Przejdź do treści

XI 2007

Listopad 2007

 

 

30 listopada

KOBIETY W SYTUACJI KRYTYCZNEJ Joanny Murray-Smith, tłum. Elżbieta Woźniak, reż. Krystyna Janda, światło Edward Kosiński, kostiumy Dorota Roqueplo, muz. i opracowanie piosenek Janusz Bogacki, Teatr Polonia.

„Pięć różnych opowiadań, splatających się ze sobą. Łączy je udręczony los kobiet. Czas spędzony w sali teatralnej ucieka bardzo szybko, a odmierza go jak śpiewa piosenkarka „Joanny Walker z kostką lodu”. Uczestniczymy w tym przedstawieniu, dotykamy sfery przeżyć kobiet i dajemy się porwać muzyce, która jest nieodłączną częścią spektaklu” [Dominik Ferenc, Nowa Siła Krytyczna,1 grudnia 2007].

„Najnowsza prapremiera w warszawskiej Polonii Kobiety w sytuacji krytycznej to prawdziwy koszmar. Dlaczego Krystynę Jandę zainteresował tak nieciekawy, infantylny i fatalnie napisany tekst?” [Agnieszka Michalak, „Dziennik nr 286 – Kultura” 7 grudnia 2007].

„Krystyna Janda dostrzegła liczne zalety tych monologów i z pomocą bezbłędnie skompletowanej obsady stworzyła spektakl emocjonalnie zróżnicowany, a zarazem zdyscyplinowany i spójny. Aktorki swoimi monologami rozmawiają ze sobą, budują monolog wspólny o codziennych udrękach i obsesjach, odsłaniając słabe i mocne punkty, wystawiając z całą bezbronnością na widok publiczny swoją wrażliwość i kruche szczęście” [Tomasz Miłkowski, „Przegląd” nr 1, 6 stycznia 2008].

 

CZAROWNICE Z SALEM Arthura Millera, tłum. Wacława Komarnicka i Krystyna Tarnowska, reżyseria Izabella Cywińska, scenografia Paweł Dobrzycki, muzyka Jerzy Satanowski, Teatr Powszechny.

„Ascetyczne przedstawienie Cywińskiej toczy się wśród nas. Między rzędami znalazł się wybieg, po którym przechodzą lub przebiegają postacie dramatu, a na scenie, po jej bokach, zasiedli widzowie, jak tłuszcza, która z upodobaniem przyglądała się dręczeniu podejrzanych o konszachty z diabłem. Tak pomyślana przestrzeń miała dodatkowo wzmacniać ponadczasowy wymiar widowiska – rzecz przecież w równej mierze dotyczy dawnych procesów o czary, komisji McCarthy’ego, co i dusznej atmosfery podejrzliwości, wytworzonej przez do niedawna rządzącą ekipę. Toteż, choć próżno by tu szukać poprzebieranych bohaterów konferencji prasowych czy komisji śledczych, lustro podstawione rzeczywistości wcale nie było ani krzywe, ani przestarzałe” [Tomasz Miłkowski, „Trybuna” nr 290, 12 grudnia 2007].

„Izabella Cywińska w Czarownicach z Salem Arthura Millera (Teatr Powszechny w Warszawie) pokazała mechanizm manipulacji przeradzającej się w fanatyzm i nietolerancję. Zbigniew Zapasiewicz wykreował wielką rolę zapalczywego dogmatyka, sędziego Danfortha. Przedstawienie mówi o nadrzędnej potrzebie obrony prawdy, choćby miało się za to płacić najwyższą cenę. Temat gorący, zwłaszcza w świetle nowych odkryć i przecieków z IPN” [Janusz R. Kowalczyk, „Rzeczpospolita” nr 301, 27 grudnia 2007].

 

23 listopada

SONATA JESIENNA Ingmar Bergmana, tłum. Zygmunt Łanowski, reżyseria i scenografia Ewelina Pietrowiak, kostiumy Zofia de Ines, opr. muz. Michał Sikora, Teatr Ateneum.

„Aktorzy wyśmienici. Przede wszystkim dawno nie oglądana w nowej roli Ewa Wiśniewska, która ma wiernych admiratorów. Szkoda, że tak rzadko dostaje role na miarę swojej pozycji. Jej główną partnerką będzie Dorota Landowska, jedna z ciekawszych aktorek swego pokolenia, która gościnnie kreuje postać Ewy. Pozostałe role grają Katarzyna Łochowska i Krzysztof Gosztyła, który jest w znakomitej formie zawodowej” [Michał Mizera, „Puls Biznesu” nr 228, 23 listopada 2007].

„Ewa Wiśniewska w roli światowej sławy pianistki, Charlotty, która porzuciła rodzinę dla kariery, stworzyła wielką kreacją. Zrazu ukazuje kobietę w idealnej masce. Nie uniknie jednak zdemaskowania, za wizerunkiem kobiety sukcesu, skrywa się samotna, starzejąca się kobieta, wołająca o miłość. Równie poruszającą rolę zbudowała Dorota Landowska jako córka Ewa, która obrawszy życie na prowincji, oczekuje akceptacji, duchowego wsparcia i zadośćuczynienia. Także woła miłość” [Tomasz Miłkowski, „Przegląd” nr 50, 16 grudnia 2007].

„Ewa Wiśniewska buduje sylwetkę bohaterki Sonaty jesiennej Charlotty Andergast – egotycznej, barwnej artystki i równocześnie odsłania tragiczny portret kobiety zaplątanej w poczucie winy wobec najbliższych. Wybitna rola. Znakomity warsztat. Precyzyjnie kształtowany dialog z trudną materią tekstu” [Jagoda Opalińska, www.aict.art.pl, 8 lutego 2008].

 

15 listopada

ŻYCIE TOWARZYSKIE I UCZUCIOWE Leopolda Tyrmanda,reż. Mateusz Bednarkiewicz, scenografia i kostiumy Agnieszka Zawadowska, muz. Tomasz Hynek, Teatr Nowy Praga.

„Tyrmand napisał powieść z kluczem, który gdzieś przepadł w teatralnej rzeczywistości. I choć schematy władzy, przenikania się polityki z kulturą oraz poszczególne archetypy postaw ludzkich są niezmienne, to jednak adaptacja nie wnosi nic nowego ani odkrywczego. Staje się zbiorem truizmów, które nudzą swoją przewidywalnością” [Maciej Stadtműller, Nowa Siła Krytyczna, 26 listopada 2007].

 

11 listopada

SZEWCY U BRAM na podstawie SZEWCÓW Stanisława Ignacego Witkiewicza, reż. i adaptacja muz. Jan Klata, oprac. tekstu Jan Klata, Sławomir Sierakowski, scenografia i światła Justyna Łagowska, choreografia Maćko Prusak, kostiumy i projekcja wideo Mirek Kaczmarek, dramaturg Sławomir Sierakowski, TR Warszawa.

„To, co u Witkacego było zapowiedzią rewolucji, u Klaty staje się niemożnością. Stąd obecny właściwie od pierwszej sceny Chochoł (Maria Maj). Niestety, ideowy sens spektaklu rozmywa się, szczególnie wtedy, gdy autorzy chcą zilustrować przedstawiane mechanizmy zdobywania i utrzymania władzy banalnymi odniesieniami do aktualnej polityki – Scurvy stylizowany jest na Ziobrę, Dziarscy Chłopcy noszą kamizelki z napisem AWeBu, padają nazwiska Donalda Tuska i Henryki Bochniarz. Broni się jedynie Ewa Kasprzyk w roli Iriny przesłuchiwanej przez komisję śledczą. Chochoł płonący w finałowej scenie to zapowiedź świata po ideologii, w którym ścierające się racje zastąpi gładki konsens” [Paweł Sztarbowski, „Newsweek” nr 47, 25 listopada 2007].

„Zamiast rewolucji (a rebours) albo innej mrożącej krew w żyłach wizji przyszłości Szewcy u bram stają się doraźną opowiastką o paskudnym PiS i jego czołowym ministrze sprawiedliwości (granym zresztą z wielką swadą przez Piotra Głowackiego) wraz z sejmową komisją śledczą, przed którą zeznaje Irina Zbereźnicka upozowana częściowo na Jolantę Kwaśniewską, a częściowo na Patty Diphusę. Ta ostatnia scena, wykonana brawurowo, z iście kabaretową werwą, wygląda na trudną do wytłumaczenia narośl na scenicznej akcji. Autorzy spektaklu tracą impet, być może wystraszeni, że historia (której podobno „nie ma”) złapała ich za rękaw i Dziarscy Chłopcy oraz Prokurator Scurvy utracili władzę – ostrość wymowy spektaklu stacza się więc na pozycję wyprzedaży posezonowej, a hasło, że jest „po historii”, kompromituje nie po raz pierwszy – kto je głosi, dumnie zadziera nosa jak Ben Akiba, że wszystko już było” [Tomasz Miłkowski, „Przegląd” nr 48, 2 grudnia 2007].

 

10 listopada

WYŚCIG SPERMY Macieja Kowalewskiego, reż. autora, muz. Bartosz Dziedzic, scenografia i reż. świateł Piotr Rybkowski, kostiumy Katarzyna Lewańska, zdjęcia i montaż Tomasz Gliński, Teatr na Woli.

„Jeśli to ma być manifest artystyczny nowego dyrektora, to w połączeniu ze sloganem reklamowym „Wolna Wola” można się zastanowić, od czego owa Wola ma się uwolnić. Wygląda na to, że od rozumu. Można oczywiście pójść na to przedstawienie. Można patrzeć na facetów przebranych za plemniki, udających zawodowych aktorów oraz słuchać sepleniącej artystki grającej komórkę jajową. Można słuchać żartów o zawartości podpaski i miłości analnej. Ponieważ jednak autorzy chcieli zaszokować publiczność – może warto zaszokować teatr. Odpłacając pięknym za nadobne. Program to równowartość kilku kilogramów pomidorów. Jak dobrze machnąć – dolecą na scenę [Tomasz Mościcki, „Dziennik” nr 271, 20 listopada 2007].

„W kraju, w którym obowiązuje jedna z najbardziej restrykcyjnych ustaw antyaborcyjnych, Wyścig spermy wcale taki śmieszny nie jest, a z kilku powodów mentalnie szkodliwy. Nie można być trochę w ciąży, a Kowalewski próbuje zgodnie z formułą Lecha Wałęsy być za, ale przeciw” [Tomasz Miłkowski, „Przegląd” nr 2, 13 stycznia 2008].

 

9 listopada

KAMIENIE W KIESZENIACH Marie Jones, tłum. Anna Wołek i Krystyna Podleska, reż. Krzysztof Stelmaszyk, muzyka Jan Duszyński, kostiumy Wanda Kowalska, światło Tomasz Madejski, Teatr Montownia.

„Rafał Rutkowski i Maciej Wierzbicki doskonale radzą sobie z zadaniami (czasem aż za dobrze, bo na granicy przesady, ale ich sprawność budzi niekłamany podziw widowni), budując postaci bez wspomagania rekwizytów, charakteryzacji czy innych dodatków: jedynym tworzywem – i w tym ograniczeniu jest szlachetność – są oni sami, ich dyspozycje fizyczne i psychiczne. Wszystko to sprawia, że powstaje spektakl czysty, klarownie przekazujący myśl autorki, a przy tym mieniący się wieloma kolorami: od parodii po liryczną refleksję” [Tomasz Miłkowski, „Przegląd” nr 47, 25 listopada 2007].

 

Leave a Reply