Przejdź do treści

Galeria jako miejsce szczególne, znaczące w przestrzeni kulturowej miasta

„Miasto to ludzie. Nie urbs – martwy kamień, materialna architektura, bryły i barwy. Nie castrum – schronienie, bezpieczne miejsce do mieszkania. Nie formy urbanistyczne. (…) To wszystko stanowi dopiero możliwość miasta i pozostanie wyłącznie możliwością, dopóki nie urzeczywistni jej, nie ożywi obecność ludzi. Bez ludzi miasto jest pustą formą.”1

W przestrzeni współczesnego miasta, w przestrzeni, którą człowiek postrzega jako nieustannie zmieniającą się, rozrastającą, unerwioną tkankę żywego organizmu – istnieją miejsca znaczące, postrzegane z sentymentem, serdecznie. W dawnych, lokowanych na prawie niemieckim siedzibach – do miejsc takich należały stare rynki i place, wokół których budowano okazałe kamienice i gdzie koncentrowało się życie polityczne, społeczne, kulturalne. To tutaj, na przecięciu dróg wiodących ku ratuszowi, gdzieś między kościołem i karczmą, w przestrzeni o ciasnej zabudowie, wypełnionej barwnym tłumem przechodniów, kupców, handlarzy, pokazujących swe sztuczki ku uciesze gawiedzi akrobatów, ulicznych aktorów, kuglarzy – biło serce owego obrastającego znaczeniami, bogatego stylistycznie, wielogłosowego Theatrum.

Od tamtej pory mentalność człowieka, mimo zmian cywilizacyjnych, kulturowych – nie uległa tak wielkim przeobrażeniom. Współczesny człowiek nadal kocha widowiska, spektakle, efektowne korowody i festyny, uliczne inscenizacje i fety, organizowane poza teatrem, poza przestrzenią (tradycyjnie pojmowanej) sceny. Galerię sztuki odwiedza w momencie szczególnym, w chwili porównywanej do premiery w teatrze. Wtedy to na widowni zasiadają ci wszyscy, których interesuje inscenizacja, koncepcja całości, którym tekst dramatu wydaje się znajomy, podobnie jak sposób kreacji bohaterów, styl gry (znanych z wcześniejszych ról) aktorów, czy wreszcie dokonania reżysera, układające się w spójną, logiczną sekwencję obrazów i zapamiętanych, niekiedy intrygujących, kiedy indziej oburzających – scen. Wernisaż jest także spektaklem, swoistą interpretacją zdarzeń, teatralnym obrzędem zbliżającym widzów i aktorów, rytuałem w którym uczestniczymy odświętnie odziani, uroczyści, dyskutując zawzięcie w antraktach, racząc się dobrym trunkiem i równie upajającą atmosferą we foyer.

Tak, więc miejscem, ku któremu kierują się życzliwe myśli, z którym wiążą się ambicje i nadzieje – okazuje się (obok innych instytucji kultury) galeria, postrzegana zapewne nieco inaczej przez artystów, czujących się jej gospodarzami i współtwórcami, inaczej – przez bywalców i miłośników (nie zawsze łatwej w odbiorze, wymagającej intelektualnego przygotowania) sztuki. W przeciwieństwie do sterylnych, martwych sal muzealnych, skąd wieje niekiedy nudą i gdzie pokazuje się to, co sprawdzone, uznane, skazane nieodwołalnie na wielkość – galeria okazuje się miejscem żywym, swoistym tyglem kultury, kipiącym różnorodnością postaw, programów i manifestów, konkretnych realizacji i artystycznych dokonań. Zatem dobrze zaaranżowana przestrzeń wystawiennicza, w której dochodzi do spotkania twórcy z odbiorcą – pełni już dzisiaj odmienną rolę niż ta, jaką pełniła jeszcze kilkanaście, lub może kilkadziesiąt lat temu.

Należy bowiem pamiętać, że awangardowa sztuka początków XX wieku, zrodzona z modernistycznego buntu, z potrzeby obrazoburczych gestów, efektownych demonstracji Bohemy, sztuka o której mawiano ironicznie, że raczej przeznaczona jest dla samych jej twórców, dla krytyków, koneserów i artystów – widza (obraźliwie nazywanego „filistrem”) zwykła była traktować z programowym lekceważeniem, nieledwie z bezczelną pogardą. Istniała bowiem już wówczas przepaść między nadawcą i adresatem komunikatu i przepaść tę stworzyli (skazując się na samotność i odrzucenie, na alienację wiecznie nierozumianych outsiderów) sami artyści. W ostatnich dziesięcioleciach minionego stulecia, kiedy to w galeriach pojawiła się ekspresja „Młodych Dzikich”, a na ulicach zaczęło królować agresywne kolorystycznie, chropawe, celowo niechlujne graffiti – bunt w sztuce stał się brutalnym atakiem, buntem skierowanym przeciwko (coraz bardziej osaczonemu) odbiorcy.

Dzisiaj adresat dzieła postrzegany bardziej jako współtwórca, niż przeciwnik, traktowany poważnie i z uwagą – staje się uczestnikiem artystycznego zdarzenia, równoprawnym partnerem rozmowy, dyskursu zainicjowanego przez autora prac, a galeria – miejscem wymiany myśli, poglądów, miejscem kameralnych, niemal prywatnych, bardzo osobistych spotkań. Wynika to niewątpliwie z faktu, że pytania zadawane przez artystów, pytania o cel i sens istnienia, o kondycję moralną człowieka, pytania o system wartości, o zagrożenia jakie niesie technika, cywilizacja, wreszcie współczesny, coraz bardziej obcy i wrogi świat – stają się także naszymi pytaniami, pytaniami nurtującymi publiczność.

Powstaje w ten sposób rodzaj emocjonalnej i intelektualnej wspólnoty, w ramach której galeria staje się przestrzenią współprzeżywania rzeczywistości, instytucją pełniącą funkcje edukacyjno-poznawcze, inspirującą do samodzielnego myślenia, budzącą pasje i zainteresowania tych wszystkich, którzy zawodowo niezwiązani ze sztuką mają prawo poszukiwać w niej estetycznej przyjemności, piękna, harmonii, odwiecznego porządku, a nade wszystko – wartości humanistycznych, których coraz mniej w naszym dotkniętym konfliktami świecie.

Pilska Galeria BWA, usytuowana w centrum miasta, w otoczeniu prężnie działających placówek kulturalnych, funkcjonująca od listopada 2009 roku w nowoczesnym, dobrze wkomponowanym w istniejącą już zabudowę i niewielki teren zielony, jasnym, przestronnym pawilonie – zyskała liczącą się pozycję na mapie kulturalnej Wielkopolski i kraju. Atmosferę galerii, podobnie jak atmosferę miasta – tworzą jednak nie mury, a ludzie. Środowisko artystyczne Piły, na które składa się niewielka liczebnie grupa absolwentów renomowanych uczelni artystycznych, pośród których na szczególną uwagę zasługują krakowska i poznańska ASP – posiada własny, niepowtarzalny charakter, jest ambitne, wymagające, co stanowi dla galerii niemałe wyzwanie. Jeszcze w czasach, gdy Piła była miastem wojewódzkim starano się tutaj stworzyć centrum kulturalne Północnej Wielkopolski i zamiar ten zdaje się procentować do dzisiaj. To właśnie wówczas pojawiło się w mieście grono pasjonatów, malarzy i grafików, traktujących poważnie trudny zawód artysty, świadomych posłannictwa sztuki. Świadomych przede wszystkim faktu, że dzieło funkcjonuje wyłącznie w relacji z odbiorcą, że tworzyć można co prawda w zaciszu pracowni, ale bez kontaktu z adresatem, bez możliwości sprawdzenia efektu owych zmagań artysty z tworzywem, z własnymi emocjami – zapis świata utrwalony na płótnie, czy wyrażony przy pomocy jakiegokolwiek innego medium – pozostaje tworem dziwacznym i martwym.

W ostatnich dziesięcioleciach XX wieku plastyka w Pile rozwijała się w dwóch, przenikających się, uzupełniających obszarach: sztuki wyrosłej na gruncie doświadczeń młodopolskiej, lub szerszej – modernistycznej awangardy (w tym także doświadczeń symbolistów i ekspresjonistów francuskich) oraz sztuki nowoczesnej, operującej równie sprawnie abstrakcyjnym obrazowaniem, charakterystycznym dla malarstwa gestu i materii, jak i eksperymentem, wszelkimi działaniami „z pogranicza”, z happeningiem i artystyczną prowokacją włącznie. Jako jeden z pierwszych przybywa w tym okresie do Piły pejzażysta Eugeniusz Ćwirlej, zafascynowany pięknem otaczającej miasto, dzikiej i bujnej przyrody, doszukujący się w niej owej aury romantycznej duchowości, która czyni z utrwalonych na płótnie wizerunków nadrzecznych łąk, pól i ściernisk, fragmentów dawnej architektury, starych domostw i młynów – wypowiedź bardzo osobistą, niby prywatny list, wyznanie adresowane do wrażliwego, kochającego owe urokliwe miejsca – odbiorcy. Niemal równocześnie pojawia się w Pile Eugeniusz Repczyński, malarz bardzo wszechstronny, tworzący zarówno prace w duchu francuskich symbolistów, jak i tak zwanej „nowej figuracji”, nawiązujące tematycznie (niekiedy także formalnie) do sztuki renesansu i antyku, zainteresowany przede wszystkim architekturą, konstrukcją obrazu oraz materią światła, sączącego się z wnętrza kompozycji, nadającego jej aurę metafizycznego, filozoficznego i sakralnego przesłania.

W miarę upływu lat, gdy do miasta zaczęli przybywać młodzi absolwenci szkół wyższych, dla których Piła nie zawsze była miejscem autobiograficznym, miejscem urodzenia – środowisko stawało się coraz bardziej skonsolidowane, widoczne i co niewątpliwie zasługuje na uwagę – funkcjonujące na tyle dynamicznie i niezależnie, by nie pozostawać w cieniu, cieszącego się zasłużoną sławą kulturalnej stolicy Wielkopolski – Poznania.

Przeciwnie, funkcjonowanie w bliskości tak dużego ośrodka jak Poznań, z jego tradycją szkół artystycznych, uniwersytetu i licznych galerii sztuki – stało się dla Pilskiego BWA niezaprzeczalną szansą. Szczególnie istotna jest tutaj współpraca z grupą artystów z Galerii Miejskiej w Mosinie, profesorów poznańskich uczelni artystycznych, którzy wielokrotnie gościli w Pile, a których prace z zakresu malarstwa, rzeźby, grafiki i rysunku – zapisują się w świadomości odbiorców nie tylko za sprawą dojrzałości i doskonałości warsztatu, ale także za sprawą fascynacji pograniczem sztuk, ową dyfuzją, przenikaniem się tematów i środków ekspresji właściwych dla teatru, performansu, zdarzenia artystycznego, happeningu, a nawet – literatury.

Obecnie Galeria BWA to przede wszystkim jedna z trzech (obok Muzeum Staszica i Pilskiego Domu Kultury) placówek promujących kulturę i sztukę, kształtujących upodobania estetyczne mieszkańców, prowadzących działalność wydawniczą i edukacyjną. Naturalny wydaje się fakt, że podstawą funkcjonowania galerii jest organizowanie ekspozycji dzieł sztuki, zarówno dorobku twórców indywidualnych jak i prezentacji zbiorowych, pośród których na szczególną uwagę zasługują Salony Pilskie, otwierane zawsze w ostatnich dniach roku, stanowiące dokumentację osiągnięć środowiska. Odwołanie się do wielowiekowej tradycji artystycznego salonu, tak istotnej dla europejskiej kultury – przydaje owym dorocznym spotkaniom swoistego uroku, sprawia, że odbieramy je na prawach jedynego w swoim rodzaju święta plastyki, muzyki klasycznej (otwarciom towarzyszą zwykle starannie dobrane koncerty i recitale), a nade wszystko święta dyskusji, momentu celebracji umierającej już dzisiaj sztuki konwersacji, eleganckiej, niezobowiązującej, towarzyskiej sztuki rozmowy.

W XIX wieku wypadało bywać „na salonach” i mianem tym określano już nie tyle reprezentatywne miejsce (zazwyczaj bawialnię) w klasycystycznym pałacyku lub w siedzibach (spędzających zimę w mieście) arystokratów, ile – swoiście pojmowaną „instytucję kultury”, właśnie. To tutaj organizowano spotkania towarzysko-literackie, tutaj ważyły się losy poetów, pisarzy, artystów, tutaj ferowano wyroki i ustalano kryteria oceny, skazując jednych na rolę dożywotnio wykreowanych „mistrzów”, innych na (niezbyt wdzięczną) rolę rzemieślników lub raczej – wyrobników sztuki. Dzisiaj, gdy miejsce spotkań artysty z odbiorcą wydaje się być wolne od owych towarzyskich, nieco plotkarskich, w istocie snobistycznych i raczej małodusznych „smaczków” – możliwa okazuje się ważna dla obu stron wymiana poglądów, konfrontacja postaw, opinii, upodobań i myśli.

Dla twórców młodych, szukających dopiero swej drogi – Salony Pilskie stanowią także ważny punkt odniesienia, pozwalają docenić i poznać osiągnięcia artystów dojrzałych, wyznaczając pewien kanon estetycznych wartości, który można przyjąć i kontynuować, pogłębiając swą wiedzę z zakresu warsztatu, kompozycji, technik malarskich i graficznych, kanon który można także zakwestionować, odrzucić, z którym można w zaciszu pracowni się zmagać, decydując się na bunt i artystyczną prowokację. Jednakże warunkiem zakwestionowania tego, co minione, przeciwko czemu młode pokolenie zechce się zbuntować (wszelka awangarda wymaga bowiem odrzucenia tradycji, a przynajmniej jej rzetelnej weryfikacji) okazuje się poznanie racji i dokonań, tych którzy ciągle jeszcze kształtują oblicze polskiej sztuki, polskiej kultury i w tym właśnie sensie – Salon spełnia swą rolę edukacyjną, ucząc pokory wobec materii malarskiej, wobec rzeźbiarskiego, czy graficznego tworzywa, wobec doskonałości sprawdzonych rozwiązań warsztatowych, formalnych. I właśnie w owej perspektywie, w owej konfrontacji lub może także kontynuacji, w owej ciągłości pokoleniowej upatrywać należy siły Pilskich Salonów, dających nadzieję na przyszłość. Wokół galerii tworzy się bowiem środowisko nie tylko miłośników sztuki, ale także środowisko osób tę sztukę uprawiających, nierzadko amatorów i studentów, licealistów, którzy pragną spróbować swych sił w różnych jej dyscyplinach.

Budowaniu tej „otoczki kulturowej” galerii, tworzeniu owej atmosfery, korzystnej dla rozwoju wszelkich poczynań artystycznych – służy działalność edukacyjna, którą Pilskie BWA uprawia od początku swego istnienia. Do sfery tej należą zarówno wykłady monograficzne znanych osobistości ze świata krytyki i historii sztuki, nierzadko także cenionych w kraju pisarzy, publicystów, badaczy, jak i spotkania z artystami pragnącymi podzielić się swym doświadczeniem i pasją. Sferze tej przynależą również coroczne prezentacje ze zbiorów własnych galerii, zwykle podporządkowane jednemu, wiodącemu tematowi, umożliwiające spojrzenie na sztukę zarówno z perspektywy realizmu, jak i abstrakcjonizmu, z perspektywy dwudziestowiecznej awangardy, nowej figuracji, czy wreszcie – wszelkich działań z pogranicza sztuk, takich jak chociażby (wyrosły na gruncie buntu pokolenia) ekspresjonizm. W sferze szeroko pojmowanej, wszechstronnej edukacji kulturalnej – mieści się także organizowanie koncertów i recitali, zawsze na wysokim poziomie artystycznym, w przekonaniu, że muzyka i sztuki wizualne wzajemnie się dopełniają, tworząc przestrzenie wspólne, w których należy poszukiwać (i zawsze poszukiwano) twórczych inspiracji.

Przychodząc do Galerii BWA, niezależnie od tego, czy czynimy to okazjonalnie, czy należymy do grona stałych bywalców, uważnie śledzących osiągnięcia znanych i akceptowanych artystów, bacznie obserwujących efekty ich poszukiwań i pracy – mamy szansę doświadczyć wagi i piękna owego obcowania ze sztuką, w którym zawsze jest jakiś rys osobisty, jakiś akcent subiektywnego doznania.

Współczesna sztuka zmierza bowiem (jak słusznie zauważyła to w swej naukowej dysertacji prof. Elżbieta Wasyłyk2) w kierunku personalizmu, w kierunku wyznaczonym przez Tischnerowską filozofię spotkania, scenicznej rozmowy, dialogu z drugą personą dramatu.

W kierunku wyznaczonym przez (prawdziwie humanistyczną) etykę chrześcijańską, którą bardziej, niż opisywanie zewnętrznego świata – interesuje świat psychiki, świat wewnętrznych przeżyć, poszukującego nadrzędnego ładu i sensu, sensu osobistego istnienia – człowieka.

Bohaterem współczesnego dzieła sztuki jest zatem przede wszystkim człowiek.

I dzieje się tak niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z wizerunkiem człowieka zapisanym na płótnie, jak ma to miejsce w przypadku autoportretu, malarstwa rodzajowego, czy kompozycji z gatunku „nowej figuracji”, czy z działaniem artystycznym, pozornie bezpodmiotowym, w którym portret artysty kryje się za układem plam barwnych, sposobem zakomponowania przestrzeni, wykorzystania iluzji optycznej, konturu, kreski, czy światła. Akt twórczy nie odbywa się bowiem bez udziału, bez intencji artysty. To z tego powodu właśnie dzieło sztuki postrzegane być może jako list, forma przesłania, najważniejszy element procesu międzyludzkiej komunikacji. Miejscem odczytania tego listu staje się właśnie galeria, przestrzeń wykreowana z rozmysłem, czyniąca ową lekturę bardziej zrozumiałą i bliską, sprzyjająca doznawaniu wzruszeń i emocji, warunkująca głębię i jedyność, spójność artystycznego przeżycia z przeżyciem, doznaniem odbiorcy.

Małgorzata Dorna, Piła, październik 2016

1 Andrzej C. Leszczyński, Owoc tamtego grzechu, Wyd. Myślnik, Gdańsk 2013, s. 281

2 Elżbieta Wasyłyk, Symptomy personalizacji sztuki (w) Teologia i Człowiek, UMK, nr 27/2014/3

Leave a Reply