Przejdź do treści

Così fan tutte w nowej odsłonie

Così fan tutte – Tak czynią wszystkie, czyli szkoła kochanków – to jedna z bardziej zagadkowych oper Mozarta. Jej najnowsza realizacja w Warszawskiej Operze Kameralnej – mimo jasno wyłożonego credo reżysera, Marka Weissa – nie stanowi jednak przełomu w odczytywaniu tego dzieła.

Choć za bezpośrednią poprzedniczkę Cosi fan tutte (1790) – opery buffa z librettem Lorenza da Pontego, przyjęto uważać operę La Grotta di Trofonio (1785) Antonio Salieriego (z librettem Giovanniego Battisty Castiego), to źródła obu librett upatruje się w Orlandzie Szalonym (Orlando furioso) Lodovica Ariosty (1474 -1533). W tym średniowiecznym rycerskim eposie, będącym źródłem inspiracji dla wielu potomnych pisarzy, poetów i kompozytorów, przedstawiona jest historia dwóch przyjaciół, którzy dowiedziawszy się o niewierności swoich żon, postanawiają zemścić się i wyruszają w świat, aby odpłacić im tym samym. Ale lekcja z tej podróży jest równie gorzka, kiedy stwierdzają, że inne kobiety postępują podobnie.

Libretto Cosi fan tutte – podobnie jak jego pierwowzory, w sposób dość oczywisty dyskredytuje wszystkie kobiety. Oto bowiem dwaj młodzi mężczyźni (Gugielmo i Ferrando) przekonani o miłości i oddaniu ich kochanek (sióstr Fiordiligi i Dorabelli – o różnych temperamentach), ba, nawet chwalący się ich wiernością przed starym filozofem don Alfonso, bezrefleksyjnie dają się sprowokować do sprawdzenia trwałości uczuć swych wybranek. Co gorsza, zakładają się z nim o to. Pomysł don Alfonso na test wierności jest dość prosty: obaj muszą zniknąć pod pretekstem wyjazdu na wojnę, a w rzeczywistości, w przebraniu, udając cudzoziemców, zostać i spróbować uwieść swoje wybranki. Pomaga im w tym nie tylko don Alfonso, ale i służąca obu sióstr – Despina.
Jak łatwo zgadnąć, podstęp się udaje, don Alfonso wygrywa zakład, ale… nic już nie jest tak, jak było. Igranie z uczuciami bowiem to niebezpieczna zabawa – nawet, jeśli w zamyśle dydaktyczna. Dydaktyczna, bo zamiarem filozofa jest odarcie zakochanych z iluzji, zauroczenia i uczynienie ich miłości bardziej dojrzałej, kierującej się nie tylko emocjami, ale i rozumem. Czy jednak to nie jest zbyt brutalne działanie. I czy etyczne?
Takie wątpliwości próbuje też przekazać widzom Marek Weiss, reżyser najnowszej inscenizacji Cosi fan tutte w Warszawskiej Operze Kameralnej, która tym spektaklem otworzyła tegoroczny, XXIII Festiwal Mozartowski. W swoim „credo” reżyser pisze: Dla niektórych miłośników Mozarta jest to jednak najbardziej skomplikowane i gorzkie arcydzieło, w którym boska muzyka osłania piękną formą straszliwą prawdę o bezradności ludzkiej wobec sprzeczności pomiędzy pokusami seksu a ideą miłości. Podzielam ten punkt widzenia i w moim spektaklu pokazuję, jak głęboko sięgają Mozart z Da Ponte w swojej krytyce obłudy i podłości, jakiej dopuszcza się świat męski wobec kobiet.
Perfidia ich pomysłu polega bowiem nie na przebierance, tylko na jednoczesnej zamianie partnerów. To znaczy, że każdy z panów świadomie i bezkarnie uwodzi narzeczoną kolegi. Założyłem, że nie ma żadnych szans, żeby nie zostali rozpoznani.
A więc cała gra jest prowadzona świadomie. Początkowo kobiety bronią się przed zabawą. Jedna opiera się
krócej, druga dłużej, zgodnie ze swoim temperamentem seksualnym. Gra doprowadza obie siostry do przekonania, że zamiana jest zgodna z ich prawdziwymi skłonnościami. A więc początkowe ustalenie „kto z kim” okazało się błędne. Teraz wyjaśniło się, kto z kim powinien spędzić życie.
Ale nagle gra się kończy i mężczyźni chcą powrócić do wersji oficjalnej. Mają pretensje do kobiet, chociaż sami zainicjowali grę i brali w niej udział bez skrupułów. W mojej ocenie są podli i ich stwierdzenie tytułowe, że „tak czynią wszystkie” jest bezczelne. Żeby ten sens wydobyć z konwencji wesołej zabawy, poczyniliśmy w naszej inscenizacji pewne zabiegi interpretacyjne. Uważam, że nie naruszają intencji twórców opery, lecz przybliżają je widzom wychowanym w innej obyczajowości i obeznanym z wieloma gorzkimi prawdami o ludzkich skłonnościach, które w epoce Mozarta nie mogły być przedmiotem publicznych rozważań.
Mój spektakl jest przeciwko libertynom i rozpustnikom, którzy swoje zepsucie i pogardę dla kobiet ubierają w
filozoficzne tezy i mądrości mające świadczyć o doświadczeniu, a tak naprawdę są efektem narastającej impotencji i poczucia odrzucenia. To oni psują młodych tęskniących za czystą miłością. To oni manipulują wartościami w świecie sztuki i refleksji nad człowiekiem, odbierając nam nadzieję na pozytywny wymiar ludzkich uczuć. To oni z seksu czynią fałszywą religię i prawdę ostateczną, od której nie ma odwołania. Twierdzą, że zabawa jest w życiu dobrem najwyższym, a powaga miłości jest śmieszna i żałosna. Nasz prowokacyjny plakat przedstawia ich takimi jacy są naprawdę – świntuchy głoszące ich żałosną prawdę o kobietach, które traktują jak przedmioty pozbawione indywidualności i godności. Bywa niestety, że czuję się jednym z nich.
Ten spektakl jest więc również moim wyznaniem skruchy i formą przeprosin za podłe myśli i uczynki. Ktoś może powiedzieć, że opera nie jest miejscem na osobiste porachunki. Ale opera jest teatrem, a to już jest miejsce, w którym osobiste wyznania są fundamentem.
Tyle słowa. A co na scenie?
Marek Weiss – w przeciwieństwie do autora poprzedniej realizacji Cosi fan tutte w WOK (w reżyserii Ryszarda Peryta i ze scenografią Andrzeja Sadowskiego), akcję opery przeniósł w czasy współczesne. Sądząc z kostiumów i scenografii – są to lata 30. (nie wiadomo, dlaczego), ale z kolei maska Anonymous (Guya Fawkesa), pod jaką kryje się Despina udająca lekarza (zgodnie z tradycją opery buffa) to już aktualności, podobnie jak zlizywanie przez nią śmietany z kolan don Alfonsa, czyli tzw. kremówki salezjańskie.
Akcja rozgrywa się w kilku przestrzeniach: buduarze (buduarach?) sióstr wyposażonym w stylu lat 30. XX w. , w restauracji? klubie? – gdzie przy stole odbywa się przyjęcie (I akt), bądź (II akt) na sofie towarzystwo siedzi, leży, pije, lulki pali. Oczywiście, także w niedookreślonej przestrzeni otwartej, wielofunkcyjnej, służącej też za miejsce do ulokowania owej barki, na której mają odpłynąć dwaj kochankowie (pomysłowe rozwiązanie i barki, i żagla).
To, co zachodzi między bohaterami, jest też bardzo współcześnie i dość dosłownie potraktowane: uczestniczki libacji czy seksparty (bo chyba tak należy traktować te zabawy w I akcie) zdejmują panom koszule (na szczęście na tym poprzestają); w drugim akcie akcent przesunięty jest bardziej na używki niż ciało, nikt nikogo już nie rozbiera, za to pije się i pali w pozycji głównie horyzontalnej. Takie rozwiązanie scen rzeczywiście jest zgodne z deklaracjami reżysera, jego wyznaniem wiary, ale jest to tylko forma. Trudno tu dojrzeć zmianę akcentów w treści libretta. Co by nie zrobić – głupi zakład zawarty, przegrani uczestnicy na kacu moralnym, a kobiety w rezultacie potępione! A że w entourage’u współczesności? To za mało na rewolucję.
Na szczęście, nie ma jej też w wersji muzycznej. Dyrektor artystyczny Ruben Silva, który przygotował operę i dyrygował spektaklami podkreślał, że jego ingerencja w warstwę muzyczną ograniczyła się do skrócenia recytatywów (gdyby grano wszystko tak, jak to napisał Mozart, przedstawienie trwałoby ponad 3 godziny) oraz pominięcia dwóch arii – zgodnie z tendencją światową. Zachowana została więc forma muzyczna, ale i dopasowana do wizji reżysera.
A jak z zadań wokalno-aktorskich poradzili sobie śpiewacy? Zdecydowanie wyróżniała się Marta Boberska w roli Despiny (obsadzana w tej roli od lat) oraz Robert Gierlach jako don Alfonso. Oboje stworzyli bardzo przekonujące postacie reżyserów tej intrygi, dystansujących się od podmiotów /przedmiotów swojego działania.
Karolina Sikora (Dorabella) oraz Anna Mikołajczyk (Fiordiligi) świetnie wypadły w duetach, ale już w arii „Smanie implacabili che m’agitate” – (Targają mną furie) Karolina Sikora (bardziej temperamentna siostra) zbyt przerysowała oburzenie Dorabelli.
W sumie Warszawska Opera Kameralna oraz Opera Bałtycka (Cosi fan tutte jest koprodukcją obu teatrów) otrzymały znane dzieło w nowej formie, ale nie wyróżniające się niczym szczególnym na tle międzynarodowej współczesnej produkcji operowej, gdzie ambicją reżyserów jest stawianie kropek zamiast przecinków i średników, gdzie dosłowność zabija niedopowiedzenie i metaforę – owe najważniejsze rzeczy w teatrze.
Anna Leszkowska

Cosi fan tutte – Warszawska Opera Kameralna

Inscenizacja i reżyseria – Marek Weiss
Kierownictwo muzyczne – Ruben Silva
Scenografia i kostiumy – Hanna Szymczak

Wykonawcy (24.06.13):
Fiordiligi – Anna Mikołajczyk

Dorabella – Karolina Sikora

Despina – Marta Boberska

Ferrando – Aleksander Kunach

Guglielmo – Tomasz Rak

Don Alfonso – Robert Gierlach
Chór Warszawskiej Opery Kameralnej
Sinfonietta Warszawskiej Opery Kameralnej

Leave a Reply