Przejdź do treści

Anatomia pogromu – Pan Tadeusz zabił Jankiela

Tomasz Miłkowski o książce Grzegorza Gaudena „Lwów – kres iluzji. Opowieść o pogromie listopadowym 1918” pisze w „Dzienniku Trybuna”:

Słuchajcie co się stało 18 dnia miesiąca Kislew;

Mordowano i męczono Żydów,

Pogrom to był krwawy,

Który ciągnął się przez kilka dni.

Kto teraz może milczeć?

Widząc nasze cierpienie na wygnaniu?

Przysłuchiwać się płaczom i lamentom,

Kiedy nasze serce pełne jest łez.

[„Nie umrę a będę żył”.

Pieśń pogromowa Oskara Rohatyna.

Przekład: Natalia Krynicka]

Prawie sto lat milczano o tym pogromie. Nawet jeśli wspominano o godnych pożałowania „wypadkach lwowskich” w listopadzie 1918 roku, nie używano słowa „pogrom”.

Do tej wypartej z pamięci zbiorowej sprawy wrócił po niemal stu latach Grzegorz Gauden. Po raz pierwszy dowiedział się o wymazanym z historii pogromie podczas dyskusji w Krakowie w roku 2011 – wtedy właśnie profesor Andrzej Romanowski wspomniał o lwowskim pogromie, którym jego sprawcy powitali odradzające się państwo polskie.

To była dla niego

szokująca wiadomość.

O lwowskim pogromie nie wiedział wówczas nic jak prawie wszyscy inni. Pamięć o nim została starannie ukryta, dokumenty (włącznie z raportami wysłanników rządowych) skrupulatnie zniszczone, informacje w ówczesnej prasie – poza jednym wyjątkowym, uczciwym artykułem Andrzeja Struga w „Robotniku – załgane albo nieobecne. „Stała się we Lwowie – pisał Strug – jakaś bezecna okropność. Po wymordowanych współrodakach obchodzi żałobę cały świat żydowski. Nam Polakom przystoi przywdziać jeszcze czarniejszą żałobę, bo mord masowy miał miejsce w mieście, którym chlubimy się, że jest polskim! Bo broniliśmy krwią własną jego polskości”.

Relacje o przebiegu pogromu we wspomnieniach weteranów i hagiograficznych opowieściach o wyzwoleniu Lwowa zostały pominięte albo przekręcone. Polska prasa w zasadzie milczała. Poruszony wiadomością o ukrywanym pogromie Grzegorz Gauden stanął przed ścianą. Niełatwo mu było dotrzeć do prawdy, musiał przeprowadzić rozlegle śledztwo. Aby odtworzyć przebieg wydarzeń, by wreszcie pokazać prawdę o lwowskim pogromie, który pozostał haniebnym dowodem polskiego antysemityzmu i przedziwnej zdolności do modyfikowania historii, przez kilka lat szukał materiałów i świadków na Ukrainie i w Ameryce. Gdzie się tylko dało.

Wydawca powstałej w rezultacie tych poszukiwań książki „Lwów – kres iluzji” tak referuje jej treść:

„Polski pogrom ludności żydowskiej we Lwowie miał miejsce 22 i 23 listopada 1918. Lwów – kres iluzji. Opowieść o pogromie listopadowym 1918 jest pierwszym obszernym studium poświęconym temu wydarzeniu, które w polskich opracowaniach historycznych jest albo całkowicie przemilczane, albo sprowadzane do fali rabunków dokonywanych głównie przez ukraińskich i żydowskich (!) bandytów oraz dezerterów z armii austriackiej w ogarniętym wojennym chaosem mieście.

Istnieje też inna polska wersja wydarzeń oskarżająca Żydów o zaatakowanie polskich żołnierzy, którzy musieli się bronić.

Rzetelne opisanie pogromu we Lwowie pokazuje, że to legendarni obrońcy Lwowa wraz z żołnierzami odsieczy, która przybyła z Krakowa i Przemyśla, stanowili podstawową grupę inicjatorów i sprawców pogromu. To oni rozpoczęli rabunki, gwałty i morderstwa w lwowskiej dzielnicy zamieszkałej przez ok. 70 000 Żydów we wczesnych godzinach porannych 22 listopada 1918 roku.

Do pogromu niemal natychmiast dołączyła polska ludność cywilna Lwowa, w tym także przedstawiciele jej najwyższych warstw społecznych”.

To bez wątpienia trafne streszczenie zawartości książki, która przynosi rzetelny, poparty licznymi świadectwami, zapis wydarzeń tak uporczywie pomijanych przez historyków. Ale książka Gaudena to coś znacznie więcej niż odtworzenie niemal godzina po godzinie tego wszystkiego, co wydarzyło się w dniach 22 i 23 listopada, a także później, kiedy impet pogromu przygasł, ale jeszcze tlił się długo. Może objawiał się już nie tak ekstremalnie, jak w tych listopadowych dniach – czas mordowania Żydów, podpalania i grabienia ich domów i sklepów minął, ale nie zakończył się czas plądrowania mieszkań, poniżania, szykanowania, prześladowania pod byle pretekstem.

Wartość studium Gaudena wykracza jednak poza budzący szacunek trud rekonstrukcji pogromu, co samo w sobie stawi dostateczny powód do chwały dociekliwego autora, ale polega również na zdefiniowaniu

anatomii pogromu,

jego źródeł i zakotwiczenia w praktyce społecznej. Gauden ukazuje szerokie tło polityczne, społeczne, ekonomiczne, religijne, kulturowe, które ukształtowało „gotowość pogromową”. Zasadne przecież musi być pytanie, co sprawiło, że ludzie uchodzący za przyzwoitych, a nawet z tzw. dobrego towarzystwa, ulegali pogromowej histerii i chętnie korzystali z okazji. Dość przywołać szokującą informację, którą przywołuje Gauden, o lwowskich damach z dobrych domów, które przybywały do rabowanych sklepów w towarzystwie służących, zajmujących się w ich imieniu rabunkiem wskazanych towarów. Zgromadzone w tej mierze dowody nie brzmią miło dla czytelnika kołysanego opowieścią o tolerancyjnym kraju, w którym stosunki między rozmaitymi nacjami były bez mała anielskie.

Z tym sielskim mitem rozprawiała się Olga Tokarczuk w swoich „Księgach Jakubowych” – zawarła w nich opowieści o domniemanych krwawych mordach rytualnych, jakich rzekomo dopuszczają się Żydzi, o zawstydzających dochodzeniach i ciągnących się procesach, wszczynanych nawet wbrew stolicy apostolskiej, o pogromach, przekupstwie, zachłanności i hipokryzji purpuratów. Toteż po opublikowaniu powieści, posypały się pod jej adresem niewyszukane, napastliwe pogróżki. Te gwałtowne reakcje wywołały zwłaszcza słowa, jakie wypowiedziała przed kamerą po odebraniu nagrody Nike za powieść „Księgi Jakubowe”: „Wymyśliliśmy historię Polski jako kraju tolerancyjnego, otwartego, jako kraju, który nie splamił się niczym złym w stosunku do swoich mniejszości. Tymczasem robiliśmy straszne rzeczy jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów”.

Do dzisiaj – nawet po otrzymaniu Nagrody Nobla – „prawdziwi” Polacy ciskają na pisarkę gromy, że uprawia pedagogikę wstydu i cierpi na polakożerstwo. Gauden idzie w jej ślady. Toteż nic dziwnego, że i jego nie ominęły podobne insynuacje. Pogrobowcy pogromczyków nadal zaprzeczają pogromowi lwowskiemu, tak jak czynili to przed stoma laty twórcy legendy bohaterskiego i niepokalanego Lwowa. Mają autora książki za mistyfikatora, by uciec się tylko do najłagodniejszego epitetu miotanego pod jego adresem. Tymczasem właśnie ta tak znienawidzona przez rzeczników dobrej zmiany i nowej polityki historycznej pedagogika wstydu to nader skuteczne narzędzie wyzwolenia się z okowów historycznego kłamstwa. To terapia wstrząsowa, odsłaniająca prawdziwe fakty i wstydliwe ideologiczne trucizny, którymi przez stulecia karmiona była polska dusza. Karmiona przez kościół panujący, przez narodowych demokratów i ich akolitów. Książka Gaudena pełni rolę środka dezynfekującego. Każe spojrzeć prawdzie w oczy i zobaczyć, jak łatwo zakłamanie, wmówienie, manipulacja odnoszą zwycięstwo. Także dzisiaj.

To trzecia zasługa autora, który poddaje analizie

mechanizm wyparcia

prawdy. Mechanizm to znany w przypadku sprawców zbrodni, którzy jeśli uda im się ujść karze, usiłują, często skutecznie, wyprzeć z pamięci dokonane czyny. Okazuje się, że podobny mechanizm może funkcjonować w przestrzeni społecznej – nie jako jednostkowy sposób obrony przed następstwami zbrodni, ale jako metoda uprawiana przez zbiorowość. Gauden nie ukrywa, że motywem zasadniczym zaprzeczania pogromowi lwowskiemu były państwotwórcze, patriotyczne intencje – wiadomości o pogromie mogłyby bardzo zaszkodzić odradzającej się Polsce w uzyskaniu poparcia międzynarodowego dla aspiracji państwowych. Za wszelką więc cenę umniejszano skalę pogromu, zmieniano jego nazewnictwo eliminując ze sprawozdań, raportów i relacji określenie „pogrom”, obwiniając za wypadki lwowskie zdemoralizowane jednostki, Ukraińców, a nawet Żydów. Uprawiane konsekwentnie państwowe kłamstwo historyczne wspierała cenzura i Kościół. Było prawie pozamiatane i to jakże skutecznie, skoro przez sto lat pogrom lwowski uważano za niebyły. Przy czym tym skutecznym zabiegom dyplomatycznym i propagandowym nie towarzyszyły żadne korekty w polityce nadal stosowanych represji wobec Żydów, czy choćby nieśmiałe próby ukrócenia szalejącego antysemityzmu.

Najlepszym tego dowodem wiele innych pogromów i zajść antysemickich, które u progu niepodległości rozpoczęły się od pogromu kieleckiego 11 listopada 1918 (nie mylić z drugim pogromem kieleckim, tym po drugiej wojnie światowej). Podobnych zajść było wiele, wśród których prym wiodły pogromy w Wilnie czy w Mińsku. Polskiej niepodległości towarzyszyły one nie przypadkiem – kultywowany od lat antysemityzm przynosił swoje zatrute owoce. Dotykał wszystkich Żydów, nawet zdecydowanych rzeczników asymilacji i polskich patriotów. Wiedza o tej przeszłości, przekonuje swoją książką Gauden, jest konieczna, aby wreszcie wyzwolić się z dziedzictwa endenckiej retoryki, zerwać z mitami i otworzyć na prawdę.

Wielki krok ku ozdrowieńczej prawdzie czyni autor tą trudną do przecenienia książką. Jej sens metaforyczne ujął Gauden jednym zdaniem w jednym z końcowych rozdziałów: „22 listopada 1918 roku pan Tadeusz zabił Jankiela”.

Tomasz Miłkowski

___________________

„LWÓW – KRES ILUZJI. Opowieść o pogromie listopadowym 1918” Grzegorza Gaudena, Wydawnictwo Uniwersum, Kraków 2019

Leave a Reply