Przejdź do treści

FOTO – OBRAZY WEWNĘTRZNE

Fotografia Czesława Chwiszczuka to zanurzenie się w świat metafory, poetyckości, symboliki, wręcz baśni czy snu. To zatarcie granic między malarstwem a fotografią, to cyfrografią świat malowany.
Autoportret z nimbem
Głęboko wewnętrzny świat. Tak głęboko, że chwilami wywołuje pewne zażenowanie odbiorcy. Bo aż tak można w tym uczestniczyć? Zanurzyć się? Zapaść? Utożsamić z tą refleksyjnością, tą symboliką, tym kolorytem, tym kontekstem tak dalece, że zaczyna być jak własny?
 Foto-obrazy Chwiszczuka to jakby wycieczka najgłębiej w siebie i ucieczka od siebie. Świat pięknej metafory, symbolu, baśniowej scenerii jest jakimś naskórkiem obnażającym samotność. Samotność człowieka i samotność twórcy w tym świecie zagonionym, chaotycznym, nieprzyjaznym, groźnym i niepokojącym. Dzięki fotografii groźny i niepokojący świat zewnętrzny przeistacza się w świat intymny i przychylny. Spokój ten ma jednak swoją cenę – mówi artysta. Mam tylko wątpliwości, czy dzisiaj jak dawniej fotografia stanowi dla niego ów świat oswojony i przychylny? Światło, cienie i półtony to kusząca synteza opowieści artysty o sobie i swoim czasie. A interioryzm to także mechanizm obronny polegający na uwewnętrznieniu zewnętrznych treści i zamienieniu ich w symboliczną strukturę i poezję baśni. Ciche mówienie do siebie staje się coraz to cichsze, w końcu zamienia się w myślenie – mowa została uwewnętrzniona – łosił czołowy strukturalista XX stulecia, Jean Piaget. Mowa Chwiszczuka w jego fotografiach czy – jak wolę – foto – obrazach została głęboko uwewnętrzniona.  jest – dla mnie przynajmniej – z jednej strony człowieczym krzykiem rozpaczy i nadziei („Rozmyślania”, „Samotność”, „Zaczarowany potok”) i jakąś kojącą w pewnym stopniu duszę samoobroną przed lękiem, jaki świat rzeczywisty wzbudza w niektórych, wyłapujących lęki z pajęczych sieci życia, twórcach. To uwewnętrznienie daje jakby ukojenie, pełni funkcję obrony i ochrony. Może nawet daje złudzenie – jakże oczekiwane i upragnione przez artystów – nieśmiertelności? Zanurzając się w ów świat wyczarowany z wewnętrznych refleksji, emocji i wrażliwości Chwiszczuka mamy nadzieję? wrażenie? przeczucie tylko? i nieśmiertelności własnej? Coś z tych impresji w tym wszystkim jest. Dzieło stuki, a więc i fotografia, tak naprawdę jest wykreowane przez odbiorcę. To on daje mu ów niezbędny kontekst i sprawia, że ono żyje. Piaget mówił o strukturalizacji procesów poznawczych w odniesieniu do pedagogiki i percepcji dziecka. Jest to dobry instrument także do poszukiwań i rozważań teoretycznych i intelektualnych w przestrzeni twórca – dzieło – odbiorca – kreacja. Każdy ma zdolności przystosowawcze, asymilacyjne i akomodacyjne. Zdolność dopasowywania wzrasta dzięki wzrastającej złożoności i stałości struktur poznawczych, które rozwijają się na bazie struktur odziedziczonych, ale i znanych z autopsji czy percepcji. Na ich fundamencie odbiorcy tworzą swoje schematy budujące ich wiedzę. Tą ogólną, ale i tą jednostkową.
    Najbardziej fascynuje metaforyka i symbolika, bo przemawia natychmiast, jest tym impulsem wywołującym skojarzenia, ale i konteksty. Konteksty, których poszukujemy w świecie dzieł twórcy, ale i we własnym wnętrzu. Zderzenia  artysty z rzeczywistością, tym kawałkiem rzeczywistości, który ukradł czy wyrwał światu i utrwalił jako fragment swojego świata, bo to on dokonał wyboru. Wyboru miejsca, czasu i przestrzeni. A następnie z tegoż fragmentu zaczął budować jakąś własną całość, coś bardzo osobistego, prywatnego, intymnego – np. „Zaczarowany Potok”, „Leśna madonna”, „Patrząc w górę”, „Już czas”. „Zaczarowany potok” wypełniają jasne kobiece ciała, które wpadły weń niczym nimfy – rusałki z głuszy leśnej i płyną porwane jego pienistym, rwącym nurtem. Niesione prądem, ale i wpatrujące się w nieznaną głębię. W dodatku w głębię, której de facto w takich potokach nie ma. Są bystre, jasne, szemrzące, śpiewające, rwące, ale i skrywające w swych toniach jakąś tajemnicę. Piękna? Cudu? Zachwytu? Nieprzemijalności? Ileż jasnych, pięknych, młodych ciał kobiecych spłynie z jego rwącym nurtem, rozpłynie się po kamieniach, na których srebrzyście i dźwięcznie skacze i przeminie? A potok pozostanie. Trwale, niezmiennie spływający z właściwym sobie poszumem z zalesionych i zakorzenionych gór. Wszyscy przeminiemy, i nasze piękno przeminie, i młodość utonie w tym strumieniu. On pozostanie. Zaczarowany w swym trwaniu.
W konarach i pniach leśnych drzew zatrzymane są na chwilę madonny z dzieciątkiem, koty z marsowymi minami i różne artefakty. Zostanie dziecko – symbol nowego życia.
 Foto – obrazy Chwiszczuka są jak sygnały… radiowe? Coś z tego klimatu i tego nerwu, gdyż trudno tu mówić o jakiejś jednoprzestrzennej transmisji, gdyż tak naprawdę w powodzi głosów i pogłosów, na wszystkich możliwych częstotliwościach, niczego konkretnego on nie mówi, a jednocześnie pozostaje wrażenie intencji, nostalgii i romantyzmu skażonego (w dobrym znaczeniu tego słowa) poetyckim kontekstem. Przez ten świat baśniowej poetyki i symboliki przebija się szum informacyjny trwający na zewnątrz, rozbijający nasze „ja”, unicestwiający je, szum językowy i emocjonalny towarzyszący tym pejzażom rozbicia. Chwiszczuk buduje w swoich fotografiach nowe figury świadomości, która zdezintegrowana dąży – z sukcesem! – do harmonii. To, gdybym miała przyrównać do poezji, są krajobrazy rodem z wierszy i dramatów Tymoteusza Karpowicza. Przedmioty tracą swą przedmiotowość, ludzie tracą swe twarze i swą wyrazistość, ale pozbierani czy wyłonieni obiektywem aparatu z rzeczywistości zaczynają tworzyć harmonijny, spójny świat. Oczywiście, świat Czesława Chwiszczuka, jego lęków, jego żywiołów, jego tęsknot i jego metamorfoz. I naszych kreowanych z jego impulsu refleksji i doznań. Rzeczy, postacie spotykają się na nowo i tworzą nowy kontekst. Jakby rodzą się z otchłani i tworzą świat, w którym wszystko nakłada się na siebie. Fotografik może stworzyć niekończącą się ilość ujęć i przetworzeń i radość płynącą z tego banalnego przecież stwierdzenia u Chwiszczuka widać wyraźnie. To taka radość dziecka wypełniona świeżością doznań. Różnych w różnych porach dni, nastroju, kolorycie świateł i barw, przemiennych kompozycji.
Częstym motywem, a raczej konstrukcją, jest w jego foto – obrazach charakterystyczny obraz kosmosu z centralnie umieszczoną postacią maleńkiej kobiety. Jakaś drobinka we wszechświecie, ale i jaki to znaczący ludzki okruszek! Przecież to w niej narasta, powstaje nowe życie. Chwiszczuk z jednej strony jest porażony ową kruchością kobiety, z drugiej zafascynowany i zachwycony jej siłą wynikającą z daru, jakim jest macierzyństwo. I takie tkwiące w niej zakotwiczenie świata. Tego świata „tu” i „teraz”, namacalnego, realnego, dotykalnego i odczuwalnego wszystkimi nerwami ciała i duszy.
 W  Foucaultowskiej koncepcji uznającej prymat języka w procesie kreacji naszego sposobu myślenia jedyną rzeczywistością, o której mówi znak, jest on sam. Rzeczywistość tekstu, obrazu powstaje w interpretacji dokonanej wedle reguł, które ujawniają się dopiero w trakcie czytania, oglądania. Tekst staje się więc tym samym rzeczywistością otwartą. I taką rzeczywistością otartą są foto-obrazy Czesława Chwiszczuka. Oglądanie jego fotografii jest jakby fotografowaniem od początku. Dawny porządek musi ustąpić chaosowi niszczącemu to, co narzuca się w interpretacji, by dzięki „rozpraszaniu” osiągnąć  alternatywę semantyczną niezależną od intelektualnych stereotypów.  Chwiszczuk opisuje naszą czasoprzestrzeń jako rzeczywistość, w której obrazy będące efektem niemającego końca procesu reprodukcji są ledwie fantomem realnego jej zapisu, a tym samym wykluczają jakąkolwiek konfrontację z przedmiotem swego odniesienia. Napięcie między obecnością a nieobecnością staje się sprawą nieważną, różnica między „prawdą” a „fałszem” przestaje mieć  znaczenie. Fotografia  stanowi fundament komunikacji i zarazem sposób praktykowania tożsamości podmiotu, fotografia zaś w napięciu podmiot – aparat – obraz ukazuje wewnętrzne prawa tej rzeczywistości.  Chwiszczuk intuicyjnie uznaje za dzieło sztuki wytworzony przez odbiorcę kontekst. W jego foto-obrazy wpisany jest odbiorca, który interioryzuje siebie do przekazu, a w nim „przemyca” dzieło sztuki.
W baśniowo – mitologicznej poetyce foto – obrazów Czesława Chwiszczuka spotykamy się jak w pięknym i znanym krajobrazie. Artysta posługuje się bowiem bardzo konkretnymi znakami, dzięki którym wprost odnosi się do naszej wyobraźni, wrażliwości, intelektu. Znaki te odczytamy na każdym poziomie, w każdej warstwie. Ich przetworzenia są tym samym wyraziste i precyzyjne. Wszystko jednak, także różnorodne tricki techniczne i formalne, służy narracji, opowiadaniu własnym językiem o sprawach dla każdego najistotniejszych, jakimi są narodziny i śmierć. Życie? Tak, życie też, ale to już nurt płynący korytem, jaki każdy z nas sobie wyżłobi. Każdy zawieszony na osi przestrzeni i czasu na kartach kroniki zwanej życiem tworzy swój los i zostawia swój ślad. Tyle że nie każdy ślad warto ocalić od zapomnienia… Tym bardziej pytania kim jesteśmy? Skąd przybywamy i dokąd zmierzamy, powinny nam towarzyszyć nieustannie, powinny być wpisane w każdy dzień i każdą chwilę dnia. Bo są to pytania, na które w jakimś momencie każdy będzie musiał odpowiedzieć. Choćby sam sobie.
Justyna Hofman – Wiśniewska
Czesław Chwiszczuk, artysta fotografik, adiunkt w Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, obecnie ma otwarty przewód habilitacyjny.

Leave a Reply