Henryk Bieniewski odpowiada na to pytanie tytułem swojej książki – Sto twarzy aktora. To, oczywiście, odpowiedź przenośna, nie idzie przecież tak naprawdę o wyliczenia, ale o pytanie, czy czas transformacji aktorskiej przeminął? Czy wielkie legendarne kreacje XIX-wieczne i XX-wieczne to już tylko przeszłość i historyjki, które można snuć przy kominku, czy też może z opowieści tych coś wynika i dla współczesnego teatru.
To prawda, że dzisiaj aktor(łac. actor), osoba grająca jakąś rolę w teatrze lub fi... More gra raczej swoją twarzą, że unika charakteryzacjinadawanie twarzy aktora wyglądu zgodnego z założeniami in... More, że raczej sugeruje inność granej postaci wnętrzem niż wyglądem czy jakimś szczególnym nalotem, tak jak to czynili dawni mistrzowie, Kazimierz Kamiński, Kazimierz Junosza-Stempowski, Jan Świderski, Tadeusz Łomnicki. Bieniewski nawet odpowiada, dlaczego tak się dzieje, dlaczego charakterystyczność bywa spychana na boczny tor, ale jednocześnie bodaj nie wierzy, że czas metamorfoz minął i daje na to przykłady.Czym jest ta książka? Przede wszystkim gawędą, choć podporządkowaną wyraźnej intencji – autor prowadzi nas przez świat wielkich magów przemiany, mistrzów dawnej sceny. I tych, których zna tylko z przekazów pisanych, i tych, których grę miał szczęście sam podziwiać. A ponieważ owych wrażeń osobistych ma za sobą bardzo wiele, toteż w jego opowieści aż suto od barwnie oddanych przykładów wielkich dokonań aktorskich tuzów. Bieniewski nierzadko sięga po przekazy innych, ale nietuzinkowych świadków: aktorów, pisarzy, wybitnych krytyków. Tam, gdzie może służyć swoim oglądem, odmalowuje z miłością detale godnych pamięci ról. Z wielką troską o szczegół opowiada o Kazimierzu Kamińskim w roli króla Jana Kazimierza w Mazepie (1924), jak o niedawnej błyskotliwej roli Zbigniewa Zapasiewicza w sztuce Nad Złotym Stawem (2001). Przeplata opowieści z czasów odległych ze zbliżeniami reflektora na czasy nam współczesne.
Niezwykłe budująca w tej gawędzie jest troska o szczegół, niekiedy wydawałoby się aż nadmierna. Bieniewski nie utrudnia, przeciwnie, maksymalnie ułatwia lekturę komuś, kto niezbyt dobrze porusza się w świecie dramaturgii, a także nie za dobrze zna historię polskiego teatru. Adresuje swoją książkę szeroko, z myślą o tych, którzy lwiej części ról Łomnickiego czy Świderskiego nie widzieli, którzy nawet nie słyszeli o Ćwiklińskiej albo którzy nie mają żadnego wyobrażenia o specyficznej grze i głosie Jana Kurnakowicza czy Jacka Woszczerowicza, do tych, którzy nie wiedzą, gdzie mieściły się warszawskie Rozmaitości podczas powstania listopadowego.
I chociaż autor nie miał intencji, aby pisać historię aktorstwa charakterystycznego, to przecież ta gawęda jest czymś więcej niż tylko garścią osobistych wspomnień teatromana i recenzenta (kto wie, może nawet za mało w niej osobistego tonu). To rodzaj wstępnego przeglądu, zaproszenia w głąb przedziwnego świata aktorskiej transformacji, obserwowanego z widowni. Jak to wygląda od strony kulis, to już zupełnie inna historia, także od złożenia i napisania.
- Tomasz Miłkowski
_____________________
Henryk Bieniewski, Sto twarzy aktora, Kielce 2004, Oficyna wydawnicza Ston 2