Przejdź do treści

13 nowości na afiszu

Tomasz Miłkowski o odkryciach repertuarowych minionego sezonu:

Statystyki informują, że każdego roku na afiszach teatralnych w Polsce pojawia się ponad 120 prapremier. W tym przeglądzie najbardziej obiecujących odkrywczych nowości sezonu 2017/18 uwzględniłem także „nowości drugiego obiegu”, a więc teksty odkurzone (jak „Mężczyzna” Gabrieli Zapolskiej) czy przerobione (jak „Myszy Natalii Mooshaber” Ladislava Fuksa), które po latach znalazły się w repertuarze i mogą zainteresować inne teatry. Tak czy owak, tych odkryć (nie licząc monodramów, których tu nie uwzględniłem), zarówno dramatów oryginalnych, jak i adaptacji, o których warto pamiętać, zebrało się całkiem sporo. Wiele tych nowości dotyka tematów – i tak być powinno – żywych, bolesnych, choć teatrowi na ogół udaje się iść własną drogą, unikając bezpośredniego udziału w politycznych przepychankach.

1946”, Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach (tekst i dramaturgia Tomasz Śpiewak, reżyseria, światło Remigiusz Brzyk) – przedstawienie uczciwe w intencjach, przemyślane, silnie związane z teatrem kieleckim i Kielcami. Choć nie jest to teatr faktu, to jednak fragmenty spektaklu noszą taki charakter – zwłaszcza relacja ze szpitala, w którym ratowano ofiary, a częściej identyfikowano ciała pomordowanych Żydów. Nie jestem pewien, czy spektakl wybrzmiałby tak silnie poza Kielcami, chociaż prezentacja przedstawienia na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych temu zaprzecza. A więc może ktoś jeszcze podejmie trudny temat pogromu kieleckiego?

BAL MANEKINÓW Brunona Jasieńskiego, tłum. Anatol Stern, Och-Teatr (reżyseria Jerzy Stuhr), od lat niegrywany dramat polskiego awangardysty i wyklętego rewolucjonisty zwycięsko wrócił na scenę. Manekiny w tym spektaklu nie akceptują świata ludzi. Ich samozwańczy przywódca (Maciej Stuhr), udający człowieka, spędziwszy jeden wieczór na balu jako poseł Ribandel ucieka w popłochu do bezpiecznego azylu salonu mody. Nie chce więcej mieć nic wspólnego z ludźmi, świat ludzi go zawiódł. Po niemal 80. latach od powstania utwór wciąż zadziwia trafnością diagnoz, a aktorom daje materiał do warsztatowego popisu.

CASA VALENTINA Harveya Fiersteina, tłum. Kamila Jansen, Och-Teatr (reżyseria i oprac. muz. Maciej Kowalewski) – na pierwszy rzut oka to komedia przebieranek. Publiczność ubóstwia takie komedyjki i szczerze śmieje się, oglądając swoich ulubieńców w damskich fatałaszkach. Kiedy Cezary Żak szybko się pozbywa munduru sierżanta, aby wdziać szlafroczek, uszminkować usta i założyć słodkie papucie, publiczność jest już rozanielona. Potem przybywają do pensjonatu kolejni goście o zbliżonych upodobaniach. Ale wszyscy z nich wiedzą, że mogą tylko przelotnie dać wyraz swoim skrywanym potrzebom, aby potem znowu założyć maskę – być jak każdy. Mądre przedstawienie, które uczy empatii, zrozumienia dla innych. To wspaniale, że Krystyna Janda w swoich teatrach prowadzi taką dyskretną, a konsekwentną pracę na rzecz tolerancji.

ELEMENTARZ Barbary Klickiej, Teatr Narodowy (reż. Piotr Cieplak) – pomysł na ten spektakl wydaje się prościutki: oto świat porządkowany regułami elementarza Mariana Falskiego. Razem z Alą (fascynująca Edyta Olszówka) przechodzimy kurs wedle abecadła, od litery „a” do „zet”, tyle tylko, że nie ma tablicy, ale Falski w dwuosobowym wcieleniu pilnuje postępów edukacji (Monika Dryl, Bartłomiej Bobrowski) bez kredy ani pisaniny. Wszystko odbywa się w uruchomionej pamięci od pierwszego zdania jak latarnia: „Ala ma kota”. Spektakl nie ma charakteru interwencyjnego. To lustro Alicji. Uwodzi piękną formą, delikatnym humorem, ironią, cudzysłowem. Stroni od aluzji politycznych. Ale z niebywałą precyzją dotyka miejsc obolałych w tkance społecznej, zainfekowanej nienawiścią, obojętnością, i odpornością na empatię. Wymarzone remedium na ułomności naszych czasów.

KRÓL wg powieści Szczepana Twardocha, Teatr Polski im. Arnolda Szyfmana (adaptacja Paweł Demirski, reżyseria Monika Strzępka) – dzięki duetowi Strzępka&Demirski powieść Twardocha nabrała ostrości, choć napisana została nad wyraz atrakcyjnie, ze świadomością, jakich należy użyć środków, aby zapewnić czytelnikowi silne przeżycia. Nie brakuje w niej mocnych słów, strumieni krwi, chrzęstu łamanych i ćwiartowanych kości, wyuzdanego seksu. Jednak temperament twórców spektaklu sprawił, że zaskakująca opowieść o dwóch nieprzyjaznych Warszawach, polskiej i żydowskiej, ich dramatycznych związkach i obcości, wpleciona w gangsterską sagę i pajęczą sieć intryg, stała się elektryzującym spektaklem politycznym. Prawdziwe odkrycie repertuarowe, bodaj najlepsza adaptacja prozy w minionym sezonie.

MĘŻCZYZNA Gabrieli Zapolskiej, Scena Przodownik, Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy, reż. Anna Gryszkówna) – pełne zaskoczenie, spektakl, stający dęba wobec potocznej opinii o Zapolskiej, dość zakisłej mieszczce. Tymczasem świetnie opracowany tekst, z którego reżyserka pozbyła się nalotu gadulstwa wydobył niemal feministycznie brzmiące tezy tej scenicznej rozprawki o mężczyźnie i kobiecie w stylu Strindbergowskim. Warto zatem szperać po zapomnianych tekstach autorki „Moralności pani Dulskiej”, w których – nawet wbrew niej samej – można odnaleźć tony brzmiące nad wyraz współcześnie. Zwłaszcza przy tak precyzyjnym zorkiestrowaniu czwórki aktorów, jak w tym przedstawieniu: on (drań) jeden (Krzysztof Ogłoza) i trzy (zwodnice) one (Małgorzata Klara, Karolina Charkiewicz i Agata Wątróbska).

MURZYNI WE FLORENCJI Vedrany Rudan,Teatr Nowy Proxima w Krakowie (reż. Iwona Kempa) – tragikomedia na granicy artystycznego ryzyka, opowieść snuta z perspektywy bliźniaczych płodów (nieodparcie zabawni Julian Chrząstowski i Sławomir Maciejewski). Dzięki aktorom, jak i nieomylnie panującej nad materiałem Iwony Kempy ci osobliwi narratorzy prowadza widza w gąszcz bałkańskich traum. Spektakl jest próbą wyjaśnienia tego, co nadal wydaje się samym Chorwatom, a tym bardziej obserwatorom z zewnątrz, nie do wyjaśnienia: Jak mogło dojść do bratobójczej wojny jugosłowiańskiej, jak się z tego straszliwego doświadczenia wyzwolić? Spektakl na aktorstwie stoi, na solidnej szkole krakowskiej, której siłę potwierdza błyskotliwa rola Elżbiety Karkoszki jako Babuni.

MYSZY NATALII MOOSHABER Ladislava Fuksa, tłum. Andrzej Babuchowski, Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku (inscenizacja Marek Mokrowiecki) – w wielowarstwowym przedstawieniu Mokrowieckiego, w którym przegląda się nasz rozchwierutany świat, spoiwem pozostaje strach, motywujący postępowanie bohaterów, paraliżujący i trudny do opanowania. W doskonale zakomponowanej przestrzeni oglądamy całe życie Natalii Mooshaber. Straszne, tajemnicze, ale i śmieszne, pełne refrenów, sytuacji powtarzających się, a nawet tych samych zdań, które jak wyuczoną lekcję recytuje Natalia i jej rozmówcy. Wybornie to wszystko zagrane, w dobrym tempie, ani za szybko, ani za wolno, z odmierzonymi solówkami wszystkich aktorów i wybitną rolą tytułową Hanny Zientary-Mokrowieckiej. Mokrowieccy mają ucho do Fuksa, może jeszcze coś nam podarują z dorobku niedocenianego czeskiego pisarza.

PIJANI Iwana Wyrypajewa, tłum. Agnieszka Lubomira Piotrowska, Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy (reż. Wojciech Urbański) – świetnie przetłumaczona sztuka, która aż ocieka wulgaryzmami, zyskuje w przekładzie Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej muzyczną formę o poetyckiej skali. Wszyscy aktorzy mają tu sporo do zagrania (popisowe partie Łukasza Lewandowskiego i Roberta Majewskiego), ale są przede wszystkim zespołem, synchronizowanym szczególną choreografią, w którą wpisane zostało zachwianie równowagi – dosłowne, tak charakterystyczne w stanie upojenia alkoholowego, i przenośne – jako przejaw duchowej huśtawki. Ta chwilami nawet zabawna sztuka jest skowytem duszy, wołaniem o pomoc do drugiego człowieka z nadzieją, że jeszcze jest szansa na wyplątanie się z pułapki jałowego życia.

SPRAWIEDLIWOŚĆ, scenariusz Michał Zadara i Nawojka Gurczyńska, Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera (reż. Michał Zadara, Teatr Powszechny) – czy możliwe jest wymierzenie sprawiedliwości winnym wypędzenia Żydów z Polski po Marcu? Czy przestępstwo już się przedawniło, czy też jako – zbrodnia przeciw ludzkości – nigdy nie ulega przedawnieniu? Kto za tym stał, kto tym zarządzał? Aktorzy przeglądają sterty papierów, teczek, niemal w nich toną, zresztą i publiczność, wchodząc na widownię, mija powywieszane kserokopie artykułów prasowych z czasów Marca. Scena wygląda jak zebranie sztabu ludzi, przygotowujących materiały i argumenty, zanim zdecydują się o zawiadomieniu odpowiednich władz o popełnieniu przestępstwa. I choć wyniki poszukiwania sprawców okazują się dość skromne, Zadara proponuje nie ustawać w próbach dociekania winy.

UŁANI Jarosława Marka Rymkiewicza, Teatr Narodowy, scena przy Wierzbowej (reżyseria Piotr Cieplak) – przezabawna komedia, napisana przed wielu laty przez Jarosława Marka Rymkiewicza, w czasach, kiedy Rymkiewicz był zgoła kimś innym. Wtedy nikogo nie chciał wieszać (choć siekanie armatniego mięsa już go bawiło), ale niczym gorszyciel Gombrowicz parodiował polskie ciągoty do szabelki i konika, prześmiewał się z romantycznych mitów, wzniosłości i czającej się za tym wszystkim impotencji. Wystawiona dopiero teraz, pasuje jak ulał, a zabawa jest przednia dodatkowo za sprawą dowcipnie zaaranżowanego we foyer i na scenie przy Wierzbowej Muzeum Wszech-Ułaństwa Polskiego. Zapomniana komedia Rymkiewicza została odczarowana i ukazała swój urok, bez wątpienia także za sprawą wybornego aktorstwa na czele z Anną Seniuk, Dominiką Kluźniak, Arkadiuszem Janiczkiem i Jerzym Radziwiłowiczem.

WYJEŻDŻAMY Hanocha Levina, tłum. Jacek Poniedziałek, Nowy Teatr (oprac. tekstu Krzysztof Warlikowski, Piotr Gruszczyński, reż. Krzysztof Warlikowski) – nie po raz pierwszy Krzysztof Warlikowski pokazuje spektakl przepojony smutkiem, świadomością końca pewnej epoki. Spektakl, oparty na komedii Levina „Pakujemy manatki” (1983), jest mroczną opowieścią o daremnej ucieczce. Sztuka już była w Polsce grana (z sukcesem), ale w nowym układzie tekstu, wzbogaconego o inne trafnie dobrane fragmenty nie tylko z utworów Levina, zyskuje na sile egzystencjalny sens jego twórczości, wzmacnia się melancholijny żal za upływającym życiem i poczucie daremności ucieczki, co wydobywają z wielką siłą aktorzy – m.in. Agata Buzek w brawurowym monologu „Wycieczka zorganizowana”.

ŻEBY NIE BYŁO ŚLADÓW Cezarego Łazarewicza, Teatr Polonia (reż. Piotr Ratajczak) – trudno zrobić taki spektakl, żeby nie popaść w martyrologiczny patos albo tani sentymentalizm. Ratajczakowi udało się uniknąć tych niebezpieczeństw, a nawet pokus zbudowania scenicznego pomniczka dla ofiary reżimu. Po części powiodło się za sprawą rzetelnego reportażu Cezarego Łazarewicza o sprawie Grzegorza Przemyka. Ale po części dzięki trafnym zabiegom inscenizacyjnym, które podniosły reportaż, literaturę faktu do poziomu metafory, skrótu, opowieści przez pewne porównanie. Tu nie chodzi tylko o niezakończoną sprawiedliwym wyrokiem sprawę Przemyka, pobitego na śmierć przez „nieznanych sprawców”. Tu chodzi o nadal lęgnący się i odradzający jak hydra każdego dnia mechanizm niebezpiecznej samoobrony władzy.

Leave a Reply