Na scenie studio Teatru Narodowego „Mrok”. Za tę sztukę Mariusz Bieliński został nagrodzony przez jury konkursu na dramat(gr. drama), rodzaj literacki (obok epiki i liryki), obejmuj... More nawiązujący do spuścizny Jana Pawła II.
Brzmi to umiarkowanie zachęcająco, jeśli pamiętać, że wszelkie utwory okolicznościowe naznaczone bywają skazą wymuszonego tematu. Nie tym razem jednak. I autor, i jury potraktowali hasło konkursowe bardzo szeroko, uważając, że warunki konkursowe zostały spełnione, jeśli mowa o duchowych rozterkach człowieka. A o tym mowa bez wątpienia. Bieliński ukazuje dojrzewanie młodego człowieka w tzw. normalnej rodzinie, z rodzicami i troskliwym bratem, ale mimo to w poczuciu osaczenia i osamotnienia. Rzecz w tym, że to osobowość nadwrażliwa, dla której światy realne i pomyślane nie mają wyraźnych granic, a przejście z jednej rzeczywistości w drugą bywa niezauważalne.
Rzecz teatralnie kusząca, bo daje w rezultacie chwiejny i niepewny, schizofreniczny kształt rzeczywistości: nie wiadomo, co, kto i kiedy jest pokazywane, mimo że wszystko – jak to w teatrze – toczy się w czasie teraźniejszym, mimo że bohaterowi towarzyszy jego agresywne alter ego, mimo że na scenie dokonuje czynów okrutnych, morduje (albo i nie morduje) rodziców, popełnia (albo i nie popełnia) samobójstwo. To jednak wcale nie jest zabawne, choć reżyser i aktorzy nie stronią od sytuacji podbarwionych komicznie: kiedy Sławomira Łozińska i Andrzej Blumenfeld portretują rodziców Marka, nie szczędzą przerysowań, aby ujawnić śmieszną jałowość ich egzystencji. Takich sytuacji jest w przedstawieniu więcej, a służą rozbiciu jedności świata przedstawianego. Ta swoista asynchronia tragicznego sensu sztuki i jej „lekkiej” prezentacji, bardzo nasyconej konkretem obyczajowym, wzmacnia wiarygodność tej dziwnej, niebezpiecznej opowieści, pozwalającej zerknąć we wnętrze osobowości zainfekowanej neurozami. Dramat Marka – w twej roli pełen życia, ale i wynaturzonej energii, Marcin Hycnar – polega na błądzeniu w gąszczu doznań o niejasnym pochodzeniu. Jego wysiłek, aby sprostać interpretacji świata, co w nim prawdziwe, a co tylko zmysłowe, to tragiczne uwikłanie nadwrażliwej psychiki, nie koniecznie oznaczonej jako jednostka chorobowa. W ten sposób banalne anegdoty o pierwszej przejażdżce rowerem czy o kurze wiezionej synowi w podarunku, stają się budulcem wielkiej narracji o sensie życia. Jak powiada Matka: „Żyć trzeba. Dom i dzieci mieć. I wszystko dla nich poświęcić”.
Tomasz Miłkowski
Mariusz Bieliński, „Mrok”, reżyseria i opr. muzyczne Artur Tyszkiewicz, scenografia Jan Kozikowski, Teatr Narodowy, scena Studio, prapremiera 8 maja 2008