Przejdź do treści

Gruzjo, powiedz swym synom….

XIX Festiwal Szekspirowski, dzień siódmy. Co ma wspólnego dumny niepokorny gruziński Duch i Honor z chicagowską mafią czasów prohibicji? Absolutnie perfekcyjny „Juliusz Cezar” w reżyserii Roberta Sturui, przywieziony do Gdańska przez Shota Rustaveli Dramatic Theatre w relacji krytyka osłupiałego z zachwytu.

Najpierw, gdzieś koło początku czerwca było nazwisko: Robert Sturua. Potem wahanie: „Wieczór Trzech Króli” czy „Juliusz Cezar”? Po skwapliwej kwerendzie zaryzykowałam ten drugi tytuł, strzelając w sam środek tarczy. Zaczęłam cieszyć się na spotkanie z pomysłem, wizją, nieznaną mi wrażliwością i odbiorem sztuki. Wtedy dotarło do mnie, jakiej skali i klasy wyzwanie mnie czeka…!

Na swoje nieszczęście każdy z moich wyczekiwanych spektakli ma zwykle klucz, sub-sens, podtekst; wrodzonym talentem zawsze muszę „szukać dziury w całym”, czyli czytać pomiędzy wierszami. Potem do czasu wejścia na widownię stresować się, czy wszystkie klucze pasują do moich intelektualnych zamków.

 

W wypadku „Juliusza Cezara” stres był dodatkowy. W żadnym razie wybór tego tytułu, czas premiery oraz sposób pokazania tragedii Stratfordczyka i sposób jej odczytania przez Roberta Sturuę nie były ani trochę przypadkowe. Osoba, tekst i okoliczności wprost warunkują odczytywanie materii w pełni, litera po literze, słowo po słowie. To nie miejsce na skróty i wytrychy literacko – interpretacyjne. Chyba że chce się dać modną premierę, a nie pozostawić po sobie w annałach teatralnych i przede wszystkim w pamięci i sercach widzów spektakl ważki, ważny i cenny! Dyrektor Shota Rustaveli Dramatic Theatre w Tbilisi od zawsze woli widzów i ich zdanie niż poklask notabli, więc od razu wiedziałam, że czeka mnie „ostra jazda bez trzymanki i pasów bezpieczeństwa”.

Pierwszy z kluczy narzucił się niejako sam, kiedy tylko spojrzy się na mapę i wspomni głównego bohatera „dramatyczno – teatralnej zadymy ”: Georgia is divida in partes nones. Choć to i tak nie jest do końca prawdą; nie wolno nam zapominać o Abchazji, Adżarii czy Osetii Południowej. Zasadniczo będące na terenie Gruzji, choć dwie z nich mające aspiracje autonomiczne, na dodatek jeszcze wspierane militarnie przez wielce niemiłego sąsiada. Drugi klucz wiąże się ściśle z pierwszym, a są nim „wielce mili sąsiedzi”: Rosja, Azerbejdżan, Armenia i Turcja. Niby trzy ostatnie nacje wiele winno łączyć: dzieli jednak tak wiele, że prędzej pójdą na noże i szable, niż staną murem wobec największego z ich zagrożeń. Mimo to w jednym cała czwórka jest zgodna: Gruzja (zwana w czasach starożytnych Kolchidą) to rzeczywiste Złote Runo. Kto je zdobędzie i posiądzie, ma wszystko, o czym tylko wolno marzyć. Przede wszystkim ropę, złoto, mangan, rudy miedzi, barytu, kamienie szlachetne i półszlachetne; El Dorado, moi drodzy Czytelnicy!i Trzecim z kluczy są mieszkańcy tej górzystej krainy, sami siebie zwący Kartweli.ii Dumni, honorowi, niepokorni, szczerzy do bólu, wierni do krwi. Choć ostatnio za wszelką cenę (nawet, a zwłaszcza biedy, emigracji i poniewierki!) chcący uciec, wyjechać, wyemigrować ze swego małego górzystego raju, od początku XX wieku miotanego i szarpanego i rozrywanego kolejnymi zawieruchami militarnymi lub rozgrabianego przez zbyt łakomych sąsiadów. Tu doszliśmy do dna szuflady z kluczami, czyli reakcji Gruzina na Ormianina, który został prezydentem Gruzji; fakt, który nie pozostał bez komentarza tego pierwszego oraz reakcji tego drugiego. Śmiem twierdzić, że były też skutki długofalowe, ale owe akurat skomasowały się czasowo.

Z pewnością wszystko to właśnie zaważyło na wyborze akurat „Juliusza Cezara” Williama Shakespeare’a jako najnowszej realizacji na deskach Shota Rustaveli Dramatic Theatre. Wedle wizji Roberta Sturua władza tylko na początku ma parawan z moralności; potem, kiedy bardziej do twarzy jej z tupetem niż z pospólstwem, radzi sobie już sama, i to świetnie. Populizm, jak plamę na todze, skutecznie wtedy się ukrywa, tuszuje, zapomina o nim. Nie pamięta się marzeń, obietnic, planów, zamierzeń. W tym momencie aż korci rzucić władcom w twarz:

Strzeżcie się tłumu, który zbyt bardzo i głośno czegoś chce (i tak nikt nigdy nie da im tego, o co proszą, kiedy proszą), błaznów, którzy wieszczą (choć i tak nikt ich nie usłyszy, a słuchać i rozumieć mało kto chce!), oraz przyjaciół, którym zbyt mocno leży na sercu i wątrobie dobro Państwa i Narodu (w rzeczywistości ostra żółć zdrady zbyt jaskrawo prześwituje spod błękitu ich serdeczności, empatii i oddania!)”

Jak ogólnie wiadomo ryba psuje się od głowy, moi drodzy. Władza upaja, usypia czujność, nakłada różowe okulary ufności i otwarcia. One tak łatwo mogą zamienić się w naiwność, ale o tym sprawujący i czyniący rząd na ludźmi i krajami nie chcą wiedzieć, wolą nie pamiętać. To zaś staje się zawsze ich największym błędem i pierwszym krokiem do zguby – ale czy któryś z rządzących kiedykolwiek w dziejach ludzkości się tym przejął i nad tym głębiej pomyślał? Żaden, nigdy, nie ma takiej możliwości – władzy nie po drodze z miłosierdziem, prędzej z litością (cóż, lepiej się od zawsze w mediach i oczach ludu prezentuje). Poza tym dzierżący i sprawujący jakąkolwiek władzę myślą (ba, są o tym najświęciej przekonani), że jest ona dożywotnia, nienaruszalna, raz i na zawsze; nic bardziej mylnego! Losy niejakiego Gajusa Juliusza Cezara są tego naoczną ilustracją, aż za bardzo oczywistą i wyrazistą.

Osadzenie tego tekstu w realiach mafijno – polityczno – prohibicyjnych jest tak oczywiste, że aż urocze. Nie chodzi tylko o całą stronę wizualną; podziwianie kostiumów, całego entourage czasów prohibicji projektu Any Ninua w zestawieniu ze specyficzną gruzińską urodą aktorów jest bezbrzeżną przyjemnością. Sama bym założyła taką klasyczną marengową dyplomatkę i stetsona z cudownie miękko opadającym na twarz rondem; o sukni Portii zmilczę, ale nie ja jedna na widowni pożerałam to cudo wzrokiem, nie ja jedna… Ia Sakandelidze stworzyła cudną muzyczną hybrydę: Cole Portera, a czasem Gershwina, skojarzyła z mafijno – militarnym trans techno, na sam dźwięk którego widzu drogi kulisz się i przyczajasz w fotelu jak najczujniejsze zwierzę w stanie permanentnego zagrożenia. Coś pięknego, takiej transformacji nastrojów i doznań muzycznych nie da się opisać, to trzeba przeżyć samemu. Inną sprawą jest czysto intuicyjna choreografia, ustawiona przez Mariam Aleksidze; płynne przejścia od rozbrajająco rozrywkowego swingu do przyczajonego stąpania z palcem na spuście – majstersztyk. Ale tak zupełnie nie jestem pewna, czy dałoby się ten efekt osiągnąć, gdyby nie scenografia projektu Miriana Shvelidze; zbytkowna i minimalistyczna jednocześnie. Trzyma aktora w ryzach, nakłada mu granice – ale nie ogranicza i daje przestrzeń. Najpierw troszkę odstręcza, potem intryguje (co u diabła, robi podczepiony do sztankietu prócz pięciu dużych zadrukowanych arkuszy… stanik pushup?! Ano jest, do pewnego momentu tam jego miejsce, potem będzie bardzo potrzebny, ale o tym szaaaaaa!). Kurtyna, której brak zwykle mnie drażni i dekoncentruje, tutaj tylko by przeszkadzała.

Zapomniałabym, jest i zagwozdka, centralny punkt uwagi – zapadnia na proscenium. Cudownie wykorzystana, zagrała nie gorzej od dwóch moich ukochanych postaci w tej inscenizacji: Błazna Mędrca Wróżbity oraz Kaski, przebiegłego Jokera. Wszyscy tam warci uwagi i uznania, siła tej realizacji bowiem tkwi w zespole: silnym, zwartym, dynamicznym , perfekcyjnie zgranym. U nich epizody są takimi samymi karbunkułami lśniącymi świetlisto – ciemnym blaskiem co pierwszoplanowa rola Juliusza. Gibka i zjawiskowa jak promień Portia, celowo przerysowana i „zrobiona na Betty Boop” Kalpurnia, Brutus wyglądający jak wskrzeszenie młodego Alphonse Gabriele Capone, Casca w tej swojej charakteryzacji Jokera z wykrzywionymi ustami…

Długo to cudo pamiętać będę, oj długo – ale, uwierzcie mi, warto było czekać.

Anna Rzepa Wertmann

Juliusz Cezar”, tłum. Robert Sturua, Nina Kantinidze, reż. Robert Sturua, scen. Mirian Shvelidze, kostiumy Ana Ninua, choreografia Mariam Aleksidze, muzyka Ia Sakandelidze; obsada: Nino Arsenishvili, Zaza Baratashvili, Ivane Gogitidze, Paata Guliashvili, Beso Zanguri, Andria Tavberidze, Zura Ingorokva, Kakha Kupatadze, Mamuka Loria, Keti Svanidze, Gagi Svanidze, Beka Songulashvili, Davit Uplisashvili, Zura Sharia, Gega Chkaidze, Levan Khurtsia, Lasha Jukharatashvili

ihttp://www.kaukaz.pl/gruzja/informacje_ogolne/bogactwa_naturalne.php

 

iihttp://www.kaukaz.pl/gruzja/informacje_ogolne/nazwa_panstwa_i_narodu.php

 

Leave a Reply