Przejdź do treści

TEATR DLA MŁODEGO WIDZA CIĄGLE TAKI SAM

Istnienie teatru dziecięcego uznać należy za aksjomat. Jednak niezbędne jest ciągłe podejmowanie pytań o istotę tego teatru oraz rewidowanie jego dotychczasowych założeń. Swoista niezmienność estetyki teatru dla dzieci często sprawia, że staje się on solidną redutą prostoty, broniącą dziecko przed nowoczesnością na siłę. Problem zaczyna się w momencie, gdy ta niewielka elastyczność teatralnych propozycji dla młodego widza nie wynika ze świadomej decyzji twórców, tylko z pewnych przyzwyczajeń, z „chodzenia na skróty”. Do tego typu spektakli należy, moim zdaniem, „Tristan i Izolda” grany w szczecińskim Teatrze Współczesnym od przeszło siedmiu lat.

Szalenie trudno jest mi oceniać tego typu spektakl, zwłaszcza ze względu na moje „podwójne” uczestnictwo w „Tristanie i Izoldzie”. Z jednej strony, staram się podejść do niego rzeczowo, fachowo, jako „krytyk in spe”, który wie (albo chociaż przypuszcza), jak teatr lekturowy wyglądać powinien. Z drugiej zaś strony, mam wciąż w pamięci tę inscenizację, którą oglądałam z perspektywy ucznia zaczynającego dopiero naukę w gimnazjum. I chociaż całe moje teatralnie świadome życie bronię poglądu, że właśnie na spektaklach Teatru Współczesnego się wychowałam, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wyżej wymieniona propozycja zawodzi. Potwierdza ona tylko smutną regułę stosowaną do większości teatrów (oczywiście są wyjątki!), że ważny, rewolucyjny, twórczy może być tylko teatr dla dorosłych. Teatr dla dzieci i młodzieży stanowi zaś repertuar bezpieczny, gwarantujący frekwencję na widowni (rodzice z dziećmi, wycieczki ze szkół) oraz zyski w kasie.

Niezwykle trudno jest tworzyć teatr atrakcyjny dla dzieci i młodzieży; atrakcyjność tego teatru nie może jednak opierać się jedynie na atrakcyjności tematu czy wykorzystanych teatralnych środków wyrazu, ale przede wszystkim na ROZUMNYM BYCIU z młodym widzem. Spektakl wyreżyserowany przez Irenę Jun opowiada wszystkim bardzo dobrze znaną historię o tragicznej i niespełnionej miłości rycerza Tristana oraz jasnowłosej księżniczki Izoldy. Przez wypicie na morzu magicznego napoju, młodzi bohaterowie stają się kochankami i ściągają na siebie nieprzychylność losu. Temat piękny, jednak na deskach szczecińskiego teatru – nie porusza. Spektakl staje się wehikułem, który łatwo i szybko przenosi widzów w czas miniony, czas bohaterskiej walki, dzielnych rycerzy z ciężkimi mieczami, pięknych księżniczek i mądrych władców. Na przyszłość (ba! nawet na współczesność) spogląda jednak dość nieśmiało, co wiąże się niestety z nieprzychylnymi reakcjami młodzieży. Widz w wieku gimnazjalnym bądź licealnym jest tak naprawdę widzem najtrudniejszym; wyrósł już z bajkowych opowieści dla najmłodszych, ale wciąż musi się jeszcze wiele nauczyć, zanim wkroczy w dorosłe życie i „dorosły teatr”. Jednak teatralni twórcy, zamiast wyjść problemowi naprzeciw, chowają głowę w piasek.

Zdecydowanie najwygodniej jest powielać pewne tematyczne i formalne schematy (najczęściej podsuwane przez kulturę masową), jednak najważniejsze jest, by myśleć o dziecku. Nie warto narzucać mu naszych upodobań estetycznych czy postawy wobec życia, lecz wczuć się w kipiącą duszę młodego człowieka, pozwolić, by teatr był młodzieńczy – bez zbędnego mentorstwa. Należy pamiętać, jak ogromną funkcję w rozwoju człowieka odgrywa teatr (albo: może odgrywać). Dlatego warto dbać o widza, by go nie stracić, i mieć nadzieję, że współczesny młody widz przyjdzie kiedyś do teatru jako dorosły człowiek.

Ewa Uniejewska

Joseph Bedier
TRISTAN I IZOLDA

Przekład: Tadeusz Boy-Żeleński

adaptacja i reżyseria: Irena Jun

Premiera: 13 września 2003, Teatr Współczesny w Szczecinie

 

 

Leave a Reply