Przejdź do treści

III 2004

Marzec 2004

 

 

29 marca

ZIMA Jona Fosse, tłum. Elżbieta Frątczak-Nowotny, reż. Grażyna Kania, aranżacja przestrzeni Anna Biedermann, oprac. muz. Piotr Domiński, TR Warszawa, spektakl grany w budynku Marszałkowska Office Center 76 [7 x, 147].

 

„Banał płaskiego jak naleśnik melodramacidła usiłował Fosse przełamać formą. Zastosowany przezeń język nie służy tu komunikowaniu czegokolwiek. Dialogi zbudowane są z niby-zdań, urywanych w połowie lub ćwierci. Resztę dopełniają niezdarne, zatrzymane w pół drogi gesty, pomruki, żachnięcia, warknięcia. Jednym słowem, wszystko jest jak najbardziej trendy: same niedopowiedzenia, zero psychologii postaci, pozory głębi i za grosz sensu” [Janusz R. Kowalczyk, „Rzeczpospolita”, nr 77, 31 marca 2004].

 

E.T.A.HOFFMANN W PŁOCKU, tłum., scenariusz i reż. Piotr Lachmann, obrazy i montaż video Piotr Lachmann, Jolanta Lothe, Spektakl według „Dzienników” Ernsta Teodora Amadeusza Hoffmanna pisanych w czasie jego pobytu w Płocku w latach 1802-1804, Videoteatr „Poza”.

 

„To najbardziej spójne i interesujące przedstawienie Videoteatru Poza, prowadzonego przez Jolantę Lothe i Piotra Lachmanna. On też był pomysłodawcą, tłumaczem i reżyserem całości. Jest to opowieść snuta na łamach „Dziennika”, który młody pruski radca rządowy Ernest Teodor Amadeusz Hoffmann prowadził na płockim „zesłaniu” od lata 1802 do wiosny 1804 r. Wysłano go tam za karę, gdyż naraził się swoim pryncypałom w Poznaniu, rysując i rozpowszechniając ich nader udatne karykatury” [Janusz R. Kowalczyk, „Rzeczpospolita” nr 83 (i 79), 7 kwietnia 2004].

 

27 marca

SZALEĆ NIENAGANNIE, program składany Belli Olejnik, reż. Artur Barciś, kier. muz. Beata Wus, Teatr Syrena, Mała Scena [5 x, 250].

 

24 marca

Zmarł Andrzej Hausbrandt, krytyk.

 

19 marca

CIOTKA KAROLA Thomasa Brandona, tłum. Janusz Minkiewicz, Kazimierz Winkler, reż. Waldemar Matuszewski, muz. Władysław Szpilman, aranż. I kier. Muz. Czesław Majewski, choreografia Zofia Rudnicka, scenografia Małgorzata Treutler, Teatr Syrena [ 20 x, 4877].

 

„Aktorzy grają jakąś konwencjonalną ramotę, okrągłymi gestami poprzedzając słowo. Gdybyśmy nawet ich staromodne wygłupy chcieli wziąć za dobrą monetę, to w pastisz konwencji nie pozwalają uwierzyć mikroporty, którymi się posługują. Uśmiałem się jedynie z warsztatowej nieporadności realizatorów i wykonawców. Litości!” [Janusz R. Kowalczyk, „Rzeczpospolita” nr 70, 23 marca 2004].

 

18 marca

BASH Neila LaBute’a, tłum. Hanna Szczerkowska, reż. -> [Grzegorz Jarzyna], muz. Piotr Domiński, video Roman Wikieł, światło Jacqueline Sobiszewski, współpr. scen. Marcel Sławiński, TR Warszawa, spektakl grany w budynku przy ul. Marszałkowskiej 3/5 [13 x, 1058].

 

Reżyser wystawił sztukę „w budynku naprzeciw teatru, w dawnej siedzibie „Życia Warszawy”, przy ul. Marszałkowskiej 3/5. Widzów rozsadził w trzech pomieszczeniach. W każdym wymiennie pojawiali się aktorzy występujący w jednoaktówkach składających się na to przedstawienie. Trafiłem do hali, w której po zdemontowanych maszynach drukarskich pozostała w podłodze ziejąca czeluść. Widzów pierwszego rzędu oddzielało od jej krawędzi ok. półtora metra. Przed skutkami nieopatrznego kroku w głąb wyrwy, zabezpieczała cienka linka. Cóż… Jest ryzyko, jest zabawa” [Janusz R. Kowalczyk, „Rzeczpospolita” nr 68, 20 marca 2004].

 

Dramat Neila LaBute’a składa się z trzech opowieści sprawców nietypowych, przerażających i na pozór bezsensownych morderstw: młodego menedżera, pary zakochanych w sobie studentów i uwiedzionej niegdyś przez nauczyciela uczennicy, a teraz już matki nastoletniego syna. Ponure jest też tym razem miejsce: na wpół zdewastowana dawna drukarnia w centrum miasta. Aktorzy grają w trzech różnych salach (w jednej z nich – dla jednego tylko widza!), po czym zamieniają się miejscami. Dość skomplikowane organizacyjnie przedsięwzięcie (widzowie dodatkowo obserwują filmowy zapis tego, co dzieje się w pozostałych salach i pomiędzy nimi) zderza się z niezwykle oszczędną i bezbłędną (rewelacyjna m.in. Danuta Stenka) grą aktorów. Ale nie ma się co dziwić, swoje monodramy odgrywają na kanapie zawieszonej nad niepokojąco głęboką czeluścią i każdy nieostrożny ich krok grozi śmiercią lub kalectwem” [Piotr Sarzyński, „Polityka” nr 14, 3 kwietnia 2004].

 

„Niestety, Bash Jarzyny nie jest równie głęboki jak wzmiankowana wyżej wyrwa w podłodze. Wielkiego teatru z dramatu LaBute’a nie będzie. Gdy mija pierwsza fascynacja światem, w jaki wprowadził nas reżyser, zaczynamy łapać tekst za uszy banału. Tu coś szeleści, tam też papier. Zwykła rzecz – w drukarni” [Łukasz Drewniak, „Przekrój” nr 17, 25 kwietnia 2004].

 

14 marca

KRÓL EDYP Sofoklesa, tłum. i adapt. Marcin Sosnowski, reż. Gustaw Holoubek, scenografia Marcin Stajewski, kostiumy Irena Biegańska, muz. Wojciech Borkowski, światło Jan Holoubek, Teatr Ateneum [28 x, 6104].

 

„Arcydzieło Sofoklesa wystawione przez Gustawa Holoubka daje radość obcowania ze sztuką teatru w najszlachetniejszym wydaniu. Czyste jak łza przedstawienie przynosi pełny triumf słowa. Jest to zasługą nie tylko znakomitych aktorów, ale i adaptatora Marcina Sosnowskiego, który przygotował spójną i pełną poezji adaptację, posiłkując się różnymi tłumaczeniami tragedii (…) Widowisko urzekało tym wszystkim, czego na co dzień w polskim teatrze nie sposób znaleźć. Kunsztem świetnie podanego słowa, ale także tajemnicą, metaforą, niedopowiedzeniem, które stanowią o prawdziwej magii teatru” [Janusz R. Kowalczyk, „Rzeczpospolita” nr 66, 18 marca 2004].

 

„Przedstawienie wystawione na jubileusz 75-lecia warszawskiego Teatru Ateneum jest dowodem na to, że nawet muzea mogą być ciekawe” [Roman Pawłowski, „Gazeta Wyborcza” nr 67, 19 marca 2004].

 

„W dłuższych partiach tekstu głos Fronczewskiego-Edypa załamuje się i pobrzmiewa znaną intonacją Franka Kimono. Widzę też, że Teresie Budzisz-Krzyżanowskiej nie udaje się, zwłaszcza w scenach końcowych, powściągnąć maniery i rozpacz królowej brzmi fałszywie. Bronią się spokojnym tonem Jerzy Trela – Kreon i Krzysztof Gosztyła – Tejrezjasz. Klasyczne teksty wymagają wysokiego poziomu rzemiosła i im rzadziej są grane, tym trudniej im sprostać” [Elżbieta Baniewicz, „Twórczość” nr 10, 22 października 2004].

 

„Żadnych inscenizacyjnych sztuczek, żadnego wideo, czy próby przenoszenia akcji do supermarketu. Pusta przestrzeń, pochylony podest sceny spływającej w stronę widowni, będzie ton wysoki – poniżony Edyp w wielkiej kreacji Piotra Fronczewskiego pozostaje po ludzku niepokonany. Pojawia się bez okrycia głowy, z przepaską w miejscu, gdzie kiedyś były żywe, inteligentne oczy, jak Lir pozbawiony władzy, ojcostwa i sensu życia, a jednak wielki i niezwyciężony. Bo to on dokonuje ostatecznie wyboru, to on rozporządza swym losem – nawet Kreon sycący się swym zwycięstwem to zauważa („nie rozkazuj mi” – gani upadłego władcę). Ale Edyp w swym tragicznym upadku jest jeszcze stokroć potężniejszy. A jednak słowo, w dużej mierze dzięki świetnemu opracowaniu Marcina Sosnowskiego, brzmi mocno jak rzeźbione w marmurze. Postaci przemawiają głębią swych przeżyć, dramatów, mądrości, chytrości i głupoty. Parabolicznego echa tragedii przydają nagrane chóry i wiersze recytowane z magnetyczną siłą przez Gustawa Holoubka” [Tomasz Miłkowski, „Trybuna” nr 117, 20 maja 2004].

 

NAGRODY:

Feliks warszawski za najlepszą rolę pierwszoplanowa dla Piotra Fronczewskiego.

 

Leave a Reply