Przejdź do treści

Z fotela Maciejewskiego: ZA BÓL SERCA NIE ODPOWIADAM

O „Spowiedzi motyla” Julii Kijowskiej i Wojciecha Farugi w Teatrze Ateneum:

Motyl idzie do spowiedzi. O czym opowie? Krótkim życiu czy o szybkiej śmierci?

***

Co my wiemy o Januszu Korczaku. Są oczywiście tacy, którzy wiedzą bardzo wiele, i dla nich pełen szacunek. Większość, co tu kryć, zadowala się jednak paroma stereotypami. To przede wszystkim opowieść o heroicznej śmierci pedagoga i twórcy „Króla Maciusia Pierwszego” i „Kajtusia Czarodzieja” – wzmocniona przez wspaniały film Andrzeja Wajdy. Ale Janusz Korczak nie był wcale Wojciechem Pszoniakiem z tamtego filmu, na pewno nie tylko nim. Nie zawsze był mędrcem, nie tylko wychowawcą, on także musiał figlować, łapać motyle i tęsknić. Takiego właśnie Korczaka pokazują Julia Kijowska i Wojciech Faruga w spektaklu „Spowiedź motyla” w Ateneum, wybitna aktorka młodego pokolenia i bardzo ciekawy reżyser i scenograf.

Pracują razem od dawna. Wyróżniający się spektakl „Teatroteki” – „Walentyna”, opowiadający o „pierwszej kosmicznej miss”, Walentynie Tiereszkowej, z główną rolą i według scenariusza Julii i Wojciecha, przyniósł Kijowskiej nagrodę na festiwalu „Dwa Teatry”. „Spowiedź motyla” to kolejny ważny i wartościowy krok, artystycznej współpracy obojga.

Początkiem tej teatralnej historii są odnalezione pamiętniki czternastoletniego Janusza Korczaka. Nie był zwyczajnym chłopcem, nie był również chłopcem niewinnym. Widział świat surowiej i gniewniej od równolatków, całym sobą odczuwał mroczną podszewkę tego, co powinno być raczej jasne i bezkolizyjne. Dziecinna piosenka Korczaka miała wesołe zwrotki, ale smutne refreny. Nie tyle może smutne, co samoświadome. Ten nastolatek bywał bardzo dorosły.

Julia Kijowska w tym dziwnym przedstawieniu (a określenie „dziwność” w recenzji nie jest przejawem bezradności krytyka, tylko autentyczną reakcją na formę spektaklu) jest zarówno Korczakiem, jak i widzem, czy motylem. Fruwa, tańczy, śpiewa, mruczy. Jest, po prostu jest. I ta obecność, wspomagana przez charyzmatycznego autora znakomitej muzyki, Radka Łukasiewicza z „Pustek”, oraz grupę rozdokazywanych dziesięciu dziewczynek w wieku 10-13 lat, wydaje się bardzo intensywna. Oznacza intensywność przeczucia i współodczuwania zarazem.

***

„Motylem jestem. Upojony życiem, młodością nie wiem jeszcze dokąd się zwrócić, ale nie pójdę za wami. (…) Chcesz, abym poszedł za twoją prawdą okrutną, o świecie? Nie, chodź raczej za moją prawdą, prawdą motyla” – pisał czternastoletni Henryk Goldszmit, późniejszy sławny Janusz Korczak.

Kijowska tworzy w tym pełnoprawnym, wspaniałym wizualnie spektaklu (nawiązania do kolaży Henry’ego Dargera), będącym jednocześnie rockowym koncertem i artystycznym performensem kreację postaci poza formą przypisaną określonym dogmatom aktorskim, muzycznym, jakimkolwiek innym.

Nie jest piosenkarką – chociaż śpiewa niezwykłe songi, które sama napisała. Nie buduje charakteru postaci – bo jej postać wynika z dziewczyńskiego chóru oraz z chorałów smutku korczakowskiej przyszłości, o której czternastoletni Goldszmit nic jeszcze nie wiedział. Nie jest wreszcie performerem zakleszczonym w zbyt hermetycznej artystycznej instalacji. Kim jest zatem Kijowska w „Spowiedzi motyla”, przedstawieniu granym w czcigodnym Teatrze Ateneum, którego drugie życie wyobrażam sobie również na przykład na wielkich festiwalach rockowych, w rodzaju „Openera”? Myślę, że nazywając rzecz wprost, Kijowska jest Pamięcią: tożsamością czasu przeszłego i zaprzeszłego, ale i zapachami wnoszonymi przez walczące z nią na scenie i przekomarzające się dziewczynki, które za chwilę, używając terminu Marcela Prousta, staną się „dziewczętami zakwitającymi”, na razie jednak kierują nimi natręctwa dziecka i pierwsze przeczucia kobiecości, jest również mitycznym Korczakiem i współczesną Julką, wojną i pokojem. Tylko strach bywa wspólny. I jeszcze tęsknota.

Julia Kijowska i Wojciech Faruga żegnają „Spowiedzią motyla” własne ukochane babcie. „To dla nas symboliczny pogrzeb naszego dzieciństwa” – piszą w programie. Czternastoletni Janusz Korczak zaczynał swój pamiętnik od chwili śmierci babci: „Niech zostaną mi w pamięci uczucia, myśli, zdarzenia”. Spowiedź pamięci. Od wojny do babci. Znak równości.

***

Jak pisał w „Milczeniu” Julian Stryjkowski: „za ból serca nie odpowiadam”.

Łukasz Maciejewski

1 komentarz do “Z fotela Maciejewskiego: ZA BÓL SERCA NIE ODPOWIADAM”

Leave a Reply