Przejdź do treści

Przegapiony mistrz nie tańczy tanga

 

O „Tangu” w reż. Jerzego Jarockiego w Teatrze Narodowym w Warszawie pisze Ewa Uniejewska, absolwentka Warsztatów Krytyki AICT. W tym samym numerze Yoricka szkic Tomasza Miłkowskiego „Jak tańczymy Tango?

 

EDEK: Panie Geniu, zatańczymy sobie?

EUGENIUSZ: Z Panem?… A wie pan,
że nawet i zatańczę.

 

 

 

29 października 2009 był dniem szczególnym zarówno dla Teatru Narodowego, jak i teatru
w ogóle. Odbyła się wówczas premiera „Tanga” Sławomira Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego – „Tanga”, które już na długo przed premierą obrosło legendą. W roku, w którym Jarocki świętuje swoje osiemdziesiąte urodziny, jeden z najlepszych reżyserów polskiego teatru podejmuje się rozliczenia z przeszłością; z „Tangiem” ze Starego Teatru w Krakowie oraz legendarnymi inscenizacjami Gombrowiczowego „Ślubu” i „Szewców” Witkacego. To właśnie w najnowszym spektaklu zbiegają się wątki oficjalnego małżeństwa, które ma odbudować porządek świata, oraz ostatecznego tryumfu prymitywu nad rozdyskutowanymi idealistami.

Ale mówiąc o „Tangu”, nie sposób nie wspomnieć od razu, na samym początku, o Zbigniewie Zapasiewiczu. Mistrz Teatru, który w „Tangu” Jarockiego miał zagrać Eugeniusza, odszedł na początku lipca. Cicho, tak niewiarygodnie nieoczekiwanie. W pół-tekstu, w pół-spektaklu, w pół-wędrówki, którą odbywał z nami poprzez kręte ścieżki Sztuki. Od tego czasu o Zapasiewiczu powiedziano dużo. Wciąż jednak odnoszę wrażenie, że przegapiliśmy Mistrza. Zachłyśnięci mnogością propozycji, z jakimi wychodzi do nas współczesny, nowy teatr, zapomnieliśmy, że „Zapasiewicz gra Becketta”. Już nie gra. I nie tańczy tanga.

Śmierć Zapasiewicza pokrzyżowała obsadowe plany Jarockiego. Do roli Eugeniusza zaczął się przygotowywać Andrzej Łapicki, który przerwał jednak próby dwa tygodnie przed premierą. Tym samym do gwiazdorskiej obsady dołączył Jan Englert. Wspólnie z Fryczem, Małeckim, Hycnarem, Wiśniewską, Szapołowską i Baar stworzyli niezapomniane kreacje, kładąc nacisk głównie na „ludzką substancję” (czego tak domagał się reżyser), a nie groteskowość postaci Mrożkowego dramatu.

Wraz ze scenografem Jerzym Jukiem Kowarskim, wprowadza Jarocki teatralnych widzów do salonu-pracowni Stomilów. W tym celu zdemontowano scenę i widownię na Wierzbowej. Powstał za to wielki krąg krzeseł, kanap i foteli, z których widzowie mają okazję przyglądać się codzienności bohaterów „Tanga”. A codzienność ta jest synonimem chaosu i braku norm. Stare bryczesy wujka Eugeniusza, katafalk, na który od czasu do czasu bywa zaganiana babcia Eugenia (w tej roli Ewa Wiśniewska), suknia sprzed lat, nikomu niepotrzebny dziecięcy wózek i wiele innych przedmiotów o nieznanej częstokroć proweniencji walają się po pokoju. Druga część spektaklu jest wyrazem przewrotu i kontrreformacji, która sprowadza się do przegonienia widzów ze sceny do równo, tradycyjnie ustawionych rzędów na widowni. Jedynie uporządkowany świat (czy też uporządkowany teatr) może spotkać się z akceptacją Artura oraz wuja Eugeniusza.

Od ponad czterdziestu lat „Tango” nie daje spokoju zarówno widzom, jak i czytelnikom. Przez ten czas obrosło dziesiątkami niełatwych do przełamania interpretacji, jednak artysta takiej klasy, jak Jarocki, mógł bez kompleksów przystąpić do nowego, świeżego odczytania arcydzieła Mrożka. Jarocki doskonale zdaje sobie sprawę, że groteska w „Tangu” stanowi jedynie formę retuszu, raczej ornamentu, a nie istoty rzeczy. Nie rezygnuje co prawda z wpisanej w sposób naturalny w strukturę scen i budowę dialogów komediowości, jednak stara się zerwać z tendencją grania „Tanga” na nutę kabaretową. Takie odczytanie sztuki pozostaje w ścisłej analogii z oczekiwaniami samego autora, który niejednokrotnie ubolewał nad przypisywaniem mu tytułu mistrza satyry narodowej. Dramat Mrożka to wciąż sztuka „bardzo serio”, dramat ludzi, a nie marionetek, karykatur czy symboli.

Jarocki postanowił zatem zrehabilitować postać Stomila, którego teatralne eksperymenty przedstawiano zwykle jako pretensjonalną szmirę niespełnionego artysty. Proponuje spojrzenie na Stomila jak na artystę dzisiejszego. Pacynkowe przedstawienie Stomila (w którego postać wciela się Jan Frycz) zamienia reżyser w teatralny eksperyment oparty na „Raju utraconym” Miltona. Dodaje tym samym wiarygodności artyście w jego późniejszych sporach z synem o sztukę.

Przedstawiciel najmłodszego pokolenia Stomilowej rodziny, Artur, to polski Hamlet a rebours, który w swoim buncie zbliża się do rangi bohatera tragicznego. Konstruując monolog Artura jako akt uzurpacji podszyty najgorszą pychą, wcielający się w postać młodzieńca Marcin Hycnar wydobywa ciemne strony inteligenckiego prometeizmu. Rozterki Artura nie budzą jednak zdziwienia. Są one naturalnymi rozterkami młodych ludzi wchodzących w życie, poszukujących sensu. Przeżywając upadek starych norm społecznych, marzy bohater „Tanga” o przywróceniu dawnych form. Nie może zgodzić się na rozluźnienie obyczajów, wszechogarniający bałagan, chaos, obecność Edka, który sypia z jego matką (Grażyna Szapołowska) oraz milczące przyzwolenie Stomila, który głosi frazesy o absolutnej wolności. Dostrzega również, że to mężczyźni zbudowali świat według swoich potrzeb, krzywdząc przy okazji kobiety, dzieci i artystów. Przywiązanie Artura do porządku to jednak nic innego jak stawianie członków rodziny na baczność, krzyk i odsyłanie babci na katafalk. Wybijany pałką (a wcześniej talerzami) przez Artura rytm stanowi dodatkową, artystyczną jakość spektaklu. Duże uznanie należy się Stanisławowi Radwanowi, który czuwał nad muzyczną stroną przedstawienia.

Powróćmy jednak do sporu między Stomilem a Arturem. Spór ten i tak okazuje się praktycznie bez znaczenia, bo jego zwycięzcą zostaje osoba z zewnątrz – Edek (świetna rola Grzegorza Małeckiego), prymityw, którego siła wystarczy, by roznieść Artura kopniakami i zaprowadzić swoje rządy. A pozostali bohaterowie mogą już tylko zatańczyć, jak Edek im zagra. Finalne tango, wykonywane przez Edka i Eugeniusza do La Cumparasity, pozostaje na długo w pamięci.

Prawdziwie tragiczną postacią jest jednak Ala (Kamilla Baar), śliczna kuzynka-narzeczona Artura. W chwili, gdy Artur, cały czerwony na twarzy, wspina się na krzesło stojące na stole niczym Kordian na Mont Blanc, jej zwykłe, ludzkie pytanie „A co ze mną?” porusza do głębi i brzmi mocniej niż kiedykolwiek.

Stworzony przez Mrożka dramat to fenomen na skalę światową. Nigdy wcześniej sztuka tak bardzo polska nie była aż tak czytelna i atrakcyjna poza granicami naszego państwa. Siła tekstu leży głównie w zawartej w nim diagnozie świata – świata pomieszanych wartości. Gdy tylko pojawiły się pogłoski, że Jarocki zaczyna próby do „Tanga”, w teatralnym środowisku zawrzało. Liczono, że połączenie tekstu Mrożka oraz teatralnych wizji Jarockiego przyniesie spektakl ważny, znaczący, spektakl wysokiej klasy. Nie zawiedliśmy się.

 

EWA UNIEJEWSKA

 

 

 

Leave a Reply