Przejdź do treści

Rozmowy niekontrolowane

Maciej Pinkwart rekomenduje powieść Stephena KingaPóźniej. Tylko umarli nie kłamią:

Czy istnieje literatura młodzieżowa? No, pewnie tak, ale to tak samo mało precyzyjne i niezbyt merytoryczne określenie, jak literatura kobieca czy chłopska. Określanie charakteru książek według płci, wieku czy zawodu bohaterów najczęściej jest mocno mylące; co innego kwestie geograficzne: literatura marynistyczna czy tatrzańska dość łatwo tłumaczą swoje nazwy miejscem akcji. Ale czy literatura młodzieżowa to taka, w której bohaterowie są nieletni, czy taka, którą młodzież powinna czytać? Te dwie kwestie zdają się niekiedy wykluczać, z różnych powodów: nie znam żadnego współczesnego młodego człowieka, który by z własnej woli przeczytał W pustyni i w puszczy, nie mówiąc już o Królu Maciusiu Pierwszym. Inna rzecz, że dorosłych, którzy by teraz to czytali też nie znam zbyt wielu. Nie sądzę, żeby kilku- czy kilkunastoletni bohaterowie Władcy much Williama Goldinga zainteresowali swoimi działaniami dzisiejszych równolatków – i bardzo dobrze, bo zdecydowanie nie jest to książka dla młodzieży i, prawdę powiedziawszy, o młodzieży też nie, tylko o podłej moralności współczesnych ludzi. Wcześniejsza wersja opowieści, w której grupa chłopców bez opieki dorosłych trafia na bezludną wyspę i buduje mniej więcej harmonijnie działającą społeczność – Dwa lata wakacji Juliusza Verne’a – jest dziś już tak archaiczna, że w zasadzie nie do czytania, a już na pewno nie przez młodzież. Wyjątkiem w tej dziedzinie niewątpliwie jest powieściowa saga o Harrym Potterze, ale Joanna Rowling stworzyła dzieło doprawdy niezwykłe, nie poddające się standardowej ocenie.

Nie piszę tu o literaturze dziecięcej, bo ona jest w zasadzie elementem zabawowo-dydaktycznym, po który dorośli sięgają w nadziei, że książki dobrze wpłyną na rozwój ich pociech. Chcę nadal wierzyć, że to prawda. Więcej – że codzienne głośne czytanie książek dzieciom wyrobi w nich odruch czytania, uruchomi wyobraźnię i pozytywnie wpłynie na ich rozwój intelektualny, czego nie można powiedzieć o oglądaniu kreskówek w telewizji. Ale obawiam się, że moja wiara wynika z moich doświadczeń z zamierzchłej przeszłości, przy czym nie oparta jest nawet na własnym doświadczeniu: owszem, codziennie czytałem swoim dzieciom książki (bynajmniej nie takie, których bohaterami byli młodzi ludzie), co być może wpłynęło na ich późniejsze bliskie związki z literaturą. Ale mnie nikt książek w dzieciństwie nie czytał, a gdy już się nauczyłem czytać – pochłaniałem ich mnóstwo.

Tak czy inaczej, nie radzę czytać przed snem dzieciom, a nawet starszym powieści Stephena Kinga. Mistrz horroru, co prawda, od lat bohaterami wielu swoich powieści czyni dzieci i nastolatków (Carrie, Lśnienie, Dzieci kukurydzy, Smętarz dla zwierzaków, Podpalaczka, To, Instytut…), ale sprawcami zła zwykle są dorośli. Nie inaczej jest w przypadku najnowszej opublikowanej w Polsce książce Kinga – Później.

Sześcioletni James (Jamie) Conklin z Nowego Jorku, syn redaktorki niewielkiego wydawnictwa, widzi umarłych, którzy po śmierci opuszczają swoje ciało i przez jakiś czas pozostają w pobliżu miejsca, gdzie rozstali się z życiem. Potrafi z nimi rozmawiać, a że umarli muszą mówić prawdę, więc niekiedy zadaje im ważne pytania i otrzymuje niezwykłe odpowiedzi. Uzyskuje w ten sposób wiedzę, która przydaje się w przyszłości – raczej jednak nie jemu, tylko dorosłym, którzy co prawda nie koniecznie wierzą w te niezwykłe umiejętności Jamiego, ale z nich korzystają. Dorośli są dziwni. Umarłych widzą też małe dzieci i zwierzęta, ale pożytek z tego niewielki, bo nie umieją mówić. Rozmówcy Jamiego trwają w takim pośmiertnym zawieszeniu zwykle kilka godzin, niekiedy parę dni, z czasem mówiąc coraz ciszej i coraz mniej wyraźnie, ich sylwetki tracą ostrość konturów, po czym znikają, by już nigdy nie powrócić. Jednak jest jeden wyjątek od tej zasady…

Horror, jak się patrzy. Ale nie specjalnie straszny: po pierwsze – owi zmarli nie są co prawda duchami, od których są bardziej – by tak rzec – konkretni, ale jednak nie mają formy materialnej, więc krzywdy, poza samym byciem dość okropnymi, nigdy nikomu nie robią. Prawie nigdy. King jakoś godzi tę niematerialność z umiejętnością – na przykład – dmuchnięcia we włosy sceptycznej osoby, czego dokonuje jeden z umarłych. Może to nielogiczne, ale czy od umarłych możemy wymagać logiki? Po drugie – i to moim zdaniem jest pewna słabość tej książki – powieść zbudowana jest w formie retrospekcji. Zaczyna opowiadać ją bohater 22-letni, a więc musimy przyjąć, że wszystkie te okropieństwa, których Jamie doświadczał jako nieletni, nie wpłynęły na niego specjalnie źle. No, ale on jest tylko jednym z bohaterów.

O tym, że świetnie się to czyta, nie muszę pisać. W końcu – to dzieło mistrza Kinga, króla amerykańskiej literatury. Na przeczytanie przeszło 380-stronicowej książki potrzebowałem niespełna trzech godzin. Bohaterów jest niewielu, ich sylwetki zarysowane są ostrymi liniami, prócz spotkań z umrzykami dzieje się w życiu Jamiego i jego matki wiele ciekawych, a niekiedy sensacyjnych rzeczy i nieoczekiwanych zwrotów akcji, ale rzecz jasna nie będę ich zdradzał, by nie spoilerować powieści. No i nie czytajcie książki dzieciom przed snem: nie tylko, że konwersacje z umarłymi mogą nie najlepiej wpływać na ich procesy trawienne i działalność synaps w fazie REM. Ale Później to także literacki festiwal bluzgów i – by tak rzec – potoczystości języka, na poznanie którego dzieci powinny mieć czas przynajmniej do momentu, aż zaczną uczestniczyć w marszach Strajku Kobiet.

Maciej Pinkwart

—————————

Stephen King, Później. Tylko umarli nie kłamią, tłumaczenie (doskonałe!) Rafał Lisowski, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2021, 384 strony.

Leave a Reply