Przejdź do treści

II 1998

Luty 1998

 

 

28 lutego

SARAGOSSA Tadeusza Bradeckiego, reż. autora, scenografia Barbara Hanicka, muz. Stanisław Radwan, Teatr Narodowy, Scena im. Bogusławskiego [26 x, 7708].

 

„Spektakl uwodzi nie tylko intrygującym tematem, ale i rokokową bez mała formą, nawiązującą do szkatułkowej kompozycji „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. Inscenizator wykorzystał techniczne możliwości sceny (deus ex machina, zapadnie, efekty świetlne), sięgnął po środki farsy, opery i teatru jarmarcznego, dając widowisko barwne, o zmiennych nastrojach i rytmach. W tym wielowątkowym spektaklu przewodnikami są Potocki (Jerzy Łapiński) i Don Belial (Teresa Budzisz-Krzyżanowska). Łapiński ukazuje dramat człowieka, borykającego się z własnym dziełem, które go bodaj przerosło, ale też w licznych wcieleniach błyszczy poczuciem humoru, okazuje królewski dystans do świata i wielkopański gest. Demoniczny Belial Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej jest reżyserem ostatniego spektaklu myśli Potockiego, jest echem jego myśli, a może myślą tylko” [Tomasz Miłkowski, „Trybuna” nr 60, 12 marca 1998].

 

„Tadeusz Bradecki zwracał przed paru laty uwagę na niebezpieczeństwo hodowania w Narodowym szlachetnych i nudnych pił. A tu jego własna fantazja teatralna oparta na życiu i powieści Jana Potockiego – zdająca się w lekturze całkiem efektownym scenariuszem – wykluła się na scenie jako osowiała i niemrawa czytanka, z której wyciekły emocje, wartka akcja, błyskotliwy dyskurs, komediowe gagi testowane już z dobrym skutkiem w krakowskim Rękopisie znalezionym w Saragossie. Zawiniły błędy obsadowe, aktorstwo od Sasa do lasa, kiepska dyspozycja reżysera inscenizującego własną sztukę (co, wbrew pozorom, bywa obciążeniem)” [Jacek Sieradzki, „Polityka” nr 29, 18 lipca 1998].

 

26 lutego

TOMASZ MANN Jerzego Łukosza, reż. Aleksander Berlin, scenografia Elżbieta Terlikowska, ruch scen. Tomasz Tworkowski, Teatr Ochoty [8 x]

 

„Przewrotność sztuki Łukosza polega na tym, iż jedynym obecnym na scenie przedstawicielem czytelników twórczości wielkiego pisarza jest Frank, jego osobisty fryzjer i jednocześnie agent Gestapo (…) W przedstawieniu Aleksandra Berlina to polityka zmusza do zastanowienia się nad jej moralnymi implikacjami. Wynika to nie tylko ze sposobu, w jaki potraktowany został Frank, lecz również z ujęcia roli tytułowej. Tomasz Mann Henryka Machalicy to staruszek po trosze uparty, chwilami nudny, zrzędliwy, po trosze safanduła, z którym niewątpliwie trudno wytrzymać w domu, ale przede wszystkim trudno się zorientować, jakimi racjami właściwie kieruje się ten człowiek uchodzący za autorytet moralny. Elementy groteski, obecne u Łukosza, tu w niektórych scenach wręcz dominują” [Mariusz Zinowiec, „Sycyna” Nr 6, 5 kwietnia 1998].

 

„Teatr ma wielką ochotę na nową dramaturgię, ale wcale nowym dramaturgom nie pomaga w szlifowaniu sztuk. Sztukę Jerzego Łukosza polecał Jan Kott cytowany w prasowych zapowiedziach. Myślę, że po obejrzeniu pantomimicznej sceny, w której Tomasz Mann za pomocą krzesła atakuje rękę fryzjera, podniesioną w geście hitlerowskiego pozdrowienia, zmieniłby zdanie i reżysera z autorem wysłałby na dużą kawę, żeby sobie jeszcze raz wszystko przegadali” [Roman Pawłowski,„Gazeta Wyborcza” Nr 51, 2 marca 1998].

 

24 lutego

WUJASZEK WANIA Antona Czechowa, tłum. Artur Sandauer, reż. Tomasz Konina, scenografia Katarzyna Proniewska-Mazurek, muz. Wojciech Borkowski, Teatr Ateneum, Scena 61 [27 x, 2135].

 

„Aktorzy wypowiadali tekst, nawet na ogół bezbłędnie, ale nie udało im się wytworzyć nastroju, sami bodaj nie wierzyli w sukces przedstawienia. I pomyśleć, że to w tym samym teatrze, w którym 20 lat temu, w pamiętnym spektaklu Mewy, dość, że Aleksandra Śląska westchnęła, a już ciarki chodziły po plecach” [Tomasz Miłkowski, „Trybuna”].

 

„Doprawdy nie sposób powiedzieć, o czym reżyser chciał zrobić Wujaszka Wanię, poza tym, że opowiedział najbardziej zewnętrzną fabułę sztuki. Nie jest to spektakl o straconych złudzeniach, ani o tym, że powierzchnia życia nie skrywa nic ponad to, co widać, a rzeczy i zjawiska pozostają takie, jakimi się wydają. W tekście Czechowa istnieją te wszystkie możliwości i słuchając go, ma się wrażenie jakby fonia odłączyła się od wizji i biegła inną ścieżką. To co słychać uruchamia wyobraźnię i tym samym wydaje się znacznie bardziej interesujące od tego, co grają aktorzy” [Elżbieta Baniewicz, „Twórczość” 1998 nr 7].

15 lutego

KTO SIĘ BOI VIRGINII WOOLF Edwarda Albee, tłum. Krystyna Jurasz-Dąbska, reż. Zdzisław Wardejn, scenografia Marcin Stajewski, ruch scen. Zofia Rudnicka, Scena Prezentacje.

 

14 lutego

ZEMSTA Aleksandra Fredry, reż. Andrzej Łapicki, scenografia Łucja Kossakowska, realizacja tkaniny Barbara Levitoux-Świderska, muz. Andrzej Kurylewicz, Teatr Polski [51 x, 40424].

 

Spektakl wystawiony na 85-lecie teatru, przebój dyrekcji Łapickiego. „Nie była to „przylizana” wersja Fredry, dostosowana do prostodusznych interpretacji szkolnych, wedle których nasza arcykomedia to apologia dawności i szlachty. Andrzej Łapicki (reżyser), z natury obcy wszelkim inscenizacyjnym szaleństwom, wystawił Zemstę po bożemu, ale i zadbał o rozłożenie akcentów. Ukazał piękno tradycji w bajecznie pięknych kostiumach i stylowych dekoracjach Łucji Kossakowskiej, w utrzymanych w poetyce epoki ilustracji muzycznej Andrzeja Kurylewicza, i przede wszystkim w starannie, bez mała z miłością podawanym tekście. Ale ukazał także rysy na tym obrazie, prowadząc aktorów w taki sposób, aby uchylali masek, aby pozory mogły ustąpić dramatycznej walce o życie” [Tomasz Miłkowski, „Trybuna”, 16 lutego 1998].

 

8 lutego

WSZYSTKO W RODZINIE Raya Cooneya, tłum. Elżbieta Woźniak, reż. Marcin Sławiński, scenografia Józef Napiórkowski, Teatr Kwadrat [30 x].

 

4 lutego

ANTYGONA Sofoklesa, tłum. Antoni Libera, Janusz Szpotański, reż. Zbigniew Brzoza, scen. Mihail Tchernaev, kostiumy Dorota Kołodyńska, muz. Henryk Gembalski, ruch scen. Tomasz Dajewski, przygot. chóru Irena Kluk-Drozdowska, Teatr Studio [21 x, 2921].

 

„Brzoza wystawiał na teatrze stan po wojnie domowej i tej antycznej, i tej dzisiejszej, doświadczającej najboleśniej narody, które wikłają się w wewnętrzne waśnie. W tak zaprojektowanym widowisku doskonale odnaleźli się wykonawcy, a zwłaszcza główni aktorzy dramatu: Antygona (Maria Peszek) i Kreon (Jerzy Radziwiłowicz). Ich starcie na gruzach ojczyzny było w istocie lamentem za utraconym pokojem, który próbuje Kreon zabliźnić prawem, a Antygona uczuciem. A jednak – mimo trudnych do przecenienia intencji i warsztatowej sprawności, świetnej scenografii, a zwłaszcza znakomitej muzyki Henryka Gembalskiego – widowisko Zbigniewa Brzoza pozostaje zimne” [Tomasz Miłkowski, „Trybuna”, 13 marca 1998].

 

 

Leave a Reply