Przejdź do treści

NIE ZADAWAJ GŁUPICH PYTAŃ – GDZIE JESTEŚMY, CO NAS CZEKA?

„Nigdy nie będzie za mało powtarzania takiej prawdy:

siła i samodzielność danego narodu, to także siła

i samodzielność jego kultury” (Jerzy Broszkiewicz)

1.

Tytuł został złożony z tytułów dwóch felietonów Jerzego Koeniga z pisma „Foyer” (2004/4 i 2005/ 2). Przedrukowanych w zbiorze jego szkiców i felietonów pt. Kto ma mieć pomysły? Szkice i felietony teatralne z lat 1978-2008. Wydanych w wyborze i opracowaniu Pawła Płoskiego przez Instytut Książki w Krakowie i Redakcję Miesięcznika „Teatr” (Kraków-Warszawa 2014). Jako pierwszy tom serii zainicjowanej przez miesięcznik „Teatr” pod nazwą „Teatr/Krytycy”.

W pierwszym felietonie Jerzy Koenig zawarł rozważania o przyszłym teatrze w Polsce i przyszłym społeczeństwie polskim – adresacie i gospodarzu tego teatru: „Nie wiem, jaki będzie teatr, o który martwić by się chcieli sami artyści. Naprawdę, nie ich kłopoty tu mają jakiekolwiek znaczenie. Teatr jest dla publiczności. To jest problem: dokąd idą ludzie? Nie byle jacy ludzie. Powiem patetycznie – nasi rodacy. Gdzie oni, tam i my, z naszym teatrem. To jest, to powinno być nasze jedyne zmartwienie. I to nie jest głupie pytanie” (s. 314, „Foyer” 2004/4).

W drugim rozwinął zagadnienie zależności teatru od kondycji społeczeństwa: „Może teraz wreszcie zrozumiemy, że wtedy, gdy marniały nam sceny, ale działał jeszcze, lepiej czy gorzej, handel – nie o naprawianiu teatru trzeba było krzyczeć, ale o naprawianiu świata, urzędów, ludzi, prawa?”. Bo teatr – tłumaczył słowami Louis Jouveta z Improwizacji paryskiej Jeana Giraudoux – „To sprawa zdrowia, oddechu. Teatr cierpiący na próchnicę idzie w parze z narodem chorym na próchnicę” (s. 248, Jouvet i pan Robineau, „Dialog” 1982/7).

I natychmiast, dając wyraz pozytywistycznemu przekonaniu, a może romantycznemu (za Cyprianem Norwidem, iż w obliczu katastrofy najczynniejszy bywa ten, kto z załamanymi nie stoi dłońmi), wyznaczał prace do wykonania: „To, co nowe, musi powstać na miejscu tego, co stanie się martwe. (…) Nie jest to pocieszające, ale do czegoś zobowiązuje. Zobowiązuje do tego, aby już dziś myśleć o tym, co nas będzie czekało (…). Wydawać książki, które utrwalą to, co nazywa się myślą teatralną. Uczyć i kształcić młodzież, tych, którzy już wkrótce będą robić własny teatr; będą wiedzieli dokąd idą, ale od nas zależy, aby pamiętali także o tym, skąd przyszli. Oto, co trzeba robić” (s. 250, tamże).

Jerzy Koenig nie miał zwyczaju mówić rzeczy autorytatywnie, bezdyskusyjnie, wprost. Raczej głośno rozmyślał, zadawał pytania, zapraszał do wspólnego zastanowienia, prowokując rozmówcę do sprzeciwu lub określenia swego stanowiska.

Tak też jest w całym zbiorze jego tekstów, wybranych starannie i wydanych na dobrym poziomie edytorskim przez Pawła Płoskiego, jednego z jego uczniów na Wydziale Wiedzy o Teatrze w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, obecnie pracownika Teatru Narodowego w Warszawie i – z tej okazji edytorskiej – stypendysty Prezydenta m. st. Warszawy.

„Objawy choroby”, której uległ współczesny teatr polski (i nie tylko polski) Jerzy Koenig wskazał bardzo wcześnie. Już w 1973 roku. Nie sam, lecz przytaczając opinię Kazimierza Dejmka o Szekspirowskiej inscenizacji Petera Brooka: „Brooka po Andronikusie i Lirze uznałem za jednego z nielicznych odtwórców i stwórców, którym warto i należy poświęcić uwagę, refleksję i podziw. Sen mnie do niego zniechęcił. (…) Tamte przedstawienia pisał ręką człowieka drugiej połowy XX wieku (…); w tym – zaczął udawać, iż wie, jak sobie dorodne, długonogie dziewczęta i chłopcy wyobrażają „swój” teatr. (…) Kiedy mi Brook wywiesza jako emblemat imprezy cyrwone strusie pióra w piczną formę złożone – to jest to głupie i obleśne (…). Wcale tu taki oryginalny nie jest, gdyż dołączył tylko, i to z opóźnieniem, do „awangardowego” i „współczesnego” nurtu teatru europejsko-amerykańskiego, w którym taplają się teatralni szalbierze, teatralni krytycy i ogłupiona „awangardowa” publika.” (s. 207-208, Nasz Dejmek, „Teatr Kazimierza Dejmka”, Łódź 2010).

Między „diagnozą” choroby i „pierwszą pomocą” Jerzy Koenig w szeregu szkiców publicystycznych i felietonów (a także recenzji, referatów, wystąpień publicznych – jeszcze nieprzypomnianych) wskazywał i analizował różne kwestie, które teatr i krytyka powinna rozważać:

Objawy kryzysu czy upadku teatru.

„(…) bezgłośnie rozpada się stary model teatru, a paraliż artystyczny i organizacyjny ogarnia kolejne teatry, twórców, instytucje, środowiska opiniotwórcze (…). Najpierw zepsuliśmy nasz teatr, nasz warsztat, naszą scenę, a potem opuściła nas widownia.” (s.292-293, Sprawy bieżące VII, „Dialog” 1991/3). „Nie znam daty, nawet przybliżonej, kiedy to się porozrywało, kiedy zaczęła się dramatyczna osobność teatralna. Polityczne zawikłania? Bieda egzystencji zespołów? Walka o prestiż, złudny zresztą? Kariery w kulturze masowej, która zniszczyła prawie do cna dawny etos teatralny?” (s. 224, Osobność, „Notatnik Teatralny”, 2005/36-37).

Sprawę pieniędzy na utrzymanie teatru.

„Pieniądze w teatrze to problem pierwszej wagi. (…) Sprawa jest zbyt poważna, aby codzienność teatralną oddawać w pacht jedynie talentom artystów. (…) Teatr bez pieniędzy jest takim samym absurdem jak teatr nie za pieniądze (…).

Pierwsze jest nie do pomyślenia. Naga idea nigdy jeszcze nie stworzyła przedstawienia. (…) Drugie jest niepożądane, teatr rozdawany za darmo, to znaczy niezwiązany przynajmniej biletem ze swoją widownią (…)” (s. 254, „Teatr i pieniądze”, „Dialog” 1982/8).

Problem generalnych systemów organizujących teatr, szkolnictwo i życie teatralne (pozostałość totalitaryzmu?).

„Żadnych systemów generalnych, żadnych rozwiązań ogólnych, żadnej wielkiej polityki. Zacząć trzeba od spraw małych. Od warsztatu (…) po naukę demokracji. (…) Od umiejętności czytania literatury po umiejętność scenicznego interpretowania tej literatury” (s.285-286, Sprawy bieżące V, „Dialog” 1990/9).

Zagadnienie repertuaru.

„Goniec Teatralny” drukuje od kilku miesięcy repertuar tygodniowy teatrów dramatycznych w Polsce. Krótko, lakonicznie, bez słowa komentarza. To jest wstrząsający raport na temat stanu teatru w Polsce. Mówi, ba, krzyczy o dwóch rzeczach. Że sztuka teatru umarła. I że „tyjater” przeniósł się ze sceny do życia” (s. 290, Sprawy bieżące, VII, „Dialog” 1991/1).

Sprawę (upadku) rzemiosła – dramatopisarskiego, aktorskiego, reżyserskiego czy inscenizacji oraz bezmyślności i braku gustu na widowni.

„Wyobraźnia dzisiejszego rodaka jest już zagospodarowana po horyzont”.

Czym? Produkcjami teatralnymi dwojakiego rodzaju.

Po pierwsze: „skamielinami kultury masowej” (wprzęgniętymi w służbę kapitalizmu w telewizyjnym wydaniu).

Po drugie: przez przedstawicieli teatru postdramatycznego: „patrzę na wyczyny estradowe naszej czołówki aktorskiej. Wybałuszam oczy, oglądając telewizyjną produkcję odcinkową, w której wiadoma mina ściga się ze znanym gestem w poszukiwaniu psychologicznej prawdy dla serialowego dialogu współczesnej Mniszkówny. Producenci (…) zrobią wszystko, by zdobyć kolejną setkę Edków rozpoznających siebie w losie Kiepskich, Graczyków, posterunkowych spod trzynastki. Balzakiem, Stendhalem wydają się już być twórcy Klanu i Złotopolskich.

Z desperacją atakują te skamieliny kultury masowej ludzie-torpedy odkrywający coraz bardziej wstydliwe kompleksy mordercze i seksualne współczesnej cywilizacji, szukając w drastyczności językowej swoistego panaceum na zobojętnienie moralne” (s. 297, Kto ma mieć pomysły?, „Teatr” 2000/9).

„Misji teatru”, tak nazwanej, Jerzy Koenig nie wymienia. Ani narodowej, ani edukacyjnej, estetycznej, czy społecznej. Nazwa w żaden sposób nie przeszłaby mu przez usta. Był uczestnikiem i obserwatorem współczesnego teatru i związanych z tą epoką kontekstów politycznych i społecznych uważnym, wręcz przenikliwym. Ale sceptyk i ironista z natury, trochę smętny egoista i wygodnicki bon vivant (lecz nie bon viveur!), o bystrej inteligencji nicującej natychmiast każdy fałsz, nie znosił patosu. Więc skrywał swoje rozsądne zatroskanie o polski teatr narodowy za zasłoną szyderczego uśmieszku, jak skrywał wrażliwość na ludzkie sprawy i zadumę nad tym, ku czemu zmierza nawet nie Europa czy świat – a Wszechświat.

A przecież nie zajmował się niczym innym. Tylko – misją! Choć tak nie nazywaną, rozmaicie nazywaną, inaczej nazywaną. I wciąż elementami potrzebnymi do jej spełnienia, skoro do jej spełnienia trzeba mieć światłych dramatopisarzy, o których pisał, utalentowanych, przewidujących, mądrych (a nie – „Mniszkówny”, jak oskarżał), wspierających teatr po to, by jakiś naprawdę współczesny Bogusławski, Pawlikowski, Schiller mógł wystawiać dziś napisane dramaty o znaczeniu Powrotu posła, Henryka VII na łowach, Krakowiaków i Górali czy Dziadów….

Misja teatru jest „stara” („Teatr stary – mocne ma podstawy budowy” – pisał pewien polski artysta teatru przed stu dziesięciu laty) i jest tak staroświecka, że niemal starożytna. Ale… w starożytnej Grecji zadaniem teatru było wywołać katharsis – litość czy współczucie dla bohaterów i lęk o siebie, by przez swój charakter, uczucia, czyny swoje i swego rodu nie znaleźć się w podobnej sytuacji. Potem Szekspir, Molier, Bogusławski, Mickiewicz brali to pod uwagę – owo naprawianie świata w teatrze, przez teatr, poza teatrem…

Więc bez nazwy ta misja raz po raz ujawniała się w tekstach Jerzego Koeniga. Niepokoiła, gdy teksty drukował. Niepokoi dziś, gdy je czytamy. „Otacza nas – pisał – głupota polityków, bezmyślność władzy, kult polityki liberalnej, bezradność intelektualistów. Chichot bezmyślnej publiczności”, „skąd tyle potworków literackich, które coraz częściej zapełniają sceny”, „lepszych pisarzy gwałtownie zastępujemy gorszymi”, „nie potrafiąc rozumnie czytać klasyki, zastępujemy ją własnoręcznie preparowanymi brykami”, „tresując aktora, uczymy go dziwaczności pozy, zamiast prawdy ludzkich uczuć”, „nudząc się literaturą uzupełniamy teksty ornamentyką”. „U schyłku epoki reżyserskiej chyba zaczęliśmy gadać po czesku. „Ja mam pomysł” brzmi u naszych południowo-zachodnich sąsiadów „Ja mam napad” (s. 296). „Kiedy ludziom brak idei, zaczyna się wojna na pomysły. (…) Pomysły nie zawsze są skutkiem pomyślenia, często u źródeł ich tkwi bezmyślność. (…) Starzejące się pomysły potocznie nazywa się modą. (…) Pomysły pomysłami, ale trzeba jeszcze wiedzieć, co ma z nich wynikać. (…) Czy jest tu jakaś myśl nadrzędna – czy są to tylko pomysły, które miałyby przesłonić pustkę, bezsilność wobec tego, jak „światu i duchowi wieku pokazać postać ich i piętno?” (s. 337, 338).

Z uporem maniaka powracał do sprawy znaczenia teatru – jego zadań i obowiązków.

Podpowiadał środki zaradcze, wzory, cele. „Mam często wrażenie, że próbując ratować wczorajszy teatr (…), mordujemy teatr jutrzejszy. Który? No ten, co w zalążkach mamy przed oczami, w całej Europie. Jeżeli tylko odcedzimy go od szumowin, które zakwitły nadspodziewanie obficie” (s. 298).

I nie raz, a wiele razy, odwoływał się do narodowej klasyki i narodowego teatru polskiego, dawnych świetnych twórców i niezapomnianych inscenizacji – Leona Schillera, Kazimierza Dejmka, Jerzego Grzegorzewskiego, Zygmunta Hubnera, Jerzego Jarockiego, Konrada Swinarskiego. Do sztuki wielkich aktorów jak Tadeusz Łomnicki. Do prac historyków teatru, jak Zbigniew Raszewski i jego Krótka historia teatru polskiego – „dzieło szczególne, jakiego nie ma na swój własny użytek wiele cywilizowanych narodów” (s. 23, „Mały” Raszewski, „Dialog” 1978/2). Do pisarzy (Adolfa Rudnickiego), redaktorów (Andrzej Wanat, Adam Tarn), krytyków (Edward Csato, Konstanty Puzyna). A także zjawisk teatru europejskiego i europejskich twórców (Peter Brook, Bertolt Brecht, Erwin Piscator, Peter Stein).

I do sprawy tradycji teatru i przyszłości teatru, których nie można oddać bez reszty ani w ręce krytyków czujących „nowoczesność” i pisujących z elegancją „prawdziwych światowców”, ani w pacht stylistyki dwóch najmodniejszych teatrów: amerykańsko-europejskiego i wymyślonego przez Niemców postdramatycznego.

Ciekawe, czy wreszcie, choćby za życia najmłodszego pokolenia, uwolnimy się od zaduchu „dzieci kwiatów” z lat 60. i 70. XX w., osiadłych potem (nie tylko w Polsce!), na intratnych posadach, wpływowych urzędach od kultury i edukacji oraz w mediach i papierowej, rzadziej internetowej, prasie (dobrze wiedząc, że do czytania przed snem, trudniej wziąć komputer niż gazetę czy książkę).

 

2.

Jerzy Koenig zmarł sześć lat temu (11 lipca 2008). Wybór jego szkiców i felietonów o teatrze współczesnym ukazał się niemal w piątą rocznicę.

Przedrukowano w nim felietony teatralne opublikowane w pismach „Dialog” i „Foyer” oraz szkice o teatrze z pism teatralnych jak „Teatr” (od 1978), „Dialog” (od 1978), „Scena” (od 1985), „Notatnik Teatralny” (od 1994), wypowiedzi z gazet: „Życie Warszawy” (od 1988), „Rzeczpospolita” (od 1996), tygodników i miesięczników o charakterze kulturalnym czy literackim: „Polityka” (od 1987), „Glob” (od 1992), „Obserwator Codzienny” (od 1992), „Zeszyty Literackie” (od 1992), „Aspiracje” (od 2007).

Także z książek: „Warszawska Szkoła Teatralna” (1991), „Zygmunt Hübner” (2000), „Teatr Kazimierza Dejmka” (2010) oraz wydawnictw okolicznościowych: „O dobro Teatru Polskiego” (1981), „Warszawski Przewodnik Teatralny” (1987), „Raport o stanie polskiego teatru dla dzieci i młodzieży w latach 1989-2003” (2005), „Gazeta Jubileuszowa Wrocławskiego Teatru Współczesnego” (2007).

Dodano dwa teksty innego pochodzenia: jeden niepublikowany, zachowany w zbiorach Pracowni Badawczej Akademii Teatralnej w Warszawie („W gwarze więziennej”, 1986?, 1987?, 1988?) i wypowiedź z internetu ze strony „Teatr Telewizji Polskiej” („Gorący kartofel”. Refleksje po VI Festiwalu „Dwa Teatry” w Sopocie, 2006).

Kształt okładki i jej kolorystyka (żółto-fioletowo-zielona, z czerwonym zakończeniem papierosa), pewnie jakaś tam „post” (może postmodernistyczna) jest dokładnie z tego świata i tych regionów sztuki, które w książce tej spotykają się z niechęcią, by nie powiedzieć ironicznym wyszydzeniem Autora zebranych tekstów.

Ale już skrótowe a celne Jego charakterystyki na ostatniej stronie okładki, strona tytułowa, spis treści (po co dodano – inaczej niż w tytule – artykuły, wspomnienia?), udatnie łączący tytuł autorski z miejscem w książce i miejscem druku – wprowadzają nas w świat ładu i porządku, o który wśród chaosu i blichtru dopominał się Jerzy Koenig całym swoim pisarstwem.

Ten ład edytorski, dobry papier i znakomita czcionka, porządek redakcyjny – to zasługa Pawła Płoskiego – redaktora merytorycznego książki.

Paweł Płoski wybrał i opracował teksty Jerzego Koeniga, zaplanował zamknięcie książki wspomnieniem Janusza Majcherka Czy będziemy o nim pamiętać? (s. 350-356) i zwięzłą a wyczerpującą Notą biograficzną Jerzego Koeniga (s. 357-360). W Nocie edytorskiej (s. 361-363) wymieniał w podziękowaniu Osoby współpracujące lub służące pomocą – wśród nich Natalię Staszczak, absolwentkę magisterskich studiów stacjonarnych na Wydziale Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie (2009/2010), która podjęła pracę nad zgromadzeniem bibliografii publikacji Jerzego Koeniga.

Trafnie wyróżnił w twórczości krytycznej Jerzego Koeniga pięć grup: 1. szkice i artykuły o teatrze współczesnym, 2. felietony, 3. artykuły o teatrze rosyjskim i radzieckim, 4. recenzje, 5. tłumaczenia (s. 362). Podobnie trafnie wybrał do pierwszego tomu teksty szkiców i felietonów napisane lub opublikowane po wydaniu przez Jerzego Koeniga Rekolekcji teatralnych (1978). Ograniczając swój wybór do publicystyki po roku 1978 (z pominięciem recenzji, artykułów o teatrze rosyjskim, przekładów) stworzył kontynuację tamtego tomu. A wszystkie zasady wyjaśnił w tej właśnie wzorowo napisanej Nocie edytorskiej.

Do działu trzeciego dorzucić by można (lub bodaj wyróżnić) hasła encyklopedyczne napisane przez Jerzego Koeniga dla Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN oraz Małej Encyklopedii Teatru, która powstawała w PWN pod redakcją Zbigniewa Raszewskiego.

Dla Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN Jerzy Koenig napisał hasła całego działu – teatr rosyjski i radziecki, wśród nich wiele podpisanych, jak Meyerhold (tom 7, s. 242), rosyjski teatr (tom 10, s. 110-112), Stanisławski (tom 10, s. 760), Teatr Artystyczny w Moskwie, czyli MChAT (tom 11 s. 427), co sprawdziłam, i wiele innych.

Dla Małej Encyklopedii Teatru opracowywał hasła z zakresu teatru rosyjskiego i radzieckiego. Z zachowanej dokumentacji „administracyjno-finansowej” (zestawy haseł z adnotacjami przy hasłach napisanych i opracowanych redakcyjnie: nazwisko autora i ilość wierszy) wynika, że z zakresu teatru rosyjskiego i radzieckiego zaplanowanych było 380 haseł, z których Jerzy Koenig miał napisać 322 hasła o objętości 8.040 wierszy (hasła baletowe pisała Janina Pudełek, muzyczne – Ludwik Erhardt, lalkowe – Henryk Jurkowski), a ukończył 70, w tym „teatr w Moskwie”. Zaawansowane prace zespół encyklopedii musiał zakończyć w dramatycznym dla PWN roku 1968, a teksty autorskie, na ogół już zredagowane (przez Zofię Reklewską-Braunową i Marię Wielanier) i przepisane w 3 egzemplarzach, pozostały w PWN.

Stypendium artystyczne Prezydent m. st. Warszawy, udział (zapewne finansowy) Instytutu Książki w Krakowie, praca redakcyjna Pawła Płoskiego i Marcina Rochowskiego, patronat redakcji miesięcznika „Teatr” przy opracowaniu książki Jerzego Koeniga Kto ma mieć pomysły? nie zostały zmarnowane.

Szkice i felietony Jerzego Koeniga, napisane w latach 1978-2008, a zebrane przez Pawła Płoskiego czyta się chyba z większym zainteresowaniem niż przed laty w czasopismach.

Przywołują pamięć świetnego polskiego teatru 2 połowy XX wieku. Prezentują odkrywcze opisy i świetne oceny Autora. Budzą żywe rozmyślania nad dzisiejszym stanem polskiego teatru. I zadumę nad klęską, jaką poniósł w wyniku transformacji ustrojowej – a nie musiał (jak nie musiało ponieść szereg instytucji PRL, przeszczepionych z Dwudziestolecia II Odrodzonej Rzeczpospolitej nie przez komunistów, a przez ludzi po prostu po obywatelsku mądrych – jak urządzenia szkolnictwa wszystkich szczebli, PKP czy Poczty Polskiej). Wygląda na to, że uczciwi artyści, którzy tworzyli uczciwy teatr w czasach nieuczciwych, nie potrafili przedstawić świadectw swojej uczciwości.

A na dodatek pewnie byli (jako ludzie uczciwi, doświadczeni, mądrzy) tak samo, jak Jerzy Koenig, co okropnie denerwujące i u nich, i u Niego, zbyt wyrozumiali dla lekceważenia przez „młodych” „starego” teatru i zbyt tolerancyjni wobec „prezentacji” „młodego widowiska”. Więc łatwo oddali pole spadkobiercom z nieprawego łoża – turystom teatralnym, prowincjuszom wpatrzonym w amerykańsko-europejski teatr z przydatkiem niemieckiego teatru postdramatycznego, wykorzenionym z własnej kultury bywalcom światowych pseudo salonów. Utalentowanym, wykształconym, ale chyba bez własnych idei – a bez idei nie da się zrobić ważnego i trwałego teatru.

Nie pozostaje nic innego, jak czekać na prawdziwe indywidualności. Jak się pojawią wróci świetność teatru. Innego – no to co? Byle ciekawego, mówiącego o sprawach istotnych lub zabawnych dla człowieka, w sposób interesujący – poruszający lub wzruszający. Wpatrzonego w przyszłość, ale silnego doświadczeniami przeszłości.

Rozważania Jerzego Koeniga o teatrze, nadal aktualne, powinny być wskazywane do lektury, polecane, lub może nawet, jak w ustroju totalitarnym, obowiązkowe do czytania i studiowania.

By wszędzie tam gdzie są studia teatralne i studia humanistyczne upowszechniło się przekonanie krytyka, który nie był skłonny do zwierzeń: „Wierzę w teatr, który jest nie tylko codzienności poświęcony” (s. 326, „Foyer” 2005/2). I uznał, że to drugie oblicze teatru – niecodzienne, ideowe, wywiedzione z tradycji, z przeszłości jest dla sceny i kultury ważne, a nawet niezbędne. Dla przyszłości. I pewnie miał rację. Należy go słuchać. A na pewno trzeba się nad tym zastanawiać.

By nie ulec gustom i ocenom bywalców „na salonach” teatru – amerykańsko-europejsko-postdramatycznego, co z taką znajomością przedmiotu i wyszukaną elegancją pisują o nowoczesnym teatrze: „Po raz pierwszy nie czułam na widowni nieznośnego smrodu klasycznej kultury” (s. 339).

 

Bożena Frankowska

Leave a Reply