Przejdź do treści

Czekając na Mazepę [Teatr Polski, Warszawa]

 

O czym jest Mazepa?

– Na pewno o miłości, tęsknocie, uczuciowym szaleństwie, emocjach tak chowanych, że aż skazanych na niebyt.

– Na pewno o władzy. Butnej a równocześnie ułomnej, która roznieca i gasi ogień zostawiając jałową ziemię.

– Na pewno o poezji, wszak autor miał ją we krwi. Rozpoznawał świat metaforą, ironicznym wtrąceniem, synestezyjnymi tropami.

 

 

Wśród tak zmiennych pejzaży ujawniają się wciąż nowe horyzonty. Od historiozofii po pamięć dzieciństwa, baśń, kresowe smaki. Dominuje czerń. Światło raczej przenika myśli, niż rozpędza mrok.

Inscenizacja Mazepy, jaką zrealizował na deskach Polskiego Piotr Tomaszuk, tę szczególną wieloznaczność dramatu omija. Choć ciekawy wstęp muzyczny Piotra Nazaruka zapowiada tajemnicę, ale to ledwo sygnał, szybko rozdeptany hałaśliwą bieganiną odbywaną nota bene nie wokół dialogów, tylko poza nimi. Mówiąc delikatnie, ogromnym nadużyciem jest podtytuł „Według scenariusza filmowego Gustawa Holoubka”. Wielokrotnie rozmawiałam z Panem Gustawem o romantycznej tradycji. Pamiętam, jak analizował wersyfikacyjno-składniową strukturę Balladyny, jak wspominał studenckie próby ogrywania średniówki przygotowywane pod okiem i uchem profesora Władysława Woźnika. Cytowany scenariusz filmowy rzeczywiście zdejmował romantyczną emfazę. Jednak nie tylko, że nie degradował sensu, ale właśnie penetrował kształtowane poetyckim językiem krajobrazy, śledził wspólne i rozbieżne linie stylu oraz stylizacji.

Łatwo powiedzieć, czego w spektaklu Tomaszuka nie ma. Trudniej, zważywszy zawieszone w myślowej próżni narracyjno-formalne wykręty, wskazać, co tam jest. Zacznijmy więc od aktorskiego trio.

Mazepa Pawła Ciołkosza. Słowacki dość bezceremonialnie – miłosną intrygą – przeciął barwny życiorys człowieka, który rzeczywiście pełnił dworską służbę u Jana Kazimierza, ale później doradzał Karolowi XII, ba nawet wraz ze Stanisławem Leszczyńskim snuł mocarstwowe plany polskiej Ukrainy Zadnieprzańskiej. Poecie dyplomatyczny trop biografii Hetmana Mazepy nie był potrzebny. Autor zostawił również ledwie muśniętą opowieść Jana Chryzostoma Paska, omijając i Puszkinowską Połtawę i liryczny obrazek Hugo. Słowackiego zainteresowała bowiem szczególna chwila, kiedy wielka, a zakazana miłość przechodzi na stronę śmierci. Właśnie w takiej chwili Mazepa zmienia dworski gest w heroiczny czyn.

„Zacznę jak słońce, może skończę jak słonecznik”. Ten romantyczny „motylek dworu” nie oszczędza siebie. Śmiało fechtuje autoironią, trzyma ster intrygi, zgrabnym bon motem omija sentymentalne pułapki. Broń składa dopiero przed uczuciem, któremu świat odmawia wszelkich praw.

Lekkoduch i męczennik. To projekcja tekstu. Warto się o nią spierać. Trudno jednak uznać za ogniwo dyskursu gimnastyczną sprawność aktora. Śledzimy bogaty program ćwiczeń ruchowych wspartych elementami choreografii [Jarosław Staniek]. Słowa się plączą. Myśl ucieka. Krzyk i szept wzmacniają brzmieniowy ornament. Stąd dużo bliżej do akustycznej hali treningowej, ale wciąż daleko do starcia racji.

Brak Mazepy w zasadniczym nurcie konfliktu ma swoje bolesne konsekwencje na planie przedstawienia. Widać to już w pierwszych scenach z udziałem Jana Kazimierza (Jarosław Gajewski). Tu znowu przywołajmy głos autora.

Słowacki, idąc tym razem za prawdą historyczną, nie szczędził królowi gorzkich ocen. Rozpustnik, arogant, egoista, bigot. Można iść dalej, ale wszędzie jest źle. Tylko jedna uwaga. Rysopis tyczy osoby królewskiej. Sięga do trzewi, szuka przyczyn zapaści władzy, lecz jej nie degraduje. Tymczasem aktor najpierw ukrywa się pod dziwaczną formą przekazu. Oglądamy gestyczny kontredans, miny. Widz domyśla się quasi Gombrowiczowskiej gęby. Potem następują monologi o retorycznym przebarwieniu. Karykatura zamiast hierarchii. Grymas zamiast analizy. Cui bono? – nie wiem. Szkoda doświadczonego aktora. Szkoda zaprzepaszczonej szansy dialogu z romantyczną wizją historii.

Wojewoda Daniela Olbrychskiego. Trudno poddawać egzegezie schowane w reżyserskim projekcie przyczyny takiej charakterystyki bohatera. Najprawdopodobniej chodziło o odbrązowienie monumentu. Skoro tak, rezultat zadziwia. Nie ma Wojewody, jest ceniony artysta i stylizacja bliska… Dyndalskiemu. Pojawia się więc akuratna rodzajowość, czerep rubaszny. Fredrowszczyznę dopełnia Mickiewiczowskie Soplicowo, a nawet Sienkiewiczowska fantazja. Zatem barwy są, aktorstwo również, tylko miara tragedii się kurczy. Skoro jeden z Królewiąt przemawia tonem szlacheckim, próżno oczekiwać walki o władzę, w której na szali byłyby honor i majestat.

Krzyż memento, krzyż misyjny przejmuje funkcję rekwizytu. W techniczną pajęczynę wpadają zresztą jak zawsze wysmakowane kostiumy Zofii de Ines. Lecz cóż z kroju i kolorystyki, kiedy Amelia (Katarzyna Zawadzka) została sprowadzona do pastiszu pokazów Guliano. Zniknęło wnętrze, uleciała metafizyka. Pojawiło się, odarte z liryzmu, autentycznych emocji, opakowanie. Dobrze, że Zbigniew (Maksymilian Rogacki) stara się iść, jeśli w ogóle reżyser go dopuszcza, rytmem klarownie mówionego wiersza. Inaczej trudno byłoby nawet się domyślać relacji między bohaterami.

Osobną przestrzeń wypełnia Kasztelanowa (Katarzyna Stanisławska). Nie rozumiem dlaczego Tomaszuk przywołał postać zmory ze snów mizogina. Widać, że babiszon coś pił, coś brał i to mixtum compositum daje obraz pełnego odpływu. Można jedynie współczuć utalentowanej aktorce, iż dźwigając monstrum, odrabia dodatkowo całą serię wytrzymałościowych testów.

Polleschem przyprawiona inscenizacja, jak sądzę, miała odświeżyć dramat. Tyle, że materia literacka, nie jest tutaj ani kontekstem, ani nawet pretekstem. W zastępstwie fruwają cytaty, miga słowno-muzyczno-choreograficzny patchwork. Wszystko i wszyscy krążą wokół instalacji-klatki. Ten mocno zużyty festiwalowy zabieg oraz różnej maści werbalne gadżety kierują widza w labirynt przypadku. Można oczywiście tam wejść. Tylko po co ???

Jagoda Opalińska

 

MAZEPA Juliusza Słowackiego, reż. i dekoracje Piotr Tomaszuk, kostiumy Zofia de Inez, Choreografia Jarosław Staniek, muz. Piotr Nazaruk, Teatr Polski, premiera 24 marca 2012

Leave a Reply

Czekając na Mazepę [Teatr Polski, Warszawa]

 

O czym jest Mazepa?

– Na pewno o miłości, tęsknocie, uczuciowym szaleństwie, emocjach tak chowanych, że aż skazanych na niebyt.

– Na pewno o władzy. Butnej a równocześnie ułomnej, która roznieca i gasi ogień zostawiając jałową ziemię.

– Na pewno o poezji, wszak autor miał ją we krwi. Rozpoznawał świat metaforą, ironicznym wtrąceniem, synestezyjnymi tropami.

Czytaj dalej »Czekając na Mazepę [Teatr Polski, Warszawa]

Leave a Reply