Przejdź do treści

Jestem trochę buntowniczką, lubię podważać stereotypy.

Rozmowa z Izą Kałą, laureatką Głównej Nagrody i indywidualnej nagrody „Strzała Północy 2013” 1. Koszalińskich Ogólnopolskich Dni Monodramu – Debiuty.

Festiwal odbył się w ubiegłym roku w dniach 10-12 października w Domku Kata, w siedzibie Stowarzyszenia Teatr Propozycji „Dialog” im. Henryki Rodkiewicz w Koszalinie, organizatora imprezy. Kolejny festiwal odbędzie się w dniach 9-11 października 2014 roku, w tym samym miejscu.

Marek Kołowski: Kredyt zaufania to trzy debiuty w monodramie w jednym spektaklu: dramaturgiczny Anety Wróbel, kompozytorski Zuzanny Falkowskiej i Twój – aktorski w tej formie teatru. Przypomnij, po roku od premiery (2.03.2013), dlaczego postanowiłyście „zrobić sobie” monodram?

Iza Kała: My postanowiłyśmy „zrobić sobie” spektakl. A że aktorka jedna, to wyszedł monodram. Z potrzeby serca przede wszystkim, z potrzeby zagrania czegoś większego, z potrzeby powiedzenia czegoś od siebie i konfrontacji tego z szerszą widownią. Chciałyśmy się podzielić swoimi spostrzeżeniami. Na początku byłyśmy dwie – Aneta i ja. Zuzia wsparła nas na etapie prób na scenie i już grania spektakli. Była brakującym ogniwem. Wielu aktorów twierdzi, że monodram jest najtrudniejszym gatunkiem teatru… Ale wiedziałyśmy, że robimy własny tekst i że możemy nad nim zapanować, że chcemy inaczej podejść do formy monodramu, który może także bawić. Chciałam się również sprawdzić jako aktorka: czy potrafię sama ze sceny „zagarnąć” uwagę publiczności i czy technicznie poradzę sobie z tak dużym zadaniem. W założeniu Kredyt… miał mocno angażować widzów, jako punkt wyjścia mieć, w pewnym sensie, formę performansu. Nie mamy czwartej ściany, wszystko mówię do widza, patrzę mu w oczy. Monodram jest dla mnie czymś, czym się dzielisz, przez co łączysz. O! Chyba właśnie ukułam sentencję! (śmiech)

 

Jesteś samodzielną, niezależną, działającą w pojedynkę artystką. Co jest najtrudniejsze, a co najprzyjemniejsze w tego rodzaju działalności scenicznej?

 

Najtrudniejsze w występie solo jest dla mnie chyba to, że jeśli mam słabszy dzień, a nie mam partnera na scenie, który pomógłby „pociągnąć” spektakl, cała odpowiedzialność leży na mnie. Od strony sceny oczywiście. Zawsze jestem bardzo dobrze przygotowana, staram się być w najwyższej dyspozycji. Bo partnerem jest Widz – zawsze, albo w większości – nowy, inny. W spektaklu mamy ustalone momenty, kiedy improwizuję z publicznością, choć często też i poza nimi zdarzają się niespodzianki, np. z hukiem pękają balony w nieoczekiwanych miejscach, albo zdarzy się widz, który komentuje wszystko na bieżąco. Na to trzeba reagować; doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że forma, w jakiej zrealizowany jest Kredyt…, ośmiela ludzi, prowokuje ich do aktywnego oglądania i o to nam chodzi! Dzięki temu Kredyt zaufania długo mi się nie znudzi! Jest więc trochę tak, że to, co najtrudniejsze w graniu solo, sprawia mi też najwięcej radości!

 

Spektakl prezentujesz na przeglądach teatralnych, a tam spotykasz innych aktorów grających monodramy. Obserwujesz ich, podglądasz warsztat, widzisz reakcje publiczności w czasie ich prezentacji, sama jesteś widzem, dokonujesz porównań, oceny itd. Czy zastanawiasz się wtedy nad motywacją tych wszystkich aktorów, którzy zdecydowali się występować solo na scenie?

 

Oczywiście, że tak! Ale myślę, że to bardzo indywidualna sprawa, jak każdy monodram. Generalizacja będzie tutaj zmyśleniem. Często jednak w rozmowach z kolegami przewijają się dwie rzeczy: chęć powiedzenia czegoś od siebie oraz potrzeba niezależności. Granie monodramu wyprodukowanego poza teatrem, jak w moim przypadku, daje poczucie niezależności, realizuje się wtedy własny kalendarz i pomysły. Gram to, co chcę, gram, jak chcę. Pracując w teatrze tzw. repertuarowym można mieć poczucie „małej decyzyjności” – to dyrektor decyduje, co i kiedy dany aktor zagra. Dla mnie ważne było również to, że przez godzinę jestem w stanie z powodzeniem utrzymać uwagę widzów, najczęściej ich rozbawić (co cieszy mnie najbardziej), a często jeszcze wzruszyć i zaskoczyć. Nie ma dla mnie większej radości, kiedy widzę, że ludzie wychodzą z teatru „rozjaśnieni”.

 

W Polsce jest wiele festiwali teatralnych i na wielu z nich występujesz. Co oznacza dla kariery zawodowej uczestnictwo w takich imprezach?

 

Ogromnie się cieszę, że mogę w nich uczestniczyć. Nie jest ich za dużo, wprost przeciwnie, mogło być ich więcej. Coraz więcej aktorów bierze się za monodramy. Jeśli ktoś raz zasmakuje takiej aktywności na scenie, istnieje niebezpieczeństwo, że będzie chciał ją podtrzymywać. (śmiech) Festiwale, nie tylko teatralne, ale i kabaretowe, na których ja byłam, były oblegane przez publiczność; były dyskusje, spotkania, rozmowy, emocje, kibicowanie, przeżywanie, pytania o dalsze losy, o kolejne grania, kolejne premiery. Efektem tych wyjazdów są zaproszenia na inne festiwale. Ostatnio zaproszono mnie do Limanowej, wcześniej już na Spotkania Teatralne „W Remizie” na Helu, w sierpniu gram jako gość na MULATCE, festiwalu kabaretowym, który w zeszłym roku właśnie fragmentem z Kredytu zaufania wygrałyśmy. Efektem festiwalowych prezentacji, właśnie po koszalińskim Festiwalu Monodramów – Debiuty było nagranie Kredytu… w studiu Teatru Polskiego Radia (premiera 11.01.1014, PR 1 – przyp. M.K.), a także propozycja, już realizowana, stałych dni gry w krakowskim Teatrze KTO. Są także zaproszenia na powtórne prezentacje spektaklu na tych festiwalach, które już odwiedziłam. Dla kariery aktorskiej są to doświadczenia bezcenne.

 

Rada artystyczna koszalińskich Dni Monodramu – Debiuty powzięła decyzję o zapraszaniu laureatów festiwalu do prezentacji nagrodzonego spektaklu po kilku latach. Myślisz, że to dobry pomysł?

 

Jak najbardziej! Monodram, jak każdy spektakl, żeby żyć, musi się rozwijać. I obejrzenie efektu takiej ewolucji przez widzów po kilku latach może być ciekawym doświadczeniem dla dwóch stron! Żywot Kredytu zaufania może być długowieczny. Niektóre szczegóły spektaklu wymagają uaktualniania, ale jako całość pozostanie aktualny, bo poruszamy w nim sprawy uniwersalne: relacje międzyludzkie. Poza tym jestem trochę buntowniczką, lubię podważać stereotypy, na żywo sprawdzam ciągle te wszystkie relacje międzyludzkie ze spektaklu; jest tam trochę o dzieciństwie, o małżeństwie, związkach damsko-męskich. Te zależności wciąż badam i wywracam na odwrót. Ta ciągła praca porywa mnie, ciekawi. Forma Kredytu zaufania to połączenie stand up-u i monodramu – one woman show. Otwarta formuła pozwala mi na budowanie silnej więzi, połączenia z publicznością. Patrzę jej prosto w oczy, angażuję ją, a także, co wynika z połączenia obu form, pozbawiam trochę widza poczucia bezpieczeństwa na widowni, bo ja go też podglądam, czytam reakcje. Ale mam nadzieję, że w rezultacie przeżywa on czystą radość, a dla mnie jest to najlepsza forma rozmowy z publicznością – aktywną publicznością.

 

Ostatnie pytanie, jak „sobie zrobić” dobry monodram?

 

Recepta by brzmiała: Znaleźć dobry tekst, dobrego reżysera i dobrego aktora. W dowolnej kolejności… A tak „na poważnie”: Ufać sobie i swoim środkom wyrazu, mieć poczucie własnej unikatowości. Wystrzegać się ludzi, którzy za bardzo chcą radzić. Słuchać siebie. A potem ewentualnie innych, mądrych, doświadczonych.

 

Dziękuje za rozmowę.

(25 kwietnia 2014)

 

(Marek Kołowski – autor projektu, koordynator festiwalu Koszalińskie Ogólnopolskie Dni Monodramu – Debiuty „Strzała Północy”)

Leave a Reply