Na otwarcie sezonu 2006/2007 w warszawskim Teatrze Wielkim – Operze Narodowej przygotowano wieczór baletowy pod kierownictwem Kazimierza Korda, złożony z trzech utworów Karola Szymanowskiego: III Symfonii – Pieśń o nocy, Stabat Mater oraz Harnasiów. Wieczór zatytułowany "Szymanowski i taniec" wpisuje się w obchody 70-lecia śmierci artysty i jest chlubną kontynuacją wystawiania jego dzieł (po "Królu Rogerze" w reżyserii Mariusza Trelińskiego) na scenie narodowej po latach nieobecności.
Każdy z tak różnych muzycznie utworów baletowych jest dziełem innego choreografaautor układu tanecznego w spektaklu baletowym albo w innego... More: "Pieśń o nocy" – Jacka Przybyłowicza, młodego choreografa, przed wielu laty także tancerza Teatru Wielkiego, "Stabat Mater" – Ewy Wycichowskiej, prowadzącej od kilkunastu lat Polski Teatr Tańca, "Harnasie" – Emila Wesołowskiego, wieloletniego dyrektora baletu w Teatrze Wielkim w Warszawie. I każdy przemawia innym językiem choreograficznym, ruchem, formą sceniczną, scenografią i kostiumami (wszystkie trzy scenografie są dziełem Pawła Grabarczyka, a kostiumy – Magdaleny Tesławskiej). Cechą, która łączy – choć w niejednakowym stopniu – wszystkie te dzieła jest warstwa kulturowa: filozoficzno – literacko – historyczna, czas końca Młodej Polski, dekadencji, rodzącego się państwa polskiego i roli inteligencji w tym procesie. To czasy "powrotu do rzeczy samej" jak to ujmował Husserl, czyli do etniczności, folkloru, a zwłaszcza góralszczyzny, którą inteligencja uważała za symbol wolności i mocy twórczej. Stąd mit Zakopanego, który tak znakomicie pokazano na wystawie Rafała Malczewskiego tego roku w warszawskim Muzeum Narodowym. Nie bez powodu przytaczam wspomnienie o tej – znaczącej dla kultury narodowej – wystawie, gdyż dwa balety: "Stabat Mater" i "Harnasie" łączy także i malarskie spojrzenie obu choreografów na dzieło muzyczne. Ewa Wycichowska zobaczyła w "Stabat Mater" obrazy i rzeźby mistrzów średniowiecza, natomiast Emil Wesołowski sięgnął razem ze scenografem i kostiumologiem do drzeworytu Skoczylasa, malarstwa Stryjeńskiej i form futurystycznych.
Najtrudniejszego zadania podjął się chyba Jacek Przybyłowicz próbując pokazać muzykę III Symfonii ruchem scenicznym. Pewnym ułatwieniem dla choreografa mogło być tworzywo literackie wykorzystane przez kompozytora w postaci wiersza średniowiecznego poety perskiego Dżalaluddina Rumiego zw. Moulana ( w przekładzie Tadeusza Micińskiego) – "Pieśń o nocy". Ale tylko pewnym, bo to wiersz niełatwy z uwagi na wielce symboliczną treść i ekstatyczność. Pokazanie na scenie takich pojęć jak byt i niebyt, nieskończoność, Bóg, Wszechświat, tajemnica, to zadanie bardzo trudne, zwłaszcza w balecie. Sam kompozytor oceniał, iż okropnie mecząca ta trzecia. I chociaż ocena ta dotyczyła muzyki, z choreografią(gr. choreia = taniec + grapho = piszę), sztuka tworzenia u... More pewnie było podobnie, choć Jacek Przybyłowicz dobrze sobie poradził z tym afabularnym, ekstatycznym dziełem rozpisując je na 16 tancerzy i używając skromnych, acz oryginalnych środków scenograficznych. Za klucz do przekazania myśli poety i kompozytora posłużył mu sen dzieci wszechświata przeglądających się w lustrze kosmosu. Formę tańca współczesnego, oddającego najpełniej problemy i emocje człowieka naszych (i każdych) czasów, płynnego ruchu, narzuciła nie tylko poezja, ale i muzyka, pieśń (piękny sopran Izabelli Kłosińskiej). Widać też w tej choreografii(gr. choreia = taniec + grapho = piszę), sztuka tworzenia u... More światowe szlify bardzo uzdolnionego twórcy, który miejmy nadzieję, iż szybko rozwinie skrzydła z pożytkiem dla polskiej sztuki baletowej.
Tym, co łączy "Pieśń o nocy" ze "Sabat Mater" – widowiskiem teatralnym, bo nie baletem – pokazywanym w drugiej części wieczoru, jest na pewno gęsty emocjonalnie klimat. Klimat ludzkiego cierpienia pokazanego poprzez sztuki plastyczne: malarstwo i rzeźbę od średniowiecza po współczesność na tle przepięknej muzyki do słów hymnu średniowiecznego – jednego z najsłynniejszych tekstów poetyckich chrześcijaństwa. Ewa Wycichowska, autorka choreografii – po 24 latach jeszcze raz zmierzyła się z tym utworem nieco go wyciszając w stosunku do wersji pierwotnej, ale nadając mu przez to głębszy, uniwersalny i filozoficzny sens. W pierwszej wersji, zrealizowanej w Teatrze Wielkim w Łodzi, wiele scen miało dość wyraźny wydźwięk religijny, natomiast obecnie choreografka minimalizując ruch, wprowadzając symbole, bądź tylko ich zapowiedź, przez co zmieniając nieco akcenty, pokazała dzieło ponadczasowe, choć wywodzące się z religii to jednak uniwersalne, dotyczące każdego człowieka. W tej realizacji nie ma krzyży – ramionami krzyża są nieruchomo rozłożone ręce Matki (Elżbieta Kwiatkowska), podkreślone smugą światła przez cały spektakl; Matki, która sama jest krzyżem znoszącym w ciszy wszystkie cierpienia tego swiata. To ona i jej cierpienie są osią misterium, zaczynającego się przedstawieniem rzeźby Antoniego Rząsy, poprzez Rembrandta (światła – Putto), Wita Stwosza, Memlinga i inne dzieła wielkich malarzy i rzeźbiarzy. Wielkim atutem tego przedstawienia jest prawie bezruch podkreślający piękno muzyki i ludzkiego śpiewu (Iwona Hossa, Ewa Marciniec i Adam Kruszewski), znaczenia chóru (przygotowanie – Bogdan Gola), który w tym spektaklu wydobywa całą głębię muzyki Szymanowskiego.
W finale wieczoru Szymanowskiego oczywiście są "Harnasie" (z solistą Dariuszem Pietrzykowskim) – nie tylko, że napisane najpóźniej z tych trzech utworów (1926), ale z racji ich barwności, żywiołowości, widowiskowości i najliczniejszego zespołu (18 osób). Zgodnie z założeniem kompozytora – scenariusz utworu jest tylko najogólniejszą ramą, w której reżyser i baletmistrz mogą zmienić niejeden szczegół, wzbogacić treść nowym epizodem i pomysłem. Z uwagi tej skorzystał choreografautor układu tanecznego w spektaklu baletowym albo w innego... More – Emil Wesołowski, wznawiający "Harnasie" (w roli Harnasia – żywiołowy Sławomir Woźniak) po 9 latach na tej scenie – i wprowadził do akcji postać czarnej wdowy – złego ducha, który powoduje katastrofę w tak dobrze zdawałoby się zapowiadającej historii. "Harnasie" obecne i poprzednie, kojarzące się z "Weselem" Strawińskiego, różni właściwie głównie kostium i scenografia: w obecnej tancerki mają niezwykle barwne spódnice, nawiązujące kolorem do malarstwa Zofii Stryjeńskiej i stroju góralskiego, kostiumy tancerzy natomiast (i ich ruchy) wzorowane są na drzeworycie Władysława Skoczylasa. Scenograficzne tło to zaznaczone prostymi liniami szczyty gór, w pełni oddające klimat epoki, nadchodzące czasy, nowe idee artystyczne i społeczne. Efekty tej skromnej dekoracji wzmacnia i wzbogaca światło (Maciej Igielski i Tomasz Mierzwa). Jest to wersja akcentująca bardziej folklor góralski (Piszę obecnie okropny balecik polski, wiejski, (góralski), narodowy i patriotyczny, na który otrzymałem zamówienie z opery i za który płacą mi kilka groszy (Szymanowski, 1927) niż idee wolności, bo taka myśl przyświecała choreografowiautor układu tanecznego w spektaklu baletowym albo w innego... More podczas tworzenia "Harnasiów" w 1997 r. Tamta wersja nie zyskała jednak uznania w oczach recenzentów, stąd choreograf zmierzył się z tym baletem po raz trzeci w swojej karierze choreograficznej.
"Harnasie" – choć początkowo były trudności z ich wystawieniem (pokazano je dopiero w 1935 r. i to w Pradze, choć zamówił je TW w Warszawie, na którego scenie pojawiły się dopiero po premierze w Poznaniu w 1938 r.) są baletem bardzo chętnie oglądanym przez publiczność i dość często wystawianym. Sam kompozytor pisał, iż są one jednym z jego najbardziej lubianych i zrozumiałych dzieł, co nie dziwi, skoro moda na Zakopane i jego mit – mimo upływu czasu ciągle trwa.
Natomiast moda na muzykę Szymanowskiego dopiero rozkwita. Jest to potwierdzeniem gorzkiej konstatacji żyjącego prawie w nędzy kompozytora, wygłoszonej przy okazji sprowadzenia prochów Juliusza Słowackiego z Paryża do Polski. – Kiedy patrzyłem na cudowny, mityczny jakiś niemal obchód Słowackiego, o tym myślałem, że za jakieś 100 lat będą może – oczywiście nie z taka niesłychaną paradą, ale z równym karawaniarskim amatorstwem – obnosili i moje kosteczki po Polsce, ale cóż mi wówczas z tego przyjdzie? Rzecz w tym, że Polacy nie znoszą żywych ludzi, a ubóstwiają trupy, z którymi mogą robić, co im się podoba, dlatego też dążą zawsze do tego, żeby żywych ukatrupić.
Anna Leszkowska (Twoja Muza 6/06)
Premiera: Teatr Wielki – Opera Narodowa w Warszawie, 5.X.2006