„Cyrulik sewilski” Gioacchino Rossiniego, opera komiczna oparta na komedii Pierre de Beaumarchais, została wystawiona w połowie lutego 2006 roku na deskach Teatru Muzycznym w Lublinie. Inscenizacja dzieła została zamówiona przez Supierz Artist Management z holenderskiego Amersfoort, dlatego też pierwszy raz publiczność mogła tę operę zobaczyć w Rotterdamie 12 stycznia. Rozpoczynała ona bowiem najdłuższe do tej pory tournee zagraniczne trupy z Lublina obejmujące 21 miast Holandii i Belgii.
Wróćmy na chwilę do historii. We Włoszech w drugiej połowie XVIII wieku jednym z trzech klasyków opery komicznej był Giovanni Paisiello, którego „Cyrulik sewilski” uchodził za najdoskonalszy wzór opery komicznej. Niestety ten absolut szybko się skończył, kiedy na twórczej arenie pojawił się młody i wybitnie uzdolniony Gioacchino Rossini. Młody kompozytor skomponował operę pod tym samym tytułem „Cyrulik sewilski”. Powstała ona w 1816 roku i przeszła do historii jako arcydzieło wszechczasów. Jedyne czego w „Cyruliku” nie można się doszukać to refleksji i moralizatorstwa. Jednak nie oto chodzi. Czysta zabawa, gra zdarzeń, humor sytuacyjny, trudno o lepszy relaks. Koloraturowe arie są wzorem bel canto, ansamble wokalne szczytem mistrzostwa. Premiera „Cyrulika sewilskiego” miała miejsce 20 lutego 1816 roku w rzymskim Teatro Argentyna. Kompozytor siedział przy klawesynie. Niemal 190 lat po tym fakcie w Lublinie jego miejsce zajął Grzegorz Siedlaczek ceniony lubelski pianista, który akompaniował solistom podczas recitativo w ostatnim spektaklu.
O wysokim poziomie lubelskiego przedstawienia można było się przekonać z chwilą, kiedy zabrzmiały pierwsze takty uwertury pod batutą Jacka Bonieckiego. Przyczynił się do tego w dużej części skład młodych instrumentalistów, którzy grali z wielkim zaangażowaniem i umiejętnością. Sama muzyka Rossiniego jest tak energetyczna, że momentami brakowało tchu ale tylko słuchaczom, bo wszyscy artyści pokazali najwyższą klasę.
Już w pierwszym akcie opery na scenie pojawił się przystojny hrabia Almaviva, którego grał Adam Sobierajski. Młody już uznany w Polsce tenor miał w sobie wiele uroku, a talent aktorski pozwolił mu wcielić się znakomicie w rolę kawalera zakochanego w czarującej Rozynie. Bardzo podobała mi się w wykonaniu Sobierajskiego aria(wł.) wokalny utwór, głównie operowy - solowy monolog ś... More wykonana pod balkonem Rozyny. Jednakże najbardziej zniewalający był sam Figaro, w tej roli Leszek Skrla. Zaimponował siłą głosu, barwą i techniką. Skrla pokazał nam Figaro jako niezwykle dojrzałego mężczyznę skorego do żartów. Jego pomysły jak przechytrzyć starego Bartola i Don Basilio – nauczyciela muzyki, pretendenta do ręki Rozyny, co chwilę wzbudzały salwy śmiechu publiczności. Niekwestionowaną gwiazdą tego spektaklu była Rozyna, w tej roli Katarzyna Oleś-Blacha. Śpiewaczka obdarzona sopranem koloraturowym o tak pięknej krystalicznej barwie, sile i sprawności, że już po pierwszej arii w jej wykonaniu chciało się wstać i wiwatować na cześć tej artystki. To wielki talent i doskonale wyszkolony głos. Takiej Rozyny życzyłby sobie każdy teatr operowy w Polsce.
Z dobrej strony pokazała się Julia Iwaszkiewicz jako Berta pokojówka Don Basilio. Zwłaszcza w II akcie opery ujawniła swoje zdolności aktorskie i piękny sopran. Absolutnym mistrzostwem były sceny zbiorowe, tutti czołowych bohaterów, śpiewane w zabójczym tempie pokazały nie tylko walory poszczególnych głosów ale również wirtuozerię głosów, która jest niezbędnym elementem, żeby w ogóle brać się za dzieła Rossiniego. Wszyscy soliści dobrze i czytelnie wypadli też w recitativach.
Na uwagę zasługują rola Piotra Micińskiego (Don Bartolo) i Grzegorza Szostaka (Don Basilio). We dwóch stworzyli swoisty komiczny tandem. Artyści ci posiadają wspaniałe dźwięczne głosy o dużym wolumenie i doskonale łączą je ze swobodą aktorską.
Uwagę należy zwrócić również na chór(gr. choros, łac. chorus), zespół osób wypowiadających ... More męski, który bardzo dobrze przygotowała Zofia Bernatowicz, który wzbogacał operę harmonią czysto brzmiących głosów.
Nie sposób nie wspomnieć o oryginalnej scenografii. Przedstawiała ona dom doktora Bartolo, opiekuna pięknej Rozyny, utrzymany w dość kiczowatych, krzykliwych kolorach. Poszczególne pomieszczenia podkreślały jedynie komediowy charakter(gr. charakter = wizerunek), postać literacka o wyraźnie i... More sztuki. Scenograf Karel Spanhak zastosował dodatkowo połączenie starego z nowym. Chociażby alkowa pięknej Rozyny, cała w cukierkowym różowym kolorze. Znudzone dziewczę wyleguje się na łóżku, słucha miniodtwarzacza przez słuchawki. Jak amerykańska nastolatka. Gdyby nie różowa barokowa peruka i kuse peniuary, byłaby to scena rodem z sitcomu. Salon domu Bartola też na pół współczesny. Telewizor w barokowych ramach sterowany pilotem, obok rokokowego fotela coca-cola w puszce.
Wszystko w tej operze mimo sprzeczności układało się w jedną sensowną całość. Spektakl zakończyła owacja na stojąco. Lubelska publiczność od dawna nie widziała i nie słyszała tak dobrze przygotowanego przedstawienia operowego. Jacek Boniecki przyprowadził do tego miasta bardzo dobre głosy. Dzięki temu nie tylko „Cyrulik sewilski” ale i wiele innych następnych dzieł, które zostaną wystawione pod jego kierownictwem ma szanse na sukces. Zwłaszcza, że Teatrem Muzycznym w Lublinie od niedawna zarządza doświadczony menedżer Leszek Hadrian, dyrektor naczelny tej placówki.
Joanna Biegalska
fot. Jacek Babicz
Info:
„Cyrulik sewilski” Gioacchino Rossiniego. Premiera w Teatrze Muzycznym w Lublinie 18 luty 2006 rok.
Reżyseria: Anette Leistenschneider. Kierownictwo muzyczne: Jacek Boniecki. Kostiumy: Ulrike Ida Kremer. Scenografia: Karel Spanhak. Przygotowanie chóru: Zofia Bernatowicz.