Przejdź do treści

Po Biesiadzie u hrabiny Kotłubaj Gombrowicza

W Gdyńskim Centrum Filmowym odbył się przedpremierowy pokaz spektaklu Teatru TVP Biesiada u hrabiny Kotłubaj wg opowiadania Witolda Gombrowicza w reżyserii Roberta Glińskiego i adaptacji Jana Bończy-Szabłowskiego. Rozmowę zatytułowaną „Gombrowicz a polska tożsamość” po obejrzeniu spektaklu moderował Jakub Dybek, krytyk literacki związany z „Frondą” i kanałem Kultura w TVP. Oto obszerne fragmenty wypowiedzi uczestników tego spotkania.

Krzysztof Babicki – reżyser, dyrektor Teatru Miejskiego w Gdyni im. Witolda Gombrowicza.

Zawsze, kiedy sięga się do dramatów Gombrowicza, do Ślubu, Iwony Księżniczki Burgunda, a przede wszystkim do Operetki, pojawia się problem jakiejś tajemnicy, schowania czegoś pod szafę. Ale tajemnica im dłużej jest ukrywana, tym bardziej się rozrasta, bo ci jedni obserwują tych drugich po ty, żeby się z tymi drugimi zmierzyć. Mówię tutaj np. o finale Operetki. Skaczą sobie do gardła, ale wcześniej obserwujemy bale, tańce, mszę, no i świetne kazanie księdza, które wszyscy chwalą, podobnie jak w tym spektaklu Biesiada u hrabiny Kotłubaj wszyscy chwalą kalafior. Bardzo mnie ujęło w tym przedstawieniu, że pojawiły się w tej adaptacji fragmenty dramatów Gombrowicza, bo z prozą Gombrowicza jest zawsze problem, o czym dobrze wiedzą realizatorzy teatralni. Wiele teatrów próbuje ożywić prozę Gombrowicza. Są różne szkoły i różne opinie. Czy warto dokonywać adaptacji, kiedy są trzy wybitne sztuki Gombrowicza? A tak naprawdę nawet cztery, Historia to prototyp Operetki.

Adaptacja opowiadania Biesiada u hrabiny Kotłubaj udowadnia, że o Gombrowiczu trudno rozmawiać w wyrwanym kontekście, bo wszystkie jego sztuki teatralne są opowieściami na ten sam temat, tylko ten temat jest rozwijany w specyficzny sposób. W pewnym momencie następują właściwe dla Gombrowicza zaprzeczenia, ironizowanie, kpiny z tez, które sam przed chwilą stawiał. W tej adaptacji mamy właściwie cały świat Gombrowicza jak w pigułce.

Jestem pod ogromny wrażeniem tego, co zrobili aktorzy w tym spektaklu. Przypomina mi się takie powiedzenie, kiedy aktorzy zastanawiali się, jak grać Gombrowicza i mówili, że Gombrowicz w swoich utworach jest… jak morze. Rzecz dotyczyła tekstów scenicznych. I wówczas jeden z aktorów po prostu powiedział: Bo u Gombrowicza nie trzeba grać morza… po prostu trzeba grać pianę.

Tadeusz Dąbrowski – pisarz

A ja dodam, że jestem pod ogromnym wrażeniem gry Piotra Adamczyka, który idealnie oddał tę pacyfikację, jaka się na nim dokonała przez to towarzystwo: hrabinę Kotłubaj – Annę Polony, Markizę – Barbarę Krafftównę i Bohdana Łazukę – hrabiego Apfelbauma. Adamczyk jest spacyfikowany, pobity formą tego towarzystwa i zabity śmiechem.

Odświeżyłem sobie lekturę tego opowiadania i …sam siebie zaskoczyłem (o dziwo potrafię to zrobić!). Oglądając ten spektakl uświadomiłem sobie, że Gombrowicz jest ahistoryczny. W korespondencji z Miłoszem Gombrowicz wyraził taką myśl, iż Miłosz jest poetą ukształtowanym przez historię, przez presję historii, i że w innym okresie historycznym nie mógłby być Czesławem Miłoszem, natomiast on – Gombrowicz pisał tak samo niezależnie od realiów historycznych. I miałem taką świadomość oglądając ten spektakl, że ten cały uwiąd arystokracji, że to są tylko rekwizyty, które służą pokazaniu rzeczy ważniejszych niż tylko sprawa z polskością czy z polskim katolicyzmem, chociaż to też są ważne tematy. Chodzi we wszystkich tekstach Gombrowicza o ścieranie się formy z formą, o władzę smaku. Jak się okazuje, smak jest też kwestią polityczny, bo opowiadanie o hrabinie Kotłubaj to jest wielka rozprawa na temat smaku. I oczywiście Gombrowicz jest rzecznikiem wielości, pluralizmu smaku.

Gombrowicz napisał w swoich pamiętnikach, że musimy uśmiercać w sobie to, co jest, żeby dojść do tego, co będzie. A więc dojrzewanie i kształtowanie świadomości – wg niego – może się tylko odbywać na drodze ciągłego „aktu samobójstwa”. A więc sztuka nas skłania, byśmy wiecznie zaglądali pod podszewkę i podważali tę tożsamość, w której akurat jest nam wygodnie.

Jan Bończa – Szabłowski – adaptacja tekstu

Pisanie tej adaptacji to było jak tworzenie bardzo bogatego naszyjnika. Na początku było kilkanaście oczek, czyli adaptacja opowiadania Gombrowicza, a potem w trakcie m.in. prób czytanych, których robiliśmy mnóstwo, aktorzy domagali się więcej, więcej, więcej… tekstu. Pierwsza wersja, którą przedstawiłem Robertowi Glińskiemu była krótsza. I wtedy pomyślałem, że warto spojrzeć na ten wczesny tekst Gombrowicza poprzez późniejsze utwory. Zastanawiałem się, jak zrobić „ględzenia mej duszy” hrabiny, która bardzo przypominała królową Małgorzatę z Iwony Księżniczki Burgunda. A ponieważ pani Anna Polony z wielkim powodzeniem grała u Grzegorza Jarzyny właśnie królową Małgorzatę, pomyślałem, że to jest jakiś trop. A kiedy pojawił się wątek arystokracji, to wiadomo, że można sięgnąć do Operetki.

A poza tym aktorzy bardzo przenikali Gombrowiczem. Cudowna opowieść Anny Polony – hrabiny wpierw o robaczku w cukiernicy, a potem aktorka opowiedziała własną historię, która przydarzyła jej się w jednym z hoteli. Opowiedziała to na tym samym tonie gombrowiczowskim, co oryginalny tekst. I Piotr Adamczyk (On, czyli Gombrowicz) zauważył: Halo, ale tego nie ma w tekście. Piosenka pani Barbary Kraftówny: To jest uczta wspaniała u hrabiny Kotłubaj, tylko w zębach nie dłubaj, bo stracisz smak została przez aktorkę wymyślona podczas prób czytanych. Jedna gęba stworzyła drugą gębę – to był gombrowiczowski układ przy pracy nad tym spektaklem.

Robert Gliński – reżyser spektaklu

Przede wszystkim siłą tego spektaklu są aktorzy o różnych artystycznych korzeniach, o różnych konwencjach grania. Każdy z nich jest indywidualnością, a więc oni tworzyli formę razem ze mną. Miałem bardzo przemyślany klucz do tego spektaklu, jeśli chodzi o formę. A więc ten spektakl miał się zacząć porządnie, spokojnie z wysmakowanymi kadrami, to wszystko miało być bardzo ułożone, bardzo szlachetne w stylu Viscontiego. I w pewnym momencie zaczyna to pękać, rozpadać się i z silną ekspresją wchodzi w świat Felliniego.

Czy wszystko się udało? Wiadomo, jak się robi spektakl, to wszystko płynie, płynie jak Transatlantyk u Gombrowicza i nie do końca wiadomo, jak to się skończy. Ale jak spektakl został już ułożony montażowo, to bardzo dużo dała muzyka Jerzego Satanowskiego. Ona określa rytm i energię tego przedstawienia.

Paweł Hulle – pisarz

Pracuję jako dramaturg w Teatrze Miejskim im. Gombrowicza w Gdyni i tam od czasu do czasu pisuję sztuki. I trzy lata temu Krzysztof Babicki wyreżyserował moją sztukę o Gombrowiczu Kolibra lot ostatni. I poniosła ta sztuka klapę, może nie całkowitą, ale jednak klapę. To była sztuka o tym, co Gombrowicz robił w ostatnią noc w Gdyni, zanim wsiadł na transatlantyk w swoją podróż do Argentyny. Więc mam do Gombrowicza stosunek dość ambiwalentny.

Krzysztof Babicki

Pocieszę Pawła Huelle. Mam swoją miarę klapy w teatrze. Spektakl powinien być grany na dużej scenie ze trzydzieści razy. Wtedy nie mówimy o klapie. Kilkanaście lat temu zrealizowałem – jeszcze nie w Gdyni – z rozmachem Operetkę: cały zespół na scenie, orkiestra, muzyka specjalnie napisana do tego spektaklu, czyli rzecz kosztowna, duża dekoracja, w finale naga Albertynka… byłem przekonany, że to będzie hit. I nie było trzydziestu przedstawień, były dwadzieścia trzy, a panie z kasy mówiły: Panie dyrektorze, może pan tytuł zmieni, bo ludzie pytają: czyja to operetka i jak się dowiadują, że Gombrowicza, to nie chcą kupować biletów.

Paweł Huelle: Z Gombrowiczem coś się zmieniło w ostatnim czasie. W latach 70., kiedy byłem studentem polonistyki na Uniwersytecie Gdańskim, to myśmy się prawie „onanizowali” Gombrowiczem. Wszyscy czytali Gombrowicza, mówiło się jego cytatami, a ten kto nie znał Gombrowicza, to wypadał z towarzystwa. I Gombrowicz był wtedy bardzo ważny i nie jako antykomunistyczny pisarz, bo on takowym nie był. A teraz, jak wracam do jego tekstów i jak oglądałem ten spektakl, to muszę powiedzieć, że byłem zmęczony. I nie chodzi o to, że byłem znudzony, bo spektakl jest świetnie zagrany i wyreżyserowany, ale język Gombrowicza i jego przemądrzałe małpie miny w stosunku do establishmentu przedwojennego jakoś przestały mi się podobać. Nagle. Uznaję maestrię jego pisarstwa, ale ja już Gombrowicza za bardzo nie chcę.

Krzysztof Babicki:

Przykro Paweł, że to mówisz.

Paweł Huelle:

Myślę, że w dzisiejszych czasach trzeba innego Gombrowicza…

Robert Gliński:

A ja uważam, że Gombrowicz jest szalenie aktualny dzisiaj. Stawia pewne diagnozy i jednocześnie z nich kpi. Polemizuje sam ze sobą, polemizuje z historią, szuka własnej definicji i diagnozy polskości, polemizuje z tradycyjnym patriotyzmem opartym na ofierze, szuka nowego klucza do tych pojęć. W jego tekstach idzie lawina myśli… I myślę, że Gombrowicz ciągle jeszcze jest dla następnych pokoleń. Nie sposób znaleźć jednej definicji dla Gombrowicza…

Tadeusz Dąbrowski:

Jest aktualny, bo mamy teraz jak w Ferdydurke – te dwa modele rodzin – Hurleccy i Młodziakowie. Ale równocześnie jest też nieaktualny dla mnie dzisiaj, bo jego kompleks panicza i jego nieufność wobec szlachectwa inteligenckości drażni. Czuję, że dzisiaj trzeba dowartościowania tego etosu. W epoce cynizmu, ponowoczesności, zmiatania i podważania wszelkich mitów, w tym inteligenckości, akademickości tego typu humanizm – w moim odczuciu – jest za słabą ofertą. Jest dosyć chamstwa wokół, żeby dowartościowywać parobków.

Jan Bończa – Szabłowski:

Kucharz Filip to człowiek zagadka w tym tekście Gombrowicza, który de facto mówi niewiele i odzywa się tylko dwukrotnie. A jako postać kojarzy mi się z Edkiem z Tanga Mrożka. I dlatego w finale kucharz Filip jest taki: tzn. zmieniły się czasy, a on zawsze ma dla siebie miejsce, w każdej rzeczywistości.

Redakcja Alina Kietrys

[na zdj.: próba spektaklu]

1 komentarz do “Po Biesiadzie u hrabiny Kotłubaj Gombrowicza”

  1. Walentyna Mikołajczyk-Trzcińska

    Ciekawa rozmowa, ale – to rozmowa ludzi rozsmakowanych w teatrze rożnych czasów. Ciekawe, jak został przyjęty spektakl przez współczesnych widzów telewizyjnych. Może komuś się uda zrobić taką sondę? Dla mnie to było przedstawienie telewizyjne znakomite – dodaję, bo czuję się zobowiązana do pogratulowania wszystkim jego twórcom. WMT

Leave a Reply