Przejdź do treści

Teatr Telewizji – nowe zamknięcie?

Parę lat Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, wsparta przez Ministerstwo Kultury, rozpoczęła realizację projektu TEATROTEKA. Teraz może się okazać, że daremnie…

Pomysł był (i jest) przedni. Chodziło o stworzenie szansy realizacji młodej dramaturgii, która mogłaby trafić na ekrany telewizyjne jako nowa formuła Teatru Telewizji. Przy czym chodziło również o otwarcie możliwości sprawdzenia się młodych realizatorów: reżyserów, scenografów, kompozytorów. Słowem o skonstruowanie mechanizmu, który owocowałby produkcją nowych spektakli, a jednocześnie otwierał drogę młodym twórcom.

Tak o tym projekcie pisali jego organizatorzy:

„TEATROTEKA to nowy etap w myśleniu o ekranizacjach teatralnych, tak w kontekście artystycznym, jak i realizacyjnym. Ekranizacje tworzone przez młodych, często debiutujących  twórców, przy wsparciu technologii i infrastruktury filmowej, pozwalają na realizację ciekawych, nowatorskich utworów. Projektowi od samego początku przyświeca również cel jego szerokiej dystrybucji i dostępności.

Ideą projektu jest wykorzystanie potencjału technologii filmowej do ekranizacji najbardziej wartościowych osiągnięć „młodej” polskiej dramaturgii teatralnej. Sztuki współczesne, to teksty napisane często w formie „postdramatycznej”, odmienne w swej stylistyce i konwencji od klasycznego dramatu.

W ciągu ostatnich piętnastu lat zaistniało w Polsce nowe pokolenie autorów piszących dla teatru. Stworzyli oni swój oryginalny język, sposób obrazowania, formę, a także wzbogacili dramat współczesny o problematykę dotyczącą ludzi młodych i o ich sposób postrzegania otaczającej nas rzeczywistości. „Młoda” polska dramaturgia zasługuje na jej propagowanie, na zapoznanie z nią szerszego kręgu odbiorców – jest to główny cel edukacyjny projektu.

TEATROTEKA to również przestrzeń dla reżyserów młodego i średniego pokolenia, którzy pomimo znaczącego niekiedy dorobku teatralnego i wykształcenia w tym kierunku, nie mieli dotąd możliwości stworzenia własnego i oryginalnego dzieła audiowizualnego. Projekt, realizowany z udziałem specjalistów planu filmowego skupionych wokół WFDiF, ma im to umożliwić”.

Wszystko to święta prawda. Tak właśnie się stało. Przez ostatnie trzy lata powstało kilkanaście spektakli zrealizowanych dzięki TEATROTECE. Część z nich weszło już na ekrany telewizyjne, a niektóre zdobyły znaczące wyróżnienia: „Walentyna” Wojciecha Farugi nagrodzona została nagrodą Platinum Rem na 48. Międzynarodowym Festiwalu WORLDFEST w Houston w Teksasie, „Nad” Mariusza Bielińskiego nagrodą Silver Remi. Bezspornym sukcesem było Grand Prix Festiwalu Dwa Teatry 2015 dla „Walizki” Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk w reżyserii Wawrzyńca Kostrzewskiego.

Być może jednak sukcesy realizacji spod znaku TEATROTEKI stały się przyczyną… restrykcji. Okazało się bowiem, że w tym roku festiwal Dwa Teatry w Sopocie, podczas którego do rywalizacji stają spektakle radiowe i spektakle telewizyjne postanowił nie dopuścić do udziału w konkursie produkcji powstałych w cyklu TEATROTEKA. Spektakle te ryczałtem zdyskwalifikowano pod pretekstem, że zostały zrealizowane w… Wytworni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, a nie przez firmę specjalizującą się w produkcjach telewizyjnych, nie są więc – zgodnie z wykładnią dyrekcji festiwalu – spektaklami telewizyjnymi. W ten sposób produkcję uruchomioną z myślą o Teatrze Telewizji poniekąd unieważniono.

Zakrawa to na groteskowy paradoks. Utwory, które powstały jako swego rodzaju koło ratunkowe dla ginącego gatunku, jakim są dzisiaj spektakle telewizyjne, potraktowane zostały jako zbędny balast, towar nikomu niepotrzebny i zagrażający klęską gatunku. Osobliwa logika. Warto przy tym dodać, że twórcy tych spektakli, właśnie dlatego, że realizowane są w ramach produkcji filmowej, pobierają niższe honoraria, np. utwory dramatyczne wyżej honorowane w telewizji, traktowane muszą być w wytwórni filmowej jako scenariusze filmowe i opłacane są z niższej półki. Nadto ograniczenie czasowe produkcji (trzy dni!), niskie budżety, to wszystko cena za szansę przeżycia przygody z kamerą i prezentacji na forum festiwalowym. Teraz twórcy kolejnych realizacji TEATROTEKI mają być pozbawieni tej szansy, a więc poniekąd podwójnie ukarani: finansowo i prestiżowo.

Agata Dyczko, reżyserka Białego Dmuchawca Mateusza Pakuły, bardzo obiecująca artystka, nazywa tę sytuację skandalem. Przy czym trudno dociec, jaki diabeł podpowiedział wspomniane rozwiązanie. Bo nie chce mi się wierzyć, że to lęk przed młodą konkurencją. Czyżby dlatego, że produkcje TEATROTEKI zdobywają niebezpiecznie wiele nagród, należy się ich strzec? Czyżby to jakaś „pałacowa” intryga?

Tymczasem jedynym miejscem, gdzie można raz w miesiącu zobaczyć nowe realizacje TEATROTEKI jest salka teatralno-projekcyjna Instytutu Teatralnego, w której opiekun projektu, Maciej Wojtyszko, prezentuje kolejne produkcje. W ostatnią środę (21 września) można było zobaczyć wspomnianego Białego Dmuchawca Mateusza Pakuły. Autor zdołał już przekroczyć próg anonimowości, przez ostanie lata zgromadził sporo nagród na czele z Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną za Smutek tropików (2014), wydał też cztery tomy dramatów. Ukazanie się pierwszego z nich, Białego Dmuchawca właśnie (2010) powitałem kilka lat temu z wielkimi nadziejami. Uznałem, że pojawiło się nowe ważne nazwisko w polskim dramacie. Teatr wtedy jeszcze tego nie potwierdził, bo kilka premier sztuk tego autora raczej rozczarowało, niż zachwyciło, ale recenzenci podkreślali zgodnie, że wina za ten stan rzeczy leży po stronie teatru.

Teatr chciał te sztuki wystawiać grzecznie, uczesane, uporządkowane, tymczasem cała ich uroda w zaplanowanym nieładzie, anarchii, szokujących kontrastach, w miksie rzeczy pozornie do siebie nieprzystawalnych, ale przecież w życiu realnym współistniejących. Pakuła bowiem jak rasowy realista jest nadrealistą, czyli lokuje świat swojej wyobraźni na przecięciu mitu, papki kultury masowej i nieprawdopodobnego wręcz słuchu na język – można nawet podejrzewać, że urodził się drugi Białoszewski z nadwrażliwością na koślawości języka mowy codziennej.

To, co nie udało się innym reżyserom, udało się Agacie Dyczko. Jej Biały Dmuchawiec idealnie trafia w ton dramaturgii Pakuły. Autor opowiada w tej sztuce o ekscytującej wyprawie młodej pary dziennikarzy (a może studentów) do miejscowości Biały Dmuchawiec, w której przed kilku laty pewna zdesperowana dziewczyna, niejaka Elżbieta Surówka, zabiła molestującego ją Jana Liszaja. Młodzi przybywają z kamerą i idą śladami zbrodni, zderzając się z miejscowym zawikłanym światem lęków, urazów i przesądów. Sami też ulegają przemianie, nawet niebezpiecznej, a może tylko tak im się wydaje. Tak czy owak, historia, zakotwiczona w rzeczywistości wcale nieźle (Pakuła nawiązał do swojej własnej przygody studenckiej w Białym Dunajcu, gdzie wydarzyła się podobna zbrodnia) ukazuje podwójne dno i mieni się dwuznacznością, a przy tym odznacza się doskonałym wyczuciem językowym. Świadczy o tym choćby sekwencja zwierzeń czterech „turbolasek”, czyli dziewczyn z Białego Dmuchawca, które ujawniają swoje wyobrażenia o dzisiejszejszych kobietach i mężczyznach.

Z wielu sytuacji nakreślonych na ekranie wyłania się okrutny świat wyobraźni zainfekowanej wszystkimi grzechami świata tego, przemocą, wykluczeniem, jaskrawą niesprawiedliwością. Niektóre pomysły prowadzą do hipnotycznych filmów Davida Lyncha czy labiryntów Roberta Altmana, inne do skrytych fobii i urazów zbiorowych. Rzecz w tym, że spektakl wykracza poza granice reportażu czy małego realizmu. Zaufanie budzą też świetnie poprowadzone role, wśród których błyszczy Wojciech Solarz jako neurotyczny Ksiądz, Krystyna Rutkowska-Ulewicz jako Właścicielka Lodów Napojów i para głównych bohaterów, Julia Wyszyńska i Andrzej Plata, wciągnięta w wirówkę ukrytych sensów.

Cóż z tego, skoro TVP z pewną taką nierychliwością wypuszcza nowe nabytki na ekran, a festiwal Dwa Teatry odwrócił się do młodych plecami.

Tomasz Miłkowski

Tekst opublikowany w „Dzienniku Trybuna”, 23 września 2016

1 komentarz do “Teatr Telewizji – nowe zamknięcie?”

Leave a Reply to Anomalia Rzepa-WertmannCancel reply