Przejdź do treści

BAL, czyli Apokalipsa

Za tydzień, 8 czerwca w warszawskim Teatrze Polskim zobaczymy BAL W OPERZE Juliana Tuwima w reżyserii Lecha Raczaka i Darii Anfelii ze scenografią Piotra Tetlaka i muzyką Pawła Palucha. Spektakl powstał w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim i był jednym z akcentów jubileuszu 70-lecia sceny.

O tym przedstawieniu specjalnie dla „Yoricka” mówi dyrektor naczelny i artystyczny teatru JAN TOMASZEWICZ. Wkrótce w „Yoricku” obszerniejsza rozmowa z artystą.

 

TOMASZEWICZ – Nie wyobrażam sobie tego przedstawienia w innej scenografii – tandem Raczak-Tetlak sprawdzał się tyle razy, artyści rozumieją się doskonale. Prawdę mówiąc, czekałem na ten spektakl, byłem pewien, że kiedyś Raczak podejmie próbę przeniesienia poematu Tuwima na scena. Planowaliśmy to z Lechem od półtora roku i mogliśmy to zrealizować w listopadzie ubiegłego roku, Tak się złożyło, że wybory parlamentarne miały miejsce w październiku i część widowni przyjęła spektakl jako rodzaj komentarza do wyborów. Ale to przypadkowa zbieżność wydarzeń.

MIŁKOWSKI Nim jednak doszło do premiery w Gorzowie miała miejsce wcześniejsza premiera w Łodzi, przygotowana przez ten sam zespół – mam na myśli reżyserów i scenografa.

– Tamto przedstawienia nie do końca usatysfakcjonowało Lecha, jeszcze nie wszystko miał wtedy przemyślane tak, jakby chciał. Ja też trochę inaczej postrzegałem Tuwima. Tuwim jest autorem, który w swojej dramaturgii wykorzystuje silnie rytm, nawet czasem lamie logikę gramatyki i nagina ja tak, aby podkreślić muzyczność. Dlatego naszemu spektaklowi towarzyszy muzyka na żywo. Zresztą wiele tekstów Tuwima pojawia się w popularnych piosenkach, właśnie za sprawą ich wewnętrznej muzyczności.

Trudno jednak uciec od silnego ładunku krytyki społecznej, obecnej w BALU W OPERZE.

– Nie uciekamy od Tuwimowskiego IDEOLO. Po wyborach w Polsce okazało się, że pewna grupa społeczna bawi się pod pięknym żyrandolem, takim, jak tutaj siedzimy [a siedzieliśmy w warszawskim hotelu Sheraton] i przychodzi druga grupa z przedmieść Warszawy i okolic i zaczyna mówić, że jest inaczej, że może być coś innego, że my też mamy coś do powiedzenia i też mamy rację.

Tuwim wiecznie żywy?

– Nie wiem, czy Tuwim jest wiecznie żywy, ale coś w nim jest, a tekst poematu nadaje dyscyplinę aktorom w tym spektaklu. Tak to zostało ułożone w tym przedstawieniu,m który trwa godzinę i dziesięć minut, że każdy element ma swoje miejsce i nic nie może wypaść, bo posypie się cała konstrukcja.

BAL W OPERZE nie jest utworem sympatycznym… Nie wygląda na szczególnie przyjemny prezent na jubileusz. A jednak sprawili sobie państwo właśnie taki prezent. Dlaczego?

– Uważam, że należy rozmawiać o naszej rzeczywistości. Komu się podoba rzeczywistość, niech pan powie? Nikomu. Ale ja chciałbym rozmawiać. Na spektakl zaprosiłem naszego ordynariusza, biskup Tadeusz Lityński powiedział, że będzie. Na wszelki wypadek uprzedziłem, że w końcowej piosence nie padają mile dla ucha słowa. Na to powiada biskup: Ale ja przecież dobrze znam „Bal w operze” i dlatego jestem, bo chciałem zobaczyć. I potem był pierwszym widzem, który po spektaklu wstał i na stojąco bił brawo.

Chciałbym, żebyśmy potrafili ze sobą rozmawiać i znajdować jakiś kompromis,. Bardzo nam tego dzisiaj brakuje. Może jak Warszawa zobaczy BAL W OPERZE…

To jest utwór, który uświadamia, że zamknął się pewien etap społeczny. To się wydarzyło w roku 1936. Potem minęły zaledwie 3 lata i Polska znalazła się pod butem najeźdźcy, pod jarzmem hitlerowskim. A co teraz? Pewnie jest zupełnie inna Europa. Mnie znakomicie się współpracuje z teatrami niemieckimi, włoskimi, francuskimi. Pewnie inaczej myślimy, jesteśmy innym społeczeństwem. To jednak nie znaczy, że BAL Tuwima przestał do nas przemawiać swoją sugestywną wizją. Jak Apokalipsa.

Rozmawiał: Tomasz Miłkowski

Leave a Reply