Przejdź do treści

JAK TO SIĘ ZACZĘŁO

Córka, żona, mama. Pisarka.

Tak chciałabym, żeby ktoś obcy o mnie kiedyś powiedział. Kilka lat temu mój Ojciec nad świeżym grobem swojej matki powiedział do stłoczonych nad mogiłą przyjaciół: Chciałbym odczytać wiersz wielkiej pisarki, która jest wśród nas. Tylko ja i On wiedzieliśmy, o kim to i że może kiedyś nią będę…

Gdyby nie Ty
To byście nie Wy
To bym nie Ja
Więc życzę Ci Nas
Bo gdyby nie My
To byś nie Ty
Mamo

Potem było wiele lat do szuflady. Studiowałam i pisałam.
Ciężko jest z pracą, nie należy wybrzydzać. Rozpoczęłam w Zespole Prasowym w Pałacu Mostowskich. Nie było poetycko… Choć… Komendant artystyczna dusza, ogłosił konkurs na najlepszy wiersz wśród nieumundurowanych. Napisałam, pojechałam do Poznania odebrać wyróżnienie. Potem w gazetce policyjnej mignęło moje zdjęcie, zapisana ze mną rozmowa… Mimo to koledzy z pracy nie patrzyli wyrozumiale na moje dwa otwarte w komputerze dokumenty – komunikat prasowy i powieść dla młodzieży. Wydawnictwo Znak konkursem „Popisz się przed dzieckiem” wciągnęło mnie bez reszty. Wyliczyłam, że będę miała więcej czasu na pisanie, pracując na popołudniowych dyżurach. Rano powieść. Potem parę godzin intensywnej pracy w Pałacu. W końcu zostawałam tam sama z kilkoma telefonami od spóźnionych z pytaniem dziennikarzy i ze swoją powieścią.  Skończoną wysłałam po jednym z dyżurów na dwie godziny przed północą, na dwie godziny przed zakończeniem konkursu. Kilka tygodni później z drżącym sercem szłam do Empiku przy Nowym Świecie, gdzie pan Olszański miał odczytać fragment zwycięskiej powieści. Gdy zaczął, przez chwilę składałam w głowie czytane słowa i nie mogłam z nimi dość do porządku: ”Jak to, przecież nie tak to napisałam, to nie moje słowa”. Dopiero po chwili dotarło do mnie. To nie ja. Nie tym razem. Pisałam dalej. Znów do szuflady, do Passy, do Teletygodnia. Po drodze ktoś zauważył moje wiersze. Mały tomik ucieszył oko przyjaciół. Biegałam na zajęcia róg Krakowskiego Przedmieścia i Świętokrzyskiej. Ci, którzy uczą się pisać, znają to miejsce. Laboratorium Reportażu. Mieli nauczyć mnie pisać jeszcze lepiej. Było dla mnie oczywiste – specjalizacja opowiadanie. Brzmi surowo, a za tym kryły się nadzieje, zarwane noce, moi oswojeni do granic absurdu bohaterowie… Swoją niespełnioną wydaniem powieść nosiłam wygniecioną przy sobie. Mój guru, promotor, pisarz Piotr Wojciechowski kazał rezygnować z dużych fragmentów, nawet z jednego bohatera. A ja już tak zdążyłam do niego przywyknąć. Czułam się tak, jakbym miała go zabić. W końcu powstała, nowa, jakoś inna, ponoć lepsza. Moja powieść. Niedawno widziałam ogłoszenie konkursowe Wydawnictwa Egmont na opowiadanie dla młodzieży. Może dla mojej nowej, jakoś innej, ponoć lepszej…
Pewnego dnia urodziłam dziecko. A wraz z nim nową pasję – pisanie dla niego, dla małych. Kiedy w domu nie było jeszcze zabawek, były już książki. Ale często „nie te”. Szybko zorientowałam się, że na półkach dziecięcych panuje największa konkurencja. Konkurencja na piękniejszą szatę. „Pokaz mody”. Wiele czasu spędzam w księgarni, czytam,szukam polskich nazwisk, jest tak wiele tłumaczeń… Często wychodzę zawiedziona. Aż w końcu nieskromnie, prowokując los, zaczęłam pisać dla syna sama. Nie tylko dla niego, dla całej gromady. Wszyscy znajomi niecierpliwie czekają na bajki, w których popisy dają ich dzieci. Może tym razem tryby machiny zaskoczą. Ale wydawcy są uprzejmie milczący, zapobiegliwi… Kto wydaje książkę nieznanej, młodej, niesprawdzonej osoby w czasach kryzysu… Co innego Kubusia Puchatka… Pomyślałam, że może tym razem nie dam za wygraną. Będę pisać dla dzieci. Jak mnie wyrzucą z bajką, wejdę z wierszami. Jak wyrzucą z wierszami, wejdę z recenzją ze spektakli. Właśnie. Recenzje. Teatr jest mi tak bliski. W końcu już jako mała dziewczynka spędzałam w teatrze dużo czasu. Kiedy tata szedł na próbę i nie miał co ze mną zrobić… Zdarzało się. Plątałam się teatralnymi korytarzami, wchodziłam w zakamarki i czułam się, jak u siebie… Rodzice zabierali mnie ze sobą na premiery, ale ja, mała dziewczynka wolałam pusty, cichy teatr z niosącymi się odgłosami prób. W końcu dorosłam i polubiłam premiery, polubiłam TEATR. Nie tylko jego atmosferę pieleszy. Teraz to ja zaczęłam mówić rodzicom, co warto zobaczyć. Ale od pewnego czasu warto zobaczyć „Bajkę o szczęściu”, „Śpiącą królewnę”, pójść na Festiwal „Korczak”. Skoro dane jest mi to przeżywać, dlaczego mam o tym nie pisać… Piszę bajki, napiszę i o bajce. Nauczę się pisać dla dorosłych, o bajkach dla dzieci, na które mają je zabrać do teatru… A jak syn trochę podrośnie, zacznę pisać dla dzieci, na co mają zabrać do teatru rodziców, żeby życie mniej bolało…
Zuzanna Talar-Sulowska

Leave a Reply