Przejdź do treści

Gabriel GARCÍA MÁRQUEZ nie żyje

17 kwietnia zmarł w wieku 87 lat Gabriel GARCÍA MÁRQUEZ (1928-2014), prozaik kolumbijski, jeden z twórców tzw. realizmu magicznego, w którym elementy realne stopione są z wytworami zmysłowej fantazji poetyckiej, laureat Nagrody Nobla (1982).

Nie ukończywszy studiów prawniczych pracował jako reporter. Zanim stał się sławny, po wyjeździe do Paryża wiódł życie na granicy ubóstwa. Wsparł swoim piórem rewolucję kubańską. W swojej twórczości dawał wyraz lewicowym poglądom, często sięgał po motywy ludowe. Jego książki wzbudziły zainteresowanie literaturą latynoską w Europie i USA.

Powieścią Sto lat samotności (1967) zdobył czytelników na całym świecie, zyskując przydomek latynoskiego Cervantesa.

Autor powieści, m.in. Szarańcza (1955), Nie ma kto pisać do pułkownika (1958), Jesień patriarchy (1975), Kronika zapowiedzianej śmierci (1981), Miłość w czasach zarazy (1985), Generał w labiryncie (1989), O miłości i innych demonach (1993); opowiadań, m.in. Dwanaście opowiadań tułaczych (1992); reportażu Raport z pewnego porwania (1996) o kolumbijskim kartelu narkotykowym, a także scenariuszy filmowych. Garcia w powieści widział „zaszyfrowane przedstawienie rzeczywistości, rodzaj kabały stawianej światu”, a za wspólny mianownik swej twórczości uważał doświadczanie samotności.

 

O najsławniejszej powieści Garcii Marqueza pisał Tomasz Miłkowski w Leksykonie dzieł i tematów literatury powszechnej (KiW, Warszawa 2002):

Sto lat samotności (Cien a_os de solidad, 1967, tłum. Grażyna Grudzińska i Kalina Wojciechowska, 1974), saga rodu Buendia, kronika wyimaginowanej osady Macondo, symbolizującej Amerykę Łacińską – tą powieścią Marquez „stworzył epos narodowy dla połowy kontynentu” (Dagmar Ploetz). Jego zaczątkiem była już Szarańcza, pierwsza powieść pisarza, wprowadzająca w osobliwy, magiczny świat Macondo, gdzie rządzą wielkie namiętności, powstają wielkie fortuny, dobro i zło kokietują się nawzajem. Pisarz przyznawał, że kilkanaście lat przygotowywał się do napisania swej sagi rodu Buendiów. Wywiódł ją jednak nie z fantazji poety, ale rodzinnych opowieści, atmosfery domu w wiosce Aracataca, zdarzeń znanych z własnego doświadczenia, którym nadał nowe znaczenia i związki. Pierwszym impulsem do przyszłej sagi był spacer z dziadkiem, pułkownikiem Marquezem, do magazynu spółki bananowej, gdzie po raz pierwszy ujrzał lód – ten przetworzony obraz znalazł się potem w powieści, nawiązującej także do opowiadań babki pisarza, która w sposób naturalny łączyła realne z nierealnym, niewiarygodne z wiarygodnym. Tę perspektywę narzucił pisarz relacji o życiu siedmiu pokoleń Buedniów, w które jednocześnie wpisał skróconą wersję historii Kolumbii, Ameryki Łacińskiej, czyniąc z prowincjonalnej, zagubionej w niedostępnych terenach wioski Macondo pępek świata.

Początek stuletniej samotności Buendiów daje małżeństwo kuzynostwa, José Arcadia Buendia i Urszuli Ugarán. Zapoczątkowują oni ród skazany na samotność, w którym powtarzają się te same występki i namiętności. Zdarza się tu więc kazirodztwo, wybujała namiętność seksualna, powtarzają imiona, z tym że Aurelianowie są skryci i trzeźwi, José Arcadiowie natomiast impulsywni, przedsiębiorczy, ale naznaczeni piętnem tragedii. W tym labiryncie powtarzających się namiętności i rozczarowań pojawia się prawdziwa miłość, zapowiadająca wyzwolenie z kręgu przekleństwa samotności – ale okazuje to się złudą, miłość bowiem jest skażona kazirodczym występkiem, a jej owocem jest ostatni potomek rodu, który przychodzi na świat ze świńskim ogonem. Zamiast wyzwolenia ponosi śmierć pożarty przez mrówki.

Konstrukcja powieści na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie anarchicznej gry wyobraźni bez żadnych ograniczeń. Lewitacja bohaterów, zjawiska nadprzyrodzone sąsiadują z krwawymi epizodami wojen domowych i buntami robotników. W opowieści historia graniczy z baśnią i opowieścią heroikomiczną. Oto pułkownik Aurelian Buendia utracił swoich siedemnastu synów, których miał z siedemnastoma kobietami, w ciągu jednego dnia, zorganizował trzydzieści dwa powstania i wszystkie przegrał, a ponadto uszedł cało z czternastu zamachów, siedemdziesięciu trzech zasadzek i sprzed wycelowanych w niego karabinów plutonu egzekucyjnego. Ale wszystkie te zdarzenia i fantazje, ilustrujące rozkwit, a następnie upadek Macondo, zostały precyzyjnie ze sobą powiązane. Tak dalece, że – jak napisał Enrique Anderson Imbert – „Macondo po prostu się rozwiewa” pod koniec powieści. Cała bowiem stuletnia historia rodu Buendiów została spisana w sanskrycie przez Cygana Melquiadesa. Powiedziane jest, że kiedy ostatni z Aurealianów dojdzie do końca lektury manuskryptu, zapowiedź przyszłości stanie się teraźniejszością i Macondo zostanie zmiecione z powierzchni ziemi, bo plemiona skazane na sto lat samotności nie mają już drugiej szansy na ziemi. Toteż powieść sama się zamyka biblijną katastrofą, której zapowiedzi i oznaki objawiają się wcześniej pod postacią rozmaitych plag i nieszczęść, tak samo, jak wtręty historyczne, przywodzące na pamięć czasy konkwisty.

Niezwykłą treść powieści wyraził pisarz w równie niezwykłej, sugestywnej formie. Barwny, kunsztowny język, aura tajemnicy i magii, zmysłowy erotyzm, niezwykłe tematy dysput i dociekań (np. o biblijnym rodowodzie tragizmu losu karalucha), wyrafinowany, intelektualny dowcip i nieokiełzana fantazja, fatalizm i mistyka – wszystko to stanowi jednolity stop, z którego narodziła się ta monumentalna saga. Swymi licznymi aluzjami powieść nawiązuje do twórczości innych wybitnych pisarzy hispanoamerykańskich, zwłaszcza ®Alejo Carpentiera. Krytycy dopatrywali się związków Marqueza z rubasznością Rabelais, jędrnością dialogów Hemingwaya, a nawet efektem obcości Brechta. Niektórzy upatrywali w powieści szyderstwo literackie, krzywe lustro podstawione literaturze. Bogactwo obrazów i myśli zawartych w powieści umożliwia rozmaite interpretacje, ale rządzi nią przede wszystkim zrealizowana idea totalności powieści: „Ambicja totalności powieści spełnia się aż do formy literackiej i struktury narracyjnej: stworzenie zamkniętego w sobie universum, tego właśnie Macondo zwierciadeł (lub zwierciadlanych miraży), w którym odbija się wielce pokaleczony wizerunek naszego świata” (Dagmar Ploetz). Faktycznym bohaterem powieści okazuje się bowiem czas, którego jednokierunkowy bieg zostaje zakwestionowany – jest bowiem czasem mitycznym, historycznym i biernym zarazem: Melquiades nie ułożył faktów w umownym czasie ludzi, lecz skoncentrował jeden wiek epizodów codziennych tak, że wszystkie współistniały w jednym momencie. Zakończenie powieści sprawia, że „prawdziwość świata przedstawionego zostaje podważona i zdemaskowana jako konwencja (…) Rzeczywistość, do której przywykli bohaterowie, okazuje się tak samo fikcją, jak i na innym poziomie tekstu cała fabuła (…) Macondo trwa zatem tylko tak długo, jak długo o nim czytamy” (Piotr Michałowski). A to oznacza, że Garcia odchodzi od realizmu magicznego w stronę ironii magicznej, że w pewien sposób dystansuje się wobec własnej opowieści.

Jeszcze przed opublikowaniem całej powieści, po przeczytaniu jej fragmentów Carlos Fuentes uznał ją za arcydzieło. Pierwsze wydanie rozeszło się błyskawicznie, torując drogę utworowi do czytelników na całym świecie. Fenomen powodzenia tej powieści zastanawia wielu socjologów i krytyków. Nie ma bowiem w niej postaci, z którymi czytelnik mógłby się utożsamiać, nie ma też idei, którą mógłby uznać za własną, a jednak świat Macondo budzi niezwykłe zainteresowanie. Być może powodzenie powieści Marqueza jest wyrazem triumfu samej sztuki opowiadania.

Leave a Reply