Przejdź do treści

Księga jako bohater

„Mistrz i Małgorzata” w reż. Magdaleny Miklasz koprodukcja Teatru Dramatycznego w Warszawie i Teatru Malabar Hotel z Białegostoku na Scenie Przewodnik w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.

 

Powieść Bułhakowa, wielokrotnie w Polsce adaptowana przez teatr (i telewizję), trochę straciła na legendzie, ale najwyraźniej powraca do łask. Nic nie dały próby umniejszenia jej rangi i oto „Mistrz i Małgorzata” w inscenizacji Hotelu Malabar (w koprodukcji z Teatrem Dramatycznym) zdaje się odzyskiwać dawną siłę. Teraz jednak inaczej, nie jako wyraz skrytych marzeń o wolności, ale jako hołd składany literaturze zdolnej wyzwalać niczym niekrępowaną duchowość. Nic więc dziwnego, że twórcy spektaklu w głównej roli obsadzili księgę.

 

Dużo tu pisania, rysunków, inskrypcji. Poeta Bezdomny zapisuje każdy skrawek kartonu, a rękopisy, które nie płoną, są jak żagiew niezależności. Aktorzy jeden po drugim przejmują dowodzenie, prowadząc opowieść o księdze pisanej, niedokończonej, a niezniszczalnej. Sięgają po środki właściwe teatrowi dramatycznemu, teatrowi lalek, nie stronią od projekcji wideo, od efektów mocnych i zgoła dyskretnych. Maski, rysunki na kartonach, lalki wycinanki pozwalają siódemce aktorów zagrać 18 postaci, a zasugerować jeszcze więcej. Przy czym w zespole spotykają się trzon Hotelu Malabar (Agnieszka Makowska, Marcinowie Bartnikowski i Bikowski) wywodzący się z wydziału lalkarskiego akademii teatralnej, trójka absolwentów krakowskiej PWST i gość na prawach specjalnych, Łukasz Lewandowski, wcielający się w Asasella, Piłata i Rimskiego. Taka mieszanka chwilami okazuje się wybuchowa, nie zawsze udało się te trzy żywioły ze sobą zgrać, ale jako metoda poszukiwania spoistej formy broni się. W przeszło trzygodzinnym spektaklu są sekwencje świetne (m.in. z Piłatem, scena tzw. życzeń Małgorzaty po balu, zebranie u literatów), ale wyszłyby mu na dobre pewne skróty, kiedy opada napięcie, a między scenami pojawiają się puste miejsca. Dyskusyjne są też fragmenty wypowiadane chórem (w pierwszej części, po przerwie zarzucone), najwyraźniej niedopracowane warsztatowo. Być może autorów adaptacji powieść nadmiernie uwiodła i nie potrafili zrezygnować z kuszących ich fragmentów, które potem przedstawienie obciążały.

„Księga jako bohater”
Tomasz Miłkowski
Przegląd nr 7/10.02
12-02-2014

Leave a Reply