Przejdź do treści

II 2004

Luty 2009

 

 

29 lutego

BALLADYNA Juliusza Słowackiego, reż. Jarosław Kilian, scenografia Adam Kilian, muz. Grzegorz Turnau, Teatr Polski.

 

„Jarosław Kilian potraktował dramat Słowackiego serio, mimo jarmarcznego sztafażu. Szafarzem moralnym spektaklu uczynił Pustelnika (Olgierd Łukaszewicz), pozbawiając postać dwuznaczności upadłego polityka, który tylko pozornie pogodzony z losem próbuje się zemścić. Tej dozy dwuznaczności nie zabrakło w portretach Matki (świetna Halina Łabonarska), nie tylko pokrzywdzonej, ale także pazernej i skrycie drobnomieszczańskiej niczym Matka ze Ślubu Gombrowicza, czy Alina, która tylko przypadkiem nie uszkadza cieleśnie Balladyny (swoją drogą sztuka potoczyłaby się w zgoła odmiennym kierunku…). Tonację serio przedstawieniu przydaje także muzyka Grzegorza Turnaua, wprawdzie od jarmarku wychodząca, ale w stronę powagi bardziej niż groteski” [Tomasz Miłkowski, „Trybuna” nr 66, 18 marca 2004].

 

A Balladyna? „Smalara ani myśli czynić ze swojej bohaterki tragicznej heroiny. Wie, że nie takie jest jej zadanie. Gra kogoś, kto za wszelką cenę usiłuje przekroczyć i narzuconą jej, i wewnętrzną granicę. To aktorstwo odważne. Balladyna Smalary jest okrutna, ale bywa też żałośnie śmieszna. A przy tym uwięziona w swym ciele, nawet nie próbująca znaleźć od niego ucieczki” [Jacek Wakar, „Życie” nr 52, 15 marca 2004].

 

„Premiery w inscenizacji Jarosława Kiliana robią na widzach wrażenie dzięki zawsze atrakcyjnej scenografii ojca reżysera, Adama Kiliana. W Balladynie Juliusza Słowackiego scena bitwy, z kolejno opadającymi w rytm werbli sylwetami strzeleckimi, jest wprost genialna. Na takich właśnie pomysłach zasadza się wielkość teatru” [Janusz R. Kowalczyk, „Rzeczpospolita” nr 58, 9 marca 2004].

 

„Od niedawna można oglądać w Teatrze Polskim Balladynę Słowackiego w reżyserii Jarosława Kiliana. Można oglądać, ale można i zasnąć, zwłaszcza jeśli jest się dalekim od zdziecinnienia, odpornym na magię cyrkowych sztuczek i znużonym coraz mniej odkrywczymi projektami scenograficznymi Adama Kiliana” [INC, „Życie Warszawy” nr 58, 9 marca 2004].

 

28 lutego

2 MAJA Andrzej Saramonowicza, oprac. tekstu i reż. Agnieszka Glińska, scenografia Agnieszka Zawadowska, kostiumy Magdalena Maciejewska,Teatr Narodowy.

 

„Spektakl Narodowego aż zdumiewa swoim rozmachem inscenizacyjnym: na scenie wystawiono szkielet kilkupiętrowego domu, żelazna konstrukcja tworzy symultaniczną scenę, nad którą umieszczono ekran do projekcji wideo, a w foyer toczy się dalszy ciąg widowiska, recital piosenkarski Agaty Gołąb (wysmakowany pastisz w wykonaniu Anety Todorczuk-Perchuć) z przebojami peerelowskimi oraz wyprzedaż pamiątek nawiązujących do epoki minionej. Cały ten sztafaż i rozmach służy charakterystyce stanu zagubienia, miedzy dawnymi i nowymi laty, między epoką realsocjalizmu a epoką rajskiego kapitalizmu. To czas szukania i wyboru tradycji, czas osobistych dramatów, pomyłek, mniej lub bardziej fałszywych nadziei i wyborów. Saramonowicz, obserwator biegły i świadomy warsztatu, podstawia nam pod oczy objawy tej osobliwej zapaści moralnej, kulturowej, ideowej, z której trudno się wyrwać, ponieważ tak naprawdę poza zetlałymi symbolami niewiele pozostało do zaoferowania. Stąd ukazana tu (i tak naprawdę wyśmiana, może nawet wbrew autorowi) ucieczka w prywatność, miłość, wiarę w witalność życia jest ucieczką nie do życia, ale od życia. Smutny doprawdy krajobraz i chwilami przerażający” [Tomasz Miłkowski, „Trybuna” nr 58, 9 marca 2004].

 

„Jeżeli coś można zarzucić sztuce, to łatwą ucieczkę w prywatność. Przy całej przenikliwości, z jaką Saramonowicz opisuje polski kocioł, jego recepta na naprawę Rzeczypospolitej wydaje się naiwna. Polaków na gruzach domu ma zjednoczyć życie uczuciowe i rodzinne (…) Niedoskonała jest także struktura dramatu – rozbita na luźne epizody. Filmowy język montażu i cięć nie służy sztuce, mało jest scen nośnych teatralnie (…) Wszystko rekompensuje jednak gra aktorów. Do produkcji zebrano świetny zespół, w którym debiutanci błyszczą obok znanych nazwisk” [Roman Pawłowski, „Gazeta Wyborcza” Nr 51, 1 marca 2004].

 

„Po narodowej scenie przez trzy godziny łazi eks-działacz Solidarności robiąc „etosowe” miny, starsza pani, co przeszła Oświęcim, a dziś jest słodka i ckliwa jak ciasto z wiśniami, inna starsza pani nosząca w sobie wieczną winę, bo przez małoduszność zadenuncjowała na UB kogoś, kogo wywieźli do Rosji, a dziś wraca, oczywiście zaciągając po wschodniemu i nadal kochając prześladowczynię. Postaci jest ze trzydzieści, wśród nich są także młodsi, ale wszyscy charakteryzowani tak grubym flamastrem, jak na kreślonych ad hoc portretach ulicznego karykaturzysty. Wszyscy mówią też „gazetą”, papierowym językiem pełnym sloganów i koślawych refleksji, stających słuchającemu kołkiem w uszach. Najgorsze jest jednak w tym wszystkim to, że nawet już bawiąc się tymi swoimi papierowymi laleczkami na scenie ani autor, ani inscenizatorzy nie mają literalnie nic do powiedzenia o mechanizmach rządzących portretowanym światem” [Jacek Sieradzki, „Dialog” 2004 nr 4].

 

22 lutego

BIZNES Johna Chapmana i Jeremy’ego Lloyda, tłum. Elżbieta Woźniak, reż. Jerzy Bończak, scenografia Marek Chowaniec, kostiumy Maciej Zień, współpr. Mariusz Swatek, oprac. muz. Małgorzata Małaszko-Stasiewicz, Teatr Komedia – Północne Centrum Sztuki [55 x, 22813 + 1 x gościnne, 460].

 

SNY Iwana Wyrypajewa, tłum. Andrzej Moskwin, reż. Łukasz Kos, TR Warszawa, spektakl grany w dark roomie Galerii Le Madame [15 x, 357].

 

„Jeżeli testowano strach przed klaustrofobią i omdleniem z duchoty, tudzież odporność mózgu na pseudo-egzystencjalne wizje, to spektakl należy uznać za przedsięwzięcie udane, choć nie mające nic wspólnego z teatrem” [Jacek Melchior, „Wprost” nr 23, 6 czerwca 2004].

 

„Obok na podłodze leży piątka 20-latków w rozbebeszonej pościeli. Może to noc w akademiku, może ranek po imprezie. Ktoś próbuje zasnąć, czyjeś ciało telepie się od dreszczy. Zamykając nas razem z aktorami w jednym pomieszczeniu, Łukasz Kos chce osiągnąć wrażenie intymności i bezpośredniości. Jego aktorzy są tu jakby prywatnie” [Łukasz Drewniak, „Przekrój” nr 12, 21 marca 2004].

 

18 lutego

ZIMA Jewgienija Griszkowca, tłum. Irena Lewandowska, reż. Łukasz Garlicki, scenografia Szymon Gaszczyński, muz. Jacek Jędrasik, Teatr Dramatyczny, Sala Prób im . Haliny Mikołajskiej [12 x].

 

„Rozmowy dwóch żołnierzy (Łukasz Simlat i Marcin Bosak), choć z pozoru błahe, pokazują niepewnego jutra młodego Rosjanina, a dalej idąc – człowieka w ogóle. Wobec przejmującego zimna, które podkreśla oszczędna scenografia spektaklu, opowieści chłopaków mają przywrócić resztki utraconego ciepła” [Agnieszka Korytkowska-Mazur, „Gentleman” 2004 nr 2].

14 lutego

SZTUKMISTRZ Z LUBLINA Icchaka Singera, tłum. Krystyna Szerer, adaptacja Michał Komar, Jan Szurmiej, muz. Zygmunt Konieczny, teksty pieśni Agnieszka Osiecka, insc., reż., choreografia Jan Szurmiej, scenografia Wojciech Jankowiak, kostiumy Marta Hubka, kier. Muz. Marcin Mazurek, akrobacje i czary Wacław Łysakowski, Teatr Rampa [27 x, 7665].

 

„Spektakl w Rampie to wielkie przedsięwzięcie, przygotowane ogromnym nakładem sił i środków. W szczególności pieczołowitość i miłość, z jakimi zostały przedstawione sceny rodzajowe, zwłaszcza sceny zbiorowe w bożnicy, budzi szacunek. Brawurowe wykonania pieśni kantora przez Marka Bałatę, potężne chóry i tańce obrzędowe chasydów, świetnie zarysowana postać Cadyka Jerzego Kamasa, wszystko to sprawia niezapomniane wrażenie” [Tomasz Miłkowski, Trybuna nr 64, 16 marca 2004].

 

„Jan Szurmiej reżyserował Sztukmistrza już po raz siódmy, ale od prapremiery niewiele zmienił w inscenizacji. To, co było nowatorskie w 1986r., dzisiaj stało się nieznośnie przestarzałe. Te dekoracje z rusztowań, po których Jasza skacze jak małpa, te światła, które świecą publiczności po głowach, te przylepiane brody chasydów, te tandetne latarnie z gwiazdami Dawida. Czy to jest Lublin, czy Warszawa, na scenie mamy wciąż tę samą rupieciarnię starych mebli i przebrzmiałych chwytów. Przestał działać również żydowski folklor pokazywany stereotypowo, jak na obrazkach dla turystów w galerii Shalom. Jest to tym bardziej nieznośne, że tandetnej inscenizacji towarzyszy fenomenalna, nowoczesna muzyka Koniecznego” [Roman Pawłowski, „Gazeta Wyborcza – Stołeczna” nr 69, 22 marca 2004].

 

„Sztukmistrza gra Maciej Tomaszewski, który wcielił się w niego także przed 18 laty. Taki powrót bywa ryzykiem. W tym wypadku okazał się jednak całkowicie uzasadniony. Widać, że aktor dojrzał do tej roli. Jego Jasza nie stracił nic ze swej zręczności; z równą łatwością jak dawniej chodzi po linie, żongluje i zgłębia tajniki czarnej magii. Na swoje życie patrzy jednak z perspektywy dojrzałego człowieka. Jest w nim więcej smutku i rozgoryczenia. Dopiero teraz jest naprawdę przejmujący” [Jan Bończa-Szabłowski, „Rzeczpospolita” nr 40, 17 lutego 2004].

 

Leave a Reply