Przejdź do treści

ŚWIAT WYJĘTY Z OKA MÜNCHHAUSENA

Rozmowa z Walentyną Mikołajczyk – Trzcińską, dziennikarką uprawiająca publicystykę społeczno-polityczną i kulturalną, krytykiem teatralnym i literackim, pisarką i tłumaczką, głównie literatury rosyjskiej.
Walentyna Mikołajczyk-Trzcińska

Co Cię uwiodło w prozie Zygmunta Krzyżanowskiego?

Najpierw uwiodła mnie sama postać Krzyżanowskiego i to, czego się o nim dowiedziałam. Zetknęłam się z tą postacią tłumacząc książkę p. Niny Molewej, „Wiek XX widziany z Moskwy” wydaną kilka miesięcy temu, której jest on jednym z bohaterów, bo to książka wspomnieniowa, mocno osadzona w realiach minionego stulecia. Temat książki zafrapował mnie szczególnie, bo pochodzę z rodziny polskiej z dawnego zaboru rosyjskiego, która również zawędrowała w głąb Rosji. Tyle, że nam udał się wyścig – zawsze, gdy granice Polski przesuwały się na zachód, my zdążaliśmy je przeskakiwać we właściwym kierunku. Wiele polskich rodzin miało mniej szczęścia. Do dziś w samej Moskwie mieszka około pół miliona ludzi o polskich korzeniach. I – proszę ich nie mylić z komunistami.

Zaraz, zaraz – kim jest Nina Molewa?

Profesorem, historykiem sztuki i literatury, z pochodzenia Polką urodzoną i mieszkającą w Moskwie. Podobnie jak jej mąż, Eli Bielutin (właściwie: Bellucci, z krakowskich Bellucich-Potockich), znany w świecie artysta malarz, twórca rosyjskiej szkoły tzw. nowego realizmu. Polskość w ich domu jest chroniona, przyjaźnie z Polakami trwałe. Zygmunt Krzyżanowski był stryjecznym dziadkiem Niny Mole – Bielutin. I on na łamach jej książki występuje. Przez wiele lat w Polsce nikt o tym pisarzu nie słyszał. Charakter tej postaci, wartości, które on w tej rodzinie reprezentował były intrygujące. W chwili, gdy usłyszałam, że jest taki pisarz, że funkcjonuje w obecnej Rosji jako pisarz polsko – rosyjski, chciałam poznać jego twórczość. Dostałam wybór jego opowiadań – pierwszy, jaki się ukazał w Moskwie w 1989 roku. Jak zaczęłam je czytać po rosyjsku, to stwierdziłam, że trzeba je jak najszybciej przełożyć na język polski. I dać Polakom do poczytania. To jest proza, która tworzy pewien pomost pomiędzy naszą piękną klasyką XIX-wieczną a Gombrowiczem i Mrożkiem. Tego w naszej literaturze brakowało.

To dziwna proza, bo uwiodła właściwie każdego, kto się z nią zetknął – także młodzież – Krzyżanowski stał się pisarzem bardzo trendy…

Nie tylko polską młodzież, bo i francuską, niemiecką… To we Francji, a nie w Polsce czy w Rosji powstały pierwsze fan-kluby Krzyżanowskiego. W jego opowiadaniach i powieściach świat jest mocno odrealniony, właściwie prawie nigdy nie jest osadzony w realiach, w których Krzyżanowski przeżył połowę życia, czyli w Moskwie, w ówczesnym ZSRR. On jest osadzony w jakimś nieokreślonym państwie, dziwnym świecie, w którym zachodzą procesy dziejące się wbrew człowiekowi, wbrew naturze człowieka. Myślę, że takie zagrożenie odczuwają współcześni młodzi ludzie na całym świecie i dlatego pisarz jest im bliski.

W minionych czasach nie tylko w Moskwie, ale i w państwach będących satelitami ZSRR, wszystko było wbrew ludzkiej naturze i wbrew człowiekowi…

Taaak. Krzyżanowski wolnej Polski nie znał. Ani tej międzywojennej, ani – satelickiej PRL. Pokazuje w swoich utworach ogromną samotność człowieka wobec sił totalitarnych. Samotność jednostki. Nie nazywa tych sił. Po prostu – żądza władzy ludzi mocnych, nieczułych, niewrażliwych. Czy to opowiadania alegoryczne typu „Bezrobotne echo”, „Most przez Styks”, czy to opowiadanie osadzone w konkretnym mieście na konkretnych ulicach, czy powieść osadzona wśród konkretnych ludzi – samotny człowiek żyje w takim wrogim mu świecie. I – trwa. W tej chwili tłumaczę jego powieść pt. „Klub zabójców liter”. Tam kilku bohaterów przedstawia swoje literackie wizje wydarzeń, które nigdy nie mają być przeniesione na papier. Ale one wszystkie się toczą wokół jednego tematu. Dzieją się nie wiadomo gdzie – gdzieś w Europie, a może w ogóle – w naszej „globalnej wiosce”… Ale zawsze jest wola jednostki przetrwania godnie w porównaniu z tym, co ją otacza, osacza. Jeden ze współczesnych rosyjskich pisarzy, profesor filozofii, Piotr Kalitin, ostrzega: „Oby nasz świat nie przerodził się w senne wizje bohaterów Krzyżanowskiego”.

Jego proza to pogranicze fantastyki. Ale… Mimo wszystko ten świat nie jest światem mrocznym. Jest pogodny…

Obok grozy występuje poczucie humoru, obok sarkazmu – żart, dowcip. „Powrót Münchhausena” to pojedynek dwóch fantastów: barona i Krzyżanowskiego. Istnienie barona, który „ani razu nie chował się przed prawdą, lecz całe życie pojedynkował się z nią, parując fakty fantazją”, Krzyżanowski wywodzi z… rachunku nieprawdopodobieństwa. Prawdziwą klęską barona okazała się Rosja tamtych lat – świat wyjęty z oka Munchhausena okazał się… prawdziwy. Wcześniej, podczas swego pobytu w Anglii, baron rozgniewał katedrę Św. Pawła. Ta dobywszy się z fundamentów ściga go po całym Londynie, aż ten musi się salwować ucieczką na koniu szachowym!

I chyba ten żart, dowcip, błysk humoru szczególnie uwodzi dzisiejszego czytelnika…

Bardzo możliwe i wydaje mi się, że to jest bardzo polska jego cecha. Właśnie to mamy u Mrożka i u Gombrowicza. Zdawałoby się, że świat już jest nie do wytrzymania, aż do bólu i nagle pojawia się jakiś żart, przymrużenie oka, kpina, nawias, cudzysłów.

I wszystko może toczyć się i trwać dalej?

No właśnie. Krzyżanowski kojarzył mi się zawsze z Kafką. Byli rówieśni. Kafka jednak jest strasznie mroczny, bez wizji wyjścia. U Krzyżanowskiego jest ratunek, jest nadzieja, czy to w dotknięciu dłoni drugiego człowieka, czy to w uśmiechu, czy w dobrym spojrzeniu kobiety na przechodnia. Jest coś, co te tragizmy łagodzi.

I w tym tkwi jego urok.

To jest urok – masz rację.

Ma on jeszcze jedną urokliwą cechę – spojrzenie, radość dziecka. Pisze o tragicznym losie jednostki w totalitarnym świecie, a jednocześnie cieszy się jak dziecko z każdego rozwiniętego kwiatu, obłoku płynącego po niebie, słońca, cieplejszego słowa człowieka…

Tak. Na to zwróciła mi uwagę Nina Molewa i pisze o tym w swojej książce. Ona jest szczęśliwa, że właśnie z nim poznawała Moskwę. Nauczył ją pokochać to miasto. Po swojemu, zobaczyć własnymi oczami, nie jak ciastko podsuwane na tacy. Zresztą, mnie chyba też nauczył dystansu do tego, co się pcha nam na talerz. Trzeba szukać, chcieć mieć swoje wartości i wszędzie próbować je odnaleźć. I jest to możliwe.

Jego ludzki los był tragiczny…

A mimo to nie zgubił w sobie dziecka. Tragiczny był jego los i jako człowieka i jako pisarza. Za życia, poza drobnymi utworami, nie był wydawany ani drukowany. Ale masz rację: jest w nim pogoda, jest w nim to, co p. Nina mówiła – pewność swojego sądu o świecie, którego nic nie może zachwiać, żadne przeciwieństwa losu. Dużo ze swojego losu przewidział. To jest niesamowite. M. in. napisał tak: „pośmiertna sława” – teraz jest sławny w Europie, a przypuszczam, że niebawem będzie sławny i poza Europą – „jest jak turkocący wóz, który dalej jedzie pusto”. Nie ma w nim autora. Autor tej przejażdżki już nie zazna.

Był człowiekiem o niezłomnych zasadach, o czym świadczy całe jego życie i jego pisarstwo…

Zanim zaczął pisać, studiował chyba wszystko, co było możliwe do studiowania. Zajmował się nawet wyższą matematyką! Także bakteriologią, fizyką – moskiewscy fizycy uwielbiali się z nim spotykać, zapraszany był na debaty wąskiego grona specjalistów. Człowiek, który na wielu europejskich uniwersytetach słuchał w oryginalnym języku wykładów w dziedzinach, które go interesowały. Pisarstwem postanowił się zająć dopiero mając trzydzieści kilka lat. Długo gromadził materiał. I trzeba dodać, że pisał stosunkowo krótko, gdyż zaczął na początku lat dwudziestych ubiegłego wieku, a od 1939 roku nie napisał już żadnego utworu literackiego. Zmarł w roku 1950.

Wojna przerosła wszystko, co mógłby jeszcze napisać? Wszystko się stało…

Chyba tak. Był pisarzem bardzo płodnym, bo na jego dorobek składa się 5-6 powieści, kilkadziesiąt nowel i opowiadań. Zajmował się także teatrem, studiami nad Szekspirem, jest autorem kilku dramatów i adaptacji teatralnych. A także – przekładów z literatury polskiej, z czego zresztą pod koniec życia się utrzymywał. Śpieszył się bardzo, tuż przed śmiercią miał lekki wylew i przestał rozróżniać litery. Korekty robiła więc żona, pod jego dyktando. Tak jak jego literacki bohater, baron Münchhausen i on się pożegnał z alfabetem. Tyle, że napisał powieść „Powrót Münchhausena” 15 lat wcześniej. „Klub zabójców liter” też. Jest coś takiego, że litery zamykają w książce głęboki sens, który jest w samym zamyśle. Widocznie potem już nic nie można z tym zrobić.
Nie wiem czemu, ale im głębiej wchodzę w twórczość Krzyżanowskiego, tym więcej widzę czytelnych sygnałów wskazujących pewne autorytety, czy to z dziedziny filozofii, czy antropologii, nauk przyrodniczych, matematycznych, o których my, współcześni, zapomnieliśmy. Może warto się cofnąć np. do Kanta, Hegla i jeszcze raz próbować nowej drogi? Osiągnięcia myśli ludzkiej, którymi pisarz się nasycał – przecież my też je mamy. Na wyciągnięcie ręki. Trzeba tylko chcieć zajrzeć do biblioteki.
Przed II wojną Stalin zaczął szczelnie zamykać Rosję, Krzyżanowski mógł czerpać jedynie z pokładów własnej wiedzy i kontaktów z wybitnymi myślicielami, humanistami mu współczesnymi – burza mózgów trwała – powstawały nowe gałęzie nauk. Dzisiaj łączy się prawo z ekonomią, naukami politycznymi i socjologią… Prof. Jurij Osipow stworzył na Uniwersytecie Moskiewskim jedyną na świecie katedrę filozofii ekonomii. Który ekonomista-praktyk zajmuje się filozofią?!

My też mamy takie dziwne postacie w nauce, np. prof. Aleksander Sieroń, który skończył Wydział Elektryczny na Politechnice Śląskiej, potem poszedł na medycynę, dzisiaj jest profesorem o 5 specjalizacjach medycznych, jednym z twórców urządzenia do magnetostymulacji  itd… Za młodu był też kaskaderem w wielu polskich filmach. On też dzisiaj z pełnym przekonaniem mówi o tym, że nie można zasklepiać się w jednej dziedzinie i że takich ludzi koncentrujących się na kilku dziedzinach wiedzy i łączących je w jakąś całość będzie coraz więcej.

Wąskie specjalizacje mogą być ślepymi uliczkami naszej przyszłości. Nigdy nie będzie słuszne rozszczepianie w nieskończoność komórki bez zastanawiania się, jakiego organizmu jest ona częścią. To, o czym mówisz jest u Krzyżanowskiego. Oczywiście, żył on w szczególnej sytuacji politycznej. Wiadomo, że w latach 30. XX wieku nic stamtąd nie mogło się przebić na świat. Ani ze świata tam.

Ten wywiad jest dla specyficznego odbiorcy: przede wszystkim polskiego emigranta w Ameryce. Myślę, że znajdą oni, jeżeli sięgną do prozy Krzyżanowskiego, wiele odpowiedzi na nurtujące ich pytania i uzasadnień wielu swoich niepokojów…

Na pewno. Krzyżanowski mieszkając i żyjąc w Rosji nieustannie był na emigracji. Duchowej. I – zawsze mówił, że jest Polakiem na emigracji w Moskwie. Nawet nie w Rosji, nie w Związku Radzieckim, ale w Moskwie. W książce Molewej, „Wiek XX widziany z Moskwy”, która na razie wyszła tylko po polsku, widać, jak ci emigranci, w małych grupkach – wiadomo, że w czasach stalinowskich przyznawanie się tam do polskości było niebezpieczne – musieli się często spotykać, omawiać to, co do nich z Kraju docierało. A jak pięknie oni do dziś mówią po polsku. Pani Nina swój polski zawdzięcza właśnie Krzyżanowskiemu. Piękna, stara polszczyzna, w której ludzie mówią pełnymi zdaniami, te zdania są właściwie artykułowane, nie powstają językowe dziwolągi.
 
Jaki był Krzyżanowski jako człowiek?
 
Nie znamy jego pierwszych 35 lat życia. Nie wiemy, co tworzył będąc jeszcze w Kijowie. Podejrzewamy, że mógł być korespondentem kijowskich gazet, a może nie tylko, może także innych gazet zaboru rosyjskiego. Być może swoje korespondencje z Europy pisał po polsku i publikował w polskojęzycznych mediach, bo przecież podróżując po Europie musiał się z czegoś utrzymywać. Kataklizmy historyczne i skomplikowane losy osobiste rzuciły go w roku 1922 do Moskwy. Chcąc zachować duchową niezależność w warunkach sowieckiej rzeczywistości, tworzył w osamotnieniu, a utrzymywał się głównie z wykładów, sporadycznych publikacji, przekładów literatury polskiej.
Wiemy o jego długiej współpracy z teatrem Tairowa. W moje ręce trafił właśnie IV tom jego dzieł zebranych wydany po rosyjsku. Jest tam przepiękny esej, „Poetyka tytułów” – precyzja, jasność pokazania, wręcz wykres, jak tytuł oddaje to, co zawiera utwór, a czego nie zawiera. Ale to, co wiemy autorze to nadal tylko strzępy. Wiemy, że miał w Moskwie mocną pozycję w środowisku artystów i inteligencji w tamtych latach, wiemy, że współpracował z teatrem Tairowa. Ale to tylko druga połowa jego życia a ludzi, którzy go znali już nie ma.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Justyna Hofman

1 komentarz do “ŚWIAT WYJĘTY Z OKA MÜNCHHAUSENA”

  1. Bardzo tego pisarza polubiłam (chwała Pani za tłumaczenia!), właściwie pokochałam, ale tylko tę jego prozę która jest najbliższa realizmowi.

Leave a Reply