Przejdź do treści

Chrystus na politycznej scenie

Dystrybucja ról czy mistyfikacja

 

Wszyscy podejmujemy w naszym życiu jakieś role. Co więcej role te wypełniamy zgodnie z istniejącymi od wieków modelami. Najtrwalszym modelem jest układ hierarchiczny w kształcie piramidy. Na dole lud, na górze najwyższy władca. I jak się zdaje na nic zdały się rewolucje społeczne – najwyższy władca  potrzebny jest ludziom w dalszym ciągu.  Problem tylko polega na tym czy ma być królem czy cesarzem.

Oczywiście problem dotyczy tylko logiki historycznej, jeśli można tak powiedzieć. Cesarz jest pojęciem hierarchicznie ważniejszym niż król. Cesarz rzymski August był zwierzchnikiem króla Izraelitów Heroda. Jezus mówiący, że królestwo jego nie jest z tego świata, pozostawał w świecie żydowskich wyobrażeń. Pozostawał w świecie religii jednego wybranego narodu. Zgadzał się, że jest królem żydowskim, ale nie zgłaszał jeszcze pretensji do uniwersalnego panowania nad światem. „Co jest cesarskiego, oddajcie cesarzowi" to poddanie się prawom wyższym niż królewskie. Mieściło się to w aktualnej sytuacji politycznej, ale nic na to nie poradzimy, że dało to początek istniejącemu modelowi hierarchicznemu. Jezus Chrystus pozostał królem, a nie cesarzem. Korektę wprowadził apostoł Paweł, który zadbał o upowszechnienie słowa Chrystusowego na cały śródziemnomorski świat.

Wcześniejsza skromność Jezusa Chrystusa wynikała z historycznego faktu, że zorganizowane społeczeństwa z Jego czasów posiadały swoich króli, którzy pełnili również rolę najwyższych kapłanów. Reprezentowali swój lud przed swoimi bogami, z którymi rozmawiali. Chrystus był również najwyższym kapłanem, komunikował się z Bogiem Ojcem i posiadał królestwo „nie z tego świata”. I choć teologowie mogą nadać temu nazewnictwu inne znaczenie, analogia historyczna pozostaje w mocy.

Być może, świadczy to tylko o efemerycznej roli cesarstwa jako organizacji sprawowania władzy. Wprawdzie cesarze bizantyjscy chcieli pełnić obie role: cesarza i najwyższego kapłana, ale cesarzom zachodnim rzecz się nie udała nawet na krótki okres. Zbyt wielka była władza duchowa Rzymu i rezydującego w nim papieża. Królowie i książęta utrzymywali bezpośrednie kontakty z Rzymem i często pomijali pośrednictwo cesarza. Poza tym na swój sposób chcieli odtworzyć dawną rolę Króla w jego funkcjach władcy i przywódcy duchowego.

Próby te miały nie tylko wymiar państwowy, lecz także rytualny i widowiskowy. Podwójna rolę króla lub najwyższego kapłana można było odtworzyć z pomocą metafory obrazowej, kojarząc autentycznego kapłana lub władcę z… Chrystusem. I ta zasada konstrukcyjna – zastawienie dwóch znaków przejętych z dwóch funkcji, dwóch postaci, kostiumów lub  symboli przetrwała przez całe wieki. Zaznaczyło się to najpierw w liturgii i rytuałach religijnych, którymi rządził surowo przestrzegany porządek hierarchiczny. Dostęp do wyobrażeń Chrystusa, figuralnych czy symbolicznych mieli najpierw papież,  królowie i książęta. Podobnie jak dostęp do czytania ewangelii. Plebs pozostawał w przyznanym mu odległym miejscu w charakterze widza lub słuchacza. A oto przykład:

 

Wiadomo też, że od VIII w., w czasie odprawianej przez papieża w Rzymie w Wielki Piątek Drogi krzyżowej, idący z tyłu diakon podtrzymywał relikwiarz Krzyża św., oparty o plecy papieża (post dorsum domini apostolici). W ten sposób naśladowano dosłownie drogę krzyżową Chrystusa. Podobnie w Jerozolimie, jeszcze w X w., patriarcha obnosił w czasie procesji relikwie Krzyża św. przymocowaną do szat liturgicznych na wysokości ramion.[1]

 

Papież zastępował Chrystusa. Znak pokory czy droga do autorytetu? W późniejszych latach obyczaje kościelne uległy pewnej demokratyzacji. Krzyż Chrystusowy podniesiono ku powszechnej adoracji, umieszczając go w specjalnym miejscu.[2]

Wielkie zmiany  w kościele pojawiły się za sprawą ruchu  millenarystycznego. Zgodnie z wykładnią Apokalipsy Świętego Jana, która zapowiadały powrót Chrystusa i jego królestwo na ziemi wszyscy oczekiwali na Jego ostateczne zwycięstwo nad szatanem i wielki dar Boga czyli nową Niebiańską Jerozolimę. Miał być nią Kościół  dzięki zwycięstwu zastępów aniołów, które stawały się teraz wiernymi towarzyszami wyznawców Chrystusa.

I tak anioły zaczęły się pojawiać w czasie mszy świętej lub też z okazji  innych ważnych wydarzeń liturgicznych, a nawet w późniejszych wiekach również z okazji wydarzeń o charakterze  państwowym. Pierwszym ich obowiązkiem było dostarczenie hostii kapłanowi w czasie mszy się, co po raz pierwszy zostało odnotowane na przełomie X i XI wieku. Na wezwanie kapłana niebo otwierało się i pojawiały się anielskie ręce, które na ołtarzu kładły hostię.[3]

Nie trzeba było długo czekać, by  od służby celebrantom ofiary Chrystusowej anioły przeszły do działań na rzecz jego ziemskich namiestników. W tym względzie kronikarze uprzywilejowali króla angielskiego Ryszarda II. Kiedy to w roku 1377 jedenastoletni Ryszard II został ukoronowany, witali go w Londynie aniołowie, którzy przed każda z czterech wież miasta sypali nań złote liści i złote guldeny. Inni aniołowie wręczali mu puchary z winem. Ze środkowej wieży niebiańskiego miasta wylatywał w końcu mechaniczny anioł, który nowemu królowi przekazywał koronę.[4] Czy można było nie służyć tak namaszczonemu królowi?

Powszechnie sądzi się, że pierwsze uteatralnione działania liturgiczne związane były ze świętem Wielkiej Nocy. Nie jest to słuszne. Działań takich było wiele. Np. Święto Bożego Narodzenia. Ustanowione je w IV wieku i wokół niego rozwijał się prawdziwie teatralny rytuał. Boże Narodzenie zostało usunięte w cień przez teologów, akcentujących mękę Chrystusa jako źródło zbawienia ludzkości. Rzecznikiem tych poglądów był m.in. wpływowy teolog i mistyk Bernhard z Clairvaux (1090-1153).

Wielki Tydzień zaczynał się jednak od wjazdu Jezusa do Jerozolimy. Pierwsze wzmianki pochodzą z V wieku. W roli Zbawiciela występował   biskup, a więc uroczystość miała wyraźną sankcję liturgiczną.  Nie mniej nic nie przeszkadzało wprowadzeniu postaci osiołka na którym siedział Jezus. Struktura wjazdu kojarzyła się w owym czasie z wielkim triumfami panujących czy wodzów, zapamiętanymi jeszcze z czasów rzymskich.  Dla monarchów średniowiecza  kryła się tu pokusa by skorzystać z możliwej paraleli i we własnych „wjazdach” zasygnalizować podobieństwo do wjazdu Chrystusowego.

 

W roku 871 Salomo, król Bretonów, przesłał papieżowi Hadrianowi II drewnianą figurę naturalnej wielkości pokrytą złotą i srebrna blachą i wysadzana szlachetnymi kamieniami. Jak na to wskazywało towarzyszące pismo figura przedstawiała owego króla jadącego na mule i miała charakter wotywny, ponieważ król z racji najazdu Normanów nie mógł sam wypełnić obietnicy udania się do Rzymu. Od razu rzuca się w oczy oczekiwana paralela między królem i Chrystusem, ponieważ król jechał na mule, jak to kiedyś uczynił Chrystus w Jerozolimie. Zestawienie takie – świeckiego władcy z władcą niebieskim – było całkiem zrozumiałe w tamtej epoce. Fakt, że magnaci rościli sobie tego rodzaju pretensje, potwierdza wjazd króla francuskiego Karola VIII do Neapolu. W kawalkadzie swoich dworzan wjechał ów potentat do miasta w długiej szacie na ośle z sokołem na lewym ramieniu jak do tego miał prawo człowiek jego rangi.[5]

   

Może nas to dziwić, ale tego rodzaju zachowania swoim czasie miały interpretacje. Mistyk Nicolas z Cusa (1401-1464) uważał, że człowiek jest żywym obrazem Boga i jego ambicje utożsamienia się z Bogiem są uzasadnione. Mówią o tym także dwudziestowieczni badacze tamtych czasów:

 

Niebo znalazło się blisko ziemi, a pojęcia imitatio i conformitas Christi były tak żywe, że nie było cienia świętokradztwa w portretowaniu siebie czy przyjaciół w postaci Chrystusa. Ludzie ówcześni obracali się w nieustannym misterium pasyjnym, w którym każdy mógł objąć role Chrystusa.[6]

 

Potwierdzają to również obyczaje kościoła prawosławnego. W Moskwie XVI i XVII wieku procesja w Niedzielę Palmową, (którą Rosjanie nazywają Niedzielą Wierzbową) miała specjalny charakter – prawdziwie państwowy:

 

W Moskwie role Jezusa Chrystusa odgrywał patriarcha. Po jutrzni w Uspieńskim Soborze duchowieństwo wychodziło na plac, święcili i rozdawali ludziom wierzby , protodiakon zaczynał czytać ewangelie o wjeździe Jezusa Chrystusa do Jerozolimy, i zdarzenia o których się w niej głosiło były wykonywane przez patriarchę i duchownych; kiedy czytał słowa: „I przywiedziono źrebca Jezusowi”, inni podsuwali konia patriarsze, on wsiadał na niego, wodze brał sam car albo bojar i procesja ruszała ku świątyni Wasyla Błażennego; z przodu szedł oddział strzelców, za nim na saniach (lub na wozie – hj) wieźli ogromne drzewo z wierzbowych gałęzi, udekorowane słodyczami, kwiatami i owocami; za drzewem jechał patriarcha „na osiołku”, błogosławiąc zebrany lud; dzieci strzelców rozściełali pod nogi konia patriarchy różnokolorowe sukna lub  odzież. Dojechawszy do cerkwi Wasyla Błażennego patriarcha, duchowieństwo, car i bojarzy wchodzili do środka świątyni, a potem w tym samym porządku procesja wracała z powrotem na Kreml i protodiakon doczytywał świąteczną ewangelię.[7]

 

I znów pierwszeństwo patriarchy i cara służyło potwierdzeniu naszej hierarchicznej piramidy Wraz z rozwojem myśli renesansowej zmieniła się tylko moda, ale zasada pozostała ta sama. Porównania chrześcijańskie ustąpiły na rzecz porównań mitologicznych. Za widowisko reprezentacyjne – tym razem we Francji – możemy tu przyjąć Balet Komiczny Królowej.  Premiera odbyła się 15 października 1581. W głębi sali na prospekcie znalazł się ogród z alejami oraz zamek z wieżyczkami, miasto i kościół z dzwonnicą. Ustawiono miejsca dla widzów pod trzema ścianami. W środku Król i jego najbliżsi.

Dekorację stanowiła grota, w której znajdował się bożek Pan, a wraz z nim wśród drzew różne zwierzęta. Za grotą gaj, miejsce zamieszkania nimf. Sala była rzęsiście oświetlona (sto woskowych świec). Wykonawcami było głównie magnaci i damy dworu. Nawet Królowa wzięła udział w ewolucjach tanecznych.

Tematem przedstawienia były Les enchantements de la magicienne Circé (Magiczne podstępy czarownicy Circe). W Argumencie widzano jak przed Królem Henrykiem III (będącym widzem i uczestnikiem zdarzeń równocześnie) pojawia się Szlachcic, który prosi go o pomoc przeciw czarom Circe.  Następuje Intermedium, w którym śpiewają trzy syreny i jeden tryton, a chór ukryty w złotym firmamencie odpowiada im. W części pierwszej salę okrążał wóz. Na jego platformie znajdował się kompozytor Beaulieu w stroju Glacusa z lirą jak również jego żona  w stroju Tetys. Powyżej na pomoście znajduje się królowa Luiza (autentyczna) w stroju Nereidy, otoczona grupą swych poddanych Nereid. Teraz następuje balet geometryczny i akcja czarodziejki Circe. Ostatecznie, w iluminowanym zamku widzowie widzzieli triumfującą Circe, u jej stóp Merkurego oraz jej więźniów zamienionych w zwierzęta.

W części drugiej przed Królem pojawiała się Minerwa na wozie, zaprzężonym w smoka, składała hołd Królowi i przyzywała Jupitera. Jupiter dosiadał orła i tak zstępując na ziemię składał ukłon Królowi i wzywał Satyry by podjęły atak na zamek Circe. Tak też się działo. Zwyciężona Circe  składała hołd Królowi.  Królowa Luiza na czele Driad uwalnia wszystkie Nereidy, trzymając za rękę swoją siostrę Margaretę, bo przecież to ona była adresatem hołdu.

Świat antyczny u stóp francuskiego Króla. O roli Chrystusa na moment zapomniano.

W Anglii festyny dworskie a następnie powstałe z nich widowiska nazywano „maskami”. Moda na „maski” przypadła na okres restauracji monarchii w pierwszej połowie XVII wieku  za panowania królowej Elżbiety. Osiągnęły one wielką świetność dzięki talentowi poetyckiemu Bena Jonsona i  fantazji wybitnego  scenografa Inigo Jonesa.

„Masek” było wiele i większość z nich odwoływała się do pojęć i figur alegorycznych. Dla nas przykładem będzie The Masque of Blackness (Maska czerni, 1605). Napisał ją Johnson specjalnie dla królowej Anny. Wystawiono ja w Whitehallu na święto Trzech Króli. Kanwą spektaklu było marzenie córek rzeki Niger, syna Oceanusa, by pozbyć się swego czarnego wyglądu. Płyną więc w kierunku Albionu na wielkiej muszli, matce pereł a wraz z nimi Niger na wielkim morsie w otoczeniu trytonów i syren, w towarzystwie nimf i murzynów oraz córek Oceanusa, które trzymając w rękach pochodnie dosiadały sześć wielkich morskich potworów. Niger i jego córki szukają oczywiście szczęśliwego kraju. Zgodnie z radą Etiopii skierowały się ku Albionowi, w którym włada król słońce, Jakub I. To on może zapewnić im zapewnić poczucie szczęśliwości, zmieniając także kolor ich skóry.

Dwór austriacki powrócił jednak do wcześniejszej stylistyki.  Szczególne zasługi miał tu jezuita Nicolaus von Avancini (1611-1686), który był autorem dramatów alegorycznych, hagiograficznych i panegirycznych lecz prawdziwym człowiekiem teatru. Korzystając z pomocy finansowej Leopolda I przebudował on Wiener Aulatheater tworząc w nim nowoczesna scenę z kulisami i machinami.

 Swoje intencje zaznaczył w inscenizacji własnej sztuki Pietas victrix, sive Flavius Constantinus Magnus de Maxentio Tyranno Victor (Zwycięska Pobożność, albo Wielki Flawiusz Konstantyn zwycięzcą Terana Maksentusa, 1659), w której zgodnie z barokowa wizją świata (trójstopniowy pionowy podział sceny) pokazywał w sposób hierarchiczny zmagania dobra ze złem. Cesarz Konstantyn był tutaj patronem Rzymu, pojawiali się nawet święci Piotr i Paweł aby zagrzać go do walki z pogańskim władcą Maksentusem. W czasie walki Pobożności i Bezbożności wody Tybru zabarwiają się na czerwono, pojawiają się latające Furie i latające węże. W powietrzu walczą ze sobą orzeł ze smokiem… Na zakończenie zaś:

 

Cesarz Konstantyn pojawia się jako zwycięzca na tronie,  umocowanym na potężnym łuku tryumfalnym. Jest otoczony swoimi poddanymi. Przed nim znajduje się jego syn, którego on powołał na swego następcę. A z chmur wyłaniała się postać anioła, który go błogosławił. Na trójczęściowym łuku, który podtrzymuje tron, znajduje się jednak dwojakie drzewo genealogiczne domu cesarskiego: zwycięstwo Konstantyna stanowi bowiem późniejszą, chrześcijańską podstawę wielkiego cesarstwa Habsburgów.[8]

 

Avancini zatem umiał w jednym dziele pokazać zwycięstwo prawdziwej wiary, utrwalić feudalne prawa dynastyczne i uzasadnić panowanie Habsburgów w Europie. A jednocześnie dać wspaniałe widowisko. 

Oczywiście wspomniana technika zestawień i porównań służyła również celom satyrycznym.  M. in. Kanceliści palestry w Paryżu (Basochiens) wyśmiewali w ten sposób Małgorzatę z Nawarry (1533), porównując ją do antycznej Furii i tracąc za karę możliwość występów publicznych.
W okresie reformacji w Anglii widowiska takie były dokumentowane z pomocą wydawnictw.
Przykładem: The Solemn Mock Procession, or the Trial and Execution of the Pope and his ministers on the 17th of Nov. At Temple Bar, 1680 (Uroczysta, ironiczna procesja albo Sąd i egzekucja papieża i jego akolitów w dniu 17 listopada w Temple Bar w roku 1680). Przedstawiała ona działanie papieża oraz jego biskupów i zakonników w dziewięciu satyrycznych obrazach (pageants) z ogromna zjadliwością.  Papież był tu porównywany do Antychrysta.

Rzecz w swoim czasie dość głośna, bo okruchy jej dotarły także do Polski, bo  jak pamiętamy z Pani Twardowskiej Adama Mickiewicza … ta karczma Rzym się nazywa... i  rządy w niej sprawuje Mefistofeles.


W niektórych krajach zachowała się pamięć o karnawałowych błazenadach. Tak było w Rosji. Piotr I wykorzystał je dla swoich politycznych celów. M.in. powołał do życia „Wesołą kompanię”, której członkami mogli być tylko młodzi ludzie z mocną głową. Wspólne picie doprowadziło do bardziej wyrafinowanych zabaw w postaci nadawania pseudonimów ze świata polityki. Piotr szafował tytułami monarchów, obdarzając nimi swoich najbliższych kompanów. „Król Polski”, „Król Petersburga”, „Książę Cezar” to tylko niektóre z jego pomysłów. Z czasem rzecz obróciła się przeciwko kościołowi. „Wesoła kompania” została przeorganizowana w „Całkowicie Żartobliwy i Całkowicie Pijany Synod Głupców i Błaznów” na czele którego stanął Niby-Papież z całym kolegium kardynałów, biskupów archimandrytów, kapłanów i diakonów. Król Polski i Papież w roli czcicieli Bacchusa…

Okres ten różnił się od obyczajów średniowiecznych tym, że pozostawiono w spokoju Jezusa Chrystusa. Oczywiście, wszyscy pamiętamy o ślubach Jana Kazimierza, który w roku 1656 ogłosił Maryję, matkę Jezusa Chrystusa, Królową Polski. Nie wielu  jednak  pamięta, że nie był to gest religijny, ale gest polityczny przybitego wypadkami króla. Miał on przysporzyć Janowi Kazimierzowi aliantów europejskich w walce z szwedzkim agresorem Karolem Gustawem i wspierającym go przywódcą europejskich protestantów  Oliverem Cromwellem. Nie było w nim pobożności, ale akt rozpaczy króla, który nie umiał radzić sobie z trudną sytuacją  Polski.

Kolejny dramatyczny  dla Polski wiek XVIII nie sprzyjał satyrycznym czy panegirycznym kamuflażom. Panegiryki i satyrę pisano wprost. Niekiedy pojawiały się zagadki sejmowe, dające szanse samodzielnego odkrycia krytykowanego osobnika. Jak powinniśmy pamiętać z ich formuły korzystał w Kordianie Juliusza Słowackiego. W XIX wieku nie mieliśmy już żadnego króla poza rosyjskimi carami, a przyrównanie kogokolwiek do cara było wyrazem wielkiej niechęci lub poetyckich emocji.

Najbardziej popularnym królem (nie mówimy o cesarzach) był król Herod z szopki, którego postać stała się narzędziem obyczajowej i politycznej satyry. Najpierw bardzo niewinnej, bo pierwszym szopkowym Herodem stał się prezydent miasta Krakowa Leo. Kilkadziesiąt lat później kostium Heroda przypadł Hitlerowi, choć rzeź Herodowa nie dorównywała zbrodniczemu rozmachowi Hitlera.

Przykładów powierzania nowych funkcji czy ubierania w panegiryczny czy kompromitujący kostium znajdziemy bardzo wiele w pismach satyrycznych. Wykorzystałem te, które bliskie są teatrowi lub religijnym rytuałom z elementami widowiskowymi. A wszystko po to by znaleźć jakieś odniesienie do apelu współczesnych parlamentarzystów polskich, którzy chcieliby wyznaczyć Jezusowi Chrystusowi rolę Króla Polski w celu przysporzenia naszemu krajowi łask Bożych.

Decyzja ma być podjęta przez Sejm Rzeczypospolitej. Więc już nie jeden reżyser ale całe gremium zajmie się przydziałem roli. I będzie głosowanie na Króla. Zatem wracamy do wolnej elekcji. Wolna elekcja to dobre słowo na określenie zamierzonej akcji, ponieważ będzie sumować indywidualne acz ukryte motywy posłów, dokonujących wyboru.

Nasz przegląd wszakże wskazuje, że wszelkie porównania papieży i królów do Chrystusa  (lub pogańskich bogów) miały na celu umocnienienie ich autorytetu  lub poniżenie ich władzy. Osoby święte (w tym Chrystus) nie miały w tym żadnego interesu, bo były tylko instrumentem, mającym przynieść pewne korzyści świeckim władcom. Władcom i oczywiście ich poplecznikom, którzy tę uzurpację lub manipulację wspierały.

My dzisiaj mamy do czynienia z poplecznictwem zbiorowym grupy inicjatywnej polskiego parlamentu, przy czym rzeczywistym beneficjentem ich działań maja być oni sami. Na razie zwrócili na siebie uwagę, ale droga do sukcesu może okazać się dość uciążliwa. Szczególnie, ze ich propozycja wykazuje pewną słabość. Słabość „narodu wybranego”, którą znamy z  dziejów biblijnych Izraela. Izraelici chcieli mieć swego Boga dla siebie. Podobnie Polacy jak to wynika z zapisków Władysława K. Wóycickiego w Pamiętniku Dziecka Warszawy również:

 

Rozsunęła się opona i ujrzeliśmy z dala stajenkę w Betleem otwartą, a w niej Panna Maria przy żłobku ze świętym Józefem klęczała (…) zabrzmiały trąby i bębny wraz z dzwonkami i ukazali się trzej królowie – dwóch białych i jeden czarny – niosąc dary bogate do ubożuchnej stajenki. Śpiewali chórem dawną pieśń (…) a gdy przy końcu uklękli, z drugiej strony ukazała się gromada rycerzy, a na ich czele król Sobieski.

Po cóżeście tu przybyli? – zapytał. Murzyn odpowiada, że z drugimi Dzieciątkowi Jezus dary przyniósł na ofiarę.

Idźcie precz zawołał w gniewie Sobieski. – Dzieciątko Boże nie potrzebuje darów waszych: urodziło się na sianku więc do nas rolników-rycerzy należy. Niech was o nic głowa nie boli, bo my tu lepiej się będziemy o jego wygody starać i podhodujemy je dla siebie. [9]

 

No, i w tym rzecz: „… podhodujemy je dla siebie…” I to jest ta nasza polska słabość „narodu wybranego”. Chcemy Króla. Jak Izraelici. A ja nawiązując do wcześniejszych rozważań o naszej ludzkiej hierarchicznej piramidzie, chcę powiedzieć, że tak do końca, to nie wiemy jakie są hierarchie w Niebie.

                                                         Henryk Jurkowski


[1] Konga Szczepkowska-Naliwajek, [1] Konga Szczepkowska-Naliwajek, Relikwiarze średniowiecznej Europy od IV do początku XVI wieku. Geneza, treści, styl i technika wykonania. Fundacja ATK, Warszawa 1996,  s.43

[2] W Polsce obyczaj ten zachował się do piętnastego wieku jak na to wskazuje fragment karty Pontyfikatu Erazma Ciołka z ok. 1515 r, znajdujący się w Muzeum Czartoryskich w Krakowie. W: Ks. Władysław Smoleń, Ilustracje świąt kościelnych w polskiej sztuce, Wydawnictwo KUL, Lublin 1987, s.103.

[3] P. Browe, Die eucharistischen Wunder des Mittelalters, Breslau 1938. W: Breslauer Studien zur historischen Theologie, N.F.IV). s.10

[4] G. Kipling, Richard II’s „Sumptuous Pageants” and the Idia of the Civic Triumph, in: Pageantry in the Shakespearean Theater, D.M. Bergeron, Athens (Georgia) 1985, ss. 86,88, 90-91, 100. Za: Johannes Tripps, Das handelbde Bildwerk in der Gotik. Gebr. Mann Verlag, Berlin, 2000, s.45

[5] Johannes Tripps, op. cit., s.104

[6] R. H. Bainton, Dürer and Luther as the Man od Sorrows, „Art. Bulletin” 1947, 29, s.269-272, za: Andrzej Dąbrówka, op. cit., s.290

[7] W. I. Rezanov, Drevne-russkiya misterialnyya „deistva” i szkolnaya drama XVII-XVIIIww. W: Istoriya russkago teatra pod redakciey W.W.Kallasza i N.E. Efrosa. Knigoizdatelstvo „Obedinenie”, Moskva 1914, T.I, s.26.

[8] Heinz Kindermann,  Theater-Geschichte Europas. III Barockzeit,  Otto Müller Verlag, Salzburg, 1959, s..457

[9] H. Jurkowski, Szopkowe ksenofobie, „Teatr Lalek” 1993, nr 1, s.2

Leave a Reply