Zaczęło się od czytania, od zwykłej lektury Gombrowicza przy stoliku podczas festiwalu w Radomiu. Najpierw zamierzałem siedzieć i po prostu czytać, a potem pomyślałem, że wstanę, a potem pomyślałem, że jak będę stał, to będę się poruszał. I to już niezupełnie było czytanie, to był jakiś rodzaj spektaklu, chyba ubogiego. Można było to nazwać jakimś rodzajem monodramu, ale tak naprawdę pierwszym i jak dotąd jedynym moim monodramem jest „Wyobraźcie sobie…” wg Szekspira. Chociaż…
Przypominam sobie taki spektakl telewizyjny przed laty, którego fragmenty widziałem niedawno na You-Tube. Chodzi o przedstawienie wg tekstu Ireneusza Iredyńskiego „Niemowa” w reżyserii Jerzego Domaradzkiego [emisja telewizyjna 18 czerwca 1976 – przyp. red.], prawie monodram. To monolog syna, który mówi do milczącego ojca, starego działacza komunistycznego. Grał go Aleksander Bardini – milczał przez godzinę, a na koniec miał w oczach łzy.
Kiedy myślę o teatrze ubogim, myślę o teatrze współczesnym przez małe „w” i chyba tego „ubóstwa” na scenie dzisiaj jest mało. Dzisiaj aktor(łac. actor), osoba grająca jakąś rolę w teatrze lub fi... More na scenie otoczony jest na ogół techniką na najwyższym poziomie, reflektorami, światłem, dekoracją. Nie zawsze jednak.
„Ubóstwo” w tym dawnym znaczeniu, świadomego ograniczenia środków, uprawiają dzisiaj
– przynajmniej we Francji to mogę obserwować – twórcy one man show. To są często rzeczywiście teatry ubogie, to są teatry artystów takich jak np. Raymond Devos, Guy Bedos czy aktor societaire z Comédie Française, Guillaume Galienne, którzy stają sami na scenie i przez półtorej godziny fascynują nas tym, co mają nam do opowiedzenia i tym, jak to robią.
Niekoniecznie bywa to wielka literatura, ale jest to najczęściej świetna literatura komiczna.
Ich sztuka jest trudniejsza niż można sobie wyobrazić, bo prezentują swoje spektakle bardzo wymagającym widzom. U widza polskiego zawsze jest widoczna atencja wobec teatru, samo przyjście do teatru jest już w Polsce jakimś aktem duchowym. Aktorzy francuscy mają do czynienia z bezlitosną publicznością, która albo wyda duże pieniądze na biletkupon uprawniający do wejścia na przedstawienie, zazwyczaj... More, bo jednak to są duże pieniądze, albo nie. Poziom tych przedstawień jest na ogół bardzo wysoki. Trafiają w autentyczną potrzebę społeczną, wychodzą z tradycji kabaretowych. Teatr jednego aktora kosztuje mniej niż teatr zespołowy, ryzyko producenta jest mniejsze, i zapewne również dlatego ten rodzaj sztuki kwitnie. Propozycji tego rodzaju jest bardzo, bardzo dużo.
Czym jest sztuka jednego aktora? Przypomina mi się opinia profesora Aleksandra Bardiniego z lat 70., który po jednym z monodramów pewnej polskiej aktorki powiedział mi: wie pan, to jest teatr dla aktorów, którzy nie umieją dialogować z innymi. Mam nadzieję, że się mylił. Można jednak znaleźć przykłady, które potwierdzają tę nieco paradoksalną tezę. Mam na myśli Philippe’a Caubčre, aktora związanego z Ariane Mnouchkine, który odszedłszy z jej teatru, robi od ponad 20-tu lat wyłącznie monodramy. Fantastyczny aktor. Monodramowy? Teatr Ariane stał się jego obsesją, toteż są to monodramy poświęcone sztuce teatralnej, dzieciństwu aktora, rewolcie 1968 roku, dziejom lewicy francuskiej – Caubčre zrobił tych przedstawień około dwudziestu. Czy to jest potwierdzenie tezy profesora Bardiniego tego nie wiem, ale jest to przypadek szczególny.
Ze mną było inaczej. Nie było w tym nic tajemniczego. Pragnąłem zachować kontakt z polską publicznością teatralną, a pracując przecież od lat we Francji, nie było to łatwe. Razem z moim przyjacielem Piotrem Kamińskim stworzyliśmy więc scenariusz dla jednego aktora, nad którym można by było pracować we Francji, a pokazać w Polsce. Zaproponowałem Jerzemu Klesykowi, aby go wyreżyserował. Pracowaliśmy nad tym w Paryżu, w domu, na spacerze w parku i w Comédie Française, jeśli sala prób była wolna. W Krakowie w Teatrze Słowackiego po miesięcznych próbach spektakl znalazł swoją ostateczną formę teatralną. Nasz spektakl trudno jednak nazwać teatrem ubogim, nie tak łatwo z nim jeździć po festiwalach. Okazało się na przykład, że w Erywaniu czy na Węgrzech oczekiwano monodramu o skromnych wymaganiach technicznych. Tymczasem my zaprzęgliśmy do spektaklu współczesną technikę, bo ważna jest tu przestrzeń i światło, zmienny klimat, któremu technika służy, nad tym reżyser pracował bardzo intensywnie. Dzięki temu grając „Wyobraźcie sobie…” w Teatrze Polskim, gdzie scena jest przecież ogromna, mogłem czuć się bardzo intymnie – to właśnie umożliwiało światło. Ja wybrałem teatr nowoczesny technicznie, taki, jaki dziś jest dostępny, aby opowiedzieć o różnorodności teatru.
Chciałem zmierzyć się z Szekspirem i z rozmaitymi konwencjami współczesnego teatru, bo to jednak jest nasza wypowiedź, nasz głos w dyskusji o tym, jaki jest i jaki może być współczesny teatr. Chodzi mi o to, żeby zachować równowagę, żeby unikać dominacji jednego widzenia świata, jednego widzenia wartości, jednej tylko estetyki teatru, jednego stosunku do tradycji. Nie powinno być tak, że można robić teatr w jeden tylko sposób, bo jeśli pójdzie się inną drogą, to będzie się uchodziło za nieoczytanego, naiwnego, konserwatywnego. Właśnie o tym chciałem zrobić ten spektakl.
Andrzej Seweryn