O spektaklu NIC SIĘ NIE STAŁO w warszawskim Ateneum w „Dzienniku Trybuna” pisze Tomasz Miłkowski:
To ja postawiłem znak zapytania, autor zatytułował swój utwór w trybie oznajmującym. Oczywiście ironicznie, bo stało się. W wyniku działania bezdusznego systemu prawnego życie pewnej rodziny zostało pogruchotane. Być może bezpowrotnie.
Mowa o sztuce wystawionej na Scenie 61 warszawskiego teatru Ateneum (prapremiera, reż. Barbara Wiśniewska) „Nic się nie stało” Wacława Holewińskiego. Autor jest z wykształcenia prawnikiem, jak sam o sobie pisze „niedoszłym prokuratorem”, a w latach 1977-1989 „podziemnym wydawcą i działaczem opozycji demokratycznej”. Trudno więc podejrzewać go o lewicowe ciągoty, a jednak jego utwór stawia pod znakiem zapytania system, do którego powstania się przysłużył. Trzeba mieć wiele odwagi wewnętrznej, aby spojrzeć faktom w oczy, tak jak to to czyni autor, niedoszły prokurator. Wprawdzie utwór Holewińskiego nie stawia diagnoz ogólniejszych, ale przedstawia konkretną sprawę jednostkową, nie suflując jakiegoś pożądanego idealnego rozwiązania. Ale z teatrem już tak jest, że sprawy drobne ogromnieją, jednostkowe stają się zbiorowe i to, co miało być zaledwie przykładem, staje się dowodem na panujący mechanizm. A ten mechanizm, opisywany przez autora nie jest krzepiący, bo na dobrą sprawę każdy może paść ofiarą systemu prawnego, nieledwie bezwiednie, przez drobne zaniechanie, pomyłkę, niedopatrzenie albo przeciwnie, nadgorliwość. Sprawa bowiem, o której Holewiński opowiada wydarzyła się naprawdę.
Czytaj dalej »Nic się nie stało?