskim skali Karmatik.

Kalamandalam w wolnym tłumaczeniu oznacza przemianę, rozwój, przeobrażenie w sensie intelektualno-duchowo-artystycznym.

Przebrnąwszy przez gąszcz (dzięki wam Koledzy z roku, którzyście z racji zawodu obieżyświatami i globtroterami, dobrze mieć wsparcie profesjonalistów!) analizy, obejrzałam na nowo zapis wideo spektaklu. Teraz na wtorkowe popołudnie 1 sierpnia czekam dużo bardziej niecierpliwie. Santanu Das bowiem reżysersko przefiltrował świetnie znany mi tekst Willa przez dziedzictwo i kulturę Bengalu. Wysączył z sensów i podtekstów cały dynamizm, napięcie, szaleństwo, ekspresje. Osadził w iście hipnotyczno-transowym rytmie rytualnych bębenków; każdy najmniejszy gest czy ruch nabierają zupełnie innego (dużo istotniejszego!) znaczenia. Dostać taki prezent sceniczny od Losu to dopiero jest coś, nie sądzicie…?!

Rest in progress” czyli tytułem podsumowania….

Ukraiński „Hamlet, Dramma per Musica” z Teatr Muzyczno-Dramatyczny W Iwano-Frankiwsku, którego wyreżyserował Rostyslav Derzhypilsky. W tłumaczeniu i dramaturgii Juriya Andruchowycza. Niesamowitymi perukami i kostiumami zaprojektowanymi przez Lesię Golovach. Nade wszystko jednak muzycznie – a to na Szekspirowskiej Scenie nieodmienne mnie wabi…

No i arcyrzadko inscenizowana „Miarka za miarkę”, wynik artystycznej współpracy moskiewskiego Teatru Puszkina i londyńskiego Cheek by Jowl – „artystyczne dziecko” Declana Donnellana. Przenikliwa, szalona, nieco klaustrofobiczna wizja totalitaryzmu, upadku autorytetów, norm, obyczajów; anarchia i libertynizm miejscami, semantyką i znaczeniami z Wolnością zamienione…

Na koniec mam zagadkę, nie zaprzeczę dosyć przewrotną… Otóż w tym roku na gdańskiej scenie przy Bogusławskiego 1 zagości pewien Twórca (nie ukrywam, iż mój wybitny anty-faworyt…!).

W kwestii swoich motywów i pomysłów na inscenizację chyba najukochańszego mojego szekspirowskiego dramatu miał do powiedzenia „Tylko Tyle i Aż Tyle…”:

The time we live in calls for a new Hamlet, indeed, just like any other time, for that matter. We might be surprised only by the simultaneity of theatrical speech that does not call to account, a form that converts into the governance and morale of a different script. Neither the issues of duality of power, nor its political mechanisms, or repeating of the images of the crime, or remorse after the sin, or different forms of madness evoked by internal or external forces, or metaphysical pain caused by the lack of love… Nothing is as alien to us anymore that we would not come to think we have seen, experienced, lived, or rather survived it someplace already”.

Spuentuję to tako: pożyję, nad-uważnie obejrzę, przemyślę, przeanalizuję, postaram się odnieść…

*https://www.britannica.com/topic/Chinese-languages

*https://www.aict.art.pl/2017/06/01/makbet-馬克白-spektakl-goscinny-w-tr-warszawa/

*https://books.google.pl/books?id=N8R1CwAAQBAJ&pg=PT475&lpg=PT475&dq=No+Man’s+Land+Three+Women+in+Pearl+River+Delta+(1997)&source=bl&ots=AwqLFLhJQe&sig=V89aKWP6pxNLIN8pBoElZ-duL-Y&hl=en&sa=X&ved=0ahUKEwjkqcfC7YHVAhVFEJoKHRqzDk8Q6AEIKTAB#v=onepage&q=No%20Man%E2%80%99s%20Land%20Three%20Women%20in%20Pearl%20River%20Delta%20(1997)&f=false

New York Chichester West Sussex 2016, page

https://books.google.pl/books?id=N8R1CwAAQBAJ&printsec=frontcover#v=onepage&q&f=false

*https://studylib.net/doc/8190164/backstage-with-tang-shu-wing-s-revenge-masterpiece–jiang

„(…) w pracy scenicznej odkryłem, iż właśnie ta forma sztuki najdokładniej i najbardziej całkowicie jest w stanie oddać (unaocznić) całą ekspresję ludzkiego istnienia,. Im bardziej realizuję się w teatrze, tym bardziej staję się uduchowiony. Jestem wpełni przekonany o tym,ż głównym celem ludzkiego życia winna stać się samorealizacja. Teatr tylko utwierdza mnie w tym mniemaniu.(…)”

*http://www.unitedagents.co.uk/akiya-henry

Leave a Reply