Przejdź do treści

„Błoto” aktorami stoi

O spektaklu „Błoto” w reż. Martyny Łyko w białostockim Teatrze Dramatycznym im. Węgierki pisze Rafał Górski:

Błoto” Jana Jastrzębskiego w adaptacji Mateusza Moczulskiego jest grane na Scenie Kameralnej. Spektakl w reżyserii Martyny Łyko trwa 80 minut. W tym wydaniu zdecydowanie za długo.

Przedstawienie opowiada o perypetiach grupy mieszkańców wsi Gamajdy, która przez większą część roku odseparowana jest od tak zwanego świata tytułowym błotem. Na scenie poznajemy sześciu bohaterów. Wrzodakową (Arleta Godziszewska) – dyrektorkę miejscowej szkoły, jej prawą rękę Opuchlikową (Justyna Godlewska-Kruczkowska), inwalidę Suchelca (Krzysztof Ławniczak), a także Albinosa (Dawid Malec) i Kulasa (Patryk Ołdziejewski) – niesfornych młodzieńców, zafascynowanych motocyklami oraz Agnieszkę (Monika Zaborska), która jest nowo przybyłą nauczycielką.

Wrzodakowa to pozorantka i formalistka. Z niechęcią i złośliwością podchodzi do jakichkolwiek zmian. Dla niej liczy się tylko sukces kierowanej przez nią szkoły. Respekt czuje tylko przed Suchelcem. Upięty na głowie kok i jasna garsonka dodają bohaterce powagi. Ale ta wizualność zestawiona z zachowaniem postaci wzmaga komizm Wrzodakowej. Ma swoją wierną współpracownicę Opuchlikową, notującą z należytą starannością to, co nakazuje jej przełożona. Za każdym razem jest nieodłączną towarzyszką swojej chlebodawczyni. Ciekawą i śmieszną sceną jest ta, kiedy to bohaterki zakradają się nocą z latarką do szkoły. Ukradkiem, jak złodzieje, sprawdzają w encyklopedii informacje o czarnych bocianach, zjawiających się we wsi. Definicję czytają z wielkim przejęciem. Stwierdzają, że owe ptaki są powodem wszystkich nieszczęść, które spadają na lokalną społeczność.

Arleta Godziszewska, obdarzona naturalną siłą komiczną, bez problemu radzi sobie ze swoją postacią. Z plastycznej mimiki jej twarzy można wiele wyczytać. Na przykład ponadprzeciętną złośliwość i gogolowskie wręcz upajanie się władzą. Zresztą jest bardzo sprawna w tym sposobie wyrazu artystycznego. Po scenie porusza się dostojnie, wypowiada dość spokojnie. Natomiast Justyna Godlewska-Kruczkowska, w roli uzależnionej i całkowicie poddanej Wrzodakowej, przesadnie uwypukla swoje położenie. Kiedy słyszy tembr głosu dyrektorki, gwałtownie obraca głowę w jej stronę. Energiczna w mowie i ruchu, ze specyficznym, szybkim mówieniem, pomijającym pauzy, doprowadza do śmiechu. Podobny efekt przynoszą śpiewane przez nią biesiadne przyśpiewki. Interpretacja artystki bardzo cieszy oko widza. Duet aktorski Godziszewska – Kruczkowska idealnie współistnieje ze sobą na scenie. Zestawienie tych dwóch wielkich osobowości scenicznych może przynieść tylko sukces.

Albinos i Kulas są kolegami. Razem bawią się i piją. Często też się przedrzeźniają, prowadzi to do bójek. Bohaterowie mają swojego idola, którym jest Suchelec. To bohater mający ogląd na sytuację w Gamajdach, a także na życie poza wsią, gdyż przez pewien czas mieszkał poza nią. Teraz powraca częściowo sparaliżowany po wypadku na motocyklu. Suchelec imponuje chłopcom, dlatego często rozmawiają. Pewnego razu towarzysze postanawiają urządzić wyścig motocyklowy. W tym niedojrzałym przejawie rywalizacji ginie jeden z ich znajomych. Krzysztof Ławniczak w tej roli jest wyrazisty, choć nie operuje wieloma środkami wyrazu. Legendzie białostockiego teatru, o wysokiej kulturze scenicznej, nie przeszkadzają ograniczenia fizyczne postaci. Aktorowi, do uwierzytelnienia Suchelca, wystarcza interpretacja głosowa.

Interesującą postacią, wnoszącą odrobinę szaleństwa, jest Kulas. To młodzieniec bez perspektyw. Żyje miłością do motocykli, lubi szaloną zabawę oraz alkohol. Bez skrępowania i zastanowienia wygłasza, co mu w duszy gra. W jednej ze scen żywiołowo i z ekscytacją opowiada o pobycie za granicą. Niestety, w dalszej części ginie tragicznie na swoim motocyklu. Patryk Ołdziejewski, kreując Kulasa, dodaje mu swobody oraz autentyczności, skupiając uwagę na granym bohaterze. Postać swą dynamizuje zwinnymi ruchami i płynnością w wysławianiu się. Do tego umiejętnie potrafi wykorzystać charakteryzację, a także kostium, stylizowane na lata osiemdziesiąte XX wieku. Aktor wykorzystuje wrodzone predyspozycje aktorskie.

Bezpieczne życie we wsi burzy Agnieszka. Do szkoły próbuje wprowadzić powiew świeżości. Domaga się poprawienia, urągających wszelkim standardom, warunków w służbowym mieszkaniu. Wrzodakowa, chcąc złamać Agnieszkę, aby była bardziej posłuszna niż „sprawdzona” Opuchlikowa, z premedytacją kwateruje ją w takim miejscu. Jednak dyrektorce to się nie udaje. Agnieszka idealnie przykłada się do pracy i buntuje się coraz bardziej. W końcu opuszcza wieś. Dyrektorka ma na to receptę – przyjadą kolejne i któraś z nich dostosuje się do gamajdowskich metod zarządzania. Gdy nowa nauczycielka zjawia się na prowincji, od razu budzi zainteresowanie Albinosa. Ten niemal natychmiast chce jej pomóc zanieść bagaż do nowej kwatery. Jego nieustępliwość w przysługach zdaje się ją męczyć. Ugrzecznieniem i zawstydzeniem reaguje na zaloty chłopaka. Podczas dyskoteki Albinos dystansuje się, widząc nauczycielkę bardzo dobrze odnajdującą się na imprezie i flirtującą z kolegą. Po jakimś czasie bohater znowu smali cholewki do atrakcyjnej Agnieszki – swojej pierwszej fascynacji. Nie może bez niej żyć. Kobieta nie zważa na to, odganiając od siebie zakochanego. Ten nie daje za wygraną. Zaślepiony uczuciem nie zauważa, że bohaterka na niego nie zasługuje. Nie interesuje ją związek z chłopakiem, który nie ma szans wyrwać się z prowincji. Kobieta stwierdza, że ona na pewno tutaj nie pasuje. W pewnym momencie nauczycielka daje się pocałować Albinosowi. To budzi w nim nadzieje. Agnieszka jednak wyjeżdża.

Monika Zaborska czyni swoją postać naturalną i lekką w odbiorze. Świeżości postaci nadaje ciemna oraz zwiewna sukienka. W scenie dyskoteki Zaborska intryguje ruchem scenicznym i szaleństwem. Dobrze uzewnętrznia też bezinteresowność Agnieszki względem Albinosa. Robi to spokojnie, ale dobitnie. Kiedy przebywa w swoim pokoju i jest tłem dla toczących się aktualnie scen, dalej dyskretnie odgrywa swoją rolę. Aktorka doskonale sobie z tym radzi, nie odwracając uwagi od głównych scen.

Dawid Malec w roli Albinosa zwraca uwagę zaangażowaniem od pierwszych sekund spektaklu. Ale najbardziej wtedy, kiedy pojawia się Agnieszka. Najpierw z rozbrajającą szczerością ucieleśnia totalną fascynację nauczycielką, później ukazuje zszokowanie flirtami Agnieszki i dyskotekowe dystansowanie się, następnie kolejne starania, by pod koniec brawurowo zaprezentować ostateczne rozczarowanie. Po wyjeździe dziewczyny wpada w szał. Krzyczy, uderza w szafę, upada na ziemię. Ta niemoc, bezsilność i zawód miłosny – poruszająco zagrane przez młodego aktora – przeszywają. Malec absorbuje groźną mimiką i ekspresyjnym ruchem ciała. Miota się na scenie jak w obłąkanym transie. Do tego charakterystyczny sposób artykulacji, który jest atutem, nadaje jego postaci jeszcze więcej autentyczności. Aktor zachwyca wysoce impostowanym głosem. Zajmująca rola Albinosa jest najlepszą, do tej pory, kreacją Dawida Malca. Dano mu możliwość zmierzyć się z niełatwą rolą i zaprezentować to, czego wcześniej nie miał, jak pokazać. Z pewnością ten spektakl należy do niego.

Interesującą scenografię stworzyła Elżbieta Szurpicka. Ogromny regał to wystój dobrze znany z pokoi nauczycielskich. Służy też jako mebel w mieszkaniu Agnieszki. Pośrodku sceny ustawiony jest stół z krzesłami. Są również kopy siana, które przywodzą myśli o swojskim pięknie wsi. Ta scenografia cieszy dobrym projektem. Pomysłowe kostiumy, pasujące do bohaterów, oddające ich charakter, przygotowała ta sama artystka. Wszystko to utrzymane w jednakowym stylu. Wielkim atutem jest z pewnością korespondująca ze stylem lat osiemdziesiątych nastrojowa muzyka Radka „Sierpa” Orłowskiego, będąca tłem dla dziejących się wydarzeń.

Ułomna momentami reżyseria nie oddaje zamierzeń reżyserki. Nie eksponuje dostatecznie sensu przenośnego, dlatego wydaje się on nieobecny. Poszczególne sceny skonstruowane są bardzo zręcznie, jednak zestawienie ich obok siebie sprawia wrażenie chaosu w przekazie. Dobrym przykładem jest relacja Agnieszki i Albinosa, których uczuciowe wolty zdają się nie dość psychologicznie umotywowane. Ma się wrażenie, że każda scena stanowi wyalienowany wycinek z życia tej grupy ludzi. Groteskowe Wrzodakowa z Opuchlikową zamiast być tłem, stają się główną atrakcją przedstawienia. Swą ekspresją przesłaniają bardziej zniuansowane, ale przez reżyserską niekonsekwencję dużo mniej wyraziste główne postacie. Natomiast bardzo dobrze pomyślane jest rozwiązanie przestrzenne akcji. Chyba pierwszy raz w historii tego teatru tak wiele zakątków i kulis Sceny Kameralnej staje się miejscem gry. Rozgałęziony przestrzennie labirynt szkoły, remizy i siennej łąki tworzy spójną całość, po której płynnie i ze swobodą przemieszczają się mieszkańcy wsi. Przestrzeń ta aktywizuje wyobraźnię widzów na tyle skutecznie, że sceny oniryczne i dialogi, odbywające się w ukryciu przed wzrokiem widzów, wydają się naturalną konsekwencją tego, co realnie widoczne. Dziwią jednak pewne elementy zaczerpnięte z utworu Edwarda Redlińskiego. Zalewanie terenu dookoła wsi, niechęć mieszkańców do zmian oraz przyjezdna nauczycielka, która wprowadza zamieszanie. Przecież jedną „Konopielkę” już mamy. Zresztą doskonałą. Po długości przygotowań i obiecujących zapowiedziach oczekiwało się czegoś więcej.

Największym atutem „Błota” są – z całą stanowczością – aktorzy, bez zarzutu wywiązujący się ze swojej pracy!

Rafał Górski

[„Teatr dla Wszystkich”, 21.03.2019] [Na zdj. Dawid Malec i Monika Zaborska fot. Bartek Warzecha, archiwum TD]

Leave a Reply