Przejdź do treści

Mistrzowie rządzą: Aktorskie błyski 2018

Tomasz Miłkowski pisze w „Przeglądzie” o osiągnięciach aktorskich minionego roku:

Teatr stoi aktorami, nawet jeśli z niektórych recenzji wynika, że przedstawienia robią się same. Powtarzam to do znudzenia od lat, bo to im należą się oklaski i podziękowania. Spośród wielu kreacji w ponad 130 spektaklach, które obejrzałem w ubiegłym roku, przypominam zaledwie 24, które pozostawiły największe wrażenie. Dominują na tej liście mistrzowie – to oni rządzą. Ciekawe, ale niemal połowa z przypominanych tu przeze mnie kreacji 2018 roku wiąże się z tekstami Gombrowicza lub o Gombrowiczu.

ARTUR BARCIŚ jako Poseł Najjaśniejszej w Trans-Atlantyku wg Witolda Gombrowicza w adaptacji i reżyserii Artura Tyszkiewicza (Teatr Ateneum), niemal traci dech, gdy rozpływa się nad bezprzykładnym pięknem rodaków. Nawet pojedyncze pasemko włosów wtedy mu się kłębi. Wielka rola, tchnąca zapaszkiem tromtadracji – uosobienie nadętego hiper patrioty i krętacza.

PRZEMYSŁAW BLUSZCZ w TransAtlantyku jako Gombrowicz uwodzi inteligencją. Jego bohater próbuje się znaleźć w menażerii emigracyjnej, zdobyć własną przestrzeń, wolny od zbiorowych obowiązków i zbiorowych iluzji. Przybiera cudze pozy i błazeńską czapkę, niczym Stańczyk, przedrzeźniając ten świat z rosnącym zdziwieniem i goryczą.

AGATA BUZEK w spektaklu Krzysztofa Wyjeżdżamy wg komedii Hanocha Levina Pakujemy manatki – jej brawurowo wykonany monolog (skecz Levina pt. Wycieczka zorganizowana) kompromituje katastrofę masowej turystyki. W monolog, wypowiadany w błyskawicznym tempie, w którym natłok wrażeń celowo zagłusza sens, wkrada się nuta tragiczna. Aktorka zawarła w nim przesłanie spektaklu, ujawniającego daremność ucieczki od swojego losu.

KRZYSZTOF DRACZ jako Gonzalo w Trans-Atlantyku tworzy postać trudnego do uchwycenia kameleona, który zmienia stroje i ruchy z równą łatwością jak obiekty swego zainteresowania. Jego finezyjne, wystudiowane ruchy, kontrolowane szaleństwo budzą niepokój. Wprowadza zamieszanie swoimi umizgami do Ignaca i nieskrywanym upodobaniem do przesytu.

ANNA DYMNA jako schwarz charakter, Narcyza Kalmitowa w telewizyjnej inscenizacji Chłopców Stanisława Grochowiaka w reżyserii Roberta Glińskiego z jadowitym uśmiechem podporządkowywała sobie otoczenie. Zagrała więdnąca gwiazdę, świadomą gasnących powabów, która nie chce pogodzić się z utratą pozycji carycy. Przebiegle zapewnia sobie przewagi na schyłek życia. Jako charakterologiczne przeciwieństwo – kobieta do rany przyłóż, zabłysła w roli pani Jowialskiej w komedii Fredry.

ANDRZEJ GRABOWSKI jako Smarkul w telewizyjnej inscenizacji Chłopców Stanisława Grochowiaka w reżyserii Roberta Glińskiego szkicuje postać najmłodszego z mieszkańców domu starców, który niczym stażysta wśród wiekowych kolegów uchodzi za młokosa. Widać, że wytresowany przez kolegów zawsze spieszy im na usługi, posłuszny, przytakujący i w ciągłym zachwyceniu urodą świata. W jego oczach jeszcze diabeł pali.

KRYSTYNA JANDA w spektaklu Zapiski z wygania w reżyserii Magdy Umer w Teatrze Polonia mówi słowami Sabiny Baral, marcowej wygnanki. Artystka stoi w głębi oświetlonej wątłym światłem sceny, za ekranem jak w jakiejś rzeczywistości nierealnej, odległej niczym mroczne wspomnienie. Stoi przy mikrofonie, jej powiększona i wyświetlana na ekranie za pośrednictwem kamery twarz wyraża straszliwe zmęczenie. Niemal „na biało”, unikając aktorskiej interpretacji, wspomina dzieje rodziny, dni poniżenia, upokarzający wyjazd z ojczyzny, ostatnie spojrzenia i bezduszność prześladowców. Po lewej stronie za pulpitami siedzą muzycy z zespołu Janusza Bogackiego, nadający ton tej opowieści sojuszniczymi motywami pamiętnych piosenek do słów Wisławy Szymborskiej („Jeszcze”), Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Agnieszki Osieckiej („W żółtych płomienia liści”), Wojciecha Młynarskiego („Tak jak malował pan Chagall”) i anonimowych pieśni, które łamiącym się głosem częściej melorecytuje niż śpiewa artystka. Dwukrotnie osiąga apogeum artyzmu, kiedy śpiewa fragment „Mein Idische Mame” i piosenkę o zaplombowanych wagonach Szymborskiej. W monologu Jandy pojawiają się fragmenty wierszy, w tym z wielką siłą przywoływane słowa poematu Juliana Tuwima „My, Żydzi Polscy”, ukochane strofy Sabiny Baral. Słucha się tego i ogląda ze ściśniętym sercem.

ELŻBIETA KARKOSZKA jako budząca sympatię Matka Przełożona w Chłopcach ukazuje zagubioną w rzeczywistości staruszkę, z trudem próbującą wypełniać swoją kierowniczą funkcję. Jest zbyt miękka, aby wygrać walkę z bezwzględną siostrą Maria, która w domu starców zaprowadzi wkrótce swoje porządki. Widać, że nad obowiązkami surowej przełożonej góruje dobroć, a także z trudem skrywana skłonność do trunków.

DOROTA KOLAK jako Lola w spektaklu Wyjeżdżamy daje soczysty portret kobiety żadnej życia. Choć dotykają ją nieszczęścia, śmierć męża („w środku zupy”) i kochanka, wciąż wierzy w wygraną. Grę o życie lokuje przy karcianym stoliku, wbrew wszelkim przeciwnościom losu. W tym samy sezonie wstrząsająco zagrała Hekabe w Trojankach wg Eurypidesa w reżyserii Jana Klaty w Teatrze Wybrzeże. I w komedii, i w tragedii istnieje na scenie intensywnie, skupia uwagę widzów.

MAGDALENA KUTA w wersji performatywnej spektaklu „Rechnitz. Opera – Anioł Zagłady” wg Elfriede Jelinek w TR Warszawa w reżyserii Krystyny Kalwatz porażającą precyzją, sugestywnie odtwarza napięcie psychiczne, jakie towarzyszyło zbrodniczym czynom baronowej, tytułowego Anioła Zagłady. Zaskakuje wyszukaną formą improwizacji muzycznych, które budują napięcie między brutalnością zbrodni (wymordowanie jeńców-robotników przymusowych w obliczu przegranej wojny) a niezwykłością wokalnego popisu. W tym samym teatrze sugestywna Matka, cierpiąca na altzheimera, w Cząstkach kobiety Kornéla Mundruczó.

ŁUKASZ LEWANDOWSKI jako doker Eddie w Widoku z mostu Arthura Millera w reżyserii Agnieszki Glińskiej (Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy), pod którego opieką pozostaje osierocona siostrzenica żony. Do swej podopiecznej żywi coś więcej niż tylko nadopiekuńcze uczucie. W jego wnętrzu kłębią się mroczne uczucia, toteż kiedy w jego domu pojawiają się przygarnięci krewni z Włoch, szukający w Ameryce godziwego zarobku, rodzi się w nim chorobliwa podejrzliwość i zazdrość. Skurczony w sobie, jakby bardziej zwalisty niż pozwala mu na to jego budowa, jak wciąż dokręcana sprężyna, musi na koniec eksplodować. W tym samym roku wyśmienity w Pijanych Iwana Wyrapajewa w reżyserii Wojciecha Urbańskiego, też w Teatrze Dramatycznym.

GRZEGORZ MAŁECKI jako Pijak w Ślubie Witolda Gombrowicza w reżyserii Eimuntasa Nekrošiusa (Teatr Narodowy) – piekielnie inteligentny, udający idiotę manipulant i intrygant, przenikliwy gracz, którego trzeba się strzec, a przy tym nieodparcie komiczny. Małeckiemu udało się dorównać historycznemu Pijakowi Zbigniewa Zapasiewicza, a może i prześcignąć mistrza. Swoją aktorską klasę pokazał także w roli kucharza Filipa w Biesiadzie u hrabiny Kotłubaj (znowu Gombrowicz) w telewizyjnym spektaklu Roberta Glińskiego, postaci tajemniczej a groźnej jednocześnie. Reżyser rozbudował rolę Filipa, kucharz pojawia się kilkakrotnie, podając jarzynowe specjały, torturując młodego gościa starannym układaniem jednej przywiędłej marchewki na wielkim talerzu, ceremonialnie krążąc wokół stołu z godnością wysoko postawionego urzędnika. Kamera wiele razy zagląda za nim do kuchni, do jego królestwa, gdzie Filip nurza się w stertach mięsa, rąbie i sieka, tapla się w zwałach wątróbek nie jak kucharz, ale rzeźnik, czający się myśliwy, kto wie, czy nie siepacz.

MARIAN OPANIA w monodramie Moskwa Pietuszki wg Wieniedikta Jerofiejewa w Teatrze Ateneum. Przed ćwierć wiekiem zagrał Wienię w spektaklu telewizyjnym Tomasza Zygadły i odniósł niebywały sukces. Potem zapragnął wrócić do tego tekstu na scenie: sam napisał scenariusz i przygotował błyskotliwie skonstruowany monodram, w którym drgnienia duszy Wienieczki tchną nie tylko prawdą, ale składają się na skowyt duszy, stęsknionej (daremnie) za odmianą losu.

JAN PESZEK, jako Bogusławski w Minach polskich, spektaklu Mikołaja Grabowskiego w Teatrze Polskim im. Arnolda Szyfmana, mówi słowami Mimiki, najstarszego polskiego podręcznika dla aktorów, poradnika min i gestów. Porady Bogusławskiego wygłaszane mistrzowsko przez Jana Peszka nie tylko biorą rzeczywistość teatralną w nawias, ale też ujawniają teatralność, sztuczność polskich min, uwydatniają Gombrowiczowskie dorabianie gęby, upupianie.

ANNA POLONY jako tytułowa Hrabina w Biesiadzie u Hrabiny Kotłubaj stworzyła wystylizowaną postać arystokratki z pretensjami, istniejącej na pograniczu jawy i zmyślenia. Smakuje jarzynowe specjały z wielką ceremonią. Celebrowana przesada jej gestów i manier unaocznia dojmujący absurd sytuacji, pretensjonalność i pustkę. A jednocześnie materializuje potęgę słowa, które stwarza tutaj sytuacje, rodzi napięcia i zniewala. Popisowym fragmentem spektaklu staje się natchniona recytacja kiczowatych wierszy Królowej Małgorzaty z Iwony, księżniczki Burgunda, które scenarzysta powierzył do wykonania Hrabinie.

JERZY RADZIWIŁOWICZ jako Ojciec w Ślubie, precyzyjnie budowany, nadęty sztucznością i tę sztuczność kontrolujący ze świadomością artysty, który „Ślub” zna na wylot (pamiętny Henryk ze „Ślubu” Jarockiego w Starym Teatrze, 1991). Na początku spektaklu Matka (Danuta Stenka) i Ojciec siedzą na krzesełkach połączonych sznurem i czekają na gości. Jak u Becketta. Przyzywają ich gestem, skłonem głowy, grymasem twarzy. Wzmacniają to swoje czekanie pożyczonymi od Brechta tabliczkami – najpierw wywieszają tabliczkę z napisem „Czekamy”. Etiuda ta, bardzo zręcznie poprowadzona przez mistrzowską parę polskiego teatru, trwa dość długo, wzbudzając żywe reakcje publiczności.

LIDIA SADOWA jako Sabina w Żołnierzu Królowej Madagaskaru Julian Tuwima w Teatrze Polskim im. Arnolda Szyfmana w opracowaniu i reżyserii Krzysztofa Jasińskiego portretuje starzejącą się pannę pozującą na kobietę fatalną. Z pozoru ostentacyjna, zblazowana feministka okazuje się namiętną kobietą, spragnioną miłości.

ANNA SENIUK jako fertyczna Ciotunia w Ułanach Jarosława Marka Rymkiewicza w reżyserii Piotra Cieplaka (Teatr Narodowy) przypomina swoje dawne komediowe kreacje. Ich rysunek, pełen werwy i wyrazistej mimiki, wzbogaca nowymi akcentami doświadczenia i delikatnego dystansu. Każdy jej gest, ruch zmierza wprost do celu, wzbudzając żywiołowe reakcje publiczności.

ANDRZEJ SEWERYN błyszczy jako Gombrowicz w Deprawatorze Macieja Wojtyszki w reżyserii autora (Teatr Polski im. Arnolda Szyfmana). Trzeba niezwykłego talentu i umiejętności rozkładania akcentów, aby nie stroniąc od słabostek artysty, jego kabotyństwa, ukazać jego zawiłą przyjaźń z Miłoszem. Seweryn czyni to nie tylko dowcipnie, ale z należną wagą dla intelektualisty, który potrafi mierzyć się z prawdą o własnym narodzie. W scenach ciężkiej choroby pisarza pojawią się nuty tragizmu i melancholijnej rezygnacji z walki, która tak namiętnie przez całe życie prowadził. To był świetny (jubileuszowy, 50 lat na scenie) rok Seweryna, który sugestywnie zagrał na deskach prowadzonego przez siebie Teatru Polskiego tytułową postać w adaptacji powieści Szczepana Twardocha Król w reżyserii Moniki Strzępki.

DANUTA STENKA jako Matka w Ślubie okaże się też Mańką – pomy, jakże ryzykowny, aby w obu rolach obsadzić jedną aktorkę (matki i kochanki), która w mgnieniu oka będzie zmieniać „tożsamość” okazał się znakomity. Zakotwiczony w skłonności synów do kobiet przypominających im matki, powiódł się dzięki fenomenowi talentu Danuty Stenki, która jak natchniona buduje tę dwoistą postać, czy dwu-postać z ogromnym temperamentem, wyczuciem, dozowaną celowo przesadą i powściąganą gwałtownością. Swoją komediową skalę potwierdziła też brawurową kreacją Szambelanowej Jowialskiej w telewizyjnym spektaklu Artura Żmijewskiego [na zdj: z Maciejem Kotem/ TVP].

JOANNA SZCZEPKOWSKA w roli tytułowej w monodramie Ida Kamińska w reżyserii Gołdy Tencer na podstawie sztuki Mój teatr Henryka Grynberga (Teatr Żydowski), portretuje artystkę powściągliwie, unikając nadmiernej ekspresji. Opowiada o niełatwym życiu artystki od dzieciństwa związanym z teatrem – gdzie tylko rodzice się znaleźli, przed wojną i po pierwszej wojnie pojawiał się teatr. A wraz z nim zadania dla Idy, najpierw pomocnicze, potem coraz poważniejsze. Po śmierci matki sama stanęła na czele zespołu i przejęła jej role. Bo też i zawsze teatr był jej domem, jej światem. Teatr to jest prawdziwe życie – przekonuje Szczepkowska i trudno jej nie wierzyć.

JERZY TRELA jako Kalmita w Chłopcach z chirurgiczną celnością portretuje pensjonariusza domu starców, który chroni swoją godność i pewną ręką rozdaje karty w grze o jutro. Z posępną rezygnacją przygotowuje się na doroczne odwiedziny swojej żony, starzejącej się gwiazdy teatralnej i wciąż snuje nierealne plany na przyszłość. Kiedy okaże się, że walkę przegrał, odchodzi w milczeniu. Wydobywa ze swego wnętrza pokłady poruszającego tragizmu. A poza tym wszystkie pieniądze za etiudę z butelką wódki, którą nabywa Jo-jo (Marian Dziędziel), wprowadzając Kalmitę i jego kamratów w stan tajonego podniecenia.

ZBIGNIEW ZAMACHOWSKI królował jako mecenas Mazurkiewicz z Radomia w Żołnierzu Królowej Madagaskaru. Dla rozkosznej sceny niewydarzonych amorów Mazurkiewicza i Sabiny trzeba ten spektakl zobaczyć. Z wielkim wyczuciem smaku Zamachowski ukazuje przemianę prowincjonalnego konserwatywnego notabla w urodzonego amanta buszującego po Warszawie.

MAGDALENA ZAWADZKA w niewielkiej, ale smacznej roli Izy de Neyman w Deprawatorze wraca (z temperamentem) na scenę Teatru Polskiego, z którym związana była przez kilka sezonów. Jako niegdysiejsza wchodząca gwiazda międzywojnia odmalowuje maniery damy z pretensjami, umiejętnie łącząc salonową maskę z wyraźną skłonnością do magla. Specjalizuje się w intrygach i drobnych uszczypliwościach, nie oszczędza nawet swojej prywatności cytując ulubione powiedzonko Magdy Zawadzkiej, która zwykła tak odpowiadać na komplementy: „Cóż winien kwiat, że pachnie”.

Tomasz Miłkowski

Leave a Reply