Przejdź do treści

O to miejsce dbamy bardziej niż o własny dom

Justyna Sieńczyłło i Emilian Kamiński, twórcy Teatru Kamienica odpowiadają na pytania Tomasza Miłkowskiego

– Powstaniu Teatru Kamienica towarzyszyły wasze ambicje i marzenia. Które z nich udało się spełnić, a które okazały się niezniszczalne?

Emilian Kamiński: Budując mój teatr przede wszystkim marzyłem o wolności twórczej. Jestem za wolnością wypowiedzi, a własny teatr pozwala mi mówić to, co chcę. Ponad 10 lat to mnóstwo czasu, a dla prywatnego teatru funkcjonowanie przez przeszło dekadę to chyba duży sukces. Tak naprawdę byłem jedyną osobą, która w to marzenie wierzyła, i mówię to z całą odpowiedzialnością. Ani przez chwilę nie miałem wątpliwości, że to się uda, choć początkowo nic na to nie wskazywało. Dziś mogę powiedzieć, że spełniło się moje marzenie i to jest dla mnie najcenniejsze.

Justyna Sieńczyłło: Co więcej, w ubiegłym roku udało się zrealizować kolejne marzenie Emiliana – otworzyliśmy przy teatrze jedyną taką w Polsce, policealną Szkołę Rzemiosł Artystycznych KamArti, kształcącą w zakresie realizacji światła, dźwięku i multimediów. Właśnie rozpoczęliśmy rekrutację na kolejny rok szkolny. Możliwość edukacji młodych pokoleń, w tak istotnych dla teatru dziedzinach, niesie również wielkie spełnienie.

– Żeby Kamienica mogła powstać, a potem przetrwać, potrzebna była wielka determinacja. Skąd czerpaliście siły, aby teatr ocalić?

EK: Sam nie wiem. Kocham życie i uważam, że jest ono najwyższą wartością, a Kamienica jest nieodłącznym elementem mojego życia. Ktoś kiedyś porównał mój teatr do piekarni. Bardzo trudno jest wypiec chleb, ale nic tak nie smakuje, jak ten właśnie bochenek. To dla mnie najlepszy smak na świecie – smak życia.

JS: Do Kamienicy nigdy nie podchodziliśmy biznesowo. O to miejsce dbamy bardziej niż o własny dom. Droga wyznaczona przez Emiliana stała się idee fix naszego życia.

– Charakterystyczną cechą Kamienicy jest jej demonstrowana warszawskość. We foyer ponad 20 metrów kwadratowych zajmuje makieta przedwojennej Warszawy. To nie przypadek. Dlaczego taki właśnie wybór?

EK: Dla mnie Warszawa to kobieta, coś jak matka. Makieta Warszawy to owoc miłości do mojego miasta. Spełniając marzenie o własnym teatrze, priorytetem była dla mnie popularyzacja tradycji, historii, dziedzictwa kulturowego stolicy. Dlatego też Kamienica to miejsce, gdzie zobaczyć można prawdziwą perełkę – makietę Warszawy z Sierpnia 1939 roku, tuż przed zniszczeniem.

JS: W Kamienicy mamy wielki szacunek do historii. To miejsce wiele widziało – tutaj był szpital Armii Krajowej podczas Powstania Warszawskiego, i między innymi przez te mury Irena Sendlerowa przerzucała dzieci z getta. My się tej historii kłaniamy nie tylko repertuarowo, ale też poprzez właśnie takie projekty jak makieta, zabytkowy tramwaj przed teatrem, oraz mnóstwo wydarzeń artystycznych, np. coroczne obchody 1 sierpnia.

– Kamienica musi zarabiać, żeby istnieć. A mimo tej konieczności nie unikacie spektakli misyjnych – zwłaszcza adresowanych do młodego pokolenia, choć nie tylko. Ważnym przedsięwzięciem był grywany przez kilka sezonów „Pamiętnik z powstania warszawskiego” wg Mirona Białoszewskiego?

EK: Kamienica to więcej niż teatr. Misja, choć z ekonomicznego punktu widzenia może nie jest opłacalna, ale ja bez niej nie wyobrażam sobie mojego teatru. Spektakle dla młodzieży to wyróżniająca Kamienicę, na tle innych instytucji kultury, mocna część naszego repertuaru. W minionym sezonie do spektakli „My, dzieci z dworca ZOO” o narkomanii i prostytucji oraz „Dopalacze. Siedem stopni donikąd”, dołączyła sztuka „Wszechmocni w sieci” o zagrożeniach w internecie. Młodzież przyjeżdża do nas i chłonie te sztuki. Mają one trochę uporządkować im w głowach, rozjaśnić, przestrzec… To jest misja teatru.

JS: Co roku organizujemy też Wigilię i Wielkanoc dla bezdomnych. Prowadzimy własną fundację, sporo robimy dla potrzebujących. Od lat działa u nas teatr osób niepełnosprawnych, w naszym kalendarzu znajduje się wiele wydarzeń charytatywnych. Po prostu dzielimy się tym, co mamy.

– Wasz teatr gra i to bardzo dużo – jak tak połączyć to w sezonie, razem ze spektaklami gościnnymi można się doliczyć dwudziestu tytułów na afiszu?

EK: To prawda, mieliśmy wyśmienity sezon. Wspaniały! Takiego jak teraz jeszcze nie było. Sześć premier – jedna po drugiej. Bardzo dobrze przyjęte przez widzów, przez krytyków. Otwarcie szkoły KamArti… No, najlepszy z dotychczasowych sezonów.

JS: Utrzymujemy się przede wszystkim z biletów, nie mamy stałych dotacji, więc też bardzo ciężko pracujemy. Najważniejszy jest dla nas szacunek do widza, nie tylko od strony towarzyskiej, ale także artystycznej. Pilnujemy poziomu, tu nie ma zmiłuj.

– Kamienica to wiele przestrzeni – trzy sceny, sale restauracyjne, ale także studio nagrań i powstała niedawno szkoła. Skąd pomysł na jej zawiązanie? Brakuje chętnych do pracy w teatrze?

EK: Tak, jak powiedziałem wcześniej, od początku marzyłem, planowałem, aby otworzyć Szkołę Rzemiosł Artystycznych. Zamierzałem to zrobić w formie technikum zawodowego, ale ze względu na wiele przepisów i obostrzeń nie udało się tego zrealizować. KamArti jest więc policealną, dwuletnią szkołą uczącą zawodu oświetleniowca, dźwiękowca i realizatora multimediów w jednym. Na rynku brakuje takich specjalistów, a posiadanie umiejętności z tych trzech dziedzin otwiera każde drzwi. Proszę mi wierzyć.

JS: Sami ciągle szukamy takich zawodowców, a mając tak bogate zaplecze techniczne w Kamienicy, aż żal by było z tego nie skorzystać. Nasi uczniowie uczą się od razu w teatrze, od najlepszych zawodowców, wieloletnich praktyków.

– Myśleliście także o kształceniu aktorów, ale w innym trybie, niż to mam miejsce do tej pory.

EK: Taki był zamysł, ale przepisy dość mocno go zweryfikowały. Wierzę, że w przyszłości uda się również kształcić w tym kierunku.

– A wracając do scen – dlaczego aż trzy?

EK: Na więcej nie mamy już miejsca (śmiech). A tak poważnie trzy sceny doskonale się uzupełniają, zarówno pod względem repertuarowym, jak i technicznym. Przed laty Joseph Papp, reżyser z Brodwayu powiedział mi tak: „Mam dwie sceny – małą i dużą. Na dużej gram komedie i musicale, na małej poważniejsze sztuki. Tym sposobem zadowalam różne gusta, a duża scena zarabia na małą”. Uznałem to za dobry model biznesowy.

JS: Poza tym Kamienica to również jedna z najbardziej cenionych przez specjalistów, przestrzeni eventowych w Warszawie. Klimatyczne wnętrza, doskonałe zaplecze techniczne, studio nagrań, własna restauracja, a przy tym lokalizacja w samym sercu stolicy. Mając kilka scen, wydarzenia zewnętrzne, które poza biletami pozwalają nam funkcjonować, nie kolidują ze spektaklami.

– W programie teatru spotykają się spektakle dla dzieci, dla młodzieży i dla dorosłych. Odrębną kategorię stanowią spektakle wyjazdowe. Kamienica wygląda bardziej na dużą firmę produkcyjną niż niewielki prywatny teatr…

EK: Kamienica to przede wszystkim ludzie. Jak wielokrotnie mówiłem, teatr to łódź płynąca po oceanie niemożności. Załoga więc musi być dobra – to od niej najwięcej zależy. A że nie może być zbyt liczna, to każdy musi podchodzić do pracy z sercem, nieść wartość dodaną. Czasem płyniemy na fali sukcesów tak, jak w czasie przed epidemią, a niekiedy pod prąd – jak teraz. Najważniejsze jednak, że wciąż płyniemy – bogaci w doświadczenia, z ogromnym apetytem na przyszłość.

JS: Mówiąc o ludziach warto wspomnieć o naszej wspaniałej widowni. Dowody uznania od ludzi stanowią dla nas sens tej pracy, która nierzadko bywa trudna. Dziękujemy za każde słowo wsparcia, każdy miły gest, decyzje o przełożeniu terminów odwołanych spektakli w czasie pandemii. Mamy cudowną widownię.

– Pandemia zmieniła aktywność teatrów. Czy teatr zmieni się trwale, czy też wróci w utarte koleiny?

EK: Sytuacja jest bardzo ciężka, ale musimy dalej funkcjonować, szukać rozwiązań, rozwijać działalność dodatkową, jak szkoła, czy studio nagrań, które działa przy teatrze. Musimy przetrwać kryzys. Głęboko wierzymy, że za chwilę wszystko wróci do normy.

JS: Od 17 lipca zaczynamy na nowo grać spektakle. Na razie na dużej scenie, do 150 osób. Wakacje to zawsze był dla nas trudny czas. Ufamy, że od września wrócimy już na normalne tory. Życzymy tego sobie i wszystkim sympatykom Kamienicy.

[Tekst opublikowany w miesięczniku „Stolica” 2020 nr 7-8]

Leave a Reply