Przejdź do treści

WARSZTATY KRYTYKI TEATRALNEJ- PODSUMOWANIE, ALE&

Uwagi na zakonczenie warsztatów i przed otwarciem następnych.

Spojrzenie od środka jest zawsze spojrzeniem bardzo subiektywnym. A już z perspektywy autora pomysłu i w dużej mierze jego realizatora nie ma szans na jakikolwiek obiektywizm, co nie znaczy, że nie dostrzegam popełnionych błędów i wypaczeń. Były one tylko natury organizacyjnej, nie merytorycznej, więc łatwo je w kolejnych edycjach (mam nadzieję, że kolejne będą) wyeliminować.

Warsztaty krytyki teatralnej były pomysłem dobrym. To nie ulega wątpliwości, bo znalazło swoje potwierdzenie nie tylko w opiniach, m.in. Emilii Krakowskiej, Izabeli Cywińskiej, Pawła Dobrzyckiego, Adama Woronowicza, Henryka Talara, Dobrochny Kędzierskiej, Walentyny Trzcińskiej, ale – co najważniejsze – w efektach naszej trzymiesięcznej pracy. Grupa uczestników warsztatów to głównie młodzi ludzie jeszcze studiujący bądź już po studiach, pracujący w różnych instytucjach i firmach, nie tylko stricte humanistycznych, choć to zdecydowanie przeważało, co jest oczywiste. O teatrze pragną pisać jednak głównie ludzie o wykształceniu humanistycznym.

Moje spojrzenie na warsztaty, właściwie na grupę ludzi uczestniczącą w warsztatach jest dosyć specyficzne, bo głównie poprzez otrzymywane i wysyłane maile. Głównie, choć nie wyłącznie. Taki los koordynatora. Z maili można jednak zupełnie nieźle ludzi poznać. Najzabawniejsze na początku było dla mnie odgadywanie na podstawie maili wyglądu osób – spotykając się z uczestnikami warsztatów, próbowałam przypisać adres mailowy do konkretnej osoby. I ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu z reguły trafiałam! Grupa uczestników w miarę, gdy ją coraz lepiej poznawaliśmy, wzbudzała w nas coraz większy entuzjazm. To byli bardzo interesujący, wrażliwi, mądrzy ludzie, których na warsztaty przywiodła przede wszystkim miłość do teatru. Wiem, że to może zbyt wielkie słowo, że używanie takich słów dzisiaj jest bardzo de mode, ale… Uważam po prostu, że należy ich używać, jeżeli są prawdziwe. Ci ludzie pragnęli, co może być zaskakujące, przede wszystkim rozmów. Spotkań z ludźmi, z którymi nie mają okazji się spotykać, oddychania tym samym powietrzem, odczuwania tego samego zapachu wzajemnej obecności. I to było w tych kontaktach najpiękniejsze i najcenniejsze. Wszyscy prowadzący zajęcia podkreślali, że grupa jest wyjątkowa. Wyjątkowa, bo bardzo zindywidualizowana. I, używając znowu słowa może zbyt wielkiego, indywidualnie pełna wewnętrznego buntu. Buntu, który przecież zawsze, od wszech czasów, był genetycznie przypisany młodości, a który w dzisiejszych czasach jest nie tylko de mode, ale czymś wstydliwym.

Usiłowanie wtłoczenia wszystkich w te same ramki, ku którym zmierza globalizacja, a w tym i polska edukacja nastawiona przede wszystkim na przeciętność i „poprawność polityczną” w każdej dziedzinie i dyscyplinie, jednak są, jak udowodniły to choćby nasze warsztaty, skazane na niepowodzenie. Na szczęście. Na warsztatach uwypukliły się w sposób zdecydowany osobowości. Większe i mniejsze, ale w sposób wyraźny. Niektórzy chcieli lepiej poznać tajniki opisywania teatru, inni pragnęli skonfrontować to, co już piszą, publikują ze specjalistami, jak podkreślali. Uczestnictwo w warsztatach przekonało ich, że recenzent to krytykant, że to nie na tym polega, że jest to nie tylko konkretna umiejętność, ale i bardzo konkretna wiedza. Uczestnicy warsztatów podkreślali m.in., jak przydatne są dla nich informacje dotyczące czegoś tak banalnego, można powiedzieć, jak historia polskiej krytyki teatralnej. Historia zaprezentowana przez Tomasza Miłkowskiego i Jadwigę Opalińską w pigułce, naturalnie. Nagle dostrzegli jakąś spójność w tym wszystkim, co się określa mianem krytyki i jakieś własne osadzenie w konkretnym kontekście. Warsztaty dały nam kontekst, jakby określiły nasze miejsce – mówiła Zuzanna Talar – Sułowska, najciekawsza osobowość naszych warsztatów. To, co mnie interesuje, a więc przede wszystkim teatr mojego pokolenia, czyli ludzi w okolicach trzydziestki, nagle w moim myśleniu i śledzeniu teatru wskoczyło na jakieś swoje miejsce. Wszystko, co się dzieje w teatrze nie wzięło się znikąd, nowatorskie rozwiązania czy poszukiwania, okazały się nie tak nowatorskie, jak myślą ich twórcy – mówi Magdalena Pauk, najbardziej buntownicza „warsztatowi czka”. Poznaliśmy wspaniałych ludzi, mogliśmy ich dotknąć, z nimi rozmawiać. Rozmawiać – to najważniejsze. Nie słuchać, ale rozmawiać. Głównie za to dziękuję, za to jestem wdzięczna organizatorom warsztatów – podkreślała Ewelina Drela.

Oczywiście, efektem warsztatów są prace uczestników. Nie tylko recenzje, ale i próby teatralnego reportażu, wywiadu, prowadzenia spotkań, dyskusji sterowanej tzn. podporządkowanej konkretnemu tematowi itp. Różnorodność prac określa temperament ich autorów. A pisane na samym początku bajki i opowiadania – wyobraźnię i wrażliwość. O umiejętności posługiwania się słowem nie piszę, bo tę wszyscy mieli opanowaną i dość swobodnie poruszali się w różnych materiach opisywania teatru. Z satysfakcją natomiast patrzyłam na rosnącą świadomość odpowiedzialności za słowo. Tu cugle nałożył Henryk Talar, mówiąc jedno proste, ale jakże ważne zdanie: Aby pisać o teatrze, trzeba ten teatr kochać. Aby pisać o aktorach, trzeba pamiętać, że za graną na scenie postacią stoi żywy człowiek. I należy mu się szacunek. To nie oznacza absolutnie, że należy nas głaskać po głowie, ale nie wolno naruszać naszej godności. I Emilia Krakowska: Nie chodzi o pochlebne recenzje, ale też niepotrzebne są nam recenzje, w których jednym zdaniem kwituje się pracę aktora czy reżysera: „był świetny w tej roli” czy „wizja reżysera była interesująca” itp. Albo: „był nieciekawy”, „spartaczył rolę” czy przedstawienie. Cóż to znaczy? Mnie interesuje, dlaczego zagrałam według opinii recenzenta źle czy dobrze, co go w mojej interpretacji nie przekonało, jakaś analiza tego, co zaproponowałam. Paweł Dobrzycki uświadomił uczestnikom warsztatów, że teatr to nie tylko reżyser i aktor, ale i scenograf. I jak istotną rolę w teatrze pełni scenograf jako organizator przestrzeni. Jerzy Satanowski mówił o roli muzyki w przedstawieniu nie jako ilustracji, ale elementu integralnie wpisanego w całość przedstawienia. Powiedzmy, że są to sprawy oczywiste, ale… Recenzje, jakie czytamy w prasie, udowadniają, że wcale takie oczywiste nie są, a to, co się dzieje w teatrach są dowodem na zarozumiałość wielu reżyserów i nierozumienie tego, co robią. Mówię tu o reżyserach, którzy sami robią scenografię (nie będąc artystami plastykami nawet) uważając, że wystarczy na scenie postawić jakiś stołek czy zamarkować okno i już jest scenografia. A na afiszu reżyser i scenograf w jednej postaci wygląda ładnie. Finansowo też. No, ale to odrębny temat, do którego wrócimy na łamach Yoricka.

Co było najważniejsze? Powtórzę jeszcze raz: spotkanie i rozmowa. Oddychanie tym samym powietrzem w jednej przestrzeni i wyłaniające się z tych spotkań refleksje. Nie tylko na temat teatru. Dlaczego tak ogromnym powodzeniem cieszyły się spotkania (było ich na prośbę uczestników więcej niż zakładał program) z Emilią Krakowską? Bo ona właśnie przede wszystkim rozmawiała. Rozmawiała, nie mówiła.

Jako Klub Krytyki Teatralnej, Sekcja Polska AICT funkcjonujący przy Stowarzyszeniu Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej wystąpiliśmy o dotację na kolejną edycję warsztatów krytyki teatralnej. Pierwsza przekonała nas, że takie warsztaty są potrzebne. Nie tylko nam.

Pragniemy też serdecznie podziękować wszystkim, którzy nam w zorganizowaniu i prowadzeniu tych warsztatów pomogli. Stowarzyszeniu Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej za ów niezbędny, by w ogóle rzecz stała się realna, „parasol” organizacyjny nad nami i życzliwość ludzi, którzy się w to przedsięwzięcie zaangażowali osobiście, jak Barbara Janiszewska i Jerzy Jakobsche, którzy składali niezliczone ilości niezbędnych podpisów pod różnymi pismami i umowami oraz Danuta Kuchcińska, która czuwała na porządkiem we wszystkich dokumentach i Ewa Jędrzejczyk czuwająca nad finansami. Szczególnie dziękujemy Barbarze Janiszewskiej, która nam z entuzjazmem kibicowała, uczestnicząc w wielu zajęciach i dokumentując je fotograficznie, także zamieszczając część naszych materiałów na stronie internetowej Oddziału Warszawskiego SDRP. Dziękujemy p. Ryszardowi Wrzesińskiemu – Porthosowi, dobremu duchowi naszego Klubu i warsztatów, właścicielowi Salonu Kapelusz i Czapka Porthos, Związkowi Literatów Polskich, Jakubowi Bułatowi, właścicielowi księgarnio – kawiarni Tarabuk i dyrektorom teatrów, które zapewniły nam uczestniczenie w próbach i przedstawieniach, więc Wojciechowi Malajkatowi, Janowi Englertowi, Maciejowi Englertowi, Izabelli Cywińskiej, Jarosławowi Kilianowi, Sylwestrowi Biradze, Maciejowi Kowalewskiemu, Janowi Buchwaldowi i in. I, oczywiście, wszystkim prowadzącym zajęcia i uczestniczącym w zajęciach.

Justyna Hofman – Wiśniewska

 

Leave a Reply