Przejdź do treści

Londyńska premiera „Naszej klasy” Słobodzianka

Jutro – 23 września – londyńska premiera "Naszej klasy" Tadeusza Słobodzianka na deskach The National Theatre w przekładzie Ryana Craiga, w reżyserii Bijan Sheibani. To pierwsza sztuka polskiego dramatopisarza wystawiana na deskach angielskiej sceny narodowej.
Więcej o sztuce i Słobodzianku w "The Times" on line, za którym przedukowujemy polskie tłumaczenie.

Tłumaczenie artykułu na temat „Naszej klasy” Tadeusza Słobodzianka

„Nasza klasa” i krwawa historia Polski, która nie pozwala o sobie zapomnieć.

Jak jedna część społeczności mogła uśmiercić drugą? Polski dramat bada mroczny czas

Historia nie umarła, jest ciągle żywa – mówi Tadeusz Słobodzianek. Siedzimy w pociągu zmierzającym na północny wschód Polski. Rozmawiamy o uroczystościach upamiętniających wybuch drugiej wojny światowej i o Władimirze Putinie, który wyrażając współczucie dla cierpień Polaków spowodowanych przez nazistów, nie potwierdził, że do tych cierpień przyczynił się również Związek Radziecki. Nikt nie przeprosił – zauważa Słobodzianek.

Słobodzianek, jeden z czołowych polskich dramatopisarzy jest synem ojca katolika i prawosławnej matki, urodził się na Syberii, gdzie, jak rzesze Polaków, zostali zesłani jego rodzice. Dziś Słobodzianek prowadzi w Warszawie Laboratorium Dramatu – teatr wspierający współczesną dramaturgię, polski odpowiednik Royal Court w Londynie.

Zanim dotarliśmy na miejsce rozmowa zeszła na temat cierpień w odległych północno-wschodnich rejonach przy polskiej granicy, o których opowiada dramat Słobodzianka Nasza klasa. Światowa prapremiera dramatu odbędzie się pod koniec września w National Theatre w Londynie.

Tu zostali pobici – mówi Słobodzianek pokazując główny rynek w Jedwabnem. Z progów, przejeżdżających samochodów i ławek parkowych 55-letniego dramatopisarza obserwuje kilku mieszkańców dwutysięcznego miasteczka. Jednak Słobodzianek – niezależna planeta o wzroście ponad 6 stóp (1.9 m) – pozostaje niewzruszony.

Jedwabne to upiorne i odosobnione miejsce, jedno z garstki śniętych miast rozproszonych na równinach północno-wschodniej Polski. Najbliższym dużym miastem, a zarazem miejscem wychowania Słobodzianka, jest Białystok (tak, to imię bohatera Producentów – filmu Mela Brooksa), brama do regionu rozległych lasów, rzek i bagien.

Jedwabne i pobliska wioska Radziłów nie są wspomniane w sztuce Słobodzianka, ale do czasu, kiedy Nasza klasa zejdzie z afisza w Londynie, obie miejscowości i zdarzenia, do których tam doszło znów staną się głośne. W Jedwabnem, 10 lipca 1941 roku, miejscowi Żydzi zostali zamordowani w ośmiogodzinnym pogromie, którego punktem kulminacyjnym było zapędzenie ocalałych do stodoły i spalenie ich żywcem.

Trudno o bardziej wstrząsający temat na dramat. Nasza klasa będzie się jednak odbijać echem nie tylko z powodu rozważań, dlaczego połowa miasteczka zabiła drugą część. Aż do 2001 pomnik stojący w miejscu stodoły upamiętniał okrucieństwo jednej z wielu niemieckich zbrodni wojennych. Pomnik, który znajduje się w Radziłowie nadal ma takie przesłanie. Powtórne spojrzenie na masakrę przez urodzonego w Polsce amerykańskiego historyka Jana T. Grossa pokazuje inną historię – Polaków-katolików, którzy w okrutny sposób zabili 1600 Żydów w ogóle nie zachęcani lub zachęcani tylko w niewielkim stopniu przez nazistów.

I choć późniejsze badania potwierdziły wiele z odkryć Grossa – liczba ofiar wciąż jest podważana. – polityczna linia podziału przebiega między dwoma przeciwstawnymi wersjami wydarzeń w Jedwabnem. Jak mówi Słobodzianek, historia jest wciąż żywa.

Akcja Naszej klasy rozgrywająca się między 1925 a 2002 rokiem, opowiada historię dziesięciu żydowskich i katolickich dzieci. Wychowują się razem, ale ich drogi rozchodzą się, gdy ta część Polski jest okupowana: najpierw przez Sowietów, później przez nazistów, a potem znów przez Związek Radziecki.

Na tle tych brutalnych wydarzeń historycznych, Słobodzianek tka historię polsko-żydowskich relacji naznaczonych przez komunizm i nacjonalizm, a ostatecznie zniszczonych przez faszyzm i anty-semityzm. Sztuka opowiada fikcyjne historie, ale wiele postaci przywodzi na myśl prawdziwe losy ofiar i prześladowców.

Nie powiodła się pierwsza próba wystawienia Naszej klasy w Warszawie. Wystawienie tej sztuki w Polsce nie może być łatwym zadaniem. Kiedy w 2001 roku odsłonięto pomnik Żydów z Jedwabnego, a ówczesny prezydent Polski Aleksander Kwaśniewski przeprosił Żydów za masakrę, jego gest został skrytykowany przez niektórych Polaków – między innymi księdza i mieszkańców Jedwabnego – którzy zbojkotowali ceremonię. Powstał Komitet Obrony Dobrego Imienia Jedwabnego, wspierany przez polskiego polityka Michała Kamińskiego, ostatnio wybranego, mimo oskarżeń o antysemityzm na przewodniczącego partii Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, popieranej przez Dawida Camerona. Nigdy nie uchylający się przed bitką Słobodzianek porównuje Komitet Obrony Jedwabnego do Ku Klux Klanu.

Jeżeli z Jedwabnego płynie jakaś lekcja, to taka, że Holokaust nie był jedynie rezultatem skrupulatnego niemieckiego planowania i wysokiej technologii mordowania, ale również w niektórych przypadkach wynikał z działania społeczności, które ruszyły na swoich sąsiadów z siekierami, sztachetami i widłami. To dlatego książka Grossa jest zatytułowana Sąsiedzi, (tytuł, który przywodzi na myśl przytulną australijską operę mydlaną). W czasie, gdy antysemityzm stał się powszechny, Polska była największym skupiskiem Żydów w Europie.

Ten skwer był pełen żydowskich i polskich handlarzy. Pomyśl o Bruno Schulzu – mówi Słobodzianek, wspominając polskiego pisarza, którego Ulica krokodyli, pokazuje codzienne życie mieszkańców wielobarwnego polsko-ukraińskiego miasteczka Drohobycz.

To jest miejsce, gdzie Żydzi byli zmuszani do pielenia na klęczkach bruku – mówi Słobodzianek, idąc w stronę szarego dwupiętrowego budynku. To była szkoła. Kiedy pisałem „Naszą klasę”, myślałem właśnie o tym budynku.

W sztuce jest niezwykła płynność opowiadania, polegająca na tym, że rówieśnicy z klasy opowiadają swoje wersje wydarzeń – najpierw jako dzieci, a później dorośli i zmarli.

Nigdy nie czytałem takiej sztuki – mówi reżyser Bijan Sheibani, w czasie przerwy w próbach. Niezwykły jest sposób, w który postaci słuchają swoich własnych historii opowiadanych przez innych” Sheibani przypomina swoją wizytę w Jedwabnem. Czułem tę wrogość. Jeden mężczyzna prawie najechał na mnie samochodem, pijana kobieta wykrzyczała mi coś w twarz, a około szóstka osób wyszła ze sklepu i patrzyła.

Pomnik stoi na skraju miasta. To krótka droga, którą Żydzi przebyli na ostatnich nogach do stodoły. Przed pomnikiem stoi rodzina z Gdańska – 55-letni Andrzej, jego 21-letnia córka Kasia i 19-letnia siostrzenica Agnieszka. Są w odwiedzinach u ojca Andrzeja, który mieszka 20 kilometrów stąd. On nie lubi rozmawiać o tym, co przydarzyło się Żydom – mów Andrzej. Słyszałam o tym wydarzeniu i chciałam uzyskać więcej informacji – mówi Kasia.

W drodze powrotnej spotykamy starszego człowieka, który pracuje na swoim podwórku. Pytam go, czy chce porozmawiać o tym, co zdarzyło się w 1941 roku. Stawia natychmiast sprawę jasno: Nie ma wątpliwości, ze to Niemcy są winni, a nie Polacy. Ma 70 lat, urodził się w Jedwabnem i pamięta, że jako dziecko bawił się nabojami z niemieckiej broni. Gross powinien zmienić książkę – mówi – Wcelowuje we mnie wyimaginowaną broń i mówi, że ja jestem Polakiem, a on Niemcem. On każe mi zaprowadzić Żydów do stodoły. Co Pan by zrobił? – pyta.

Na rynku Słobodzianek zatrzymuje się przed kolejnym pomnikiem, tym razem w pobliżu ogromnego kościoła. Pomnik jest poświęcony Polakom zesłanym na Syberię, którzy zginęli od zimna i głodu. I chociaż rodzice Słobodzianka byli się wśród zesłanych, dramatopisarz o pomniku wypowiada się bez żadnego respektu. On został wzniesiony – mówi Słobodzianek – w odpowiedzi na pomnik poświęcony Żydom. Przesłanie jest jasne – Gorzej umrzeć z zimna, niż w płomieniach.

John Nathan/The Times

[matriały Laboratorium dramatu w Warszawie]

Leave a Reply