Przejdź do treści

WIERZENIA I DZIEJE ZYLIRII

W BAJCE PISARZA PAWŁA BERĘSEWICZA I W KABARECIE WARSZAWSKIEGO „BAJA ” piórem BOŻENY FRANKOWSKIEJ opisane:

Każdy teatr dobrze prowadzony obok dramatów klasycznych ma w swoim repertuarze także nowe sztuki adaptacje utworów niepisanych na scenę. Do takich teatrów zalicza się warszawskiBaj”. W tym sezonie dwie pierwsze premiery zrealizowano według adaptacji książek dla dzieci wydanych w latach 1986 2011.

Jedna przypomniała książeczkę filozofa Leszka Kołakowskiego „Kto z was chciałby rozweselić pechowego Nosorożca”. Tekst był już grany w innych teatrach, ale nie tak często jakby na to zasługiwał. Najpierw wg pomysłu Zbigniewa Lisowskiego Ireneusza Maciejewskiego w Teatrze Im. Hansa Christiana Andersena w Lublinie (11X 2008). Potem kolejno przez obu Inicjatorów: w Teatrze „Baj Pomorski” w Toruniu w inscenizacji Zbigniewa Lisowskiego (18 I 2009), a teraz w inscenizacji Ireneusza Maciejewskiego w warszawski m „Baju” (12 Xll 2016). Został też wystawiony przez Cezarego Domagałę w Teatrze na Targówku w Warszawie (7 Xll 2014).

Jako druga premiera sezonu 2016/2007 zjawiło się przedstawienie „A niech to czykolada” adaptacja książki dla dzieci napisanej przez Pawła Beręsewicza {wyd. Warszawa 2011, Stentor, Wydawnictwo Piotra Marciszuka), a nagrodzonej (spośród 583 nadesłanych pozycji!) w lI Konkursie Literackim. Astrid Lindgren, organizowanym dla nauki „a, b, c” w XXI wieku przez „Fundację ABC XXI – cała Polska czyta dzieciom”. Pani Ewa Piotrowska, inscenizatorka przedstawienia, wybierała pewnie spośród jeszcze większej ilości tytułów, nie licząc wielu napisanych przez samego Pawła Beręsewicza, jak kryminał (dla nastolatków) Tajemnica człowieka z blizną”, romans (też dla nastolatków) Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek”, czy (straszliwe po prostu mrożące krew w żyłach) opowieści o wojnie czy rodzinie Ciumków.

Przedstawienie, które za tytuł wzięło mało popularne przekleństwo A niech to czykolada”, ma jak w ksżce, dwa miejsca akcji. W pierwszej części jest to centrum miasta w Zylirii nazywane Placem Zjawi (rozdziały od I do VIII). w drugiej części przedstawienia (po przerwie) to pomieszczenia w więzieniu na warszawskiej Białołęce, gdzie odsiaduje karę iluzjonista światowej sławy Bombalini.

Do przerwy uczestniczymy w zagranych w kabaretowym rytmie obrzędach w krainie Zylirii. Ma ona pewnie jaki niedocieczone związki ze starożytną Ilirią, Illiryjczykaml (uważanymi za przodków południowych Słowian podobno błędnie), którzy przybyli do Europy 1200 lat przed Chrystusem, czyli przed naszą erą. Chyba naprawdę ma te związki, bo miejscami do złudzenia przypomina atmosferę, zdarzenia, wypowiedzi, przekonania jakby z polskiej krainy!

Zgłębiamy więc w „Baju” kalendarz Zylirii złożony z 576 dni i podzielony na 3 pory „roku”: uroczysty Dzień Zjawienia (Ręki z Rzeczą cenną wprost z Nieba), dwudniową Obecność tej cennej Rzeczy z Nieba w Zyllrii (bywa szczerozłota obrączka albo bransoleta, broszka, czy naszyjnik lub zegarek i związane z tym radosne zabawy uliczne korowody, pląsy i parady przebierańców „chłopcy w upiornych kostiumach, dziewczyny w szeleszczących sukniach, brzuchaci panowie i dziarskie babcie”, czas Pustki, rozpoczynający się od Dnia Zniknięcia Rzeczy, zabieranej zachłannie przez Rękę z Nieba do ponownego Dnia Zjawienia a przeznaczony na inne zajęcia niż zabawy, zatem pewnie na pracę i naukę, o których Autor w zależności od czasu ich trwania napisał: o Pustce trwającej 336 dni i zwanej Pustką Krokodyla wierzyć się nie chce, że człowiek w ogóle tyle może wytrzymać”, o Pustce Węgorza (144 dni) to niby sporo krócej, ale i tak przerażająco długo, o Pustce Myszy (96 dni) „to jeszcze jakoś ostatecznie da się znieść”.

Wraz z kalendarzem Zylirii poznajemy jej dzieje liczące 1841cykli, mieszkańców i bohaterów. Przede wszystkim bohatera o imieniu Ole, w wykonaniu zawsze znakomitego Marka Zimakiewicza. Poznajemy go w kilku okresach jego życia. Najpierw jako chłopca szykującego się na Dzi Zjawienia w przebraniu w strój Dundolfa, „szefa szefów licznej bandy potworów zaludniających zyliryjskie legendy”, który „za pomocą tajemniczych składników warzonych w wielkim czarnym kotle zamieniał w księgi najpiękniejsze miasta świata”, ale nie mógł tego dokonać w wypadku Zylirii, bo „choć próbował już od wieków, wciąż nie potrafił uwarzyć odpowiedniej mikstury”,co „nazywa się czykoIada (w niektórych wersjach legendy także „czekolada”). Potem jako dojrzałego młodzieńca, gdy postanowił uniezależnić swą ojczyznę Zylirię od siły wyższej oraz zbudować podstawy jej świetnego rozwoju materialnego i wymyślił sposób na zapewnienie nieustannej obecności cennej Rzeczy na Placu Objawień, by przedłużyć dni Obecności Rzeczy oraz skrócić lub w ogóle unicestwić dni Pustki. Nie mogąc realizować swego planu w pojedynkę czy powierzyć Burmistrzowi i Radzie Miejskiej, założył z kolegami „Bractwo Szczęśliwej Zylirii” złożone z ludzi „młodych, energicznych (...) na tyle zuchwałych, żeby sprzeciwić się odwiecznym prawom natury, panującej tradycji I ludzkim przyzwyczajeniom”.

Podczas Pustki po 1840 Zniknięciu Rzeczy Bractwo Olego przygotowało potrzebne narzędzia, a podczas 1841 Obecności Rzeczy w trudzie, znoju i pośpiechu (tylko 2 dni Obecności!) wykonało falsyfikat Rzeczy wielki złoty zegarek z tarczą ozdobioną brylantami” i podsunęło falsyfikat Ręce z Nieba. Ręka z Nieba, nic nie podejrzewając, wzięła kopię. Poznawszy pomyłkę, czy oszustwo zjawiła się ponownie, usiłując, bezskutecznie, odebrać oryginał. Wówczas okazało się, że nie jest wszechwładna (coś najwyraźniej ograniczało jej ruchy”, przestała zjawiać w Zylirii. Ale Zyliria nic na tym nie straciła. Stała sięnajbogatszym miastem pod słońcem”, „miastem szczęśliwych ludzi”, których życie zmieniło się „w nieprzerwany festiwal radości i dobrobytu, gdy zabawy i turystyka zaczęły ogarni nie tylko dni Zjawienia i Obecności Rzeczy,ale wszystkie dni zyliryjskiego kalendarza.

Po przerwie śledzimy dzieje iluzjonisty Bomboliniego opowiadane dziennikarce przez wspaniale naturalnego iluzjonistę Bombaliniego (Robert Płuszka).

Te dwie części w teatrze nie mają ze sobą związku. Pierwszą odbiera się jak wspaniały kabaret, pełen przejrzystych, czasem wstrząsających, współczesnych aluzji. Drugą jak najprawdziwszy dziennikarski wywiad z iluzjonistą osadzonym w więzieniu.

Ale tak wydaje się tylko z pozoru. Bo w części drugiej przedstawienia pod koniec akcji w białołęckim więzieniu w ręce iluzjonisty Bombaliniego trafia książka pod tytułem „A niech to czykolada”. I wtedy z pierwszej części przedstawienia (choć nie z książki) przypomina się przezwisko Bombalini należące do jednego z towarzyszy głównego bohatera. Zauroczony czarowaniem od młodości Bombalini zdobył światową sławę jako iluzjonista i został zaproszony do Buckingham na występ przed Elżbietą lI, królową Wielkiej Brytanii. W czasie nieudanego występu zniszczył królewski zegarek i uciekł z miejsca zdarzenia, ale został aresztowany przez polskie służby bezpieczeństwa, gdy tylko dotarł do swojego domu w podwarszawskim Wilanowie. Nic nie mógł już poradzić, bo biedak zgubił po drodze swój czarodziejski cylinder. Cudem zresztą odzyskany na naszych oczach w teatrze, dzięki kurierskiej przesyłce od niejakiej Jane Thompson, jego wielbicielki.

To nas upewnia, że może sprawcą wszystkiego, cośmy widzieli w teatrze, nie był ani Autor Paweł Beręsewicz, ani reżyserka w osobie Ewy Piotrowskiej, a prawdziwy czarodziej iluzjonista. Wprowadził nas w dwa światy, zmusił do śledzenia działania bohaterów i wydarzeń raz baśniowej krainy, innym razem rzeczywistych wypadków więziennych. A na koniec odkrył przed nami bajkę zaczarowaną na kartach książki dla dzieci, przynoszącą nie tylko zagadki, ale także – jak wszelkie czary moralne nauki. Opowiadającą bowiem jak czarodziejskie manipulacje Iluzjonisty w kraciastej rękawiczce i z czarnym cylindrem zamącił zazdrosny o sławę kolega umiejący w dodatku swoje „czyny” owinąć w chwytliwe slogany dla Ciebie Zylirio Ojczyzno.

Jednak nic z tych rzeczy nie byłoby możliwe, gdyby nie artyści Teatru „Baj”. Trudnego w zamierzeniu przełożenia prozy w dramat dokonała z powodzeniem Roksana JędrzejewskaWróbel. Nadanie całości świetnego rytmu i wyrazistości przemiennych sekwencji przedstawienia oraz ukrycie związku obu części jest dziełem reżyserki Ewy Piotrowskiej. Do tego trzeba dodać zestrojenie scenografii zaprojektowanej przez Katarzynę Proniewską-Mazurek z reżyserią światła (Mirosław Poznański) i projekcjami multimedialnymi pomysłu Ireneusza Maciejewskiego, a muzyki (Wojciech Błażejczyk) z ruchem scenicznym (Izabella Borkowska) i grą postaci. Nie mówiąc o pracy wieloosobowego zespołu technicznego: inspicjent – Andrzej Jankowski, operator światła Lucjan Witczak, akustyk i operator projekcji Robert Kowalczyk i pracownikach, wykonujących scenografie, kostiumy.

A przede wszystkim bez doborowego zespołu, w którym trudno jedną osobę wyróżnić ze szkodą dla drugiej, bo wszyscy razem stworzyli ansambl grający znakomicie. Choć może najbardziej pozostają w pamięci zmieniający się diametralnie w ciągu przedstawienia Ole (Marek Zimakiewicz) i Bombalini (Robert Płuszka), rodzice Olego Mama (Marta GrykoSokołowska) i Tata (Andrzej Bocian). Nie mówiąc o wypisz wymaluj z życia wziętych Zbieraczce Historii (Malwina Czekaj) i Kurierze (Marek Zimakiewicz).

** Po pierwszej części przedstawienia szykowałam się do opuszczenia teatru, bo myślałam, że to koniec znakomitego kabaretu. Zatrzymana na widowni, mogłam śledzić związek obu części. Ale i tak uważam, że „Baj” – zależnie od okoliczności może grać obie części razem albo tylko część pierwszą osobno i z powodzeniem. Dla dorosłych, którzy znajdą w niej wiele miejsc na oklaski dla aluzji, analogii, odniesień, złośliwych wycieczek słownych skierowanych do naszej polskiej współczesności. Pełnej władzy (burmistrzów), ekspertów („Dyrektorów Instytutu Bad nad Rzeczą”) i kolegów podobnych do zyliryjskich.

Bożena Frankowska

Teatr „Baj” w Warszawie: Paweł Beręsewicz, „A niech to czykoladal” adaptacja Roksana JędrzejewskaWróbel, reżyseria Ewa Piotrowska, scenografia Katarzyna ProniewskaMazurek, muzyka: Wojciech Błażejczyk, premiera 3 grudnia 2016.

Leave a Reply