Przejdź do treści

III 2000

Marzec 2000

 

 

marzec-kwiecień

II Przegląd „Male sztuki z wielkimi aktorami” w Teatrze na Woli.

 

25 marca

NAGLE, OSTATNIEGO LATA… Tennessee Williamsa, tłum. Michał Roniker, reż. Romuald Szejd, scenografia Marcin Stajewski, kostiumy Ewa Zaborowska, Scena Prezentacje.

 

10 marca

KWARTET Ronalda Harwooda, tłum. Michał Roniker, reż. Zbigniew Zapasiewicz, scenografia Dorota Kołodyńska, Teatr Współczesny [30 x, 7232].

 

Świetna komedia. „Aktorzy pod batutą Zbigniewa Zapasiewicza grają wyśmienicie, dając wystudiowane w każdym detali portrety bohaterów, pełne oryginalnych rysów, swoistości, dowcipu i czaru, Uroczą staruszką zapominalską, wiecznie zaaferowaną i pogubioną w codziennych realiach jest Maja Komorowska. Niegdysiejszą gwiazdą, dbającą o swój dawny wizerunek, oszukaną przez życie i łatwowierność jest Zofia Kucówna. Nieco psotnego erotomana gawędziarza, serdecznie odnoszącego się do całego świata portretuje Zbigniew Zapasiewicz. Gwiazdora z kompleksami, dziś zafascynowanego poezją skrupulanta pokazuje Janusz Michałowski. Razem tworzą wspaniały kwartet aktorski, mieniący się rozmaitymi tonami, przykuwający uwagę” [Tomasz Miłkowski, „Trybuna” nr 66, 18-19 marca 2000].

 

Kwartet we Współczesnym to stary, dobry teatr. Sztuka Harwooda należy do kategorii nazywanej wysokim bulwarem. Reżyser wraz z aktorami pokazuje jednak, jak za pomocą mistrzowskiego dialogowania, podawania puent, zegarmistrzowskiej precyzji scenicznej rozmowy wybudować na scenie świat, który na początku bawiąc, zmusza do zastanowienia się nad przemijaniem” [Tomasz Mościcki, Jacek Wakar, Życie” 22 marca 2000].

 

„Na scenie Współczesnego, jak sądzę, stał się cud. Wszystkie prawdy i półprawdy, nawet banały i wątpliwej jakości dowcipy wpisane w tekst Kwartetu okazują się wiarygodne. Sprawili ten cud, rzecz jasna, aktorzy” [Barbara Osterloff, Teatr” 2000 nr 4].

 

NAGRODY:

Feliks warszawski za rolę Cecily Robson dla Mai Komorowskiej.

 

5 marca

HERBATKA U STALINA Ronalda Harwooda, tłum. Michał Roniker, reż. Tomasz Zygadło, scenografia Marcin Stajewski, kostiumy Joanna Macha, muz. Juliusz Pilpel, Teatr Ateneum [16 x, 3457].

 

„ Gdyby Shawa znało się tylko z dramatu Harwooda, można by odnieść wrażenie, że to po prostu półidiota o nader wątpliwym poczuciu humoru, całkowicie oderwany od rzeczywistości. To nazbyt rażące uproszczenie. Na tym tle – o paradoksie – Stalin wypada znacznie korzystniej, bo przynajmniej wie, co robi. Ale mniejsza nawet o wiarygodność głównych i pobocznych bohaterów. Sęk w tym, że już w pierwszej scenie wiadomo, co się zdarzy, a raczej, że nie zdarzy się nic, bo od razu widzimy, że dramat polega na dowodzeniu tego, co wszyscy wiemy” [Tomasz Miłkowski, „Trybuna” nr 66, 18-19 marca 2000].

 

2 marca

SZKOŁA ŻON Moliera, tłum. Tadeusz Żeleński Boy, reż. Jan Englert, scenografia Andrzej Kreütz Majewski, muz. Maciej Małecki, światło Krzysztof Trzaskowski, Teatr Narodowy [25 x, 11575].

 

Ta inscenizacja „jest utworem nieledwie muzycznym, przypominającym operę buffo. Przydzielając poszczególnym aktorom role instrumentalistów i zarazem postaci w sztuce, Englert przeprowadził dowód na muzyczną architektonikę dzieła Moliera, doskonale zharmonizowanego, tworzącego zwartą całość, a zarazem pełnego popisowych „solówek” – każdy aktor-instrument znajduje tu coś dla siebie. Wciągnąwszy do współpracy Macieja Małeckiego, który skomponował muzykę do tego przedstawienia, i Andrzeja Kreütza Majewskiego do pracy nad dekoracjami, stworzył reżyser cacko stylizowanej na barok teatralności” [Tomasz Miłkowski, „Trybuna”, 11-12 marca 2000].

 

„(…) muzyczne umiejętności aktorów w maksymalny chyba sposób wykorzystał Maciej Małecki. Swą muzykę do Molierowskiej Szkoły żon w Teatrze Narodowym (2000) napisał na zespół dwojga skrzypiec, wiolonczeli, klawesynu, dwu gitar i klarnetu. Grali ją aktorzy – postacie sztuki, a dyrygował Jan Englert-Arnolf. Granie było śliczne (Małecki słynie z tego, że żadnej fuszerki nie przepuści), muzyka prościutka, stylowa i pomyślana przez kompozytora tak, by nie sprawiała niewprawnym instrumentalistom przesadnych trudności. A scena miłosna Anusi i jej zalotnika Horacego, w której słowne wyznania zastępował dialog skrzypiec, stano stanowiła szczyt aktorskiego, muzycznego i teatralnego mistrzostwa (grający wówczas te role Paulina Kinaszewska i Marcin Przybylski, ukończyli szkoły muzyczne)” [Małgorzata Komorowska, „Ruch Muzyczny” nr 13, 27 czerwca 2010].

 

 

Leave a Reply