Przejdź do treści

XII 2004

Grudzień 2004

 

 

18 grudnia

SZTUKA Yasminy Rezy, tłum. Barbara Grzegorzewska, scenografia i reżyseria Bożena Stryjkówna, Tomasz Mędrzak, muz. Jacques Plante, Charles Aznavour, Teatr Ochoty.

„Przedstawienie jest świetnie zagrane. Aktorzy prowadzą dialogi z dużą dyscypliną, bez pokus przypodobania się widzom, którzy – jako się rzekło – bawią się znakomicie. A i pomyśleć mają nad czym, co sytuuje tę komedię znacznie powyżej przeciętnej” [Janusz R. Kowalczyk, „Rzeczpospolita” nr 299, 22 grudnia 2004].

„Spektakl w Teatrze Ochoty inscenizowała Bożena Stryjkówna. Najprościej jak można, na jedno wnętrze, jedną przyciasną kanapę i trzy obrazy. O sukcesie – bo od razu trzeba powiedzieć, że to udany wieczór i ludzie non stop się śmieją – decyduje jednak głównie trafna obsada i wyrównany poziom. Bez tego cała Sztuka na nic” [Hanna Baltyn, „Foyer”, luty 2005].

 

15 grudnia

OPERA ZA TRZY GROSZE Bertolta Brechta, Kurta Weilla, tłum. Roman Kołakowski, reż Laco Adamik, choreografia Jarosław Staniek, scenografia i kostiumy Barbara Kędzierska, muz. Kurt Weill, kier. muz. Wojciech Zieliński, przygot. wokalne Katarzyna Nowakowska, Artur Zieliński, Teatr Syrena.

„Przedstawienie rozegrane zostało w intrygujących, malarskich obrazach, niekiedy inscenizowanych na znane arcydzieła: Ślepców czy Ostatnią wieczerzę. Gdyby nie mikroporty, do których na scenie wciąż nie potrafię się przekonać – nagłaśniają nie tylko śpiew, ale np. sapanie czy potknięcia dykcyjne – nie miałbym zastrzeżeń” [Janusz R. Kowalczyk, „Rzeczpospolita” nr 297, 20 grudnia 2004].

 

11 grudnia

KURA NA PLECACH Freda Apke tłum. Marta Klubowicz, reż. Fred Apke, scenografia Manfred Kaderk, kostiumy Hanna Sybilski, Teatr na Woli.

„To jest komedia konwersacyjna, w której i sytuacje komiczne się liczą, ale akcja przede wszystkim rozgrywa się w dialogu między partnerami, co już nie takie częste we współczesnym teatrze. Apke jednak sięga do tradycji komedii Shawa, nie bojąc się słów, które na równi bohaterów maskują co i demaskują. Świetne tłumaczenie Marty Klubowicz, która łączy biegłość w posługiwaniu się językiem (jest przecież poetką, co widać w przezabawnym tłumaczeniu sentymentalnych wierszyków bohaterki) ze świadomością wymogów sceny, to połowa sukcesu tego bardzo solidnego przedstawienia. Druga połowa to świetne rzemiosło aktorskie Marty Klubowicz, Artura Barcisia i Mirosława Zbrojewicza” [Tomasz Miłkowski, „Trybuna” nr 11 – Aneks, 14 stycznia 2005].

„Autor sam wystawił swoją sztukę, która przełamuje stereotyp wzajemnego postrzegania się sąsiadów z obu stron Odry. Zaryzykuję stwierdzenie, że Apke objawia się nam w samą porę jako kolejny niepozbawiony poczucia humoru Niemiec – po znacznie popularniejszym, dzięki telewizji Steffenie Moellerze – co przeczy potocznym polskimi wyobrażeniom o tej nacji” [Janusz R. Kowalczyk, „Rzeczpospolita” nr 294, 16 grudnia 2004].

 

10 grudnia

WIĘŹ Rony Munro, insc. i reż. Zbigniew Brzoza, kostiumy Dorota Kołodyńska, muz. Jacek Grudzień, Teatr Studio, Malarnia.

„Ewa Błaszczyk wraca rolą Fay na szczyt – po latach mniej istotnych dokonań aktorskich obdarowuje nas pełnym dramatyzmu, energii i mądrości portretem kobiety pogodzonej z losem, która na parę chwili rozkwita tęsknotą do pełni życia, Agnieszka Grochowska jako Josie potwierdza swoją wielką wrażliwość i otwarcie na drugiego człowieka, na scenicznego partnera” [Tomasz Miłkowski, „Trybuna” nr 11 – Aneks, 14 stycznia 2005].

„Jedyne chwile, w których widać, że obie aktorki sprawdziłyby się świetnie, ale w innym teatrze, to te, kiedy milknie krzyk Ewy Błaszczyk i jest czas na ciszę. Wtedy warto patrzeć na ich twarze, bo jest na nich dziwne, trudne do nazwania oczekiwanie. Przedstawienie w Teatrze Studio staje się kroniką wzajemnego uzależniania się od siebie obu kobiet. Tyle udało się powiedzieć, reszta jest grą pozorów” [Jacek Wakar, „Życie” nr 283, 17 grudnia 2004].

„Jak kochać córkę, jeśli nie można jej nawet przytulić, bo zabrania tego regulamin? Jak być matką zza krat? Ale dobry tytuł i dobra sztuka to nie jedyne zalety spektaklu. Główną atrakcją są tu aktorki grające główne role: Ewa Błaszczyk jako osadzona Fay i Agnieszka Grochowska w roli jej córki. Obie oparły swoje role na prostym, ale efektownym zabiegu: początkowo nie okazują uczuć. Nie ma łez, nawet nie patrzą na siebie. Dopiero w drugiej części, kiedy pęka między nimi bariera nieufności, obie otwierają się na siebie. Porażająca jest desperacja, z jaką Josi Grochowskiej walczy o matkę” [Roman Pawłowski, „Gazeta Wyborcza” nr 11 – „Co Jest Grane”, 14 stycznia 2005].

Telewizyjna wersja spektaklu (2007) wyróżniona została Nagrodą im. Stefana Treugutta za wybitne osiągnięcia w dziedzinie teatru telewizji.

 

PSYCHOTEST, CZYLI LOVEMATOPEA Marty Grzechowiak, reż. Włodzimierz Kaczkowski, Karolina Szymczyk, Stara ProchOFFnia.

Utwór nagrodzony w konkursie na dramat, ogłoszony w 2004 roku przez Krajowe Centrum ds. AIDS. „Główną rolę seropozytywnej Mai, zakażonej HIV w salonie tatuażu, gra Anita Jancia-Prokopowicz – i dla tej młodej aktorki warto wybrać się na przedstawienie” [Anna Markowska, TVP on-line, 9 maja 2005].

 

7 grudnia

XXi/KARUZELA NIENAWIŚCI, Teatr Druga Strefa, spektakl w wykonaniu Atelier przy Teatrze Druga Strefa, projekt finansowany przez Unię Europejską, prapremiera w Teatrze Ocean Nord w Brukseli 7, 8 grudnia, przygotowanie polskiej części projektu Sylwester Biraga.

 

7-18 grudnia 2004

I PRZEGLĄD LABORATORIUM DRAMATU TEATRU NARODOWEGO:

111 Tomasza Mana, reż. Redbad Klynstra (7 grudnia)

MATKA CIERPIĄCA Tomasza Kaczmarka, reż. Jarosław Tumidajski (8 grudnia);

TIRAMISU Joanny Owsianko, reż. Aldona Figura (10 i 11 grudnia);

ZABIĆ BONDA Roberta Bolesto, reż. Łukasz Kos (13 i 14 grudnia);

CIUĆMA Ireneusza Kozioła (próba czytana), opieka reż. Piotr Łazarkiewicz (14 grudnia);

147 DNI Roberta Bolesto, reż. Krzysztof Rekowski (15 grudnia);

DZIECKO Marii Spiss, reż. Marcin Grota (16 i 17 grudnia);

KORONACJA Marka Modzelewskiego, reż. Lukasz Kos (18 grudnia).

„Podstawowym niedostatkiem przeglądu był brak nowych wybitnych propozycji poza 111 Tomasza Mana, które dotrzymuje kroku wcześniej wprowadzonej na afisz Koronacji Marka Modzelewskiego. Dwie warte uwagi sztuki w ciągu roku – to mało czy dużo? Myślę, że dużo!” [Tomasz Miłkowski, Biuletyn aktualności polskiej sekcji AICT, 5 grudnia 2004].

 

„Dramatopisarze wspomagani przez reżyserów i aktorów piszą coraz lepsze teksty, więcej uwagi poświęcają językowi i konstrukcji postaci. Obszerne didaskalia z drobiazgowym opisem scenografii, które jeszcze parę lat temu otwierały co drugi dramat, zniknęły. Autorzy przestali inscenizować swoje teksty, pozostawiając to reżyserom, z kolei reżyserzy zaczęli pracować nad wydobyciem myśli utworu zamiast swojego 'ja’” [Roman Pawłowski, „Gazeta Wyborcza” nr 297, 20 grudnia 2004].

5 grudnia

DEMONY Johna Whitinga, tłum. Krystyna Tarnowska, Andrzej Nowicki, reż. Wojciech Adamczyk, choreografia Tomasz Tworkowski, scenografia Paweł Dobrzycki, kostiumy Irena Biegańska, muz. Piotr Salaber, Teatr Ateneum.

„Nowa inscenizacja Demonów nie przekracza ram poprawności. Są w niej zadatki na wielkie kreacje i na spektakl gorący, całość jednak grzęźnie w odgrywaniu obłędu (…). Teatrowi, oczywiście, należy się dobre słowo za odwagę podjęcia tematu w czasach nasilania się niebezpiecznych skłonności do polowania na czarownice (…) Spektakl dobrze rymuje się ze współczesnością, rozmaitymi zagrożeniami życia publicznego, a zwłaszcza pełzającą chorobą nietolerancji i ksenofobii. Szkoda jednak, że zabrakło w nim siły ducha, czegoś, co ze spektaklu czyni wydarzenie” [Tomasz Miłkowski, „Trybuna” nr 11 – „Aneks”, 14 stycznia 2005].

„Nie jest to też spektakl polityczny, bowiem nad znaną powszechnie historyjką o zwariowanym klasztorku nie zbudowano żadnej metafory. Można iść o zakład, że nawet w zamierzchłych już latach 80. ten sposób wystawienia sztuki, nadającej się do robienia politycznych aluzji, nie spotkałby się z żadnym odzewem” [Tomasz Mościcki, „Życie” nr 278, 10 grudnia 2004].

 

4 grudnia

111 Tomasza Mana, reż. Redbad Klynstra, scenografia Magdalena Maciejewska, muz. Jan Muszyński, prapremiera, Teatr Narodowy (Laboratorium Dramatu).

„Aktorzy dramatu opowiadają tę wstrząsającą historię, siedząc na plastikowych fotelikach, od czasu do czasu popijając herbatę. Uśmiechają się do swoich wspomnień, czasem komunikują się ze sobą spojrzeniem, mierzonym gestem, zawieszeniem głosu. Właściwie – w sensie scenicznym – nic się tu nie dzieje. Ale w tej ascetycznej formie, w trwającej godzinę opowieści, której upływu prawie się nie zauważa, tkwi wielka siła: kiedy w pewnym momencie Monika Pikuła wstaje – emocje wówczas sięgają szczytu, opowiada o swych zamordowanych rodzinach, o ich wyglądzie, o tym, jak ich zobaczyła po masakrze – ten jeden ruch ma niezwykłą moc. Zresztą tu każdy wyraźniejszy gest znaczy bardzo wiele, o wiele więcej niż w „zwyczajnym” spektaklu. Kiedy już wszystko zostało powiedziane (a lepiej byłoby napisać: kiedy wszystko zostało już niedopowiedziane), aktorzy milkną, oświetlające ich reflektorki przygasają, światło oświetla widownię, która milczy jak zahipnotyzowana. Brawa rozlegają się po paru minutach. Jeszcze długo widzowie nie mogą złapać oddechu. Wielkie małe przedstawienie. Krzyk rozpaczy i przestrogi” [Tomasz Miłkowski, „Trybuna” nr 11 – „Aneks”, 14 stycznia 2005].

„Inspiracją dla tej sztuki stał się dokument oglądany przez autora w amerykańskiej telewizji. Man zapisywał padające z małego ekranu wypowiedzi. Już wtedy myślał, że za pomocą pojedynczych zdań zbuduje konkretne obrazy i napięcia tej historii” [Janusz R. Kowalczyk, “Rzeczpospolita” nr 289, 10 grudnia 2004].

„Ta historia dramatycznej niezgody na świat i życie rozgrywa się w zaskakującym spokoju, w świecie zredukowanych ruchów, gestów, a nawet dźwięków. Podzielenie tekstu na krótkie wypowiedzi uwalnia aktorów od prób psychologizowania. Opowieść o dramatycznym życiu i zdarzeniu staje się relacją oddaloną, obiektywizującą” [Piotr Gruszczyński, „Tygodnik Powszechny” nr 51, 19 grudnia 2004].

„Można zarzucać sztuce słuchowiskową formułę, ale bezruch pomaga tu skupić się na treści. A treścią ową jest banalność zła, które może lęgnąć się wszędzie. Restrykcyjność w wychowaniu, powielanie wzorów – w ramach oczywiście dobrych chęci – nie musi skończyć się ukształtowaniem pokolenia dzieci na nasz obraz i podobieństwo. Wiadomo, co jest dobrymi chęciami wybrukowane” [HB (Hanna Baltyn), „Foyer” nr 7, 17 stycznia 2005].

 

3 grudnia

LETNICY Maksyma Gorkiego, tłum. Stanisław Brucz, reż. Grzegorz Wiśniewski, scenografia Barbara Hanicka, muz. Tymon Tymański, światło Jacqueline Sobiszewski, Teatr Powszechny.

„Nader ciekawe i zróżnicowane zbiorowisko zagubionych inteligentów z Letników stało się grupą ospałych marionetek. Jedynie Edyta Olszówka (Olga) stworzyła postać w pełni wiarygodną – przegranej, odtrąconej kobiety, która usiłuje walczyć o resztkę swojego szczęścia, maskującą swoją rozpacz gapiostwem i pozornym roztrzepaniem. Każde jej wejście na scenę to prawdziwe tchnienie prawdy. Reszta jest, niestety, jedynie zapowiedzią możliwości, które nie zostały uruchomione” [Tomasz Miłkowski, „Trybuna” nr 11 – „Aneks”, 14 stycznia 2005].

„Ta premiera to nie tylko klęska zespołu. To także późna klęska Zygmunta Hübnera, który chciał tworzyć teatr mówiący o współczesności – również wielkimi klasycznymi tekstami. Realizacja tej idei niemal 16 lat po śmierci legendarnego dyrektora Powszechnego stała się niezamierzoną farsą” [Tomasz Mościcki, „Życie” nr 274, 6 grudnia 2004]

„Tak widocznej klęski zawodowstwa nie spotkałem już dawno. Przecierałem oczy i uszy ze zdumienia. Nie pomogło” [Janusz R. Kowalczyk, „Rzeczpospolita” nr 285, 6 grudnia 2004].

„Po raz pierwszy bodaj, mimo wielu zarzutów pod adresem na przykład Jarzyny i Warlikowskiego, mamy do czynienia ze zwykłą, przepraszam za wyrażenie, zrzynką z teatru niemieckiego. Ale pal licho, gdyby czemuś posłużyła i gdzieś sprawę poniosła, mogłaby być świadomym cytatem. Najgorsze jest to, że spektakl ten udaje nowy teatr, podczas gdy ani przez chwilę nie przestaje być konwencjonalnym rupieciem” [Piotr Gruszczyński, Tygodnik Powszechny nr 51, 19 grudnia 2004]

„Zobaczyłam na scenie ludzi z mojego pokolenia – wypalonych, zawiedzionych, nieszczęśliwych, niepoukładanych, spragnionych miłości i znużonych iluzorycznością swojej egzystencji. Śmiesznych i tragicznych zarazem. Pokrywających swoje dramaty ironią, cynizmem, błazenadą. I przy tym wszystkim do bólu świadomych! Ale największą przyjemność sprawiła mi doskonale dobrana i świetnie poprowadzona obsada (…) Nie ma w Letnikach szarżowania, gwiazdorskich popisów, puszczonych ról. Są kreacje. I to prawdziwe” [Monika Powalisz, „Gazeta Wyborcza” nr 48, dodatek „Wysokie Obcasy”, 26 lutego 2005].

 

NIEZNAJOMA Z SEKWANY Ödöna von Horvátha, tłum. Jacek Stanisław Buras, reż. Agnieszka Glińska, scenografia Agnieszka Zawadowska, muz. Olena Leonenko, światło Jacqueline Sobiszewski, Teatr Współczesny.

„Trudno odmówić temu przedstawieniu Teatru Współczesnego zawodowej sprawności i nastrojowości, zwłaszcza że w banalną opowieść o legendarnej topielicy, której maska pośmiertna z czasem stała się symbolem łzawego kiczu, wpisał autor, a za nim reżyserka celne spostrzeżenie o społecznym przyzwoleniu na przemoc, obojętności na ideologie totalne. W spektaklu następuje niepostrzeżenie połączenie narracji bez mała melodramatycznej z podtekstem socjologicznym, wysmakowana rekonstrukcja epoki minionej, stylizacji z ostrzeżeniem przed łatwym znieczuleniem na sprawy przekraczające krąg rodzinnych interesów.” [Tomasz Miłkowski, „Trybuna” nr 11 – „Aneks”, 14 stycznia 2005].

„Tylko trudno opędzić się od natrętnie powracającego pytania – po co to wszystko, po co tytuł na afiszu, po co wysiłek aktorów? Czy tylko po to, aby tam i z powrotem pochodzili sobie po niewielkiej scenie Współczesnego?” [Jacek Wakar „Życie” nr 280, 14 grudnia 2004]

„Nie narzekajmy jednak: kryminalna fabuła opowiedziana jest sprawnie, ma ten spektakl konieczny mu poetycki naddatek, a przede wszystkim jest bardzo dobrze zagrany. Od trzech sezonów odkryciem Współczesnego jest Borys Szyc, który od niedawnego przecież debiutu słusznie uważany jest za kontynuatora najlepszej tradycji polskiego aktorstwa. W roli Alberta pokazuje cały wachlarz możliwości” [Tomasz Mościcki, „Foyer” nr 7, 22 stycznia 2005].

 

Leave a Reply