Przejdź do treści

Z fotela Maciejewskiego: TO WŁAŚNIE MIŁOŚĆ

ZAKOCHANY SZEKSPIR z Teatru Wybrzeże w reżyserii Pawła Aignera

Teatr Szekspirowski to idealne miejsce, żeby wystawić „Zakochanego Szekspira”. Główna oś dramatu Lee Halla inspirowanego oczywiście scenariuszem Toma Stopparda i Marca Normana do głośnego, oscarowego filmu, rozgrywa się przecież przede wszystkim w teatrze elżbietańskim. Trudno byłoby wyobrazić sobie równie idealnie skrojoną scenerię. Dla aktorów to jednak wyzwanie. Teatr Szekspirowski w Gdańsku to większa od tradycyjnej przestrzeń, waga ruchu scenicznego i minimalizowanie aktorstwa realistycznego. Szczęśliwie tekst trafił w ręce Pawła Aignera inscenizatora fantastycznie przyjętych „Wesołych kumoszek z Windsoru” z 2015 roku, ale także kilkudziesięciu wieloobsadowych przedstawień wystawianych w Białymstoku, Zielonej Górze, Łodzi czy w Warszawie. Aigner jest fachowcem w starym stylu, ma też dobry gust. Z „Zakochanego Szekspira” Lee Halla można było wykroić zarówno powierzchowną, slapstickową wręcz błahostkę, jak i nudny melodramat. Dzięki zaangażowaniu zespołu Teatru Wybrzeże udało się uniknąć tego rodzaju mielizn.

„Kto kiedy kochał, nie kochał od pierwszego wejrzenia?” – pisał Christopher Marlowe (jeden z bohaterów sztuki Halla) i zdanie to odnosi się w gruncie rzeczy do samego spektaklu. „Zakochany Szekspir” to feeria fechtunków, tańców, parada gonitw i kostiumów zaprojektowanych przez Zofię de Ines, ale i tak najważniejsza jest, pardon le mot, miłość. Wiola de Lesspes w wykonaniu Marty Herman jest silna i inteligentna. Szekspir – bardzo dobry w tej roli Michał Jaros – pełen wigoru i niezobowiązującego wdzięku, ale to Wiola rozdaje karty. Cóż za miła odmiana! Adaptacje Szekspira z ostatnich lat przyzwyczaiły nas przecież do stereotypowej typizacji postaci kobiecych. Jedna Lady Makbet to trochę za mało. Cała reszta, wzorem Ofelii i Julii, bardziej wyglądały niż były. Zadanie było proste: szybko kochać, mdleć i umierać z różą w ręku. Wchodząca w rolę męską, zdecydowana, obdarzona błyskotliwym poczuciem humoru Wiola w wykonaniu Herman to ostry rewanż za tę męskocentryczną teatralną codzienność. Z reszty obsady wyróżniłbym jeszcze dowcipną Małgorzatę Oracz jako Nianię, Philip Henslowe w interpretacji Grzegorza Gzyla i jednocześnie prostolinijnego i ambiwalentnego Grzegorza Otrębskiego w roli Lorda Wessexa.

Oczywiście, niby wszystko już było. Aigner powtarza niektóre pomysły z „Kumoszek…”, parę razy nawiązuje także wprost do tamtego przedstawienia, ale nawet przez moment nie miałem poczucia wtórności. Spektakl ma lepsze i gorsze momenty, niekiedy – zwłaszcza w zanadto kokieteryjnych, mizdrzących się do widowni partiach zdolnego przecież Marcina Miodka – traci impet i zmierza w stronę niezbyt ambitnej farsy, a aktorzy mylą komedię dell’arte z kabaretonem w Kopydłowie, jednak jako całość zrobił na mnie jak najlepsze wrażenie. Reżyserowi, aktorom Teatru Wybrzeże oraz całemu zespołowi świetnych współpracowników, udało się stworzyć atrakcyjne przedstawienie, w którym melodramatyczny schemat wyjęty z „Romea i Julii”, staje się punktem wyjścia do pełnej żarliwości, świeżości i frenezji opowieści o miłości do teatru. Bo „Zakochany Szekspir” to optymistyczny spektakl o aktorstwie. O zawodzie, który bywa pasją. A patrząc na niekłamaną radość jaką aktorom Wybrzeża daje granie tego przedstawienie, odnoszę wrażenie, że mogą to powiedzieć również we własnym imieniu. Kochają to, co robią. Są pasjonatami.

Łukasz Maciejewski

[fot. Paweł Wyszomirski]

Leave a Reply