Przejdź do treści

W teatrze życia

Gdy tylko znajdziemy się w Zakopanem, staramy się obejrzeć kolejny spektakl w Teatrze im. St. I. Witkiewicza. Tak było i tym razem. Udało nam się dostać bilet na przedstawienie, które kierownictwo teatru wybrało na otwarcie dużej sceny po jej wieloletnim remoncie. To sztuka hiszpańskiego dramatopisarza Feliksa Lope de Vegi y Carpio Na niby – naprawdę. Spektakl wyreżyserował Andrzej St. Dziuk, dyrektor naczelny i artystyczny zakopiańskiej placówki od, bez mała, 30 lat.

Przepowiednia
Wojna. Wojska cezara grabią i gwałcą. Od dłuższego czasu nie dostają żołdu, głód zaczyna zaglądać im w oczy. Dioklecjan (Krzysztof Wnuk), były niewolnik, a teraz żołnierz, ma mir wśród towarzyszy broni. Wydaje się, że rozumie trudne położenie podbitej ludności. Może dlatego Kamila (Adrianna Jerzmanowska) zgadza się dać mu chleb na kredyt. Przepowiada przy tym, że zostanie cezarem, gdy zabije dzika… Tymczasem żołnierz imieniem Apro (Krzysztof Łakomik) posuwa się do otrucia cezara. Dioklecjan oburzony czynem zabija Apro. Okazuje się, że imię zabitego tłumaczy się jako „dzik”. Dioklecjan zostaje cezarem. Kamila śmieje się, że rzucony przez nią mimochodem żart, tak się spełnia…
Nowy władca chce spłacić dług zaciągnięty u Kamili. Pyta kobietę, jak może wynagrodzić jej dobro. Ona odpowiada, że jedyna zapłata, to być przy nim.

Wyniesienie
Cezar Dioklecjan z upodobaniem ogląda popisy nadwornych aktorów. Sztuki pisze, a także w nich gra, dramaturg, reżyser i aktor Gines (Andrzej Bienias). Fantazja autora miesza się w nich z rzeczywistością. Gines kocha aktoreczkę Marcelę (Emilia Nagórka), która go zwodzi, flitrując z partnerem scenicznym. W sztuce Ginesa, jest Fabią i ucieka z kochankiem z teatru przed końcem sztuki. Ale to zdarza się też w rzeczywistości. Nie można zakończyć przedstawienia, bo Marcela i Octavio (Piotr Łakomik) naprawdę uciekli…
Dramat ze sceny przenosi się na życie, rzeczywistości zaczynają się mieszać. Gines cierpi podwójnie, jako aktor, grający porzuconego Rufina i prywatnie, jako mężczyzna zakochany w Marceli…

Śmierć
Cezar chce rozrywki. Zaczynają go nużyć miłosne awantury aktorów-amantów. Żąda od Ginesa, by rozbawił go odgrywając śmierć chrześcijanina.To wyborna komediowa rola aktora. W trakcie przedstawienia sceniczne udanie znów miesza się z życiem. Gines doznaje łaski wiary. Przechodzi duchową przemianę. Zamiast szyderstwa z chrześcijan, jego monolg staje się mową oskarżycielską cezara, którą kończy konkluzja, że dla Ginesa jedynym prawdziwym władcą jest bóg! Dioklecjan nie daruje takiej zniewagi. Skazuje aktora na śmierć. Zgładzenie Ginesa odbywa się niczym w amerykańskim filmie. Obserwujemy jak kaci podłączają go do maszyny, której przewodami w żyły mężczyzny popłynie trucizna. Pojawia się ekipa filmowa. Będą na żywo nadawać tę kaźń, a widzowie zgromadzeni na widowni, zobacza ją nie tylko na scenie, także w powiększeniu na ekranie, by nie umknął im żaden szczegół odejścia Ginesa…

Pytania
Spektakl „Na niby – naprawdę” zrealizowany jest z rozmachem, tak w budowaniu poszczególnych sensów scenicznych opowiadanej historii, jak w wykorzystaniu możliwości technicznych wyremonotwanej sali.
To opowieść nie tylko, jak chcą krytycy, o duchowej przemianie, o łasce wiary. Także rozważania o granicach teatru, granicach widowiska: atakującymi widzów filmowymi obrazami z relacji ze śmierci aktora, reżyser zdaje się mówić – dzisiaj nasza cywilizacja niemal każde wydarzenie zamienia w teatr, w show. Wszystko jest na pokaz. W jednej chwili z widza możesz stać się aktorem, wystarczy, że kamera skieruje na ciebie swoje oko…
Idąc tym tropem, uświadamia nam też, że właściwie życie to teatr, w którym wszyscy jesteśmy aktorami, chociaż w tej roli nie obsadziliśmy się sami i nie zawsze sami decydujemy, co i jak zagramy. Dowodzi tego rzucona ad hoc przepowiednia-żart Kamili, która zmienia się w rzeczywisty czyn i powoduje lawinę wypadków. Czy to oznacza, że jaźń ludzka nasączona przez niewinną nawet sugestię, jest w stanie wprowadzić ją w czyn, by się spełniła?
Jest także w spektaklu, banalna już prawda, którą można wyrazić dość trywialnie: że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Gdy Dioklecjan był prostym żołnierzem, umiał odróżnić zło od dobra, pamiętał swoje życie niewolnika i umiał współczuć z najmarniejszymi. Gdy stał się jedynowładcą, zmienił się w pełnego pychy tyrana…
I wreszcie jest w „Na niby – naprawdę”, pytanie o granice aktorstwa, które jest udaniem, ale staje się lekarstwem na smutki duszy. Występy Ginesa są dla niego swoistą monodramą, sposobem odreagowania nieszczęśliwej miłości. Ale również to samo aktorstwo prowadzi go do konkluzji, że sceniczna ułuda nie jest warta jego życia, że są granice udawania.

Polifonicznie
Bardzo to gęsty w idee i znaczenia dramat, i tylko od erudycji, ale i wrażliwości widza zależy, jak wiele z nich odczyta, odnajdzie, przyjmie dla siebie.
Andrzej Dziuk – jak już wspomnieliśmy – stworzył przedstawienie polifoniczne, wykorzystując imponującą przestrzeń wyremontowanego wnętrza, np. możliwość przebudowy sceny i uszeregowania miejsc na widowni, co zresztą robi.
Pierwszy akt „Na niby – naprawdę” rozgrywa się na długiej scenie-wybiegu biegnącym przez całą salę – widzowie siedzą po jego obu stronach.
W drugiej części spektaklu widownia ustawiona jest wokół sceny, amfiteatralnie, tak jak widzimy to w czasie walk bokserskich, lub jak w antycznym teatrze.
Reżyser wykorzystał także możliwości techniczne nowej sceny, wplatając np. w spektakl sekwencje filmowe, pokazujące równolegle akcję na ekranie z dziejącą się na scenie (podczas monologu Ginesa, widzimy, co dzieje się w garderobie między młodymi aktorami), a także obraz z kamery filmującej akcję na scenie (śmierć Ginesa) wyświetlany na zbliżeniu na ekranie.
Te zabiegi mają za zadanie nie tylko urozmaicić spektakl, ale podkreślić jego ideową wymowę. Nie wszystkie jednak, po które sięgnął Andrzej Dziuk są niezbędne. Nieporozumieniem jest użycie przez część aktorów – szczególnie w pierwszym akcie przedstawienia – mikroportów. Wszyscy występujący (cały zespół teatru) w Na niby – naprawdę są na tyle doświadczonymi aktorami, że świetnie – nawet w bardzo dynamicznych scenach – daliby sobie radę bez tego urządzenia. Tym bardziej że zderzenie aktorów mówiących przez mikroporty i bez nich, wprowadza w spektakl niepotrzebną kakofonię dźwięku.

Aktorstwo
Andrzej Bienias, grający Ginesa (Rufino) nie posługuje się mikroportem, a nic nie umyka ze słów jego roli. Chociaż można mieć zastrzeżenia do jego interpretacji monologu z pierwszej części spektaklu, w którym boleje nad losem artysty.
Ma się wrażenie, jakby nie bardzo rozumiał o czym mówi; jakby ten monolog był mu mentalnie i intelektualnie obcy. Także widzowi trudno uchwycić sens przemowy Ginesa, a i skupić uwagę, gdyż Bienias sięga po zbyt ubogie środki wyrazy – posługuje się zniżeniem głosu, albo krzykiem.
Zdecydowanie lepszy jest w drugiej części spektaklu. Staje się wiarygodny jako aktor grający aktora, i człowieka dojrzewającego do wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny, nie zgadzającego się na jeden ogląd świata, nie godzącego się z nietolerancją.
W spektaklu „Na niby – naprawdę” lepiej wypadają aktorzy doświadczeni – Jerzmanowska, Wnuk, Najbor, Siemaszko; zdecydowanie słabsi, szczególnie w drugiej części, są młodzi grający aktorów-amantów – Emilia Nagórka i Piotr Łakomik. Zwłaszcza ona w scenach z Ginesem wydaje się, jakby była skrępowana swoją i jego obecnością na scenie. Mankamenty gry aktorów, co oczywiste, wpływają na odbiór spektaklu, niemniej ogląda się go z zainteresowaniem, bo to kolejna ciekawa propozycja zakopiańskiego teatru traktująca o kodycji człowieka i sensie sztuki.
Wspomniane niedociągnięcia łagodzą mądre pieśni w pięknym wykonaniu Doroty Ficoń, które dodają temu pełnemu znaczeń przedstawieniu, tak potrzebne widzom chwile do zadumy.

 

Grażyna Korzeniowska
_______________________

Felix Lope de Vega y Carpio Na niby – naprawdę
Scenariusz – inscenizacja – reżyseria – Andrzej St. Dziuk
Aktorzy:
Kamila – Adrianna Jerzmanowska
Maksymian – Dominik Piejko
Dioklacjan – Krzysztof Wnuk
Curio – Krzysztof Najbor
Apro, Tebandro, żołnierz rzymski – Krzysztof Łakomik
Carino, tancerz – Marek Wrona
Rosarda, tancerka – Katarzyna Pietrzyk
Celia, kobieta jerozolimska – Joanna Banasik
Gines, Rufino – Andrzej Bienias
Pinabelo – Jaga Siemaszko
Marcela, Fabia – Emilia Nagórka
Octavio – Piotr Łakomik

Muzyka – Jerzy Chruścicki
Aranżacja i wykonanie muzyki – Zespół „QUE PASSA” w składzie:
Jarosław Dzień – gitara klasyczna
Łukasz Belcyr – gitara akustyczna
Grzegorz Bąk – gitara basowa
Michał Pejker – perkusja
Bogdan Zięba – akordeon

Śpiew – Dorota Ficoń
Choreografia – Anita Podkowa
Zespół Sceny Tańca Współczesnego w składzie:
Anita Podkowa
Natasza Leśniak
Magdalena Malik
Hanna Zbyryt

Scenografia – Marek Mikulski
Charakteryzacja – Magdalena Koriat
Konsultacja audio-video – Mariusz Czarnecki (Music-Info)
Operator kamery – Marcin Szyndler
Asystent scenografa – Jolanta Solska
Asystent reżysera – Marzena Garbowska
Prapremiera polska 8 grudnia 2012, Scena Witkacego, Zakopane Teatr im. St.I.Witkiewicza

Leave a Reply