Przejdź do treści

Mefisto – Próba Czytana

Coś diabelskiego w okresie świątecznym: Tomasz Miłkowski na swoim blogu http://takinawyk.dziennikarzerp.org.pl/ o mono-czytaniu „Mefista”  Marcina Borkiewicza w Teatrze WARSawy:

Powieść Klausa Manna „Mefisto” to dzisiaj niebezpieczna lektura. Za bardzo się kojarzy, zbyt natarczywie podsuwa porównania zwijającej się Republiki Weimarskiej i pierwszych lat nieśmiertelnej III Rzeszy z tym wszystkim, co dzieje się w dzisiaj w Polsce.

Przegląd ówczesnych charakterystycznych postaw, jakiego dokonuje przed czytelnikami Mann, na czele z centralną postacią powieści, wybitnym aktorem i mniej wybitnym człowiekiem, Hendrikiem Höfgenem, przypomina jako żywo przegląd postaw współczesnych bohaterów sceny politycznej i publicznej, w tym elity artystycznej. Ówczesne metamorfozy polityczne, łatwość przechodzenia z obozu do obozu, raptowne przebudzenia ideologiczne i zwroty w wyborach politycznych wydają się opisem dziś obserwowanych przewartościowań. Historia niebezpiecznie się powtarza, może nie wszystko tak dokładnie wygląda, jak wtedy (na szczęście), ale jednak zadziwiająco podobnie się toczy i trudno nie poczuć zimnego dreszczu na plecach.

Całymi akapitami można żonglować, aby odnajdywać niebezpiecznie aktualne „przemyślenia”, samousprawiedliwienia nowych wyborów, które w miarę inteligentny człowiek sobie znajdzie. Tak jak Hendrik, początkowo związany z teatrem rewolucyjnym, ale potem stopniowo zmieniający upodobania polityczne na bardziej praktyczne, bez względu z niepokojące przejawy przemocy i brutalizacji poczynań władzy: „Teatry zawsze będą robiły dobre interesy! – dowodzi Hendrik. – Teatr zawsze ludzi interesuje, cokolwiek się w Niemczech stanie”.

Marcin Bortkiewicz, konstruując scenariusz swojego spektaklu, związki tekstu Manna z naszą współczesnością jeszcze bardziej wzmocnił, sięgając po fragmenty „Fausta” Johanna Wolfganga Goethego, „Komediantów” Thomasa Bernhardta, „Łaskawych” Jonathana Littela oraz „Życiorysty” Janusza Rudnickiego. Wykreowany monolog Hendrika aż skrzy się celnymi spostrzeżeniami, ukazującymi pędzący pociąg przemian. Wbrew jednak nadziejom bohatera, że wszystko się jakoś ułoży, pociąg pędzi prosto w przepaść. Ten monolog ma dać alibi utalentowanemu artyście, dla którego nie ma takiej ceny, jakiej by nie zapłacił za możliwość odniesienia sukcesu… Może to cena utraty przyzwoitości, choć bohater próbuje obronić trafność swoich wyborów i ukazać, jak odważnie walczył, aby pomóc wszystkim zagrożonym przez reżim. Publiczność śledzi tę walkę wewnętrzną w napięciu, ale najwyraźniej wystrzega się ujawnienia swoich własnych wyborów. Tak jakby pojawił się na widowni cenzor, uważnie badający, jak kto zareaguje.

Spektakl Bortkiewicza nie tylko waży jako zdarzenie polityczne, bo na teren teatru politycznego najwyraźniej wkracza. Znaczy też ze względu na formę. Aktor wraz z reżyserem Stanisławem Miedziewskim podejmuje udaną i świadomą próbę wykreowania nowego typu spotkania z widzem – formalnie jest to bowiem czytanie scenariusza, ale jednocześnie jest tego scenariusza ucieleśnieniem.

Oto jeden aktor przychodzi i czyta tekst, trochę go tylko inscenizując, co zresztą nabrało dzisiaj prawa obywatelstwa (dość przypomnieć taki znakomity monodram czytany Grażyny Marzec, „DDR”), a nawet zyskało pretensjonalną nazwę „czytania performatywnego”. Coraz częściej obcujemy z rodzajem takiego czytania, które najwyraźniej rozsadza założenia tej skromnej formy. Po pierwsze, aktorzy, w znacznej mierze znają teksty na pamięć, po wtóre wchodzą ze sobą lub/i z widownią w interakcję, po trzecie, posługują się skromną gamą rekwizytów, a nawet sugerują scenografię, wykorzystują ilustrację muzyczną, efekty dźwiękowe i reżyserują światło. Jednym słowem, to już nie jest czytanie, ale też nie jest pełny spektakl, a raczej inny spektakl, oparty bardziej na więzi mentalnej z widzem niż konwencji.

W przypadku jednego aktora, jak to jest w spektaklu-czytaniu Bortkiewicza, odpada interakcja z drugim aktorem, ale pozostaje do dyspozycji działanie z widzami (które zresztą kilkakrotnie Bortkiewicz z łatwością i zręcznością podejmuje). Co więcej, jest to „granie”, które poniekąd obnosi się ze swoją sztucznością i szkicowością. Aktor nie próbuje udawać teatru iluzjonistycznego, cały czas daje odczuć widzowi, że „czyta”, a w każdym razie, nawet jeśli mówi z pamięci, to jedynie czyta w pamięci tekst wyuczony, nie jest postacią, która mówi i działa, ale mówi tą postacią. Trzyma się laptopa, do którego zagląda (nawet gdy nie musi), ale kontroluje w ten sposób przebieg czytania-spektaklu, a co pewien czas czyta „tekst poboczny”. To są didaskalia mentalne, bo po ich wypowiedzeniu nie następuje spodziewane, opisane w didaskalium działanie. To jedynie informacja, że tak właśnie by się działo, gdyby to był spektakl. Ale w spektaklu czytanym musi nam wystarczyć wyobraźnia. I tak to się gra.

Czy gdyby Bortkiewicz zrobił krok dalej, odrzucił laptopa-suflera, nasycił mówienie działaniem na scenie, więcej chodził i niepokoił tym swoim chodzeniem (choć teraz też sporo jak na „czytacza” się rusza) nie powstałby „normalny:” monodram? Pewnie tak. Pewnie Bortkiewicz bez trudu by podołał takiemu wyzwaniu. Coś jednak zniknęłoby z tego mono-czytania, jakaś niepochwytna do końca oryginalność, która oddziela tę formę wyrazu od monodramu wystawionego „po bożemu”. Może właśnie ta szkicowość, zarys, który widz uzupełnia sam, rodzaj sygnalizacji teatralnej, którą posługuje się aktor, wciągając widzów do współpracy, to pewna wartość, która warta jest utrzymania.

Kto wie, może mono-czytania to nowa ścieżka dla aktorów teatru jednoosobowego, którzy mogą na tej drodze poszukiwać interesującego materiału i poddawać go próbie sceny. Nie ograniczani kosztami przygotowań, inscenizacji, kształtu koniecznie domkniętego. Zmniejsza się wtedy ryzyko aktora-samotnika, która decydując się na przedstawienie jakiejś sprawy, historii, tekstu, sekwencji działań, może spokojnie wkalkulować w nie niepowodzenie: jeśli nie znajdzie słuchaczy, bez poczucia wielkiej straty może podjąć następne zadanie. Może mono-czytanie to także zaskakująco odkrywcza forma dla widza, który staje się w większym stopniu współtwórcą takiego spektaklu niż wtedy, gdy obcuje z formą zamkniętą, niepodlegającą modyfikacji w takim stopniu, jak to może być w tym przypadku. Skoro Bortkiewicz i Miedziewski weszli na tę ścieżkę, może nie poprzestaną na tej jednej próbie.

Tomasz Miłkowski

MEFISTO Klausa Manna, tłum. Jadwiga Celina Dmochowska, reż. Stanisław Miedziewski scenariusz i czytanie Marcin Bortkiewicz, premiera Próby Czytania w Teatrze Rondo, Słupsk, 29 stycznia 2017; prezentacja w Warszawie, Teatr WARSawy18 grudnia 2017

Leave a Reply