Krytyka akademicka sięgnęła bruku. Oto krytyk akademicki (tj. z Akademii Teatralnej), pisujący w Gazecie Stołecznej, swoją recenzję z „Wędrowca” Connora McPhersona w Teatrze Małym zatytułował słodko-kwaśno „Wstydu nie ma, ale tekstu szkoda” (20 marca 2008).
Nie wiadomo, co ma piernik do wiatraka. Widać recenzent przeczytał to i owo z programu teatralnego, ale niedokładnie. Zwłaszcza pominął tekst sztuki, bo to nie Malajkat sprosił „kumpli” na popijawę, ale autor tak to chytrze umyślił, choć recenzentowi nie w smak (?), że towarzystwo grając popija. I to dość, aby spektakl odesłać na deski teatru Syrena, albowiem skąd inąd recenzentowi wiadomo, że Malajkat ma objąć Syrenią dyrekcję. Ale od Narodowego wara, bo tu (zapewne) ma być wzniośle i smutno. I metafizycznie.
I oto wytacza akademik działo najcięższe. Nie wie albowiem, kim jest ten Nieznajomy (którego gra Wakuliński), czy diabłem, postacią metafizyczną, nadprzyrodzoną, która przybywa, aby wydrzeć Sharky'emu (to Zamachowski) duszę przy pokerze, czy też jedynie projekcją udręczonej wyobraźni Sharky'ego. Niepokoi recenzenta, jak powiada, „status otologiczny postaci”, Wakuliński reprezentuje bowiem wedle niego „kieszonkowy demonizm”. To prawda, nie dymi mu się z uszu, rogi nie wystają, kopytka nie krzeszą iskier, cudów nie sprawia, ale w tym właśnie siła tej kreacji.
Czas stroskanego recenzenta pocieszyć, że i sam autor miał kłopoty z owym statusem, choć sztukę nie tylko napisał, ale również reżyserował. Z pewnym zdumieniem przyjął do wiadomości, iż część widzów dostrzegła w Nieznajomym jedynie twór wyobraźni Sharky'ego, ale uznał, że i taka interpretacja ma sens. Nie ma więc jednoznaczności, a oczekiwanie, że na scenie odbędą się egzorcyzmy zgodnie ze wskazaniami Kongregacji Wiary jest co najmniej zastanawiające. Pomyłka z adresem. Podobnie jak paradna pretensja, że teatr wystawia sztukę o spotkaniu wigilijnym na Wielkanoc. Tak jakby to była szopka objazdowa.
Marta Fik mawiała, że trzeba recenzentom pisać w programie, o czym jest sztuka i wszystko wyjaśniać, żeby wiedzieli, czego się trzymać. Narodowy nie zaniedbuje tej wskazówki i w programie można znaleźć nie tylko tekst sztuki, ale też obszerny wywiad z autorem i wiele innych cennych informacji, m.in. fragment „Fausta” Goethego czy anglogermańskiego poematu „Morski wędrowiec”, które wskazują na źródła inspirujące autora. A jednak Marta Fik myliła się zakładając, że recenzent nie poskąpi grosza i kupi program. A jeśli już kupi, że przeczyta. A jeśli przeczyta, to zrozumie.
Semła