Przejdź do treści

Scena naszego życia

 

Zaproponowano mi stworzenie własnego działu w serwisie, z którym współpracuję. To dość nietypowy dział, bo zajmujący się różnymi sytuacjami kryzysowymi. Początkowo miały to być tylko artykuły, potem pomyślałam, żeby to jakoś powiązać z teatrem no i wyszło coś, co nazywa się „Na scenie życia”. Odwołując się do teatru i literatury będę analizować różne sytuacje kryzysowe. Jako pierwszy na tapetę poszedł… gwałt.

 

 

Tu otwiera się inny, odrębny świat, do niczego niepodobny; tu panują inne, odrębne prawa, inne obyczaje, inne nawyki i odruchy; tu trwa martwy za życia dom, a w nim życie jak nigdzie i ludzie niezwykli.

F. Dostojewski

 

Gasną światła. Unosi się kurtyna i zaczyna spektakl. Sztuka to jednak szczególna, z wyjątkową obsadą. Aktorzy nie znają scenariusza, nie wiedzą, co wydarzy się w kolejnym akcie. Reżyser często milczy, pozostawia artystom pełną wolność. To nie opis kolejnego spektaklu współczesnego teatru.

To nasze życie, w którym gramy określone role. Każdy z nas ma swoją sztukę, podejmując decyzje, sam tworzy jej scenariusz. Na scenie życia rozgrywają się różne dramaty. Czasem jest radośnie, zabawnie, szczęśliwie, ale bywa, że pojawiają się łzy, cierpienie, bezsilność i rozpacz. Pomimo to spektakl trwa. Mamy jednak ten przywilej, że gramy u najlepszego Reżysera, co może oznaczać tylko tyle, że raczej nie grozi nam ostateczna porażka. Aktorzy na scenie czasami się gubią, wtedy potrzeba suflera, pomocnej dłoni, która wskaże drogę. Nie wyśmieje, nie wyszydzi, nie będzie oskarżać, oceniać. Poda rękę, żeby łatwiej było wstać i pokaże, którędy iść.

Taka jest też idea tego miejsca. Zrodziło się przypadkiem, nieoczekiwanie, ale jednocześnie w bardzo spokojny, przemyślany sposób. Dojrzewało długo, aż wreszcie ujrzało światło dzienne. Inspiracją był pewien wyjątkowy człowiek, który stał się suflerem – nie oceniając, podał rękę, wskazał drogę i wycofał się za kulisy. Niewiele było w stanie wtedy pomóc, jednak pewne słowa okazały się zbawienne:

 

Pan Bóg zaprasza do tworzenia jakiejś szczególnej sztuki. Tylko – i aż o to by chodziło. By spojrzeć na swe życie, jako na scenę ścierania się dobra i zła, gdzie jesteśmy protagonistami – i możemy się opowiadać po jednej lub po drugiej stronie.

 

Tak zrodził się pomysł tego miejsca. By ukazać życie jako scenę, na której rozgrywają się różne ludzkie dramaty. Kiedy doświadczamy cierpienia, nasze spojrzenie na świat bardzo się zmienia. Wydaje nam się, że nikt nie cierpi bardziej, że mało kto jest w stanie zrozumieć to, co czujemy, co się z nami dzieje. Nasz ból jest największy, a poziom cierpienia – niewyobrażalny. Nie wystarczą wtedy, nawet najbardziej szczere, słowa pokrzepienia. Pocieszenie w stylu „Mogło być gorzej”, rodzi tylko złość.

Nikt nigdy nie zrozumie cierpiącego człowieka tak dobrze, jak ktoś, kto przeżył podobny dramat. Kto zna ból i łzy, kto nie będzie zadawał pytań, pocieszał na siłe, powstrzymywał od płaczu. Tutaj nie będzie pocieszenia. To miejsce rozmów, analizy cierpienia w różnej formie i intensywności. Tutaj można będzie znaleźć próbę odpowiedzi na pytanie, jak sobie z nimi poradzić, gdzie szukać pomocy, dokąd pójść. Nie będzie gotowych rozwiązań czy scenariuszy, a jedynie refleksje, które mogą pomóc w spojrzeniu na własne doświadczenie z szerszej perspektywy, nabraniu dystansu do własnego bólu, próbie zrozumienia i zaakceptowania go. Jako suflerzy, przy pomocy specjalistów podejmiemy próbę wejścia na scenę w obliczu cierpienia i tragedii, spróbujemy stanąć wobec gniewu, smutku, bólu i rozpaczy z gotowością towarzyszenia.

Oczywiście, wszystkie te rozważania i próby nie cofną czasu, nie złagodzą bólu, nie sprawią, że trudności, problemy, tragedie znikną. Jednak, jak pisze o. Anselm Grün OSB, „perspektywa lub doświadczenie drugiego człowieka mogą pomóc spojrzeć na każdą sytuację inaczej”.

Bardzo często rodzi się pytanie „dlaczego”. Dlaczego akurat ja? Dlaczego mnie to spotkało? Dlaczego Pan Bóg zesłał na mnie cierpienie? Jaki to ma cel? Nie ma odpowiedzi na to pytanie. I chyba nikt, nigdy nie odważy się jej udzielić. Można próbować zrozumieć, przyjąć je, jak Pan Cogito, który, rozważając cierpienie, wskazywał:

 

należy zgodzić się
pochylić łagodnie głowę
nie załamywać rąk
posługiwać się cierpieniem w miarę łagodnie
jak protezą
bez fałszywego wstydu
ale także bez pychy

Zbigniew Herbert „Pan Cogito rozmyśla o cierpieniu”

 

Podobne podejście do bólu i cierpienia miał ks. Jan Twardowski, który pisał:

 

Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka – to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz

Ks. Jan Twardowski „Kiedy mówisz”

 

Być może dla wszystkich tych, których rany są bardzo świeże, brzmi to jak bluźnierstwo, może wywołać złość lub żal. Bo jakże to, po prostu pokornie pochylić głowę i przyjąć? Przecież cierpienie bardzo często rodzi bunt, agresję, złość. Jednak wiem, że są takie okresy, kiedy chce się spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, w inny sposób, chce się zrozumieć cierpienie oraz nauczyć radzić sobie z nim.

Zmęczony płaczem, krzykiem, zadawaniem pytań, na które nie ma odpowiedzi, szukasz spokoju, ukojenia, harmonii, ciszy. Znajdziesz je w tych tekstach, a także innych, które będą się pojawiały.

Trudno jest pisać o ludzkim cierpieniu, krzywdzie, kryzysie. Stanowi ono coś niepojętego, trudnego do zrozumienia. Zawsze czai się obawa, że można kogoś urazić, tekst jest zbyt płytki, a słowa nieodpowiednie. To sfera bardzo osobista, wręcz intymna, to odrębny świat, który rządzi się swoimi prawami. Jeden z benedyktyńskich mnichów, wspomniany już o. Anselm Grün OSB pisał „Nawet słowa wypowiedziane w dobrej intencji mogą zranić tego, kto jest jakby ogłuszony własnym bólem”. Czyżby wynikało z tego, że lepiej przemilczeć, zostawić, odejść, nie zaczepiać – pozwolić cierpieć? Nie. Słowa wypowiadane do cierpiącego człowieka powinny być szczególnie przemyślane i wyważone. Tak, żeby mogły pomóc lub chociaż ulżyć, a jednocześnie nie rodziły obaw o płytkość intencji.

Dlatego wybrałam dość nietypową formę – przedstawienia cierpienia przez teatr, literaturę, malarstwo. Teatr nie jest fikcyjnym opowiadaniem, czczym słowem pocieszenia. Jest spotkaniem z drugim, żywym człowiekiem, który doświadczył podobnego cierpienia. To spotkanie może być swego rodzaju odskocznią, trampoliną, która pozwoli nam odbić się od własnego bólu, która pokaże, że nie jesteśmy sami ze swoimi problemami, że jest więcej ludzi, których spotkał podobny, zły los. Czasem też uświadomi nam, że nasze cierpienie nie jest końcem świata, że życie trwa, mimo bólu i żalu. Ważne jest, żeby spróbować nadać mu sens i znaczenie.

To miejsce jest właśnie taką próbą znalezienia słów, ostrożnie, delikatnie i z ogromnym wyczuciem. Czy to się uda – czas pokaże. Jest przeznaczone dla wszystkich, ale w szczególności dla tych, którzy zmagają się z kryzysowymi sytuacjami w swoim życiu. Dla wszystkich, którym wydaje się, że nie ma dla nich pomocy, ratunku, że nie ma ludzi, którzy byliby w stanie zrozumieć, pomóc.

Gwałt, przemoc domowa, uzależnienia, ciężka choroba, śmierć, samotność – to chyba jedne z najtrudniejszych egzaminów. To jest miejsce, które będzie zawierało wskazówki, jak przejść przez tego typu sytuacje, tragedie, gdzie szukać pomocy. Miejsce, które pokaże, że nikt nigdy nie zostaje sam, że warto szukać pomocy, zarówno u policji, psychologów, osób duchownych. Gdziekolwiek.

Do współpracy zaprosiłam najlepszych dramatopisarzy, policjantów z małopolskiej komendy, psychologów z Ośrodka Interwencji Kryzysowej, wszystkich tych, którzy pomagają przetrwać te ciężkie chwile. Pomoc duchową – tę na najwyższym poziomie – zapewnią ojcowie benedyktyni.

To miejsce powstało po to, żeby pokazać i udowodnić, że warto szukać pomocy i o nią prosić. Bo zawsze łatwiej jest przejść przez trudności z kimś, kto będzie nas trzymał mocno za rękę, niż samemu.

 

Ewelina Drela

Przedruk ze strony http://www.tyniec.benedyktyni.pl/ps-po/?p=3476 za zgodą autorki.

 

Leave a Reply