Przejdź do treści

IV 2007

Kwiecień 2007

 

 

27 kwietnia

BOSKA! Petera Quiltera, tłum. Elżbieta Woźniak, reż. Andrzej Domalik, scenografia Dorota Kołodyńska, reż. światła Edward Kłosiński, przygot. Wokalne Aldona Krasucka, Teatr Polonia.

„Janda ukazała nie tyle portret zdziwaczałej kobiety, której występy dawały słuchaczom okazję do szyderstw, ile marzycielki, pogodnie nastawionej do życia, skutecznie wprowadzającej w czyn swoje zamierzenia. Udana Boska! to kolejny sukces aktorki budującej interesujący repertuar swego Teatru Polonia” [Janusz R. Kowalczyk, „Rzeczpospolita” nr 101, 30 kwietnia 2007].

 

26 kwietnia

TEREMIN Petra Zelenki, tłum. Krystyna Krauze, reżyseria Artur Tyszkiewicz, scenografia Jan Polivka, muzyka Karolina Wojaczek, Anna Englert, ruch sceniczny Maćko Prusak, Teatr Współczesny.

„Artur Tyszkiewicz pokazał, jak mądrą, przejmującą i wielowarstwową sztukę o ludzkim zniewoleniu zamienić w szereg gagów. Choć na początku widz się uśmiecha, potem zaczyna się potwornie nudzić” [Jan Bończa-Szabłowski, „Rzeczpospolita” nr 104, 5 maja 2007].

Akcja toczy się wartko i dla zmylenia publiczności w komediowo-groteskowym kostiumie, pod spodem niosąc wcale dramatyczne przesłanie o człowieku borykającym się ze swoim losem. Żadnej nachalnej pedagogiki, żadnego potępiania i moralizowania. Zamiast tego dowcipna opowieść o nieprzeciętnym człowieku przyduszonym przez okoliczności. Tym większe zaskoczenie, kiedy okazuje się, że mowa była o człowieku, który istniał naprawdę. W tej niełatwej konwencji – między prawdą a zmyśleniem – znakomicie odnaleźli się aktorzy na czele z wykonawcą głównej roli, Leonem Charewiczem” [Tomasz Miłkowski, „Przegląd” nr 21, 27 maja 2007].

„Teremin nie chciał wynaleźć instrumentu! Zrobił po prostu aparat podsłuchowy, który miał udawać alarm w gabinecie Lenina. To absurdalne pudło „do robienia niczego” powinno tu starczać za całą scenografię, a spektakl mógłby zaczynać się po prostu od koncertu dziwnych, intrygujących dźwięków. Tymczasem Tyszkiewiczowi wyszło przedstawienie, które miało spodobać się dyrektorowi Maciejowi Englertowi, co w sumie nie było złą ideą. Ale chyba się nie spodobało” [Łukasz Drewniak, „Przekrój”, nr 21, 24 maja 2007].

 

 

DE-NATURAT Natalii Fijewskiej-Zdanowskiej, reż. autorka, scenografia Agata Skwarczyńska, produkcja, Stowarzyszenie Studio Teatralne Koło, Teatr Wytwórnia.

„Spektakl sióstr Fijewskich przedstawił problem tysięcy kobiet, które akceptują życie z pijakiem w charakterze męża, bo tego wymaga środowisko (…) De-naturat nie powiedział niczego, co nie byłoby już znane, przemielone we wszystkich mediach. W takim wykonaniu było to raczej odgrzewane danie bez specjalnego smaku” [Ewa Hevelke, Nowa Siła Krytyczna, 17 grudnia 2007].

 

21 kwietnia

BAL U SALOMONA Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, opracowanie tekstu i reż. Andrzej Pieczyński, muz. Robert Kanaan, ruch Monika Leśko-Mikołajczyk, konsultacja scenograficzna Jarosław Kilian, Scena Inicjatyw Aktorskich, Teatr Polski.

„Pieczyńskiemu udaje się zawładnąć widzami, początkowo dyskretnie, a potem już bez maski dyryguje nastrojami, prowadzi niemal dialog spojrzeniem, gestem i słowami poety” [Tomasz Miłkowski, „Przegląd” nr 40, 7 października 2007].

„Andrzej Pieczyński porywa aktorską energią w przekonywaniu do prawdy, którą nakreślił jako reżyser. Wszystko, co mówi i robi pochłania maksimum uwagi widzów. Potrafi wzruszyć i rozbawić, ma pełną świadomość słowa i gestu” [Kajetan Pieczyński, www.teatr.dlawas.com, 13 listopada 2007].

 

ŚLUBY PANIEŃSKIE Aleksandra Fredry, reżyseria Jan Englert, scenografia Barbara Hanicka, muzyka Leszek Możdżer, światło Mirosław Poznański, Teatr Narodowy.

„Niby wszystko w tym spektaklu się zgadza. Zrobione z miłością do tekstu, porządnie obsadzone, bogata scenografia. Tymczasem w Ślubach panieńskich w Teatrze Narodowym nie zgadza się literalnie nic” [Tomasz Mościcki, „Dziennik” nr 99 – Kultura, 27 kwietnia 2007].

„Od czasu, kiedy Grzegorz Jarzyna przedstawił swoją swawolną wersję Ślubów panieńskich, nikt (poza Teatrem Ochoty, 2003) nie odważył się w Warszawie tknąć jednej z najpiękniejszych polskich komedii. Teraz Jan Englert dowodzi w Narodowym, że to błąd, dając przedstawienie godzące tradycję i nowoczesność, zabawę i melancholię, witalność i refleksyjność. Zaskakuje już sama organizacja przestrzeni scenicznej – tym razem widownia została wybudowana na scenie, na którą wchodzi się przez zaimprowizowany salonik pani Dobrójskiej (Gabriela Kownacka w pastelowej emocjonalnie kreacji) z szablą, portretami i pamiątkami rodzinnymi. Po obu stronach sceny (patrząc od horyzontu i przodu), ustawiono rzędy krzeseł jak trybuny przy kortach tenisowych (wiadomo, Englert zapalony tenisista). Zamiast kortów jednak rozpościera się sztuczny trawnik, ze sztucznym oczkiem kałuży, chwastami, bryczką, wysłużonym stołem ogrodowym, kilkoma wypaczonymi i odrapanymi krzesłami – słowem obraz bez upiększeń, samo życie niemal” [Tomasz Miłkowski, „Przegląd” nr 20, 20 maja 2007].

NAGRODY:

im. Andrzeja Nardellego – Patrycja Soliman za rolę Arycji w Fedrze Kleczewską oraz za rolę Anieli w Ślubach panieńskich.

 

14 kwietnia

SOMEONE WHO’LL WATCH OVER ME Franka McGuinnnessa, tłum. Anna Wołek, Krystyna Podleska, reż. Łukasz Kos, scenografia Sylwia Kochaniec, Teatr Konsekwentny.

„Siłą Someone… jest zręcznie napisany tekst i precyzyjnie zbudowane relacje między postaciami, co przełożone na dobre aktorstwo pozwala oglądać spektakl w napięciu, kiedy bohaterowie tkwią w napięciu, i popadać z lekka w stupor, kiedy i oni snują się, oklapnięci, po celi. Czasu jest na to mnóstwo” [Iza Natasza Czapska, „Życie Warszawy” nr 90, 17 kwietnia 2007].

„Młodzi aktorzy zdają w tym spektaklu najtrudniejszy egzamin: bez przerwy na scenie, ponad dwie godziny, bez wspomagania, bo ani tu filmu, ani wielkiej inscenizacji, ani innych chwytów, muszą sami uwiarygodnić dramat trzech mężczyzn wyrwanych z ich zwykłego życia i umieszczonych niczym zwierzęta doświadczalne w klatce. Rzetelnie, krok po kroku ukazują zaciskanie się pierścienia niewoli” [Tomasz Miłkowski, „Trybuna” nr 139, 16/17 czerwca 2007].

 

Leave a Reply