Przejdź do treści

VIII RANKING AKTORÓW KRAKOWSKICH

Doroczny ranking Łukasza Maciejewskiego, opublikowany w „Gazecie Krakowskiej”:

W ubiegłym roku przede wszystkim było nerwowo. Wybitni aktorzy Narodowego Teatru Starego, wobec nieprzedłużenia kadencji Janowi Klacie i karuzeli z personalnymi skandalami pod dyrekcją Marka Mikosa, znaleźli się pod ścianą. Miesiące mijają, ale jeśli chodzi o „Stary”, nadal „nikt nic nie wie”: aktorzy nie wiedzą, czy powinni grać, a jeśli już, to z kim, dla kogo i dlaczego. Niektórzy zatem odchodzą z zespołu, inni (jeszcze) czekają. To zbrodnia marnotrawić takie talenty.

Nerwowo było także w twórczym i inspirującym Teatrze Łaźnia Nowa w Nowej Hucie, a także – co martwi mnie już zdecydowanie mniej – w konfekcyjnym Teatrze Variété. Na tle artystycznego stanu zawieszenia czołowej krakowskiej sceny, świetnie poradził sobie w tym sezonie Teatr Ludowy, który pod dyrekcją Małgorzaty Bogajewskiej złapał drugi oddech, bardzo ambitnie zmienia styl Teatr im. Słowackiego, stały poziom utrzymują „Bagatela” i „STU”, a ze scen niezależnych najbardziej podoba mi się działalność kultowej „Sceny Pokój” na Starowiślnej i Teatru Barakah. To był trudny, niespokojny rok, ale również rok pełen aktorskich wzruszeń, triumfów i niespodzianek.

***

DOROTA SEGDA

Kathrine Switzer jest ciągle w biegu. Wbrew wszystkim, biegnie do celu. I dobiegnie! Grana przez Dorotę Segdę bohaterka „Triumfu woli” w „Starym”, jest postacią rzeczywistą. To amerykańska biegaczka i feministka działająca na rzecz praw kobiet w sporcie. Dorota Segda dała jej jednak swoją twarz, siłę i poczucie humoru. Duet Monika Strzępka i Paweł Demirski nie po raz pierwszy odkryli bowiem w tej wybitnej aktorce dramatycznej wyborny potencjał komediowy – powierzając Segdzie również wzruszającą rolę inspicjentki Hani w serialu „Artyści”. W sukurs teatralnej parze poszedł młody filmowiec, Paweł Maślona. W głośnym „Ataku paniki” Segda jest naprawdę wielka. Oto lot samolotem średniej klasy z nieco wymuszonych – średnich – wakacji z szefem męża. Jakiś Egipt, albo inna Tunezja. Powrót nie należy do przyjemnych, mąż nieładnie się opalił, raczej na różowo niż brązowo, w samolocie jest duszno, sąsiedzi częstują się wódką bez zakąski, a trup bynajmniej nie kryje się w szafie… Grana przez Segdę Elżbieta znosi to wszystko bez entuzjazmu. Jest tak zmartwiła, że aż śmieszna. A im straszniej, tym robi śmieszniej. Vivat Segda!

KAJETAN WOLNIEWICZ

Matowe spojrzenie, twardy uścisk za którym kryje się przejmująca ludzka słabość, i świadomość przegranej na końcu drogi. Nie wszystko poszło tak jak trzeba. Są grzechy, których nie uda się odpokutować. Duży Tata w „Kotce na gorącym dachu” Tennessee Williamsa to tylko pozornie rola samograj, ale Kajetan Wolniewicz, jeden z najbardziej cenionych i rozpoznawalnych artystów w zespole Teatru Ludowego, w spektaklu w reżyserii Jacka Poniedziałka stworzył postać o której trudno zapomnieć. Miłość w wykonaniu Dużego Taty to agresja. Inaczej nie potrafi, tak został wychowany, tak starał się wychować własne dzieci. Ostro, mocno, bez sentymentu. A przecież widzi teraz doskonale, jakie to wszystko było fałszywe, i jakie ostatecznie poniósł fiasko. Na ostatniej prostej nie wie, czy nadal brnąć w samookłamywanie, czy przekłuć pancerz gruboskórnej poczwary, którą sam dla siebie stworzył. Jeszcze wierzga, jeszcze usiłuje zachować status quo, Duży Tato wie bowiem, że pod wypracowanym pancerzem, jest tylko strach, śmiertelny strach i gorzkie łzy. I nic więcej.

ANNA ROKITA

W „Bagateli” mają z niej pociechę. Komediowa, dramatyczna, rozśpiewana, milcząca. We wszystkich aktorskich wcielaniach Anna Rokita ujmuje witalnością i energią. Ma twarz wymakającą się opisowi. Ani supermodelka, ani postać charakterystyczna: jest pomiędzy. Urodziwa urodą odrębną, pasującą zarówno do kostiumu, opowieści retro, jak i współczesnych historii. Poza niekwestionowanym talentem, to właśnie sprawia, że Rokita tak chętnie jest obsadzana. Ma w tym sezonie dwanaście spektakli w repertuarze. Uwierzycie w to? Dwanaście przedstawień. A chociaż cenię wiele ról Anny Rokity, szczególnie przypadło mi do gustu jej wcielenie mordercze z muzycznego monodramu „Pitawal – historie kryminalne Krakowa w piosenkach”. Rokita rządzi na scenie jednoosobowo. Opowiada o katach i ofiarach, o Krakowie mroku, nocy i przemocy. A jeżeli się uśmiecha, to bardzo tajemniczo. Lady Killer z Krowodrzy.

TADEUSZ HUK

W idealnym świecie aktorzy tacy jak Tadeusz Huk nie mogliby się opędzić od propozycji. Czasami słyszę od filmowców: „Znajdź mi proszę polskiego Ala Pacino, męskiego aktora w sile wieku, ze świetną prezencją, który mógłby zagrać najtrudniejsze role”. Odpowiadam wtedy, jak to – jest przecież Tadeusz Huk. No, ale – oni sobie, ja sobie. A Tadeusz Huk, który mógłby dzisiaj grać z powodzeniem Króla Leara, spełnia się – czy raczej właśnie nie spełnia – występując w telenowelach. Na szczęście nie tylko. W serialu „Artyści” Moniki Strzępki, cudownie, autoironicznie zagrał teatralnego kierownika technicznego, z kolei w Teatrze Variété można podziwiać Huka w spektaklach „Powróćmy do tamtych lat” oraz w „Dziewczynie z plakatu” Raya Chapmana i Raya Cooneya. W tym drugim przypadku, sztuka jest szmirowata, reżyseria pozostawia wiele do życzenia, ale jak on tam gra! Dowcipny, na luzie, wręcz szyderczo traktujący szufladkę samca alfa w którą został wtłoczony. Gerald Dimmond z „Dziewczyny z plakatu” to znakomita, godna wszelkich nagród kreacja aktorska. Warto czasem zejść z krytycznego piedestału, żeby docenić robotę czysto rozrywkową. Styl, szarm, styl.

BEATA SCHIMSCHEINER

Gosia w „Tożsamości Wila” w Teatrze Ludowym wie, na czym świat stoi. Nie dla niej pałace i TapMadl. Żyje tu i teraz. Nie chce się jej zbyt szybko zestarzeć, dlatego woli działać. Seriale, „Pudelki” i czipsy z „Biedronki” mogą jeszcze poczekać, jeszcze momencik. Na razie Gosi chce się chcieć. Dlatego organizuje, zrzesza, sadzi krzewy, dba o innych, a przy okazji dba o siebie. Zmienia Nową Hutę po kawałeczku, żadnych rewolucji, bo Gosia nie bardzo nadaje się na rewolucjonistkę. Ale ma mocny charakter, potrafi zakląć siarczyście, ale wiecie co? Ona lubi ludzi, lubi ten świat. Dzięki temu jest zbawieniem, ma energię zbawiania innych. A że na opustoszałym Placu Centralnym, spotkała Lenina, spotkała Wila? No i co z tego? Wila też można zbawić. Daje mu pierogi, polewa wódeczkę, zaprasza na warsztaty dla seniorów… W świetnym spektaklu Moniki i Gabrieli Muskały przeszłość miesza się z teraźniejszością, a pomnik Lenina z aktualnym wyszynkiem restauracji „Stylowa”. Beata Schimscheiner, podobnie jak pozostali aktorzy, gra w tym przedstawieniu kilka ról, ale mnie najbardziej zachwyciła właśnie ta jej Gosia, postać idealnie wpisująca się w aktorskie, ale chyba także i ludzkie, człowiecze emploi aktorki. Beata Schimscheiner ma bowiem w sobie ciepło, energię, ma światło.

KRZYSZTOF PIĄTKOWSKI

Nasz krakowski Hugh Grant. Niezmiennie chłopięcy, rozdokazywany, szelma ciągle zdziwiony swoimi psikusami, i ich nie zawsze miłymi reperkusjami. A wdzięku ma tyle, że mógłby nim rozbroić legion żurnalowych, banalnych playboyów z poszetkami i doczepami (włosów). Niewysoki, fertyczny, zabawny, jest prawdziwym skarbem i ozdobą zespołu Teatru Słowackiego. Pamiętam jego początki w tym teatrze, spektakle Agaty Dudy-Gracz, Olgi Lipińskiej czy Macieja Wojtyszki. Piątkowski bazował wówczas przede wszystkim na fizyczności, radosnym darze od losu, którym z energią dzielił się z widzami. Oglądając go w ostatnich rolach w Teatrze Słowackiego – w „Wyzwoleniu” Rychicka czy w „Z biegiem lat, z biegiem dni (gdzie jest Pepi)” Glińskiej, widać jak bardzo się rozwinął. To, co niegdyś wynikało z intuicji, stało się uświadomione i przeflitrowane przez osobowość aktora. Dawna stuprocentowa energia działa nadal, ale jest równoważona rozmaitymi, nie zawsze dobrymi doświadczeniami życiowymi. Dla aktorstwa Krzysztofa Piątkowskiego oznacza to same plusy. Wyszlachetniał.

AGNIESZKA MANDAT

Agnieszka Holland miała świetną intuicję powierzając Agnieszce Mandat kluczową rolę Janiny Duszejko w „Pokocie”. Ekologiczna strażniczka wartości i kobieta świadoma swojej roli i pozycji w świecie zdominowanym przez mężczyzn, w wykonaniu Mandat stała się wręcz ikoną pewnej postawy. A przecież tak łatwo było tę rolę sprowadzić na manowce naiwnej propagandy albo karykatury. Mandat nie pozwoliłaby sobie na to. Od lat funkcjonowała na obrzeżach kina, pracując głównie jako pedagog krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych, oraz w teatrze i w telewizji, ale na planie filmowym po latach poczuła się jak ryba w wodzie. Dawno nie było w polskim kinie tak pełnego portretu kobiety zrealizowanej, dojrzałej, świadomej własnej wartości. Żeby docenić warsztat Agnieszki Mandat, warto wybrać się także na Scenę Kameralną Teatru Starego – gdzie wciąż, od dwudziestu dwóch lat (sic!), grane jest „Rodzeństwo” Bernharda w reżyserii Krystiana Lupy. Wielki, zatrzymany w czasie spektakl Lupy o nieprzenikalności świata ducha i materii. Agnieszka Mandat w roli Dene, niespełnionej aktorki i niezrealizowanego człowieka, walczy o każdą minutę sensu. Ale jej czas się przelewa, wylewa, wytraca… Dene to antyteza Duszejko – teza aktorstwa spełnionego.

Łukasz Maciejewski

[fot .Maria Heuckel, scena ze spektaklu „Triumf woli”]

Leave a Reply