Przejdź do treści

DEBIUTY: Bóg, honor i współczucie?

Za wielkimi mężczyznami stoją jeszcze większe kobiety – takimi słowami można opisać to, co chciała nam zaprezentować Małgorzata Pieńkowska w monodramie Zofia, ocenia Jędrzej Chudzik:

Kto dziś pamięta o tych, którzy najwięcej tracą podczas wojny? Żegnamy przecież generałów, ludzi czynu, ale zapominamy, że są również ojcami i synami. Małgorzata Pieńkowska, kreując postać Zofii Rodowiczowej – kobiety, która straciła swoich synów, a na koniec męża – stara się pokazać, jak mimo tej tragedii powinno zachować spokój. Aktorka wykreowała postać zwyczajnej kobiety. Jednak wrażliwy widz dostrzeże, że tematem monodramu jest prawdziwa tragedia z czasów powstania warszawskiego. Nie skupia się on na faktach czy datach, ale na jednym problemie tej opowieści, którym jest śmierć bliskich osób.

Spektakl pozostawia u odbiorcy pewien niedosyt – opowieść urywa nagły dzwonek i podziękowania konferansjera ze Sztokholmu, gdzie Zofia opowiadała o swojej tragedii. Takie zakończenie monodramu nie jest bez znaczenia, bohaterka bowiem wchodzi na scenę „po cichu”, z widowni, z chustą na głowie, zupełnie zwyczajnie, tak samo, jak z niej schodzi – z poczuciem niezrozumienia i braku empatii u drugiego człowieka nieczułego na ludzką tragedię.

Scenografia jest bardzo uboga, ogranicza się do dwóch krzeseł i stołu, a tytułowa Zofia, ubrana w czarny żałobny strój, wnosi na scenę jedynie kufer, który skrywa najcenniejsze pamiątki po jej bliskich (głównie są to ubrania). Ten ascetyczny wystrój odzwierciedla wnętrze bohaterki, którą dotknęła największa tragedia utraty bliskich osób. Mimo to widz nie ogląda na scenie żalu bohaterki, nie odnajduje też u niej poczucia utraty sensu życia. Przeciwnie – zostaje pokazana jej siła i spokój, wyrażone w głosie aktorki i subtelnych gestach, jak na przykład machanie zwisającymi nogami ze stołu, będącymi niczym wskazówki zegara, które przypominają o upływającym czasie.

Beniamin Bukowski, reżyserując spektakl Pieńkowskiej, posłużył się różnymi znakami teatralnymi, które ułatwiają widzowi odbiór. Jednym z nich było światło, które zwracało uwagę odbiorcy na kluczowe momenty przedstawienia: gdy na przykład została podświetlona walizka ze „skarbami” Zofii albo podczas wchodzenia aktorki z widowni na scenę.

Monodram Pieńkowskiej opowiada o ludzkiej tragedii, którą niewrażliwy człowiek potrafi po prostu podeptać. Zdaje się on być apelem w stronę drugiego człowieka, który za bardzo skupia się w swym życiu na rzeczach błahych.

Jędrzej Chudzik

Leave a Reply